Skocz do zawartości

ciekawy artykuł.proszę zapoznać się bo warto.


stg1971

Rekomendowane odpowiedzi

Pod paragrafem
Jak z kolekcjonera zrobić terrorystę?/POK

Jeśli miałeś dziadka, który walczył na wojnie i pozostawił ci pamiątkę w postaci starego pistoletu, to znaczy, że posiadasz nielegalnie broń i grozi ci za to nawet do 8 lat więzienia! W dobie terroryzmu jesteś zagrożeniem dla państwa, które bez skrupułów wyśle przeciwko tobie całą armię. A w dobie kryzysu staniesz się wyśmienitą pożywką dla głodnych sukcesu prokuratorów. Na Podbeskidziu już szukają drugiego Władimira Buta!

Prawo do posiadania broni w Polsce należy do najbardziej restrykcyjnych w Europie. Każdy kto nie zastosuje się do niego może liczyć na to, że będzie traktowany na równi z terrorystą. Niemal co miesiąc można przeczytać o kolejnym, choć wątpliwym sukcesie polskiej policji w postaci odnalezienia nielegalnego „arsenału”.

Przykładem tego jest historia Piotra Mazura z Podbeskidzia. Pewnego dnia do jego domu zapukali funkcjonariusze policji z nakazem przeszukania. Z ich informacji wynikało, że Mazur posiada nielegalną broń. Owszem, był właścicielem, ale kolekcji broni z okresu II Wojny Światowej, którą zakupił za granicą, i która została tam pozbawiona tzw. cech użytkowych, na co miał odpowiednie zaświadczenia. Kolekcjoner wydał broń funkcjonariuszom, która należała do niego, oddając również jeden dodatkowy egzemplarz, w postaci ponad stuletniego, zardzewiałego karabinu, który należał do nieżyjącego już pradziadka i w domu był od zawsze. Następnie został przewieziony na komisariat, gdzie usłyszał zarzuty. Ku jego zdziwieniu i zapewne przerażeniu, dowiedział się, że jest podejrzewany o nielegalne posiadanie broni i, co wprowadziło go w zdumienie, handel tą bronią. W konsekwencji prokuratura postanowiła, że zostanie aresztowany na trzy miesiące. Temu wszystkiemu nie mógł przyglądać się dłużej ojciec Piotra, pan Janusz Mazur, który posiada pozwolenie na kolekcjonowanie broni i widząc bezpodstawne działanie policji, postanowił interweniować.

- Podstawą do przedstawienia zarzutów była notatka zwykłego funkcjonariusza policji, jakiegoś aspiranta, a nie opinia biegłego. To się w głowie nie mieści, że na podstawie notatki można komuś postawić zarzut nielegalnego posiadania broni. Bez jakiejkolwiek opinii biegłego. - mówi ojciec oskarżonego.

Podstawą do przeszukania domu było, jak się później okazało, pomówienie jednego ze zbieraczy artefaktów z czasów II WŚ, z którym oskarżony Piotr Mazur spotkał się kilka razy aby wymienić uwagi na temat kolekcji. Kolekcjoner pomówił Piotra, ponieważ w swoich zbiorach posiadał nielegalnie broń i amunicję, za co groziła mu wysoka kara i w ramach tzw. dobrowolnego poddania się karze, żeby zapewne zyskać w oczach prokuratora, wymyślił sobie, że na przełomie 2005/2006 roku Mazur sprzedał mu broń. Prokuratura na podstawie tych mało wiarygodnych zeznań oraz policyjnej notatki służbowej, podpartej wątpliwej jakości oględzinami przeprowadzonymi przez funkcjonariusza, który nie posiadał do tego wystarczających uprawnień postawiła zarzuty nielegalnego posiadania broni i amunicji oraz handlu bronią.

- Drugi zarzut był wyjątkowo absurdalny, ponieważ zaczynał się od stwierdzenia „(…)iż na przełomie roku 2005 i 2006 Piotr Mazur sprzedał lub kupił broń(…)”. - mówi ojciec pokrzywdzonego.

Zarzut handlu bronią został wyłączony do oddzielnego prowadzenia i po 1,5 roku uchylony. Podobnie uczyniono w przypadku zarzutu o nielegalne posiadanie broni. Co do rzekomego posiadania przez kolekcjonera amunicji, stwierdzono, że to zwykle przejęzyczenie i usunięto te informacje z zarzutu. Kiedy wydawało się, że już wszystko idzie w dobrym kierunku, Piotrowi Mazurowi postanowiono kolejny zarzut nielegalnego posiadania broni. Tym razem dotyczył zardzewiałego karabinu po pradziadku.

Czym kierowała się policja i prokuratura wywołując tak absurdalny szereg zdarzeń? Mazur zakupił zabytkowe eksponaty broni w Niemczech i na Słowacji. Broń została pozbawiona tam cech użytkowych, co oznacza, że przewiercono w niej zamek, lufę oraz uszkodzono wszystkie inne istotne części, które wymienia polska ustawa o broni. Eksponaty posiadały wszystkie potrzebne zaświadczenia i certyfikaty. To jednak nie wystarczyło prokuraturze do tego żeby przyznać, że nie jest to broń.

- Artykuł 37 Ustawy o broni amunicji wyraźnie mówi jak ma wyglądać przywóz broni i amunicji z zagranicy. Natomiast ustawa milczy całkowicie na temat broni pozbawionej cech użytkowych. Jeśli ta broń została zakupiona tam, jako pozbawiona cech użytkowych, bronią już nie jest. Polskę obowiązuje Europejska konwencja o broni i amunicji i Dyrektywa 91/447/EWG z 18 czerwca 1991 roku, która wyraźnie określa, że broń pozbawiona cech użytkowych, czy nawet jednego z jej istotnych elementów lub jeśli te części zostały uszkodzone, to bronią nie jest i nie potrzeba na nią żadnego pozwolenia! – przypomina Janusz Mazur.

Pozornie, wyżej wymienione akty prawne powinny być wspólne. I o ile Europejska Konwencja i Dyrektywa są spójne, to już nasza Ustawa o broni i amunicji, poprzez niedopracowanie, wyklucza prawo UE.

Problem polegający na tym co bronią jest, a co już nie, to zasadnicza kwestia w tej sprawie. Co mówi na ten temat polska Ustawa o broni i amunicji. Zaczyna od tego, że„...bronią palną jest niebezpieczne dla życia lub zdrowia urządzenie, które w wyniku działania sprężonych gazów, powstających na skutek spalania materiału miotającego, jest zdolne do wystrzelenia pocisku lub substancji z lufy albo z elementu zastępującego lufę, a przez to do rażenia celów na odległość”. Następnie dodaje, że „Istotnymi częściami broni palnej i pneumatycznej są: szkielet broni, baskila, lufa, zamek, komora zamkowa oraz bęben nabojowy” Aż w końcu stwierdza w artykule 11, że „Pozwolenia na broń nie wymaga się w przypadku posiadania broni palnej pozbawionej cech użytkowych” – czyli uszkodzenia wszystkich wyżej wymienionych części. Jednak ten zapis istnieje dopiero od roku 2004 - tego. Przed przystąpieniem Polski do UE pojęcie broni pozbawionej cech użytkowych po prostu nie istniało.

- Definicja broni jest źle skonstruowana, bo powiedzenie tylko, że broń musi być niebezpieczna dla zdrowia i życia poprzez to, że strzela jest przyznaniem się przez tego, który zamieścił w ustawie taki zapis, iż kompletnie się na tym nie zna. Na całym świecie podaje się bowiem energię kinetyczną pocisku. W Czechach czy Niemczech taką granicą jest 7,5 J, a u nas nie trzeba mieć pozwolenia na wiatrówkę do 17 dżuli! Pytam zatem, dlaczego wymaga się ode mnie pozwolenia na ponad stuletni eksponat muzealny, pozbawiony cech użytkowych, z którego nie da się oddać strzału. I jakim prawem ktoś nazywa taki artefakt bronią, a mojemu synowi stawia tak poważne zarzuty! - wyjaśnia wyraźnie wzburzony Janusz Mazur.

Jednak zanim uchylono Piotrowi Mazurowi zarzuty przez prawie półtorej roku w sądzie trwała istna batalia. Najpierw sąd uchylił areszt, ale zakazał Piotrowi Mazurowi opuszczać kraj i zabrał mu paszport. Zastosował wobec niego również wysokie poręczenie majątkowe. Oliwy do ognia dodał biegły powołany przez sąd, który w pierwszej opinii napisał, że na istotne części broni wymagane jest pozwolenie, ale równocześnie dodał, że istotne części w broni, która stanowi materiał dowodowy, są uszkodzenie, a to powoduje, że nie nadają się do wykorzystania zgodnie z przeznaczeniem.

– Tak naprawdę z tej pierwszej opinii biegłego nie wynika czy to jest broń w znaczeniu ustawy czy nie - mówi Janusz Mazur.

W opinii uzupełniającej biegły jeszcze bardziej się pogrąża, stwierdzając, że broń pozbawiona cech użytkowych jako całość nie wymaga zezwolenia, ale ta zabezpieczona posiada istotne części, na które zezwolenie jest już potrzebne

- Wie pan, brakuje słów! Czy to znaczy, że jeśli posiadam cały karabin pozbawiony cech użytkowych, to nie potrzebuję na niego pozwolenia, a na zamek, który jest spiłowany albo na lufę, która jest kilkakrotnie przewiercona pozwolenie jest mi już potrzebne. To jest niezgodne z logiką – dodaje Janusz Mazur.

Przeprowadzono ekspertyzę tylko teoretycznie, bowiem nikt z tej broni nie próbował strzelać i tylko na podstawie tak wirtualnej opinii uznano, że jest bronią. Biegły wykazał się kolejnym brakiem kompetencji myląc rok produkcji, a nawet rodzaj i nazwy broni. Jak stwierdził, jeden z karabinów mógł powstać gdzieś w Finlandii podczas okupacji, ale on nie jest tego pewien. Użył także stwierdzenia w stosunku do jednej z broni, że – można z tego strzelać w sposób nietypowy. I właśnie z tej broni, której działanie określił w tak nowatorski sposób ponoć strzelał. Był to eksponat zabezpieczony podczas przeszukania w postaci starego karabinu po pradziadku, którego posiadanie przypisano Piotrowi Mazurowi, choć karabin był w domu jeszcze na długo przed jego narodzinami. Biegły nie potrafił również wyjaśnić dlaczego swoją wątpliwą ekspertyzę przeprowadzał w jakimś garażu, a amunicja, którą do tego użył była niewiadomego pochodzenia.

- Biegli, którzy rzekomo posiadają bazę techniczną do badań nie mają jej w rzeczywistości. Nie posiadają również odpowiednich wzorów części i egzemplarzy broni oraz amunicji do celów porównawczych – policja w ogóle nie ma takich warunków - wszystkie ekspertyzy prowadzone są „na oko”. A adwokaci nie znają się na tym zagadnieniu, co powoduje, że ludzie nie mają jak się bronić.- stwierdza Janusz Mazur. Sąd w końcu zwątpił w wiedzę biegłego i zgodził się przekazać zardzewiały karabin do ekspertyzy w Wojskowym Instytucie Techniki.

Przerażona obrotem sprawy pani prokurator wysłała zapytanie do Departamentu Koncesji oraz do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego, co tak naprawdę reguluje zagadnienie broni sprowadzonej z zagranicy, która pozbawiona jest cech użytkowych, i która posiada zaświadczenia oraz certyfikaty z krajów UE, gdzie ją zakupiono. Otrzymała jednoznaczną odpowiedz, że ustawa tego nie reguluje, a instytucje do których wysłała pisma zaczęły ją odsyłać po informacje między sobą, nie wiedząc o tym, że zaradna pani prokurator napisała do nich wszystkich. Zdaniem tych urzędów Ustawa o broni i amunicji nie reguluje kwestii zagranicznych zaświadczeń.

- Te instytucje przyznają, że nie ma regulacji, więc na jakiej postawie istnieje obowiązek rejestracji broni pozbawionej cech użytkowych – pyta zdezorientowany Janusz Mazur.
Pomimo tych twardych dowodów na to, że eksponaty, które posiadał Piotr Mazur nie były bronią przez półtorej roku był traktowany niczym osławiony rosyjski handlarz bronią Wiktor But, który jak twierdzi sprzedał broń wszystkim armiom, z wyjątkiem Armii Zbawienia. Dlaczego tak się dzieje, że ludzie kolekcjonujący pamiątki z okresu pierwszej i drugiej wojny światowej są traktowani przez policję i prokuraturę jako potencjalni terroryści. Winne jest temu nasze prawo, czy ludzie, którzy je opacznie interpretują. Jak tłumaczy nam Janusz Mazur, wieloletni kolekcjoner broni
– W przypadku mojego syna nie ma mowy o przestępstwie, bo nie posiadał broni tylko przedmioty kolekcjonerskie. Tak można nazwać broń pozbawioną cech użytkowych. Natomiast wielkim problemem jest również sposób otrzymywania w Polsce pozwolenia na prawdziwą broń. Policja traktuje kwestie posiadania broni w sposób szczególny, a co to jest ta szczególność? Konstytucja wyraźnie mówi, że wszyscy obywatele są równi. Zatem dlaczego jednym przypisuje się jakąś szczególność, a innym nie. Ustawa wyraźnie, mówi jakie warunki musi spełniać osoba do tego by posiadać broń, więc po co ta szczególność. Według policji bronią powinny dysponować jedynie osoby obdarzone wyjątkowym zaufaniem organów policji i właśnie na podstawie tak absurdalnej oceny są wydawane przez nią zezwolenia na broń.



Niestety, żeby to zrozumieć, trzeba zagłębić się w historię polskiego prawa. Prawo do posiadania broni tuż po zakończeniu II WŚ, bo w roku 1946 regulował tzw. Dekret o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa, który to w artykule 4 mówił, że za gromadzenie broni lub jej przechowywanie osoba podlega karze więzienia na czas nie krótszy od lat 5 lub dożywotnio albo karze śmierci. Według tego dekretu broni nie mógł posiadać w zasadzie nikt poza wojskiem.

- Obecnie decydentom wydaje się, że w lasach są bandy, które chcą siłą obalić ustrój. Przestępca jak będzie chciał kupić broń i tak to zrobi - niepotrzebne mu żadne pozwolenia. Kupi ją na czarnym rynku - jakąś współczesną, sprawną, a nie zabytek od kolekcjonera, z którego będzie się bał strzelić. – ironizuje Janusz Mazur.

Dopiero ustawa z 1961 roku o broni, amunicji i materiałach wybuchowych poruszyła tę kwestię. I to w tej ustawie po raz pierwszy pojawiło się stwierdzenie „pozwolenie na posiadanie broni w celach kolekcjonerskich”. Jednak nie rozwinęła tego zagadnienia. Podobnie nie czyni tego aktualna ustawa o broni i amunicji z roku 1999, która jest, jak twierdzą zainteresowani, jedynie kopią tej z roku 1961.

Jednak co ważnego zawiera w sobie ta ustawa dla potencjalnego kolekcjonera. Pierwszą zasadniczą rzeczą to podział na to, co bronią jest, a co nie. I tak, ustawa zabrania na przykład posiadania kuszy, ale łuk nie jest już dla niej bronią. Nie wolno posiadać nam również ostrzy ukrytych w przedmiotach nie mających wyglądu broni, ale posiadanie siekiery, która stanowi raczej większe zagrożenie dla życia i zdrowia jest dozwolone. Ciekawe, kiedy ustawodawca postanowi zabronić posiadania niezwykle niebezpiecznej i skutecznej broni jaką jest australijski bumerang albo krajalnicy do jajek, której ostrze jest niewidocznie dla konsumenta. Drugą istotną informacją dla kolekcjonera jest to, z jakich części według ustawy broń palna się składa żeby można było ją nazwać bronią. Niestety i ten zapis wydaje się być bardzo problematyczny, ponieważ nie określa czy bronią nadal jest coś co nie posiada, choćby jednego z elementów, które wymieniono w artykule. Ta nieścisłość pozwala prokuratorom szafować na lewo i prawo artykułem 263 K.K., grożącym nawet do 8 lat pozbawienia wolności za nielegalne posiadanie broni.

I w końcu najbardziej interesujący dla kolekcjonerów zapis w ustawie. Jak się okazuje, nasze prawo jednak zezwala na posiadanie broni i to bez żadnej zgody! Mianowicie artykuł 11 mówi „Pozwolenia na broń nie wymaga się w przypadku posiadania broni palnej wytworzonej przed rokiem 1850 lub replikę tej broni”. Jednak problem polega na tym, że większość kolekcjonerów zbiera broń z czasów wojen, których niestety ten zapis nie obejmuje i dlatego domagają się zmiany w prawie. Uważają, że brak pozwolenia na broń czarnoprochową i tym samym nie uznanie jej za broń, nie może być żadnym argumentem. Jak twierdzi Janusz Mazur

- Atak przy użyciu takiej czarnoprochowej broni może być równie skuteczny jak przy zastosowaniu broni współczesnej. Dlaczego bez pozwolenia można posiadać armatę z 18 wieku, ale nie wolno już przechowywać w domu zardzewiałego pistoletu po dziadku z czasów I WŚ.

Policja i prokuratura zasłaniają się prawem, ustawodawcy próbują udowodnić, że ta ustawa jest tak sformułowana, żeby przypadkiem bandyta nie mógł zakupić broni z czasów wojny i użyć jej do popełnienia przestępstwa. Nie zauważa tylko tego, że takich sytuacji nie ma i wcale nie dlatego, że zapobiega temu ustawa. Po pierwsze taka broń w 99 % nie nadaje się do użycia ze względów technicznych. Owszem, bandzior mógłby jej użyć, ale jak dodaje Janusz Mazur

- Tylko do tego, żeby przy jej pomocy zdzielić kogoś po głowie.

Nie potrzebuje do tego jednak Mausera czy Mannlichera z czasów I Wojny Światowej, wystarczy kawałek rurki hydraulicznej. Poza tym broń kolekcjonerska pochodząca sprzed 1945 roku jest nieporównywalnie droższa od tej współczesnej, w pełni sprawnej, którą przestępca może zakupić na czarnym rynku. Broniąc ustawy mówi się również o tym, że przestępca może użyć takiej broni tylko w celu zastraszenia, bo przecież mało kto zna się na broni i nie będzie potrafił jej odróżnić. Jednak i ten argument jest mało przekonujący, ponieważ w każdym sklepie z militariami możemy zakupić wierną replikę broni współczesnej, która wykonana jest z tak wielką dokładnością, że tylko po dokładnym przyjrzeniu się jej przez ludzi znających tę broń można stwierdzić, że to imitacja.



Wszyscy kolekcjonerzy żądają także regulacji prawnej w kwestii pozbawiania broni cech użytkowych. Bowiem dzisiaj, jeśli ktoś posiada broń kolekcjonerską i nie ma na nią pozwolenia może zgłosić się na policję, po to aby Centralne Laboratorium Kryminalistyczne uszkodziło ją i nadało temu, już wtedy eksponatowi, odpowiedniego certyfikatu. Jednak jest to tylko teoria, bo w praktyce broń, którą przyniesie taka osoba, posiada nielegalnie.

Aby zmienić ten stan rzeczy w Polsce powstaje coraz więcej stowarzyszeń kolekcjonerów. Formułują oni kolejne odezwy społeczne, mające na celu ukazanie wagi problemu. Nie mogą pogodzić się z tym, że obecny stan prawny niszczy ich kolekcje, a niejednokrotnie życie. Mają już dosyć zatrzymań i przeszukiwań dokonywanych przez policję. Nie chcą być, jak twierdzą, prześladowani przez prokuratorów. Są rozgoryczeni tym, że odbiera się im całe kolekcje, a ich dobre imię wśród rodziny i sąsiadów zostaje nieodwracalnie zszargane. Jak twierdzi pan Janusz Mazur.

- Działanie policji i prokuratury nie jest wcale powodowane niepokojem o bezpieczeństwo Państwa, a jedynie zwykłą poprawą wykrywalności, tzw. zrobieniem wyniku dla nagród i awansów.

Aż dziw bierze, że te umiejętności operacyjne polskiej prokuratury i policji nie są wykorzystywane w warunkach wojennych w Iraku czy Afganistanie. Może dzięki tym ludziom prezydent Bush odnalazłby tak bardzo poszukiwaną broń masowego rażenia.

Używa się jeszcze innego argumentu, który dotyczy amunicji i ładunków wybuchowych z tamtego okresu. Obrońcy ustawy twierdzą, że materiały te są wyjątkowo niebezpieczne. I to jedyna rzecz, z którą można się z nimi zgodzić. Tylko dlaczego usilnie starają się łączyć materiały pirotechniczne z samą bronią, kiedy nawet ustawa to rozdziela. Kolekcjonerzy zgodnie przyznają, że w ustawie powinien pozostać absolutny zakaz posiadania takich rzeczy w zbiorach jak amunicja, granaty, miny itp. Ich interesuje legalne posiadanie odrestaurowanych egzemplarzy broni palnej z minionej epoki, a nie tzw. zardzewiałej śmierci.

Ponoć w obecnej chwili trwają intensywne prace nad nowelizacją ustawy o broni i amunicji. Zwiastunem tego może być niedawny projekt posła Czumy, który chciał między innymi ułatwić możliwość posiadania broni przez kolekcjonerów i ruchy rekonstrukcyjne oraz zlikwidować dotychczasowe absurdalne zapisy w ustawie o broni i amunicji, które przez dotychczasowego ustawodawcę nie tylko, że nie zostały przemyślane, ale po prostu przepisane z komunistycznej ustawy z roku 1961. Twórcom ustawy o posiadaniu broni i amunicji zawsze chodzi o bezpieczeństwo społeczeństwa i o spadek przestępczości. Niestety większość morderstw w Polsce jest dokonywana w afekcie za pomocą tego co znajduje się akurat pod ręką bandyty, zazwyczaj jest to zwykły kuchenny nóż. Zatem czy idąc tokiem rozumowania ustawodawcy powinno się zakazać posiadania takich przedmiotów?

- Dojdzie do tego, że na środku ulicy będzie wisiał na sznurku jeden nóź, z którego wszyscy będą musieli korzystać, bo przecież w Polsce najwięcej morderstw dokonywanych jest właśne przy użyciu tego narzędzia. - dodaje Janusz Mazur.

Poważnym argumentem może być również to, iż Polska mająca 3,5 pozwolenia na broń na 1000 mieszkańców ma wyższy współczynnik zabójstw niż Niemcy, które posiadają pięć razy więcej broni. I właśnie te przykłady powinny być brane pod uwagę przez zmieniających dotychczasową ustawę. A tak, mamy absurd prawny, który kolekcjonerów stawia na równi z terrorystami. A Państwo, które zamiast współpracować i podziwiać ich za wkład jaki wnoszą w propagowanie historii i patriotyzmu wysyła przeciwko nim oddziały specjalne, jakby to był Afganistan .

Jak zakończy się sprawa Piotra Mazura z Podbeskidzia? Jak na razie ciąży na nim zarzut nielegalnego posiadania broni w związku z zardzewiałym pistolecikiem po pradziadku z czasów zaborów, który w tej chwili jest uważnie badany w Wojskowym Instytucie Techniki. Co do kolekcji broni, którą mu odebrano podczas przeszukania, to jest ona zdeponowana w magazynie policyjnym, ponieważ zarzucono mu, że popełnił wykroczenie w postaci nie zarejestrowania tej broni po przywiezieniu do Polski, chociaż nie jest to broń i nie wymaga takiej rejestracji. Poza tym toczy się kilka odrębnych spraw wobec osób, które przekroczyły swoje obowiązki służbowe lub wykazały się wyjątkowym zaniedbaniem lub działały celowo na szkodę rodziny Mazurów.

Redakcja Super-Nowej Kraków będzie śledzić dalsze losy historii niezwykłych artefaktów, które dzięki nieudolnym stróżom Temidy stały się prawdziwą bronią masowego rażenia na Podbeskidziu.

* Dane osób wymienionych w artykule zostały zmienione. Wszelkie podobieństwo jest przypadkowe.

Proszę bardzo ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

najgorsze jest to że wielu porządnych obywateli naszego kraju,staje przed sądem,za pasję,myślę że sami policjanci wiedzą że łapią kolekcjonerów i pasjonatów,nigdy tak tragicznie nie było,co dzieje się teraz.jak tak dalej będzie to zamkną kilka tysięcy porządnych ludzi.mam nadzieję że kolekcjonerzy zabezpieczyli swoje zbiory,na lepsze czasy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie