Skocz do zawartości

1920. Bitwa Warszawska". Historia obrazkowa


grzeb

Rekomendowane odpowiedzi

Cudu nie było. Był natomiast sukces polskich kryptologów, którzy złamali sowieckie szyfry. Polacy znali rozkazy dowódców bolszewickich. Czasem zanim dotarły one do adresatów
Obrazy z filmowych epopei wojennych trwają czasem przez pokolenia w zbiorowej pamięci jako prawdziwy obraz historii. Nawet gdy z ekranu wieje przaśną nieudolnością lub poetycką dezynwolturą. Przykładem tej pierwszej są obrazy zmagań z hitlerowskimi czołgami w naszej powojennej kinematografii. Sowieckie T-34 z demobilu, z ich charakterystycznymi obłymi wieżami, z domalowanymi białymi krzyżami na burtach, udają niemieckie ygrysy".

Przykładem twórczego poprawiania rzeczywistości jest obraz Terrence'a Malicka Cienka czerwona linia" o II wojnie światowej na Pacyfiku, a w nim łany gigantycznej trawy, w których zanurzeni są amerykańscy żołnierze nacierający na japońskie bunkry. Wizja wstrząsająca, a przy tym - czysta fantazja. Na tropikalnych wyspach takich dywanów trawy nie ma, zasiano ją wcześniej wedle widzimisię Malicka, ale po obejrzeniu filmu obraz traw wraca do mnie zawsze, gdy myślę o walkach na południowym Pacyfiku.

1920. Bitwa Warszawska" Hoffmana przypomnieć ma nam słabo obecną w zbiorowej pamięci kulminację najnowszej historii Polski. Dla widzów młodych będzie to może najważniejszy przekaz o bitwie, która zapewne zmieniła bieg historii, a przy okazji uratowała nas jako naród.

Jakie obrazy zostaną w pamięci po Bitwie Warszawskiej"? Jak wizja reżysera ma się do historycznych przekazów i wiedzy o jej przebiegu? Oto mikroalmanach Bitwy".

Artyleria

Zwana królową wojny, tak też traktowana była od ponad wieku w najsilniejszych armiach europejskich: napoleońskiej, pruskiej, a potem niemieckiej i rosyjskiej. I w bolszewickiej, która znakomity sprzęt i równie świetnych artylerzystów odziedziczyła po armii carskiej (armaty miała też zdobyczne, po zachodnich siłach interwencyjnych). Maszerujące na Warszawę armie Tuchaczewskiego były o wiele lepiej wyposażone w armaty, zwłaszcza ciężkie, niż obrońcy. Polaków tylko po części ratowały kłopoty bolszewików z zaopatrzeniem w amunicję. Ta dysproporcja pokazana jest w filmie Jerzego Hoffmana efektownie, choć nie wprost. Nasi artylerzyści uwijają się przy ładowaniu lekkich trzycalowych polówek. Artylerzystów sowieckich nie widać, ale widać, i to fantastycznie sfilmowane przez Sławomira Idziaka, efekty ich pracy: eksplozje ciężkich sowieckich pocisków demolują cmentarz, wyrywając w powietrze całe grobowce.

Bohaterowie

W 1920. Bitwie Warszawskiej" roi się od historycznych postaci. Skoro reżyser miał ambicję pokazania nie tylko patriotycznego romansu i krwawych jatek, lecz także kontekstu zmagań pod Warszawą, nie mogło być inaczej. Historyczne, a co gorsza powszechnie znane postacie to kłopot, a nierzadko i niezamierzona groteska na ekranie. Ale nie u Hoffmana. W Bitwie" udała się sztuka arcytrudna - aktorzy popularni są wiarygodni w roli postaci historycznych i naprawdę do nich podobni, a nawet jeśli nie całkiem, to chociaż w jednym, charakterystycznym rysie. Najciężej miał Daniel Olbrychski grający Piłsudskiego, ale wybrnął z tego zadania znakomicie - sylwetka, gesty, zdystansowana poufałość świadczą o dobrej znajomości psychiki i zachowań Komendanta.

Klasą dla siebie są Andrzej Strzelecki w roli Witosa i Bogusław Linda jako Wieniawa-Długoszowski. Gorzej z postaciami z panteonu sowieckiego granymi przez aktorów rosyjskich (wreszcie ekranowi Rosjanie mówią jak Rosjanie), choć Trocki jest znakomity, a i w oczach filmowego Tuchaczewskiego jest coś niesamowitego; to wypisz wymaluj oczy prawdziwego dowódcy pochodu za Wisłę.

I tylko gen. Haller, jak nie miał szczęścia w historiografii, tak całkiem nie ma i do swojego filmowego wizerunku u Hoffmana.

Budionówka

W maju 1918 roku sowiecki Ludowy Komisariat ds. Wojny ogłosił konkurs na nowe umundurowanie Armii Radzieckiej. Do końca tego roku konkurs rozstrzygnięto. Najbardziej efektownym i fantazyjnym elementem nowych mundurów okazała się czapka - spiczasta, z odwijanymi na skronie i potylicę nausznikami. Nie jest jasne, skąd wziął się ten spiczasty kształt - czy to nawiązanie do pikielhauby armii niemieckiej, która skądinąd sprawiła Rosjanom w niedawnej wojnie światowej potężne lanie, czy, przeciwnie, spiczasta czapka to wariacja na temat średniowiecznych hełmów ruskich wojów. Za drugą możliwością przemawiałaby pierwotna nazwa spiczastej czapki: bogatyrka, czyli ohaterówka", rzecz przynależna bohaterom. Nazwa ta długo nie ostała się - żołnierze zwali je frunzetkami i budionowkami, od nazwisk dowódców armii, w których spiczaste czapki pojawiły się najwcześniej. W 1920 r. budionówka w polskiej propagandzie wojennej stała się jednym z symboli bolszewickiej agresji i brutalności. Pod Warszawą wielu najeźdźców miało na głowach budionówki (zarówno w piechocie, jak i w kawalerii) - w filmie Hoffmana sukienna budionówka także jest obficie reprezentowana (budionówki skórzane był to szyk wyższych szarż i czekistów). Po prawdzie jednak rozmaitość nakryć głowy czerwonoarmistów w czasie wojny z Polską była oszałamiająca; prócz czapek wszelkiego autoramentu zdarzały się też zrabowane meloniki i damskie kapelusze.

Cud nad Wisłą

W finale 1920. Bitwy Warszawskiej" Piłsudski powiada do Wieniawy, że kto wie, może i zwycięstwo to było cudem. Ale Piłsudski już wtedy, a my dziś, zwłaszcza po pomnikowej publikacji historyka Grzegorza Nowika sprzed paru lat, wiemy, że cudu nie było. Był natomiast ogromny sukces naszych kryptologów, którzy złamali sowieckie szyfry i potrafili na bieżąco odczytywać radiowe depesze dowódców wroga. Nasi kryptolodzy referatu radiowywiadu 1. Armii i Biura Szyfrów byli tak sprawni, że polscy sztabowcy znali rozkazy dowództwa bolszewickiej XVI Armii dla dywizji, zanim dotarły one do adresatów. (Na dobitkę Polacy, naprawdę tak jak w filmie, zagłuszali częstotliwości używane przez Armię Czerwoną czytając po rosyjsku Pismo Święte).

Piłsudski był wybitnym wodzem, także dlatego, że perfekcyjnie wykorzystał przewagę ofiarowaną mu przez polskich kryptografów. Cudu nad Wisłą jednak nie było. Pan Bóg jak zawsze stał po stronie silniejszych (choć mniej licznych) batalionów.

Czołgi

Kto pamięta, jak wielka była we wrześniu 1939 roku przewaga liczebna czołgów niemieckich, a potem, po 17 września, czołgów sowieckich nad polskimi, może być zaskoczony, że w wojnie 1919/1920 roku polskie czołgi nie miały rywali po stronie bolszewickiej. Zasługa w tym Francji. Wiosną 1919 roku w składzie Armii Polskiej we Francji formowanej przez gen. Józefa Hallera pod politycznym patronatem Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu sformowany został 1. Pułk Czołgów. Była to całkiem poważna jednostka pancerna, liczyła 120 francuskich czołgów wolnobieżnych typu Renault FT 17, kilkadziesiąt ciężarówek i motocykli, niemal tysiąc żołnierzy.

W filmie Wieniawa-Długoszowski (grany przez Bogusława Lindę) napomyka Piłsudskiemu, że mamy tylko jeden pułk czołgów". Ale te 120 czołgów czyniło z polskiej armii podczas wojny z bolszewikami czwartą siłę pancerną na świecie!

Sam czołg to też nie były przelewki. Renault FT 17, niewielki, nowoczesnej konstrukcji, uzbrojony w karabin maszynowy lub działko 37 mm, z charakterystycznym śmiesznym grzybem nad wieżyczką, był bodaj najbardziej udanym czołgiem lekkim I wojny światowej (wyprodukowano ich 3800 sztuk, a biły się jeszcze w naszych barwach w kampanii wrześniowej, zaś w armii fińskiej jeszcze w wojnie zimowej z Sowietami).

W czerwcu 1919 roku pułk przetransportowany został do Polski. Ówczesna doktryna użycia czołgów zakładała, że ich podstawowym zadaniem jest wsparcie w natarciu piechoty, a nie samodzielne przełamywanie frontu. Stąd polskie dowództwo szybko rozdrapało pułk czołgów na kompanie. Chwilą wielkiej chwały dla polskich czołgów była bitwa o Radzymin.

W obronnych liniach Warszawy był Radzymin miastem kluczowym. Zaatakowany i zdobyty przez sowiecką piechotę 13 sierpnia, w ciągu następnych dwóch dni w trakcie ciężkich walk przechodził z rąk do rąk. Ostatni raz zaatakowali miasto żołnierze elitarnej 27. Dywizji Strzelców Witowta Putny rankiem 16 sierpnia. Ich natarcie wspierały samochody pancerne Austin-Putiłow. Do kontrataku ruszył polski 30. Pułk Piechoty wspierany trzema czołgami Renault i ostatecznie wyparł bolszewików z okolic Radzymina.

Przed Falaise i Studziankami był Radzymin.

Na potrzeby 1920. Bitwy Warszawskiej" zbudowano dwie udane repliki czołgów Renault (jedna z nich przed trzema dniami trafiła przed Teatr Wielki, by uświetnić premierę filmu Hoffmana).

Logistyka

Napoleon i Hitler połamali sobie zęby na Rosji z powodu problemu z zaopatrzeniem. Problem ten, jak kij, miał dwa końce - idące w Europę armie rosyjskie także musiały się zaopatrywać po straszliwie wyciągniętych liniach. Tuchaczewski miał wyjątkowo podłą sytuację, bo drogi i tory kolejowe na szlaku jego pochodu za Wisłę zostały w dużym stopniu zniszczone podczas wojny światowej.

Logistyka marszów armii Tuchaczewskiego musi imponować nie mniej niż jego operacyjna zręczność. Zarekwirowane 20 tysięcy chłopskich furmanek dowoziło amunicję i odwoziło rannych, żołnierze służb inżynierskich dociągnęli szerokie rosyjskie tory hen w głąb Polski.

Armia Czerwona, choć wyglądała na bandę dzikich obszarpańców - dowodzona przez wybitnych dowódców - była naprawdę twardym orzechem do zgryzienia.

Okopy

Konsultant historyczny filmu Hoffmana prof. Janusz Cisek zadbał niemal o każdy historyczny detal. W gruncie rzeczy prawie do każdej sceny (z wyjątkiem kabaretowych popisów Nataszy Urbańskiej, których klimat bardziej pasuje do telewizyjnego show) można by dołączyć parę źródłowych przypisów. Ot, choćby scena kopania okopów na skraju Radzymina. W tej wojnie tak silne umocnienia były wyjątkiem. Ochotnik 201. Pułku Jędrzej Giertych wspominał: Gdyśmy do Radzymina wkroczyli, poczuliśmy od razu, że dzieje się tu coś niezwykłego. Budowano wokół Radzymina okopy. Nie jedną linię, ale całą sieć, całe kretowisko okopów". Jak w filmie.

Samoloty

Jedną z bardziej efektownych scen filmu Hoffmana jest zmasowany nalot polskich dwupłatowców na maszerujący na Warszawę oddział Armii Czerwonej. Nasi dzielni lotnicy ciskają na bolszewików malutkie bombki, a ci szaleją pośród wybuchów gęstych jak podczas nalotu USAF na Drezno ćwierć wieku później.

Carskie lotnictwo miało fantastyczne konstrukcje maszyn bojowych (w tym najcięższych bombowców), a przedrewolucyjni rosyjscy piloci należeli do światowej elity. Kłopot bolszewików polegał na tym, że jeśli już posadzili ich do samolotów, to ci czym prędzej odlatywali do wroga. W 1920 roku mieliśmy więc wyraźną przewagę w powietrzu, a polskie samoloty mocno dawały się Armii Czerwonej we znaki. Na południowym wschodzie, co opisał Babel, i pod Warszawą. Tyle że raczej ostrzeliwały wroga z lotu koszącego, niż prowadziły odręczne bombardowania. Witowt Putna, dowódca 27. Dywizji Strzelców zwanej Żelazną", wspominał: [pod Radzyminem polskie samoloty] dosłownie terroryzowały nasze tyły, wykonując śmiałe naloty na sztaby i tabory i ostrzeliwały każdą grupkę z karabinów maszynowych. W czasie tych nalotów szczególnie ucierpiała 81. Brygada, która długo porządkowała swe szeregi".

No, ale miotane garściami bomby niewątpliwie lepiej przemawiają do wyobraźni widza.

Skorupka, ksiądz Ignacy

Kapelan lotny przy I Batalionie 236. Pułku Armii Ochotniczej zginął podczas natarcia pod Ossowem. Wbrew legendzie i niezliczonym namalowanym później obrazom (niemal wszystkie pozbawione są wartości artystycznych) nie prowadził ataku z krzyżem w ręku, lecz jak na kapłana przystało towarzyszył nieostrzelanym, w większości młodziutkim żołnierzom. Zginął od postrzału w głowę. Jego śmierci nikt z towarzyszy broni zrazu nie zauważył. Dopiero czas jakiś po natarciu, być może nawet dwie godziny później, dowódca kompanii legionista ppor. Słowikowski przypomniał sobie, że kątem oka widział, jak podczas natarcia kapelan potknął się i upadł. Ppor. Słowikowski odszukał ciało ks. Skorupki na pobojowisku. Brakowało butów księdza i zegarka - zapewne zrabowali je czerwonoarmiści.

Szable

W roku 1920 przypadkowe i nadzwyczaj zróżnicowane uzbrojenie i umundurowanie oddziałów frontowych obu walczących stron zostało znacznie ujednolicone, ale i tak mozaika typów i modeli broni nawet w ramach jednej formacji bojowej mogła przyprawić o zawrót głowy. Nie inaczej było z szablami. Polskie fabryki w Warszawie, potem w Krakowie i we Lwowie produkowały szable wz. 1917 jeszcze podczas I wojny światowej z przeznaczeniem dla tzw. Polnische Wehrmacht, polskiej siły zbrojnej formowanej przez kazjerowskie Niemcy po kryzysie przysięgowym w Legionach i wykorzystywanej na froncie. Te tak zwane siedemnastki miały dość sporą krzywiznę głowni i charakterystyczny jelec - krzyżowo-kabłąkowy, z wydatnym ramieniem i dużą łezką. Z czasem ten model szabli ostał się w zbiorowej pamięci II Rzeczypospolitej o roku 1920 (w czym niemały udział miały malowane masowo przez Wojciecha Kossaka i jego syna Jerzego sceny ułańskie z 1920 roku).

W 1920. Bitwie Warszawskiej" siedemnastka pojawia się w całej okazałości bodaj w rękach głównego bohatera Jana Kryńskiego (gra go Borys Szyc), w czasie pojedynku o honor żony.

Ale prócz siedemnastek używano mnóstwa innych szabel. Lubiono szable francuskie (gustowali w nich szwoleżerowie), popularne były szable austriackie. Na terenach byłych zaborów używano przede wszystkim szabel po kawalerii byłych zaborców. Stąd też popularność szabli rosyjskich, tzw. szaszek, charakterystycznych słabo zakrzywionych, bezjelcowych szabel o rozdwojonej głowicy stylizowanej na głowę ptaka.

W formacjach bolszewickich królowały szaszki carskie i bolszewickiego już wyrobu - z pięcioramienną gwiazdą na tylnej części głowicy. W filmie Hoffmana gwiazd tych nie widać, ale i nasi, i ich wrogowie dzierżą takie szable, jakie powinni.

Śmierć

Przez wiek z okładem prawdziwa, frontowa śmierć od karabinowego pocisku była w filmach nieobecna. Twórcy serwowali widzom przedziwny balet: trafiona, umierająca ofiara jeszcze gdzieś maszerowała, jeszcze łapała się za bok, za pierś albo za plecy, padała na kolana, jeszcze coś wygłosiła, by wreszcie lec i ostatni raz coś zgrabnego powiedzieć. Bodaj dopiero Spielberg w Szeregowcu Ryanie" postawił kropkę nad i": uderzenie pocisku ma tak wielką energię, że trafionym rzuca jak kukiełką, a z rany wylotowej pocisk wyrywa chmurę krwi oraz przemielonych mięśni i wnętrzności. Taka jest śmierć w 1920. Bitwie Warszawskiej": potężne uderzenie pocisku, cios bagnetem, krew, brud, przerażenie.

Taczanka

Karabin maszynowy maksim na wózku z końskim zaprzęgiem. Albo na zdobycznym dworskim powozie. Albo na wozie chłopskim. Genialny wynalazek bolszewicki, połączenie szybkości i siły ognia. Podczas bitwy taczanki wypadały galopem przed linię atakujących czerwonoarmistów, w pędzie zawracały (bo maksim skierowany był z reguły w tył) i zasypywały pociskami wroga. A gdy przeciwnik wstrzelał się w nie, pędem odjeżdżały. Były bronią tak skuteczną, że z czasem zaczęli je montować własnym przemysłem polscy żołnierze. W filmie taczanek rzecz jasna nie brakuje - w końcu to emblematyczna figura bolszewickiej rewolucji, rosyjskiej wojny domowej i wojny 1920 roku - i widać, że były one improwizowane na wszystkim, co się ruszało. Tak jak w roku 1920.

Tyraliera

W XX wieku oprócz musztry pierwszą nauką każdego rekruta było trzymanie dystansu do sąsiedniego żołnierza w tyralierze. Żołnierze zbijający się w grupki, co psychologicznie u nowicjuszy naturalne, żyli na froncie najkrócej, bo ściągali na siebie skuteczny ogień wroga.

Tę starą prawdę przez dziesięciolecia ignorowali filmowcy. Na ekranie żołnierze szli pod kule tłumnie, depcząc sobie po piętach, bo w filmowym kadrze fałsz ten prezentował się efektownie. Jerzy Hoffman na szczęście pokusie tej nie uległ, choć i w jego filmie piechota oraz kawaleria atakują w szyku nazbyt zwartym, by atak ten mogli przeżyć.

Zbrodnie bolszewickie

Komu filmowy czekista Bykowski w wykonaniu Adama Ferencego wydaje się postacią przesadzoną, powinien mieć pretensje do autora filmowych dialogów. Cała reszta - prawdziwa. I władcza rubaszność. I hemoroidy, przypadłość w epoce konnej powszechna. I stosunek do zdobycznych kobiet. I zbrodnie. Pochód Armii Czerwonej na Polskę znaczony był gwałtami, torturami, egzekucjami. Aż do przedpola Warszawy. Dowodem choćby pomnik w Rybienku Leśnym nad Bugiem, w miejscu zamordowania 15 sierpnia 1920 roku ppor. Antoniego Wołowskiego i sześciu innych wziętych do niewoli osób.

Filmowy komisarz Bykowski celnie pokazuje, że masowe zbrodnie nie były w krzepnącym systemie sowieckim ani wynaturzeniem, ani reakcją na niepowodzenia - były wbudowanym w system narzędziem sprawowania władzy.

-------

W trakcie realizacji filmu Hoffman odwołał się do pomocy stowarzyszeń miłośników dawnego umundurowania i uzbrojenia, którzy kompletują i odtwarzają żołnierskie wyposażenie i odgrywają epizody historycznych walk. Nikt niemal nie zna tak jak tzw. rekonstruktorzy szczegółów dawnego uzbrojenia, umundurowania, a nawet musztry, obyczajów czy taktyki.

Dzięki fachowej konsultacji prof. Ciska i wiedzy rekonstruktorów film daje widzowi wyjątkowo wierny w naszej kinematografii obraz epizodów wojny 1920 roku i zdarzeń wokół niej. Każdy z historycznych obrazków skonstruowanych przez Jerzego Hoffmana jest wiernym odbiciem materialnych realiów epoki. A że film składa się z osobnych obrazków, przypominających XVIII-wieczne spektakle tzw. żywych obrazów, tym większa tej detalicznej wierności epoce waga.

Inna kwestia, czy te obrazki układają się w spójną całość, dają prawdę o historii, pozwalają zrozumieć przeszłość i nas samych - jak filmy sprzed lat, zwłaszcza filmy szkoły polskiej, skądinąd grzeszące dezynwolturą w ukazywaniu historycznego detalu.

http://wyborcza.pl/1,75480,10369106,_1920__Bitwa_Warszawska___Historia_obrazkowa.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie