kloki Napisano 15 Luty 2007 Autor Napisano 15 Luty 2007 Witam.Prosze o info w sprawie tego medalu". Średnica ok 3 cm. Ile warto za niego dać? Pozdrawiam.
coriolan Napisano 15 Luty 2007 Napisano 15 Luty 2007 treść postu deda"to znaczek słuzbowy-W warszwskim okręgu sądowym istnieją sądy gminne dla jednej lub kilku gmin jako odpowiedniki sądów pokoju w miastach.Skład:sędzia gminny i trzech ławnków,rozpatrywanie sprawy w składzie co najmniej 3 osobowym,w tym przewodniczący.Ławnicy powinni znać język rosyjski,a sędzia nadto posiadać odpowiednie wykształcenie,w tym wyższe.Sędziów mianuje minister sprawiedliwości,a ławników gubernatorzy w uzgodnieniu z prokuratorem sądu okręgowegoNa dole postu powołana literatura
grba Napisano 15 Luty 2007 Napisano 15 Luty 2007 Jest to odznaka służbowa ławnika. W zaborze rosyjskim, w Królestwie Polskim działały sądy gminne, które obejmowały swoim działaniem jedną lub kilka gmin; składające się z sędziego i nie mniej niż trzech ławników; urzędowały w siedzibach sądów pokoju, które mieściły się w warszawskim okręgu tylko w miastach. Sędzia i ławnicy byli wybierani na trzy letnią kadencję; ławnik musiał znać język rosyjski w piśmie.Odznaka z monogramem Aleksandra II panował 1855-1881Daty: 2 marca 1864 (według kalendarza juliańskiego, starego stylu" był to 19 luty 1964) - ogłoszenie dekretu cara Aleksandra II o uwłaszczeniu chłopów w Królestwie Polskim
grba Napisano 15 Luty 2007 Napisano 15 Luty 2007 Jak działały sądy gminne... najlepszy opis mamy u Władysława St. Reymonta (Chłopi, t. I Jesień, Rozdział III)Teraz szła sprawa Bartka Kozła z Lipiec o kradzież świni u Marcjanny Antonówny Pacześ. Świadkowie: taż Marcjanna, syn jej Szymon, Barbara Piesek itd.– Świadkowie czy są? ˇ zapytał ławnik.– Jesteśmy! – zawołali chórem.Boryna, który dotąd samotnie a cierpliwie stał przy kracie, przysunął się nieco do Paczesiowej przywitać, boć to była Dominikowa, matka Jagny.– Oskarżony, Bartek Kozioł, bliżej, za kratę.Niski chłop przepychał się ze środka tak gwałtownie, aż kląć poczęli, że depcze po kulasach i przyodziewek ozdziera.– Cichojta, ścierwy, bo prześwietny sąd mówi! – krzyknął Jacek, wpuszczając go.– Wy Bartłomiej Kozioł?Chłop drapał się frasobliwie po gęstych, równo obciętych włosach; głupowaty uśmiech skrzywiał mu suchą, wygoloną twarz, a małe rudawe oczki chytrze skakały po sędziach niby wiewiórki.– Wy Bartłomiej Kozioł? – zapytał znowu sędzia, bo chłop milczał.– Dyć juści, on ci Bartłomiej Kozioł, dopraszam się łaski prześwietnego sądu! – piszczała ogromna kobieta, wpychając się siłą za kraty.– A wy czego?– Dopraszam się łaski, a dyć ja żona tego chudziaka, Bartka Kozła – i kłaniała się ręką ziemi, aż wyrurkowanym czepcem zawadzała o stół sędziowski.– Świadkujecie?– Niby to za świadka? ni, jeno dopraszam się...– Woźny; wyrzuć ją za kratę.– Wychodźta, kobieto, bo nie la was tu miejsce...–Chwycił ją za ramiona i pchał zadem.– Dopraszam się prześwietnego sądu, kiej mój ano nie dosłyszy na ten przykład... – krzyczała.– Wychodźta, póki po dobremu – i aż jęknęła, tak ją ciepnął na kratę, bo ani kroku po dobroci ustąpić nie chciała.– Wyjdźcie, będziemy głośno mówili, to choć on Kozioł, a usłyszy!Zaczęło się wreszcie badanie.– Jak się nazywacie?– Hę?... a, przezywam?... Przeciech wołali mę, to niby wiedzieć wiedzą...– Głupiś. Jak się nazywacie? – indagował nieubłaganie sędzia.– Bartek Kozioł, prześwietny sądzie – rzuciła żona.– Ile lat?– Hę?... a, lat?... bo ja to pomnę! Matka, wiele to ja mam roków?...– Pięćdziesiąt i dwa, widzi mi się, będzie na zwiesnę.– Gospodarz?...– I... trzy morgi piachu i ten jeden krowi ogon... sielny gospodarz.– Był już karany?– Hę?... karany?– Czy siedzieliście w kozie?– To niby w kreminale?... karany?... Matka, byłem to w kreminale, hę?...– A byłeś, Bartku, byłeś, a to cię te ścierwy dworskie o to zdechłe jagniątko...– Juści, juści... na paśniku znalazłem zdechłe jagnię... wzionem, co miały psy rozwłócyć... poskarżyły, przysięgły, com ukradł, sąd przysądził... wsadziły mę i siedziałem... Niesprawiedliwość jest ino, niesprawiedliwość... – mówił głucho i obzierał się znacznie na żonę.– Oskarżeni jesteście o kradzież maciory Marcjannie Pacześ! Wzięliście ją z pola, zagnali do domu, zarznęli i zjedli! Co macie na swoją obronę?– Hę? Zjadłem! Żebym tak Boga przy skonaniu nie oglądał, że nie zjadłem!... o świecie rodzony, ja zjadłem! – wołał żałośnie.– Cóż macie na swoją obronę?– Obronę... miałem to co rzec, matka?... Juści, baczę; niewinowatym, świni nie zjadłem a Marcjanna Dominikowa, na ten przykład, szczeka bele co, kiej ten pies, że ino chycić za ten paskudny pysk a sprać... a...– O ludzie, ludzie!... – jęknęła Dominikowa.– To już sobie później zrobicie, ateraz mówcie, jakim sposobem świnia Paczesiowej znalazła się u was?...– Świnia Paczesiowa.. u mnie?... Matka, co to wielmożny dziedzic rzekli?...– A dyć, Bartku, to o tym prosiaku, co to za tobą przylazł do chałupy...– Baczę, juści, że baczę, bo prosiak to był, a nie świnia żadna; dopraszam się łaski wielmożnego sądu, niech słyszą, com ano rzekł, i przywtórzę; prosiak to był, a nie świnia; białny prosiak, a kiele ogona abo i zdziebko poniżej czarno łaciaty.– Dobrze, ale skąd się wziął u was?– Niby u mnie?... Zarno wszyćko dokumentnie rzeknę, z czego się pokaże la prześwietnego sądu i la zgromadzonego narodu, co jestem niewinowaty, a Dominikowa cygan jest baba, pleciuch i ozornica zapowietrzona!– Ja cyganię! A dyć tej Najświętszej Panienki uproszę, żeby was pierun bez świętej spowiedzi nie trzasnął! – rzekła cicho, z westchnieniem ciężkim do obrazu Matki Boskiej, wiszącego w rogu izby, Dominikowa, a potem, że to już ścierpieć nie mogła, wyciągnęła zwiniętą, chudą pięść do niego i syknęła:– Ty złodzieju świński! ty zbóju! ty!... – i rozczapierzyła palce, jakby go chycić chciała.Ale Bartkowa rzuciła się do niej z krzykiem.– Co! biłabyś go, suko jedna, biłabyś, czarownico, kacie synowski, ty!– Uciszyć się! – zawołał sędzia.– Stulta pyski, kiej sąd mówi, bo waju wyciepnę na osobność! – poparł Jacek, podciągając parcianki, bo mu się był obertelek oberwał.Uciszyło się zaraz, a baby, że to blisko było do chwycenia się za łby, stały już cicho, ino się oczami jadły a wzdychały ze złości...– Mówcie, Bartłomieju, mówcie wszystko a prawdę.– Prawdę?... Samą czystą kiej szkło prawdę rzeknę, rzetelnie powiem, kiej na spowiedzi, kiej gospodarz do gospodarzy, kiej swój do swojaków, bom gospodarz z dziada pradziada, a nie komornik, nie prefesjant jaki abo i jenszy miescki zdzier. To tak było.– Patrz dobrze w głowę, byś czegój nie przepomniał –radziła.– Nie przepomnę, Magduś, nie. To było tak. Szedłem se... a baczę, że to rychtyk zwiesna była... i za Wilczym Dołem, wedle Borynowej koniczyny... idę se i mówię pacierz, bo na ten przykład przedzwonili już na Anioł Pański... nocka też szła... idę se... jaż tu słyszę: głos nie głos? Loboga, myślę se: chrząka albo i nie chrząka?... Oglądnąłem za się niczego nie widno, cicho całkiem. Złe mę kusi czy co?... Ide dalej i że mę zdziebko mrówki oblazły ze strachu, mówię se Pozdrowienie Anielskie. Chrząka znowu! Cie! myślę sobie, nic, jeno swynia to abo i zasie prosiak. Zlazłem zdziebko w bok, w koniczynę i obejrzałem się... juści, że cosik lizie za mną, przystanąłem ja przystanęło i to, a białne, niskie i długie... a ślepie świeciły kiej u źbika abo zgoła u złego... Przeżegnałem się, a że i skóra mi ścierpła, tom ruszył lepszym krokiem jakże, abo to wiadomo, co się po nocach tłucze?... A wszyscy w Lipcach wiedzą, co na Wilczych Dołach straszy.– Juści, że prawda, bo łoni, kiej Sikora przechodził tam nocą, to go ułapiło za grdykę i rzuciło o ziemię, i tak zbiło, że chłop chorzał dwie niedziele – objaśniała żona.– Cichoj, Magduś, cichoj! Idę, idę... idę... a to fort lezie za mną i chrząka! A że to był rychtyk miesiączek wylazł se na niebo, to patrzę, a to ino prosiak, nie złe. Ozgniewałem się, bo co se ten głupi myśli – straszyć, tom rzucił nań patykiem i idę ku domowi Szedłem se miedzą, między Michałowymi burakami a pszenicą Borynowa, a potem między jarką Tomka a owsem tego Jaśka, co go łoni do wojska wzieni, a którego to kobieta akuratnie wczoraj zległa... Prosiak fort za mną kiej pies, to se idzi obok, to wlazł w kartofle Dominikowej i tu pysknie, i tam pysknie, i chrząknie, i kwiknie, a nie ostaje, ino za mną...Skręciłem na ścieżkę, co bieży na przełaj – ona za mną. Gorąco mi się zrobiło, bo laboga, taka świnia, co może nie świnia! Skręciłem na drogę wedle figury, prosiak za mną... Widziałem, biały był, a kiele ogona, poniżej ździebko, czarno łaciaty! Ja bez rów – ona za mną, ja na te mogiłki, co za figurą są – ona za mną, ja na kamionki, a ona kiej mi się nie rzuci pod kulasy – rymnąłem kiej długi. Opętana czy co?... Ledwiem się pozbierał, a ona kiej nie zadrze ogona i w skok przede mną! A lećże se, zapowietrzona, pomyślałem. Ale nie uciekła, ino wciąż przede mną leciała – aż do samej chałupy – do samej chałupy, prześwietny sądzie, aż w ogrodzenie weszła, aż do sieni wlazła, a że drzwi do izby były wywarte, to i do izby poszła... Tak mi Panie Boże dopomóż Amen !– A potem zarznęliście i zjedli, prawda? – rzekłˇ sędzia rozbawiony.– Hę! Zarznęli i zjedli?... A cośwa zrobić mieli? Przeszedł dzień – prosiak nie odchodzi; przeszedł tydzień jest, ani jej wygonić, bo z kwikiem wraca!... Moja podtykała jej, co mogła, bo jakże głodem morzyć, Boże stworzenie też... Prześwietny sąd jest mądry, to sprawiedliwie se wymiarkuje, że com z nią biedny sierota miał zrobić? Niktoj po nią nie przychodził, a w domu bieda – a żarła, że i dwie drugie tyle nie zechlają..: Jeszcze z miesiąc, to by nas zeżarła i z bebechami... Co było radzić? Miała ona nas – tośwa my ją zjadły, a i to niecałą, bo na wsi się zwiedziały, a Dominikowa poskarżyła, że to jej, przyszła ze sołtysem i zabrała wszyćko...– Wszystko?... a cały zad to gdzie?... – syknęła złowrogo Dominikowa.– Gdzie? Spytajta się Kruczka i drugich piesków. Wynieśliśmy na noc do stodółki. Psy, że to czujne psie pary, a wrota były dziurawe, wyciągnęły i bal se sprawiły moją krwawicą, że chodziły obżarte kiej te dziedzice.– Hale, świnia sama poszła za nim, głupi uwierzy, ale nie sąd. Złodziej jucha, a barana młynarzowi, a gęś dobrodziejowi to kto pokradł, co?...– Widziałaś, co? Widziałaś! – wrzasnęła Kozłowa, przyskakując z pazurami.– A kartofle z organistowego dołu to kto?... A cięgiem cosik komuś we wsi ginie, to gąska, to kury, to sprzęt jaki – ciągnęła nieubłaganie.– Ty ścierwo! Coś ty robiła za młodu, a i co twoja Jagna teraz wyprawia z parobkami; to ci tego nikt nie wypomina, a ty kiej ten pies...– Wara ci od Jagny! Wara, bo ci ten pysk tak spierę, że... Wara!... – ryknęła wielkim głosem, ugodzona jak w żywe mięso.– Cichojta, pyskacze, bo za drzwi wyciepnę! – uciszal Jacek, podciągając parcianek.Zaczęło się przesłuchiwanie świadków.Najpierw świadczyła poszkodowana, Dominikowa a zeznawała cichym, nabożnym głosem i przysięgała co chwila przed tą Częstochowską, jako świnia jej, i żegnała się, i biła w piersi, że prawda jest, jako ją ukradł z pastwiska Kozioł, i nie żądała od prześwietnego sądu kary na niego, niech mu już tam Jezusiczek czyśćca za to nie pożałuje – ale domagała się wielkim głosem sądu i karyza to, że tak spostponował ją i Jagnę wobec całego na–rodu.Świadczył potem Szymek, syn Dominikowej; czapkę powiesił na rękach złożonych jak do pacierza, oczów nie spuścił z sędziego i jękliwym, nieprzytomnym głosem zeznawał, że świnia była matczyna, że białna była cała, ino kiele ogona czarną łatę miała, a ucho rozerwane, bo ją był Łapa Borynowy chycił na zwiesnę, a tak kwiczała, że chociaż w stodółce był – usłyszał...Potem zawezwano Barbarę Piesek i innych.Świadczyli po kolei i przysięgali, a Szymek wciąż stał z czapką na rękach, wpatrzony pobożnie w sędziego, a Kozłowa darła się za kratę z krzykiem zaprzeczań i złorzeczeń, a Dominikowa ino wzdychała do obrazu, a pogląda ła na Kozła, który skakał oczami, nasłuchiwał, a obzierał się na swoją Magdusię.Naród słuchał uważnie i raz w raz szmer, to uwagi złośliwe albo śmiech się rozległ głuchy pod powałą, aż Jacek musiał przyciszać groźbą.Sprawa ciągnęła się długo, aż do przerwy, w której sąd poszedł do sąsiedniej izby na naradę, a naród wysypał się do sieni i przed dom odetchnąć nieco: kto pojeść zdziebko, kto ze swoimi świadkami się zmówić, kto wywodzić krzywdy swoje, a jenszy znowuj wyrzekać na niesprawiedliwość a pomstować, jak to zwyczajnie bywa na rokach.
kloki Napisano 15 Luty 2007 Autor Napisano 15 Luty 2007 Witam.Prosze o info w sprawie tego medalu". Średnica ok 3 cm. Ile warto za niego dać? Pozdrawiam.
kloki Napisano 15 Luty 2007 Autor Napisano 15 Luty 2007 Druga strona. Rok 1864. Co do średnicy nie jestem pewien, ale coś około 3-5 cm.Pozdrawiam i prosze o pomoc.
kloki Napisano 15 Luty 2007 Autor Napisano 15 Luty 2007 Witam.Dziękuję wszystkim za wypowiedzi i tłumaczenie tekstu deda.Pozdrawiam! P.S.Akurat Chłopów 3 część zdarzyło się kiedyś przeczytać, więc ten watek z życia Borynów znam :)
ded Napisano 15 Luty 2007 Napisano 15 Luty 2007 это должностной знакВ Варшавском судебном округе существуют т. н. гминные суды[1]. Эти суды учреждаются на одну или несколько гмин и состоят из гминного судьи и не менее 3 лавников. Они заменяют в уездах мировых судей, которые в варшавском округе существуют лишь в городах (ст. 472 учр. с. уст.), но имеют немного менее широкий круг ведомства, чем мировые судьи. Как гминный судья, так и лавники, избираются гминными сходами на 3 года. От лавников требуется грамотность в русском языке, от гминных же судей, между прочим, чтобы они получили образование в учебных заведениях, не исключая и начальных училищ, или выдержали соответствующее этому испытание, или же прослужили не менее 3 лет в таких должностях, при исправлении которых могли приобрести практические сведения в производстве судебных дел[2]. Гминные судьи утверждаются в должности—министром юстиции, a лавники—губернатором по соглашению с прокурором окружного суда (ст. 487 сл. учр. с. уст.). В решении дела в гминнном суде должны участвовать не менее 3 членов, считая в том числе и председателя.Гминный суд сходен с германским судом шеффенов, но, с другой стороны, отличается от него тем, что 1) в нем весь состав суда—выборный и притом, 2) избираемый на продолжительный срок в 3 года[5].--------------------------------------------------------------------------------[1] Спaсович, О гминах и гминных судах в губерниях Царства Польского. Юр. В. 1889 г., № 4. Статьи Юренева и Рычковав Журн. Гр. и Угол. права; 1875 г., № 5—6; 1873 г., № 5; также Боуффала, О гминном законодательстве. В Ж. С.-Петерб. Юрид. О-ва. 1898 г. .№ 10. Фойницкий, Курс, стр. 147 сл."
Pytanie
kloki
Witam.
Prosze o info w sprawie tego medalu". Średnica ok 3 cm. Ile warto za niego dać?
Pozdrawiam.
9 odpowiedzi na to pytanie
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.