Skocz do zawartości

Bałtyk pełen skarbów


Rekomendowane odpowiedzi

Ekolodzy głośno protestują przeciwko budowie Gazociągu Północnego, natomiast archeolodzy są nią zachwyceni. Podczas prac odnaleziono dziesiątki wraków, które utonęły niegdyś w Morzu Bałtyckim.


Na początku lat 40. ubiegłego wieku niemieccy inżynierowie w ramach testów wystrzelili na Morzu Bałtyckim kilka bomb szybujących typu Henschel HS 293. Mechaników Trzeciej Rzeszy spotkało jednak rozczarowanie. Układ sterowniczy obiektu latającego nie działał prawidłowo.

Dzisiaj, prawie 70 lat później, jedna sztuka tej ważącej niemal tysiąc kilogramów bomby stanęła na drodze rurociągu mierzącego 1220 kilometrów, który ma bezpośrednio połączyć Niemcy z rosyjską siecią gazową.

Przy pomocy dźwigu wyciągnięto przeszkodę z wód Morza Bałtyckiego niedaleko miejscowości Lubmin w Meklemburgii–Pomorzu Przednim. Kiedy bomba została w końcu usunięta, mocodawcy - konsorcjum Nord Stream - odetchnęli z ulgą. W ciągu ostatnich miesięcy poznali bowiem nieobliczalną naturę Morza Bałtyckiego, natknęli się na góry śmieci i pozostałości statków sprzed stuleci.


Ślady tysiącletniej historii handlu morskiego i świadectwa dziesiątek wojen butwieją w mule morskim. W głębinach spoczywają nie tylko przedmioty o wartości kulturowo-historycznej, lecz również granaty gazowe, granaty burzące oraz bomby lotnicze – wszystkie stanowią przeszkodę dla budowy gazociągu. - Sytuacja nie należała do najłatwiejszych. Byliśmy pod niesamowitą presją czasu – reasumuje rzecznik konsorcjum Steffen Ebert.

Wydobywanie materiałów bojowych z dna morza uważane jest wśród fachowców za szczególnie niebezpieczne i wymaga większej wprawy niż te same operacje na lądzie. Nurkowie lokalizują podejrzane znaleziska przy pomocy ręcznych sond i ostrożnie je odsłaniają. Wtedy nadchodzi moment, w którym trzeba zdecydować, czy ma się do czynienia z niebezpiecznym materiałem.

Często zdecydować nie jest łatwo, gdyż skorodowana bryła nie daje się zidentyfikować. Nurkowie najbardziej obawiają się granatów gazowych z czasów drugiej wojny światowej. Przeżarty rdzą granat może stanowić dla nurka śmiertelne niebezpieczeństwo. W takich przypadkach wzywany jest Eckhard Zschiesche z ekipą meklemburskiego Oddziału Usuwania Środków Bojowych, która ma za zadanie umieścić niewybuchy w specjalnych pojemnikach.

Uzbrojone granaty burzące i bomby głębinowe odział detonuje pod wodą. Pozostałą amunicję utylizuje się na wyspie Uznam.

Żeby wykluczyć wszelkie ryzyko, zastosowano o wiele więcej środków bezpieczeństwa, niż robi się to zazwyczaj – mówi Ebert. Z obawy przed komplikacjami konsorcjum wyciąga z dna morskiego prawie każdy zardzewiały łańcuch kotwiczny.

Powszechnie wiadomo, że podczas budowy gazociągu konsorcjum stara się unikać wszelkich nieprzyjemnych incydentów. Ale i tak dyskomfort jest duży. Większościowym wspólnikiem Nord Streamu jest rosyjskie imperium energetyczne Gazprom – równie potężne, co zagadkowe. Strach przed zależnością od rosyjskiego giganta jest olbrzymi.

Poza tym budowa rurociągu podsyca obawy ekologów. Obawiają się oni, że projekt zakłóci ekosystem Morza Bałtyckiego. Tym usilniej Nord Stream próbuje sprawiać wrażenie potulnego kolosa. Koncern tworzy mielizny dla fok na Morzu Bałtyckim, ratuje kruszące się wraki statków, jak gdyby kierowało się harcerskim hasłem „Dobry uczynek na każdy dzień”. Pośrednio Nord Stream stał się też dużym przedsiębiorstwem archeologicznym.

Jednak te dobrodziejstwa nie wynikają całkowicie z dobrej woli Gazpromu. Konwencja Narodów Zjednoczonych o prawie morza nakazuje, żeby chronić i zachowywać wszystkie znaleziska archeologiczne i historyczne znalezione w wodach poza narodową jurysdykcją.

Dla archeologów podwodnych Morze Bałtyckie jest skrzynią pełną kosztowności, z której da się wydobyć wiele skarbów. W ubiegłym dziesięcioleciu spektakularne znaleziska wywołały międzynarodową sensację.

Latem 2003 roku u wybrzeży szwedzkiej wyspy Gotska Sandön na głębokości 125 metrów nurkowie natknęli się na wrak samolotu DC-3, który od 13 czerwca 1952 roku uważany był za zaginiony. Szwedzki samolot szpiegowski wraz z ośmioosobową załogą został zestrzelony nad Morzem Bałtyckim przez radziecki samolot bojowy. Teraz dzięki analizie DNA można było nawet zidentyfikować zwłoki pilotów.

Trzy lata później pracownicy polskiej firmy naftowej Petrobaltic podczas odwiertów naftowych odkryli wrak niemieckiego lotniskowca „Graf Zeppelin”. Los prestiżowego obiektu hitlerowskiej marynarki wojennej był nieznany po tym, jak radziecka flota dokonała konfiskaty statku po zakończeniu wojny.

Znalezisko obaliło pogłoski, że Armia Czerwona załadowała statek łupami do tego stopnia, że wywrócił się on do góry dnem u wybrzeży Rosji. W rzeczywistości 260-metrowy „Graf Zeppelin”, który nigdy nie brał udziału w działaniach wojennych, utonął nieopodal polskiego wybrzeża, około 55 kilometrów od portu we Władysławowie.

Przez ponad 90 lat nieznany był również los brytyjskiej łodzi podwodnej HMS „E18”. Wiadomo było, że maszyna wypłynęła 25 maja 1916 roku z portu Rewel (dziś stolica Estonii Tallin) w swoją ostatnią podróż. Zanim łódź została storpedowana lub trafiła na minę, oddała celny strzał w niemiecki niszczyciel „V100”. Krótko potem łódź o pionierskiej konstrukcji spoczęła w głębinach. W październiku ubiegłego roku łódź została zidentyfikowana u wybrzeży estońskiej wyspy Hiiumaa.

Prace przygotowawcze do budowy gazociągu przyniosły archeologom kolejne niespodzianki. W wodach terytorialnych państw nadbałtyckich (Rosji, Estonii, Łotwy, Litwy, Polski, Niemiec, Danii, Szwecji) wyekspediowane przez Nord Stream oddziały wydobywcze odkryły około 70 wraków – i to w korytarzu o szerokości jedynie 125 metrów.

- To olbrzymia korzyść dla archeologii – cieszy się Thomas Förster, koordynator projektu z ramienia Muzeum Morskiego w Stralsundzie. Naukowiec sam brał udział w akcji wydobycia jednego z najbardziej spektakularnych znalezisk. W 2000 roku jego ekipa odkryła u zachodnich wybrzeży wyspy Poel dobrze zachowane pozostałości kogi handlowej z XIV wieku.

Ostatnio naukowcy wydobyli jeden z 20 statków, który zatonął przy wejściu do Zatoki Greifswaldzkiej podczas III wojny północnej, toczącej się w latach 1700-1721. Bastion z wraków miał zagrodzić wrogim statkom sojuszu Prus, Danii i Saksonii dostęp do Rugii i portu w Stralsundzie. Naukowcy od dawno wiedzieli o tej formacji, brakowało im jednak pieniędzy na dokładniejszą ekspertyzę. Ale szczęście im w końcu dopisało - jeden z wraków znalazł się w pasie budowy gazociągu. Mogli więc wydobyć znalezisko na koszt Nord Streamu i dokonać bliższej analizy. Łódź, jak się okazało, była użytkowana przez 50 lat. Została zatopiona w 1715 roku.

Deski z poszycia burtowego pozwoliły zapoznać się z metodami budowy statków z końca XVII wieku. - Te znaleziska są dla nas tak cenne dlatego, że praktycznie nie ma zapisków na temat sztuki szkutnictwa z tego okresu – mówi Detlef Jantzen, archeolog z meklemburskiego Regionalnego Urzędu ds. Kultury i Konserwacji Zabytków. - Wtedy przekazywano wiedzę ustnie z ojca na syna. Ten rozszerzał ją i przekazywał kolejnemu pokoleniu – dodaje.

Kilka tygodni temu archeolodzy odkryli kolejny wrak w Zatoce Greifswaldzkiej. Frachtowiec pływał po Morzu Bałtyckim pod koniec XVIII wieku. Statek był całkowicie przykryty mułem i - w normalnych warunkach - przypuszczalnie nigdy nie zostałby odkryty. Sytuacja się zmieniła, kiedy Nord Stream zaczął szukać min. Dwa kilometry na północ od Lubmina nurkowie natknęli się na podejrzany przedmiot w dnie. Tym razem nie była to bomba. Okazało się, że jest to żeliwny piec z rurą.


Odkrycie naprowadziło nurków na ślad ukrytego statku. Okręt zachował się w mule w niesamowicie dobrym stanie - pomijając niewielkie zniszczenie spowodowane najprawdopodobniej przez piecyk. Naukowcy odkryli na drewnianej burcie ślady pożaru, który rozprzestrzeniał się od strony rufy i przypieczętował los statku. Czy ogień na pokładzie doprowadził do zguby również załogę? Tego jak na razie nie wiadomo.

Statek nie stanie się jednak kolejną atrakcją turystyczną. Historyczne znalezisko pozostanie pod wodą, obłożone workami z piaskiem, niedostępne dla publiczności. - Pod wodą jest o wiele łatwiej utrzymać taki obiekt, ponieważ nie dochodzi tam powietrze – mówi Jantzen. Ale jest to tylko część prawdy.

- To Nord Stream powinien dokonać konserwacji statku – krytykuje odkrywca kogi Thomas Förster. Jako przykład podaje Szwecję. Tam przedsiębiorstwo sfinansowało obszerną wystawę, która prezentowała wszystkie znaleziska z dna morskiego. Czy zatem Meklemburgia-Pomorze Przednie źle negocjowała z koncernem?

Rzeczywiście, land nie ma ani środków ani możliwości, żeby o własnych siłach wydobyć i administrować wrakiem. Nord Stream wprawdzie wydobył pojedyncze przedmioty z dna morskiego i umożliwił ich ekspertyzę, ale naukowcy są niezadowoleni. Pełna analiza odkrycia utknęła w połowie drogi.

Jak bardzo podwodni archeolodzy zdani są na dobrą wolę innych, pokazuje sytuacja pewnych wyjątkowych obiektów znajdujących się pod wodą. W 40 miejscach u wybrzeży Meklemburgii naukowcy dostrzegli coś, co Jantzen określa „makabrycznymi znaleziskami”. Wszystkie cieszą się oficjalnym statusem zabytku.

Chodzi o szczątki ludzi, którzy utonęli w morzu uwięzieni w małych łodziach podwodnych lub samolotach.

Podwodny cmentarz jest zagrożony przez łowców trofeów, którzy wyprawiają się tam po łupy. Urząd Ochrony Zabytków nie jest w stanie zapewnić odpowiedniej ochrony. Na miejscu są jednak nurkowie-wolontariusze, którzy regularnie krążą nad podwodnymi grobami i dbają o porządek.

http://portalwiedzy.onet.pl/4868,11122,1619787,1,czasopisma.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie