Skocz do zawartości

Utajniony upadek bombowca w Poznaniu


mac

Rekomendowane odpowiedzi

10 czerwca 1952 roku o godz. 8.30 na ulice Poznania spadł polski bombowiec produkcji radzieckiej - na miejscu zginęła załoga, sześciu przechodniów, około piętnaście osób zostało rannych. Miejsce katastrofy oraz wszelkie informacje na jej temat zostały od razu utajnione.

Wielozadaniowy bombowiec Pe-2FT produkowany był w ZSRR od 1942 roku jako ulepszona wersja popularnego Pe-2. Skonstruował go inż. Władimir Petlakow, który sam zginął podczas lotu takim samolotem. W 1945 roku w polskim wojsku znajdowało się 107 maszyn Pe-2FT, w dwa lata po katastrofie poznańskiej wycofano je z użycia, przekazując do kasacji, i zastąpiono odrzutowymi bombowcami Ił-28.

Dla trzyosobowej załogi samolotu Pe-2FT o numerze bocznym 14353 miał to być zwykły lot ćwiczebny. Jednak w drodze powrotnej na poznańskie lotnisko na Ławicy przestał działać najpierw prawy, a potem lewy silnik. Pilot chciał wylądować awaryjnie nad Wartą, zobaczywszy jednak grupę dzieci grających w piłkę, poleciał dalej. Nie zdołał już opanować i poderwać samolotu. Przed samym rozbiciem słychać było podobno strzały - załoga, strzelając w powietrze, miała ostrzec przechodniów przed nadlatującym bezszelestnie (z niesprawnymi silnikami) samolotem. Ciężka maszyna zerwała dach hali Robotniczej Spółdzielni Pracy i wbiła się w skarpę nieopodal budowanego mostu Królowej Jadwigi. Kilkadziesiąt metrów wokół leżały pozwijane i pogniecione metalowe części samolotu, zgromadzona amunicja i paliwo eksplodowały, wszystko natychmiast stanęło w płomieniach.

Dowodzony przez dwudziestoletniego pilota chor. Zdzisława Larę bombowiec z 21. Pułku Lotnictwa Zwiadowczego w Poznaniu spadł nieopodal skrzyżowania ulic Garbary, Droga Dębińska i Królowej Jadwigi (ówcześnie Marchlewskiego). Pilot tak jak i jego nawigator osiemnastoletni chor. Stanisław Kuć zaledwie sześć miesięcy wcześniej ukończyli szkołę lotniczą w Dęblinie. Na pokładzie znajdował się też Józef Bednarek - strzelec i radiotelegrafista. Wszyscy oni zginęli. Zginęło także sześciu cywili znajdujących się wówczas w okolicy rozbicia samolotu - trzech robotników pracujących przy rozbudowie sieci telefonicznej i linii tramwajowej oraz trzech przechodniów. Rannych zostało około piętnastu osób - nie sposób ustalić jednak tego dokładnie, ponieważ dokumentacja medyczna z tego okresu została zniszczona.

Milicja od razu szczelnie otoczyła teren katastrofy, nie dopuszczając tam nikogo. Do wieczora uprzątnięto wszystkie ślady, ale teren był niedostępny jeszcze przez kilka dni - o wypadku nie wspomniały ani gazety, ani radio. Od początku starano się maksymalnie sprawę utajnić oraz wymazać z ludzkiej pamięci. Zachowały się raporty i zdjęcia z wojskowego śledztwa (niedawno dopiero odtajnione) oraz notatka z poufnego biuletynu KW PZPR w Poznaniu relacjonująca ówczesne wydarzenia: W dniu 10.VI.br. o godz. 8.30 spadł wojskowy samolot przy ul. Marchlewskiego a róg Drogi Dębińskiej. Samolot ten nadleciał od strony Starołęki na wysokość około 30 m. obniżając swój lot uderzył podwoziem halę maszyn Robotniczej Spł. Pracy, zrywając dach z tejże hali, następnie uderzył w słup drewniany i z kolei w dwa słupy sieci tramwajowej przez to nastąpił upadek, który spowodował śmierć 7 osób (...)".

W sprawozdaniu oficera politycznego z końca czerwca 1952 roku badającego nastroje w 21. Pułku Lotnictwa Zwiadowczego w Poznaniu znalazł się fragment relacjonujący wizytę radzieckich pilotów i ich zdziwienia na widok będących jeszcze w użyciu bombowców Pe-2FT: W okresie tym, zlądował również na naszym lotnisku wojskowy samolot radziecki. Załoga rozmawiając z naszymi pilotami, między innymi mówiła że dziwno im, że tu jeszcze latają na s-tach, które w Związku Radzieckim zostały już dawno wycofane. W związku z tym, znów można było słyszeć cały szereg rozmów w których mówiono, że mamy już stare samoloty na których silniki są już stare, po remontach - więc nie trudno o wypadek. W celu zlikwidowania takich nastrojów, główna uwaga pracy politycznej skierowana była na to zagadnienie. Na naradzie aktywu partyjnego zwołanego w tym celu, Dowódca Pułku i Inżynier dokładnie omówili właściwości s-tu Pe-2 i jego chlubne tradycje. Aktyw partyjny otrzymał wskazówki do pracy oraz zadania indywidualne".

W skład pięcioosobowej komisji badającej okoliczności wypadku z 10 czerwca 1952 roku, pod kierownictwem gen. Iwana Turkiela (w latach 1950-56 dowodził polskim lotnictwem), wchodził tylko jeden Polak, zresztą najniższy szarżą w tej grupie. Pozostali byli radzieckimi oficerami. Komisja zakończyła swoje prace już po trzech dniach. Winą za wypadek obciążono pilota, pomimo iż komisyjnie stwierdzono niesprawność prawego silnika. Pilot chorąży Zdzisław Lara w panicznym nastroju" miał nieprawidłowo schodzić do awaryjnego lądowania. Nie rozpatrywano też w ogóle okoliczności wcześniejszych wypadków na tego typu samolotach, których było w przeszłości już kilka.

Informacje o katastrofie starano się wyciszyć, a sam fakt wypadku wręcz zataić – samoloty produkcji radzieckiej nie mogły być awaryjne, w oficjalnej propagandzie były po prostu niezawodne. Tymczasem pochodzące z czasów II wojny światowej maszyny były już mocno wyeksploatowane, a awarie przytrafiały się niemal codziennie. Informacje o upadku bombowca udało się na tyle skutecznie wymazać z pamięci zbiorowej, że dopiero ponad 50 lat po katastrofie zaczęły ukazywać się pierwsze o niej wzmianki. Na trop notatki z biuletynu KW PZPR w Poznaniu trafił historyk z poznańskiego IPN-u Przemysław Zwiernik, który razem z Krzysztofem M. Kaźmierczakiem nagłośnił sprawę w artykule prasowym w „Głosie Wielkopolskim” (10.06.2007). Dokładnie rok później w miejscu rozbicia bombowca postawiono pomnik upamiętniający ofiary.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,120074,title,Utajniony-upadek-bombowca-w-Poznaniu,wid,14559509,wiadomosc.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie