Skocz do zawartości

Sensacyjne odkrycie w Opolu


grba

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Madonna cennym skarbem

Dorota Wodecka-Lasota 15-05-2006 , ostatnia aktualizacja 15-05-2006 13:44

Konserwatorce Beacie Wewiórce nie dawała spokoju leżąca ćwierć wieku w muzealnym magazynie zamalowana olejną farbą Madonna z dzieciątkiem. Zabrała ją w końcu do swej pracowni i ślęcząc po nocach, odkryła skarb, jakiego Opolszczyzna nie widziała

Rzeźba od 1982 r. znajdowała się najpierw w magazynie w Bierkowicach, a ostatnio w budynku Muzeum Śląska Opolskiego przy ul. św. Wojciecha. Do tego magazynu Beata Wewiórka zaglądała często, wszak jest konserwatorem dzieł sztuki, i coraz to zabierała stamtąd do naprawy jakieś płótno. Intrygowała ją Madonna w niebiesko-czerwonej sukience, często się jej przyglądała, potem o niej myślała. - W jej kształcie było coś ciekawego. Postanowiłam w końcu podejrzeć ją pod mikroskopem i zobaczyłam, że w szczelinach pod wierzchnią warstwą farby olejnej jest jeszcze jedna warstwa - opowiada. - Zaczęłam robić odkrywki w różnych partiach i zawsze pod spodem coś jeszcze było.

Ale co? To była wielka niewiadoma. Postanowiła zaryzykować i sprawdzić, czy pod farbą nie kryje się gotycka polichromia. Oczywiście można było się tego dowiedzieć, wysyłając figurę do badania podczerwienią lub promieniami roentgena, ale na to muzeum nie ma pieniędzy. Beata zabrała więc Madonnę do swojej prywatnej pracowni.

Miesiąc na pół twarzy

- Zdecydowałam się odsłonić pół twarzy. Ręcznie, skalpelem, bo odczynniki chemiczne mogą usunąć laserunek, czyli cieniutką warstwę farby nadającą policzkom i ustom odcień różu - wyjaśnia.

Przez miesiąc niemal codziennie do późnej nocy siedziała z lupą nad figurą i milimetr po milimetrze ściągała wierzchnie warstwy farby. Najpierw olejnej, a potem tempery. Bywało, że mąż musiał ją niemal siłą z pracowni wyciągać, by wypoczęła.

- Praca była bardzo trudna i bardzo nerwowa. Naprawdę byłam zestresowana, że pod spodem nie ma nic - wspomina. Po kilkunastu dniach odsłoniła pod olejną farbą czarną tęczówkę oka i ciemną brew. Ostrożnie zaczęła je... usuwać, ponieważ przeczucie podpowiadało jej, że ta czerń również nie jest oryginalna.

- Gotyk jest subtelny, a tej brwi brakowało subtelności - zaznacza Beata. Nie pomyliła się. Po miesiącu pracy zobaczyła pół twarzy z idealnie zachowaną gotycką polichromią. - Miałam szczęście. Karnacja, najważniejsza w polichromii gotyckiej, zachowała się - opowiada uradowana.

Odkrycie całej twarzy pierwotnej Madonny, postaci dzieciątka z atrybutami oraz szat zajęło jej trzy miesiące.

W karnacji twarzy konserwatorka odnalazła znany już przed naszą erą tzw. aurypigment, zawierający arszenik i nadający żółty odcień. Musiała go wykorzystać, sztukując rzeźbie czubek nosa. I była to jej jedyna ingerencja w dzieło średniowiecznego artysty. Beata bowiem do wszelkich konserwacji podchodzi z wielką pokorą. Tego nauczyła się w Sankt Petersburgu, gdzie studiowała konserwację dzieł sztuki.

Nie znosi w konserwacji sakraliów złoceń, które jej zdaniem bardziej schlebiają gustom księży zamawiających renowację, niż oddają piękno zabytku. - Są nienaturalne, świecą się, a istotą piękna jest patyna. Takie ocukrowane zabytki zatracają swego ducha - uważa.

W przypadku polichromii Madonny z dzieciątkiem była równie stanowcza. - Odsłoniłam ją, zaimpregnowałam i więcej żadnych dodatkowych ingerencji. Ona jest przecież taka piękna - komentuje z zachwytem dodając, że drugiej takiej madonny na Opolszczyźnie nie ma na pewno.

Skąd się wzięła?

- Ta rzeźba nawiązuje do stylu tzw. pięknych madonn. Powstały po 1400 roku, mają wysokie czoła, charakterystyczną pozę przegięcia i dzieciątko na rękach - wyjaśnia Joanna Filipczyk, kierująca działem historii sztuki w opolskim muzeum. Zabytek jest w nim od 1982 r., od kiedy to Kazimiera Lejman, wówczas szefowa działu historii sztuki, kupiła ją od mieszkańca Kluczborka. - Według relacji oferenta Madonnę kupił po wojnie jego dziadek od młynarza spod Byczyny. Na tym młynarzu ślad się zatem urywa - mówi Filipczyk. - Kazia przypuszczała, że ta rzeźba pochodzi z kościoła pod wezwaniem św. Piotra w Byczynie, który raz był w rękach katolików, raz protestantów. Ta rzeźba jednak nie pojawiła się dotąd w żadnej literaturze przedmiotu. To dziś zdarza się niezwykle rzadko, by trafić na zabytek zupełnie nieopracowany. Niewątpliwie historia tej Madonny to temat na bardzo ambitną pracę naukową - przypuszcza Filipczyk.

Podobnego zdania jest Wewiórka. - Polichromia figury jest bardzo podobna do znanej z literatury Madonny z Kłodzka, która jest datowana na XIV wiek. Należałoby je porównać, by ocenić, czy kłodzka nie jest młodsza od naszej. Ale to już rola historyka sztuki - kończy Beata Wewiórka.

Kim jest Beata Wewiórka?

Niewątpliwe jedną z najważniejszych dziś osób w opolskiej kulturze. Choć jej obrazy zdobywają nagrody na prestiżowych wystawach, mówi o sobie skromnie: - Nie jestem malarką, tylko konserwatorem zabytków, z tego żyję. Po malarstwo sięgam, kiedy mam czas, a mam go mało.

Realizuje się w abstrakcji. - Chcę uruchomić wyobraźnię widza, a nie myśląc o wiośnie, pokazać realistycznie zieloną trawkę, listki, jabłoń. Ja chcę zaangażować widza w obraz, bo każdy ma swoje skojarzenia z wiosną. Ale malarzowi trudno jest opowiadać, inaczej byłby pisarzem - tłumaczyła nam kiedyś.

Mimo że maluje abstrakcję, uwielbia mistrzów wczesnego renesansu. - Kiedy wyczerpię tematy, nie mam nic do powiedzenia, chcę się uspokoić i odpocząć, zabieram się do malowania moich ikon - przyznaje.

Na co dzień pracuje w dziale konserwacji Muzeum Śląska Opolskiego. - Do wykonywania tego zawodu potrzeba zdolności manualnych, wiedzy o nowoczesnych technologiach konserwacji oraz o warsztacie dawnych mistrzów, a w końcu wyobraźni - wylicza. Konserwator dzieł sztuki to zatem dla niej rzemieślnik, naukowiec i artysta w jednym.

Napisano
a czy to mądre że ta pani bierze skalpel i sobie ryje w twarzy madonny? ja bym zaczął od jakiegos kawałka mniej ważnego. Bo zrozumiałem że uprawiała metody konspiracyjne, partyzanckie i chałupnicze. Jakby cos nie wyszło to by odstawiła gdzieś albo zrobiła jak w filmie poszukiwany poszukiwana"
Artystka od abstrakcji i rzeźba średniowieczna.
Napisano
Ta pani jest fachowcem od konserwacji i kierowała się intuicją, która u fachowców jest bezbłędna. Oczyściła rzeźbę z wszystkich poźniejszych przemalowań i uzyskała wartwę pierwotną wraz z wiekową patyną. Rezultat będzie można podziwiać w muzeum. Bardzo podobały mi się jej uwagi na temat współczesnej mody złocenia zabytków.
Wybacz, ale przypominasz mi mojego psa, który czasami gryzie bez sensu...
Napisano
Napiszę tyle, ze teraz te rzeźba jest cenniejsza, zresztą zawsze się tak konserwuje, żeby zwiększyć wartość przedmiotu, dlatego zdejmuje się te x warstw nałożonych w wiekach późniejszych.
Pozdrawiam
Napisano
Trzeba tylko ustalić, kto, gdzie i kiedy wyrzeźbił. A swoją drogą, to kolejny przykład skarbu „zaginionego” w muzealnych magazynach...
Napisano
Zanim się pozagryzacie :-) Pani zaczęła od tego miejsca bo daje najlepsze szanse na odkrycie wcześniejszej warstwy .
Lica rzeźb były rzadziej przemalowywane i powieszenia jest wygładzona to też nie jest bez znaczenia przy zdejmowaniu kolejnych warstw.
Pozdr.
Oksio
Napisano
no ważne że się udało i że wogóle miała taki pomysł zeby sprawdzić. i nie dobrze że to była jedyna metoda na konserwację.
tylko że chyba ryzykowała trochę no bo jakby coś ni eposzło to czy by odpowiadała za to? pewnie pare innych osób, jacyś szefowie i tacy tam, też by musiało odpowiadać za stosowanie takich nieformalnych metod.

a tak poz tym to pierwszy raz mi ktoś tu nabluzgał, choć wiele razy nie zgadzano się z tym co pisze.
Napisano
Kilku moich kolegów zajmuje się ta branżą i to prawdziwe chybił trafił przy braku elektroniki (koszta).
Jak się cos pobiera z magazynu i to się spartaczy to kicha .
Ale większość tych rzeźb ma taka farbę jaka proboszcz zaakceptował często chamska olejna.
W latach przedwojennych też malowali czym popadnie i tak trafiają się skarby.
Pozdr.
Oksio
Ps. A jakie są magazyny ,to szok mnie reanimowali:-)
Napisano
To co piszesz to norma bo w PRL-u zrobiono katalogi zbiorów sakralnych taki przewodnik dla złodziei . Nie ominęły te sprawy naszych sąsiadów w Słowacji i Czechach mieli eldorado.
A co ciekawe zachowały się tam tez nasze dokumenty (Spisz ) .Szły w dobrych cenach do Polski.
Napisano
Już po załamaniach szat - widać na oko, że rzeźba cenna i średniowieczna, polichromia tylko potwierdza. A ile takich pięknych dzieł sztuki, wala się jeszcze w innych magazynach muzealnych, tylko sam Bóg wie. Brak szacunku dla sztuki.
Napisano

W Opolu z tyłu uniwersyteckiego Collegium Maius ustawiono cztery barokowe figury pochodzące z XVIII wieku, z warsztatu śląskiego artysty Henryka Hartmanna. Zostały wykonane na zamówienie Luizy Frankenbergowej i zdobiły ogród jej letniej rezydencji w Biestrzykowicach pod Namysłowem.
Przetrwały nienaruszone wojenną zawieruchę. Zniszczone zostały dopiero w latach 50. przez nieznanych wandali. W 1968 roku ówczesna opolska konserwator zabytków Krystyna Wicher-Jesionowska przeniosła szczątki dzieł do ogrodu zamku w Rogowie (siedziby biblioteki wojewódzkiej). Tam przeleżały kilkadziesiąt lat. Znaleźli się sponsorzy i dzisaj po odtworzeniu brakujących elementów zdobią miasto. A tak mało brakowało, by jakiś chłop ułamkiem rzeźby blokował drzwi stodoły...

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie