Skocz do zawartości

my szukamy karczm a tu latryn nalezy szukac


obert8

Rekomendowane odpowiedzi

Taki artykulik znalazlem w wyborczej milego czytania
Gdyby spytać archeologów, w czym najbardziej lubią kopać, większość z nich odpowie, że w... latrynie. Jak się bowiem okazuje, wiekowe wychodki kryją prawdziwe skarby

Fot. Tomasz Waszczuk / Agencja Gazeta
XIV-wieczna ubikacja to atrakcja zamku w Olsztynie
Co można znaleźć w dawno zapomnianym kloacznym dole? Wszystko. Nie wierzycie? Oto kilka przykładów.

Archeolodzy prowadzący prace w Brzegu wykopali w XVI-wiecznej latrynie bogato zdobiony kufel z herbem książąt legnicko-brzeskich. Najprawdopodobniej po drodze od biesiadnego stołu do kloaki służył jako nocnik.




Jeden ze średniowiecznych gdańskich wychodków przechował dla potomnych malowany fajans, delikatną chińską porcelanę, piękne szkło, holenderskie fajeczki, dzbany, a także XV-wieczne szelągi.

W innej gdańskiej latrynie natrafiono na niezwykle ciekawy zbiór łyżek i rytów na drewnianych przedmiotach. Należały one do artysty malującego prezbiterium jednego z tutejszych kościołów. Skąd to wiemy? Bo zachowały się przekazy, że właśnie tu mistrz ów często chadzał. Ale to nie koniec sensacji z Pomorza.

Dla każdego coś miłego

W jednej z latryn przy kościele św. Mikołaja archeolodzy odkryli zielonkawą butelkę z napisem London". XVIII-wieczne naczynie było zamknięte, a wewnątrz znajdował się zagadkowy płyn. Podobno byli nawet chętni na skosztowanie tego czegoś, ale naukowcy stanowczo im zabronili, słusznie podejrzewając, że w środku może znajdować się destylat zupełnie inny od spodziewanego.

A skoro jesteśmy przy płynach - bydgoskie muzeum farmacji jest dumne z bogatego zbioru pięknie zdobionych opakowań po lekarstwach wydobytych z jednej z latryn. Kto chce się im przyjrzeć bliżej, szybko stwierdzi, że nawet ukryte za szkłem gabloty nadal wydzielają fetor. Z daleka czuć też okazały pas rycerski wyciągnięty z ustronnego miejsca w Elblągu.

W tym samym mieście znaleziono doskonale zachowane instrumenty strunowe, tabliczki woskowe w futerale i rogowy przedmiot o kontrowersyjnym przeznaczeniu. Na początku sądzono, że będzie to wielka archeologiczna sensacja - średniowieczny wibrator. Niestety, po wnikliwych badaniach okazało się, że jest to tylko narzędzie do plecenia sieci. Na pocieszenie zostały naukowcom pochodzące z tego samego źródła dziewicze warkocze i niepotrzebne już wianki. Tych było znacznie więcej niż chustek, którymi osłaniały głowy zamężne już damy. Listę podobnych ciekawostek można by w zasadzie ciągnąć w nieskończoność - podczas prac archeologicznych w każdym polskim mieście trafi się przecież jakaś latryna. Kiedy odsłania swoje tajemnice i sypie skarbami jak z rogu obfitości, każdy zastanawia się, co spowodowało, że akurat tu można ich tyle znaleźć.

Im starsze, tym lepsze

Na początek przyjrzyjmy się dawnym miastom. Szczelnie otoczone murami, z wąskimi uliczkami wypełnionymi ludźmi, którzy dodatkowo niespecjalnie lubią się myć. I nic dziwnego - przecież żyją w miejscu pozbawionym wodociągów, nie mówiąc już o kanalizacji czy nawet śmietnikach. W wielu miastach nocniki opróżniano przez okna (w południowych Włoszech zwyczaj ten utrzymał się do lat 50. XX wieku), a śmieci palono lub wyrzucano na ulicę. Co bardziej oświecone magistraty tępiły tego typu praktyki, nakładając na brudasów surowe kary. Tak powstały latryny, do których wrzucano wszystko to, co było zepsute, niepotrzebne czy wstydliwe. Ze względu na to, że musiały obsłużyć liczne i w dodatku przeludnione kamienice, dawne wychodki były znacznie większe niż te znane nam współcześnie.

Doły kloaczne kopano do poziomu wód gruntowych, czyli z reguły na głębokość ponad pięciu metrów. Miały też większy obwód. Długość boków wynosiła zazwyczaj 1,5 na 2,5 metra. - Górę wieńczyła skrzynia z otworem - tak jak w podobnych obiektach dzisiaj - mówi architekt i archeolog Jacek Gzowski. - W przeciwieństwie do XX-wiecznych sławojek w średniowieczu i czasach późniejszych skrzynie dumania umieszczano jednak wewnątrz budynków - najczęściej były to magazynki lub stajnie.

Ze względu na możliwość zatrucia wód gruntowych przepisy miejskie wymuszały szalowanie dołów deskami i uszczelnianie ich smołą, mchem i dziegciem. Bardziej zamożni obudowywali je murkami z cegły lub kamienia. Część nigdy nie była czyszczona - kiedy dół się zapełnił, kopano obok następny. Inne opróżniano nawet kilka razy do roku. W wielu miastach ta skomplikowana operacja była nadzorowana przez miejskiego kata.

- Takie prace wydobywcze" można było prowadzić tylko nocą. Nic więc dziwnego, że często ktoś w nich tonął. Nieczystości wywożono poza mury miejskie, ale niezbyt daleko. To dlatego w wielu źródłach znajdujemy zapis, że miasto było czuć na odległość - śmieje się archeolog Grażyna Nawrolska.

Odór przetrwał do dziś. Kiedy naukowcy otwierają skarbiec wypełniony zgniłozieloną mazią, wiedzą o tym trzy najbliższe ulice. - Najłatwiej znieść jest najstarsze i murowane. Prawdziwą tragedią są te drewniane, zapełniane do XVIII, XIX wieku. Cóż jednak zrobić, skoro to paskudztwo to najlepszy materiał konserwacyjny nawet dla zwiewnych tkanin czy delikatnych barwników historycznej porcelany - wzdycha Grażyna Nawrolska.

Zielone coś" stało się w Europie przedmiotem badań nowej gałęzi biologii. Z tego, co w ym" zostało i często nadal ma się całkiem dobrze, można wyczytać, jakie choroby i pasożyty nękały dawnych mieszkańców miast. W Polsce podobną problematyką zajmuje się zaledwie kilka osób. Kto do nich dołączy, może liczyć na pewną i szybką karierę naukową.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

koleżanka studiuje archeologie i w tym roku w Stargardzie Szczecińskim kopali na starym rynku i trafili na szambo, mnóstwo ciekawych fantów a z nieprzyjemnych doznań to fakt że śmierdziało niemiłosiernie i gazowało metanem :/
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie