Skocz do zawartości

Powstańczy Tryptyk". Powstanie Warszawskie bez upiększeń. Krew i chwała, obłęd i nonsens


Rekomendowane odpowiedzi

http://wyborcza.pl/1,97737,7582408,Powstanie_Warszawskie_bez_upiekszen__Krew_i_chwala_.html

Powstanie Warszawskie bez upiększeń. Krew i chwała, obłęd i nonsens

Tak prawdziwego, osobistego i dramatycznego obrazu ostatnich dni Powstania Warszawskiego jak u por. Zbigniewa "Szczerby Blichewicza nie ma w żadnej z najbardziej znanych relacji

Trzynasty dzień Powstania. Dwóch oficerów AK obchodzi pozycje na Starym Mieście. Płonie katedra św. Jana. Niemcy kontrolują Zamek Królewski, do którego nie sposób się nawet zbliżyć. Wobec pożaru katedry powstańcy są także bezradni. Zaczynają się naloty sztukasów, bombardowania szaf (moździerzy złożonych z sześciu wyrzutni), co jakiś czas do powstańczych pozycji podjeżdża niemiecki czołg. Powstańcy nie mają działek przeciwpancernych. Jedyną bronią przeciwko czołgom są butelki z benzyną, które ktoś musi rzucić, narażając życie. Starszy z oficerów rzuca w gniewie: - To nie jest wojna! Wojna jest kalkulacją. Taką samą, jak każda inna rozgrywka... A cóż tu kalkulacja z naszej strony pomoże? Na co można liczyć, mając same blotki w ręku? Można blefować jakiś czas, ale wreszcie trzeba wyłożyć karty, a wtedy co?

Młodszy oficer, por. Zbigniew "Szczerba Blichewicz najpierw się zdziwi gwałtownością i brutalnością słów wypowiedzianych przez swego przełożonego, rotmistrza "Bończę. Ale w kolejnych dniach Powstania zacznie je przejmować jako swoje, aż wreszcie całkowicie podzieli punkt widzenia dowódcy, który zginie w Śródmieściu już po ewakuacji ze Starówki kanałami.

O Powstaniu Warszawskim napisano tyle, że trudno wymyślić coś nowego czy przeżyć zaskoczenie pod wpływem lektury. Od ponad 20 lat ukazują się wspomnienia uczestników i świadków, dokumenty, monografie, dzienniki, kroniki, albumy. Nie ma już bariery między światem emigracji i obiegiem krajowym. Historia Powstania została szczegółowo opracowana na poziomie poszczególnych dzielnic, zgrupowań, oddziałów, batalionów, kompanii, czasem nawet ulic i konkretnych domów. Teksty powstałe w latach PRL już dawno ukazały się w pełnej wersji, po wielokroć nawet uzupełnionej, poprawionej, wzbogaconej o zdjęcia, mapy, dodatki multimedialne. Znane są dokumenty ze zbiorów zachodnich, a nawet sowieckich. Powstańcze monografie Kirchmayera czy Bartelskiego mają po kilkanaście wydań.

Od nadziei do rozpaczy

Dlatego nie bardzo chciałem wierzyć autorowi wstępu do wspomnień por. "Szczerby Mariuszowi Olczakowi z Archiwum Akt Nowych, że jest w nich coś nowego. Ale po ich lekturze rzeczywiście nie sposób nie spojrzeć na Powstanie Warszawskie inaczej. Blichewicz mówi bowiem to, co nie przechodzi przez usta większości autorów opracowań o Powstaniu będących najczęściej jego uczestnikami. Widzi bohaterstwo, entuzjazm, poświęcenie, radość, ale też nie ucieka od czarnej strony Powstania: fatalnej organizacji na pograniczu nieodpowiedzialności, braku broni, który od początku skazywał powstańców na porażkę, widzi błędy konkretnych dowódców, nie przemilcza konfliktów między oddziałami, ambicjonalnej rywalizacji prowadzącej niekiedy do tragedii. Opisuje kuriozalne sytuacje pod koniec Powstania, gdy przełożeni wymagają od żołnierzy rzeczy nie tylko niemożliwych, ale wręcz bezsensownych, gdy np. każą burzyć łomami mur przed natarciem, co oczywiście słyszą ukryci po drugiej stronie Niemcy. Gdy mur wreszcie po kilkudziesięciu minutach pada, natarcie załamuje się pod gradem kul z karabinów maszynowych.

Blichewicz nie ukrywa swoich wątpliwości w sens Powstania. A zarazem walczy, i to dzielnie. Mimo ran sam prowadzi żołnierzy do natarcia, dwukrotnie odbija z rąk Niemców katedrę św. Jana na Starówce, za co dostaje Krzyż Walecznych, Virtuti Militari, a pod koniec Powstania awans na dowódcę batalionu i stopień porucznika.

Być może jego wspomnienia są inne, bo w odróżnieniu od większości powstańczych kronikarzy nie był 20-latkiem, ale miał już 32 lata. Zdał maturę w Łowiczu, w czasach gimnazjalnych był podobno wyróżniającym się instruktorem harcerskim, potem skończył podchorążówkę, po której niespodziewanie wybrał aktorstwo. Nieźle się zapowiadał na scenie, ale realizację tych planów przerwała wojna.

Mimo że Blichewicz miał konkretny przydział (do zgrupowania "Leśnika), nigdy nie trafił do swojego oddziału. Musiał stworzyć oddział z ludzi przypadkowo zebranych na ulicy, bez broni, umundurowania, żywności. W pierwszych dniach Powstania było ich sześciu, jedynie trzech miało zwykle colty. Resztę broni zdobyli w walce.

Mimo to początek Powstania jest we wspomnieniach Blichewicza wspaniały. Dominuje beztroska, radość i nadzieja. Gorzej jest po wycofaniu się z Woli na Stare Miasto. Tu widać już całą grozę sytuacji. Blichewicz nie tylko zaczyna rozumieć nieuchronność klęski, ale też w kilku prostych zdaniach kreśli beznadziejność sytuacji geopolitycznej. "Stalin czeka, aż się wykrwawimy, "Alianci robią zrzuty, by uciszyć wyrzuty sumienia - te proste zdania trafiają w sedno. Przełomem dla Blichewicza jest wycofanie się ze Starówki kanałami, piekło ostatnich dni, miażdżąca przewaga wroga, coraz gorsza sytuacja ludności cywilnej, która pyta: "Ale chyba nas tu nie zostawicie?, "Ale Niemcy tu nie przyjdą. Prawda?. Blichewicz doskonale wie, że przyjdą, i domyśla się, co się wtedy stanie z cywilami, tym bardziej że wśród atakujących są oddziały SS. Nie może się z tym pogodzić. Jego frustrację potęgują coraz większe straty, często spowodowane przez brawurę, niedbalstwo dowódców z innych odcinków, krótkowzroczność. Jeden z jego żołnierzy ginie, bo po pijanemu położył się w nocy na piętrze zamiast w piwnicy. Dla większości powstańców jest to pierwszy otwarty bój, brakuje im doświadczenia wojskowego, umiejętności taktycznych. Niektórzy panicznie się boją, nie chcą się narażać.

We wspomnieniach Blichewicza widać wyraźny podział na tych, co przeżyli piekło Starówki, i resztę. Starówkarzy drażni, że Śródmieście jest praktycznie nietknięte. Żołnierze Blichewicza są coraz bardziej zdemoralizowani. Coraz więcej jest alkoholu i samowolki. Jedną z zabaw jego ludzi jest rozbrajanie śródmiejskich żandarmów AK pilnujących, by poza pozycjami powstańcy nie nosili przy sobie broni.

Końcówka Powstania to już nieustająca frustracja. Każde wyjście na pozycje to śmierć. A nawet na kwaterze groźni są snajperzy oraz bombardowania. Z batalionu (ok. 500 ludzi) pozostaje niepełna kompania (mniej niż 150).

Mimo to, gdy dowództwo przygotowuje oficerów do kapitulacji, to "Szczerba nie chce o tym słyszeć. Uważa, że należy walczyć do końca. Rozpacz topi w alkoholu. Na jedną z odpraw przychodzi kompletnie pijany. Przed konsekwencjami ratuje go tylko, że cieszy się opinią świetnego dowódcy i oficera. Z jego wspomnień to jasno nie wynika, ale znajomi twierdzą, że przed oddaniem się do niewoli chciał popełnić samobójstwo, od którego odwiódł go ostatecznie mądry spowiednik. Tak prawdziwego, osobistego i dramatycznego obrazu ostatnich dni Powstania nie ma w żadnej z najbardziej znanych relacji.

Z Powstaniem mamy problem

Mimo skrajnego pesymizmu z ostatnich tygodni ocena Powstania przez "Szczerbę jest w sumie ambiwalentna - podobnie zresztą jak w przypadku innego jego uczestnika Jana Nowaka-Jeziorańskiego, słynnego "kuriera z Warszawy. Rozumowo Powstanie jest dla nich obu totalną klęską, niepotrzebną demonstracją, która doprowadziła do katastrofy miasta i śmierci tysięcy ludzi. Ale zarazem nie można było inaczej, z rozkazami się nie polemizuje, a przelana krew towarzyszy i cywilów powoduje, że sprawie trzeba oddać hołd, a nie potępiać czy rozliczać dowódców. Blichewicz nie odpowiada więc wprost na pytanie zadane w tytule swoich wspomnień "Krew i chwała, czy obłęd i klęska. Można się tylko domyślać, że jedno i drugie.

"Szczerba do końca życia na emigracji nie rozstanie się z Krzyżem Virtuti Militari w klapie marynarki. Będzie za to niezwykle krytyczny wobec zachodnich aliantów, bardziej niż wobec Sowietów: "Na marne poszła krew i tyle młodych istnień, żołnierzy o sercach rozpalonych gniewem i rozkazem, a rozstających się z życiem w wierze, że śmiercią swą utwierdzą grunt pod Wolność i Wielkość swej Ojczyzny, pod lepszy, sprawiedliwszy świat. A tymczasem na gruzach starego świata powstał nowy, znacznie gorszy, skażony anglosaskim cynizmem, zakłamaniem i podłością! Na marne poszło wszystko. I krew, i łzy, i tyle śmierci, i wiary, i tyle męki. I dlatego wydaje mi się, że bez porównania więcej zła wyrządzili na świecie anglosascy mężowie stanu niż Hitler i Stalin razem wzięci. Tamci zabijali tylko ciała - ci zabili dusze milionów ludzi....

"Szczerba nie poradził sobie z życiem emigranta. Choć po kilkuletniej tułaczce i nędzy dostał wreszcie dobrą pracę w Radiu Wolna Europa w Monachium, to po samobójczej śmierci drugiej żony sam poszedł jej śladem w 1959 r., dwa lata po spisaniu wspomnień powstańczych.

Dziś, gdy powstańcy zostali uhonorowani na wszystkie możliwe sposoby, gdy od kilku lat działa Muzeum Powstania Warszawskiego umacniające jego legendę, wspomnienia "Szczerby mogą przywrócić nieco realizmu. Przydałaby się w Muzeum Powstania sala poświęcona refleksji krytycznej. Pokazująca, że Powstanie to nie tylko harcerze idący w nierówny bój z Niemcami, ale masa dylematów, wyborów moralnych, cierpień i zła towarzyszącego każdej, nawet sprawiedliwej wojnie.

We wspomnieniach "Szczerby jest wstrząsający fragment o egzekucjach na jednym z podwórek w okolicy ul. Kopernika. W kolejce do rozstrzelania oprócz volksdeutschów znaleźli się także jeńcy, np. niemiecki saper pochodzący z Łotwy, a nawet kobieta i dziecko z rodziny volksdeutscha. "Szczerba kazał uwolnić jeńców, pozostałe osoby zostały rozstrzelane, a ich ciała spalone. Oczywiście można powiedzieć, że w porównaniu z okrucieństwami Niemców nie tylko w Powstaniu, ale podczas całej okupacji ten incydent nie ma żadnego znaczenia. Z drugiej strony pamięć narodowa powinna polegać na dokumentowaniu i analizowaniu wszystkich wydarzeń, a nie tworzeniu ich apoteozy.

Z Powstaniem mamy problem, co widzę na przykładzie własnej rodziny. Wyrosłem w kulcie Powstania, mógłbym oprowadzać po miejscach pokazanych mi przez nieżyjącego już dziadka, który traktował Powstanie jak świętość. Ale kilka razy moim dziadkom i ich rówieśnikom wyrwało się półgębkiem "zginęło tylu ludzi, "po co to było, "zniszczono całe miasto, "zginęli najlepsi, "to było szaleństwo. Gdy próbowałem drążyć, poprawiali się: "tak było trzeba, "nie było innego wyjścia, "tak nas wychowano, "takie były rozkazy, a rozkazy się wykonuje, a nie dyskutuje z nimi. W czasach PRL taka blokada była zrozumiała. Komunistyczne władze używały każdego krytycznego głosu o nim do udowodnienia bankructwa II RP i krytyki władz emigracyjnych. Dlatego też nikt nie śpieszył się wtedy z publikowaniem wspomnień "Szczerby przekazanych po jego śmierci krewnym w kraju.

To ważna książka, która być może na nowo rozpocznie w Polsce debatę o Powstaniu Warszawskim. Dziś można toczyć ją swobodnie. Bez obawy, że ktoś ją zmanipuluje. Bez obawy, że ktoś zechce wymazać Powstanie z historii Polski. Dziś chodzi o to, by naprawdę lepiej poznać, jak ono wyglądało. Blichewicz pokazuje, że obraz serwowany w ostatnich latach to tylko część prawdy.

Zbigniew „Szczerba” Blichewicz, Tryptyk powstańczych wspomnień. Dni „Krwi i chwały” czy obłędu i nonsensu , Archiwum Akt Nowych, Oficyna Wydawnicza Finna, Gdańsk 2009"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumowo Powstanie jest dla nich obu totalną klęską, niepotrzebną demonstracją, która doprowadziła do katastrofy miasta i śmierci tysięcy ludzi. Ale zarazem nie można było inaczej, z rozkazami się nie polemizuje, a przelana krew towarzyszy i cywilów powoduje, że sprawie trzeba oddać hołd, a nie potępiać czy rozliczać dowódców. Blichewicz nie odpowiada więc wprost na pytanie zadane w tytule swoich wspomnień "Krew i chwała, czy obłęd i klęska. Można się tylko domyślać, że jedno i drugie."

Trudno nie zgodzić się z powyższymi słowami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do artykułu i jego bohatera to prawda że to było piekło i nieodpowiedzialna decyzja. Choć ktoś kto żyje pod okupacją tyle lat kieruje się innymi pobudkami.
A co do gazety wybiórczej to przyznaje rację w 100% że to szmatławiec a artykuły nawet tak oczywiste śmierdzą pewną tendencją.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pokaż mi gazetę, która w dzisiejszych czasach nie zamieszcza artykułów w tonie sensacyjnym ? Wyborcza nie jest moim ulubionym tytułem, ale akurat tę recenzję przeczytałem z zainteresowaniem i postanowiłem książkę nabyć. Relacji z wydarzeń minionych, które pokazują rzeczywistość bez upiększeń, wojna to nie jest przygoda, brakuje. Jeżeli wreszcie jest klimat na wydanie takiej ksiązki, to wszystko mi jedno kto o tym napisał
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz racje że prawie każda gazeta bazuje na sensacjach ale te sensacje muszą bazować na faktach przynajmniej w takich przypadkach jak historia powszechna i w takiej gazecie. Nie mam nic do tego autora i do faktów ale jak będę miał czas to wyślę Ci pare linków z artykułami z tej gazety które odnoszą sie tak do AK jak i do NSZ, WIN ITP. A cytaty osób i osoby które się przewinęły w tych artykułach przyprawiały o dreszcz. Więc powiedz mi gdzie jest sensacja a gdzie zwykłe kłamstwo zwłaszcza te które dla Polaków jest bardzo bolesne.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O ile potrafię czytać, wątek dotyczy książki,opisanych w niej przeżyć autora podczas PW i sama GW nie jest przedmiotem dyskusji. Jeżeli jakaś gazeta kłamie, zafałszowuje fakty to w rzeczywistości wolnego rynku jedynym sposobem jest przestać ją czytać, wtedy zbankrutuje i nie będzie problemu. Nie mam ochoty wdawać się w polemikę na temat cytowanej gazety, od lat posiadam ugruntowaną o niej opinię. Natomiast zrecenzowana w niej książka może być interesująca, dotyka kolejnego w naszym kraju tabu, o którym wolno mówić tylko w superlatywach, podobnie jak niedotykalne jest upamiętniające to wydarzenie, muzeum, wokół którego zrobiono taką publicity, żeby już nikt nie ośmielił się powiedzieć król jest nagi", a niestety jest. Obiektywizmu w nim za grosz, sama tromtadracja i powiewanie sztandarem.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytałem tę książkę i polecam każdemu kogo interesuje powstanie warszawskie.
Można ją porównać do znakomitej książki St. Komornickiego Na barykadach Warszawy". Podobna narracja i bardzo bezpośrednia relacja powstania widzianego oczami por. Szczerby".
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do samej książki to cenne jest każde świadectwo historii tym bardziej ,że przedstawia punkt widzenia jej bezpośredniego uczestnika. Ja tez nie mam podejścia do historii hurraoptymistycznego i bogoojczyźnianego bo takie nie prowadzi do wyciągania wniosków. Jednak wkurza m mnie strasznie podejście relatywizmu za wszelką cenę co w wykonaniu GW można porównać do tarzania się w ..... cudzymi plecami.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Książka jest bardzo interesująca. Wyjaśnia ostatecznie jakie odziały brały udział w walkach w katedrze na Starówce i w ogóle powstanie z punktu widzenia niższego dowódcy.
Są też rzeczy nowe no. opis rozstrzeliwania volksdeutschów (cywili) przez powstańców. Czegoś takiego w innych wspomnieniach o powstaniu nie czytałem.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie