pomsee Posted December 29, 2008 Author Share Posted December 29, 2008 Kiedy serwer wyeliminował zmarłych, z siedmiu tysięcy pozostały 42 osoby. Romuald Kulik wydrukował listę i pojechał do Niemiec. Pytał żołnierzy, co robili, kiedy płonęła WarszawaBy dojechać do Ericha do Turyngii, Romuald Kulik wstał o piątej rano. O dziesiątej włączył dyktafon. - Najpierw czułem, że to fajna zabawa takie palenie miasta, ale po kilku dniach przestało mi się podobać -wspominał Erich. - Zaczynało brakować jedzenia. Nie było nawet zupy, tylko chleb ze smalcem i gorąca herbata. Konserw nikt nie jadł, bo były przeterminowane i baliśmy się zatrucia.Romuald dostał prezent i zaczął szukać Niemców28-letni Romuald mieszka z rodzicami pod Opolem. Pisze bajki dla dzieci i wiersze, które publikuje w niskonakładowych wydawnictwach literackich. Dwie jego bajki wydrukował kiedyś Miś". W weekendy pracuje dorywczo w firmie kurierskiej. Jest pomocnikiem od przesyłek wielkogabarytowych.W sierpniu 2004 roku dostał od dziewczyny Kronikę Powstania Warszawskiego". Wcześniej w Warszawie nigdy nie był. Książka go wciągnęła.- Ale brakowało mi w niej relacji Niemców. Zacząłem szukać w bibliotekach, w internecie, ale nigdzie nie natknąłem się na takie zapisy. Wtedy pomyślałem sobie, że skoro historycy do nich nie dotarli, to ja to zrobię -mówi Romek. -Czemu? Nie wiem czemu. Po prostu chciałem wiedzieć.Johann i Joseph mówią niewiele, a Heinrich recytuje z pamięciW 1989 roku mała monachijska oficyna wydała książeczkę Warschauer Aufstand". Zawierała imienny wykaz niemieckich żołnierzy walczących w Powstaniu Warszawskim, ich stopień i ewentualnie datę śmierci. Publikacją niewielkiego wydawnictwa słynącego z drukowania nacjonalistycznych tekstów zainteresowali się historycy. Alarmowali, że zawiera mnóstwo nieścisłości. Protestowali też Niemcy, których w książce uśmiercono, i ci, którzy nigdy nie byli w Warszawie. Pod groźbą procesów wydawca wycofał trzytysięczny nakład.Romek zdobył wykaz przez zaprzyjaźnionego poetę z Berlina. Znajomy informatyk przez dwa miesiące wklepywał do wyszukiwarki internetowej siedem tysięcy nazwisk. Mógł znaleźć adres i telefon każdego żyjącego z listy, bo w Niemczech nie ma ochrony danych osobowych.Serwer sam eliminował zmarłych. Zostały do sprawdzenia 42 osoby. W ostatnie wakacje sześciu zgodziło się spotkać. W weekendy, bo w tygodniu Romek nie mógł ich odwiedzić, ponieważ pracował przy kapslowaniu butelek w Bremie.Ale do trzech jechał niepotrzebnie. Bo Johann powiedział, że nigdy nie był w Polsce, Joseph był dwukrotnie, ale w Zgorzelcu na zakupach, a Heinrich opowiadał o walkach na placu Trzech Krzyży tak, jakby recytował wykutą na blachę notatkę z podręcznika. Przyjął Romka w przedpokoju i nie pozwolił mu zadać pierwszego pytania. - Ja żałuję, że się zgodziłem na tę rozmowę. U was to Powstanie to mit narodowy i bez względu na to, co powiem, wasza polska propaganda i tak przetworzy moje słowa, by Niemcy wyszli na świnie. Tak się teraz u was robi - powiedział i się pożegnał.Erich pali miasto, a po latach ogląda Pianistę"Od Ericha w Turyngii Romek usłyszał, że do Warszawy dotarł on po upadku Powstania 4 października 1944 roku. Miał osiemnaście lat. Pracował w brygadzie, która przez osiem godzin dziennie chodziła z miotaczami ognia po ulicach i paliła ruiny.Dziwił się, że mieli palić to, co już było spalone. Do tego benzyna była do niczego i kamienice nie chciały zajmować się ogniem. Po pracy wracali na Mokotów, gdzie mieszkali w kilkuosobowych pokojach. Czuli się bezpieczni, bo bramy wjazdowej do niemieckiej części miasta pilnowało 50 niemieckich żołnierzy.Ale codziennie pili spirytus. Jeden z kolegów nie mógł znieść tej roboty. Oblał się tym spirytusem i podpalił.Kiedy obejrzał w telewizji Pianistę" Romana Polańskiego, znów sobie o niej przypomniał. - Bo wcale nie było tak jak w filmie. W ruinach mieszkało dużo ludzi, a nie tylko Szpilman. Kilkuset na pewno - przekonuje. -Wychodzili w nocy. Widziałem ich, bo zapuściliśmy się kilka razy w ruiny. Z ciekawości. Patrzyliśmy, jak wyciągają z piwnic spieczone kartofle. Nie było rozkazów, by do nich strzelać - opowiada Erich.Wstydzi się za to, co wówczas nazywał fajną zabawą. - Zrujnowaliśmy miasto. Przykro mi - uśmiecha się i rozkłada ręce. - Chce pan jeszcze herbaty? - dopytuje się. Romek dziękuje.Dieter ma dyplomy za celność i kolekcję pocztówek- Pierwszego dnia każdego miesiąca braliśmy o godz. 10 żołd. 1 sierpnia był dla nas nieprzyjemnym dniem na atak, bo o godz. 17 to byliśmy przynajmniej lekko pijani - twierdzi Dieter. Romek pojechał do niego pod Berlin. Ale Niemiec nie chciał wiele mówić. Był snajperem w okolicach pl. Teatralnego. Nie powie, ile razy trafił, ale w pokoju na ścianie ma dyplomy zdobyte przed wojną za celność. Jest niemiły, mamrocze pod nosem, wzrusza ramionami. Chyba dlatego, że powstańcy zabili siedmiu jego kolegów. - Szliśmy w ośmiu, a oni wyszli na nas w niemieckich mundurach. Zaczęli strzelać dopiero, gdy byliśmy na wyciągnięcie ręki. Uciekłem. Uszedłem z życiem z tej wojny - mówi.Kiedy Romek chce wiedzieć, czy Dieter ma jakieś pamiątki z Warszawy, ten nerwowo otwiera szuflady i przerzuca zawartość każdej. Jakieś kartki spadają na podłogę. - Jak się walczy o życie, to się nie myśli o pamiątkach - denerwuje się, trzymając w ręce pocztówki w papierowej obwolucie. - Masz, przekaż do celów historycznych, to nie ma dla mnie wartości. Było w tej serii 12, ale wysłałem cztery znajomym. Do widzenia - uciął.Na ośmiu pocztówkach ruiny Warszawy: pl. Krasińskich, ul. Królewska, pl. Piłsudskiego, Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście i Wierzbowa. Ruiny i zgliszcza. Na jednej kartce podpisanej głód" ludzie pochyleni nad ciałem konia próbują odkroić trochę mięsa. To jedyna seria z ruinami Warszawy, jaka ukazała się w czasie wojny.- Nie sądzę, że ten Niemiec, przekazując mi ją, chciał spłacić jakiś dług wobec historii. On po prostu chciał się mnie jak najszybciej pozbyć - uważa Romek.Jürgen pali fajkę i wspomina warszawskie restauracjeSpotkania z Niemcami walczącymi w Powstaniu Warszawskim zajęły Romkowi sześć kolejnych weekendów. Ostatnie zaplanował na Monachium. Jechał tam bez wiary, w poczuciu bezsensu. - Nikt nic właściwie wcześniej nie chciał mówić. Spotykałem wiekowych mężczyzn, którzy błądzili w swoich wspomnieniach. Jürgen był najstarszy z nich, miał 102 lata, więc nie spodziewałem się, że powie coś, co będzie miało wartość historyczną czy chociażby emocjonalną. Że pomoże mi zrozumieć tamtych Niemców. Rozmowa z nim była dla mnie surrealistycznym doświadczeniem, czułem się, jakbym się znalazł w wierszu o esesmanie, który delektuje się herbatą w jedynej filiżance ocalonej z Drezna, albo na kartkach książki - opowiada Romek.Jürgen przyjął go w bibliotece. Na podłodze dębowa mozaika, na jednym stoliku mahoniowy barek w formie globusu, na drugim podgrzewany imbryk z pomarańczową herbatą.Na całą ścianę regał na książki z przedwojennymi wydaniami Goethego, Schillera, z atlasami geograficznymi. Pod oknem ogromne masywne biurko. Ale Niemiec nie siedzi za nim, tylko w fotelu przed dymiącym imbrykiem. W koszuli i w kamizelce. Romek w T-shircie czuje się nieswojo w tym burżuazyjnym pokoju. Nabiera pewności, kiedy zauważa na stopach staruszka przydeptane kapcie.Jürgenowi nie drży dłoń, kiedy zapala fajkę i kiedy dolewa Romkowi aromatycznej herbaty.W Warszawie był kilkakrotnie. Przez trzy lata spędzał w mieście wolne dni. Z Poznania, gdzie stacjonował, jego koledzy jeździli nad morze. On chodził z aparatem fotograficznym ulicami Warszawy.-W mieście była psychoza. Ludzie bali się Niemców, nie chcieli pozować do zdjęć. Kiedy zaczynałem fotografować Polaków, nagle wokół mnie powstawała wolna przestrzeń. Budynek i nic więcej. W Krakowie było zupełnie inaczej, tam nie mieli strachu i robili mi zdjęcia, kiedy ich poprosiłem - opowiada Jürgen.Jürgen pokazuje zdjęcia i opowiada o wojnieZdjęcia z Krakowa przepadły, kiedy Jürgen ewakuował się z Poznania. Z 20 walizek, które wówczas spakował, ocalały w zawierusze cztery. Stracił fotografie, które robił w warszawskim getcie, w Gdyni, Gdańsku i w Łodzi.Romek jakoś nie umie się wzruszyć tą stratą wysokiego oficera Wermachtu. I kiedy ten prosi go, by podał z biblioteki kremowy album fotograficzny, to zanim Romek przeczyta na jego okładce Reise nach Warschau", zauważy Mein Kampf" z 1939 roku.- Aż się wzdrygnąłem na jego widok, ale zaraz potem to mnie wgniotło w fotel -wspomina Romek.Jürgen wziął w ręce pamiętnik dokumentujący jego pierwszy pobyt w Warszawie 1 i 2 sierpnia 1941 roku. Każda fotografia szczegółowo opisana, niektóre z osobistymi komentarzami.Przeglądał kartka po kartce. Mosty, Pałac Saskich, dworzec, jego portret na tle ruin na ul. Wierzbowej, kilka fotografii z getta, przy których Jürgen podnosi głos.- Żydzi uważają się za ofiary wojny, ale nie są ofiarami, tylko sprawcami! - irytuje się. I opowiada, jak przed wojną Żyd oszukał jego ojca przy transakcji kupna mieszkania.- Jürgen mówi tak głośno, że w drzwiach pokoju staje jego wnuk, by sprawdzić, co się stało. I zostaje już oparty o framugę, kiedy dziadek znów opowiada.Romek płaci 250 euro i dostaje albumRomek stara się zmienić temat. Wracają do Powstania, które zastało Jürgena w Warszawie. Pracował w administracji w budynku na Krakowskim Przedmieściu, ale w ciągu trzech tygodni, jakie spędził w Warszawie, raz tylko 1 sierpnia widział młodych ludzi z biało-czerwonymi opaskami na ramionach.- Nigdy nie wychodziłem na ulicę w mundurze, choć chodzenie w cywilu było kategorycznie zabronione. I nie nosiłem ze sobą broni. Nikt przez to nie zwracał na mnie uwagi. Bo bałem się, ale najmniej wtedy, gdy w oddali słyszałem strzały. Wiedziałem, że skoro walki toczą się gdzieś tam, to ja jestem bezpieczny - opowiada.- Ale Polacy byli barbarzyńcami. Syn mego kolegi zginął w Powstaniu. Jego ciało znaleziono nagie, całkowicie nagie! Jak można było tak go pozbawić intymności - Jürgen znów podniósł głos, a Romek myśli wtedy o więźniach Auschwitz i opolskich Żydach wywiezionych do czeskiego Terezina.- Nie wdawałem się w dyskusje, bo chciałem poznać jego punkt widzenia. Nie chciałem go przekonywać, nawracać, bo ten człowiek przeżył 102 lata i nie sądzę, by u kresu życia zmienił zdanie - mówi Romek.Poprosił o dolanie herbaty. Jürgenowi nawet nie zadrżała ręka. Wstał i podszedł do okna. Pykał fajkę, wnuk stał bez ruchu w drzwiach. W tej ciszy Romek zaproponował, że kupi album. Mógł zapłacić 250 euro, na co Jürgen przystał, choć wnuk uważał, że fotografie są warte 150 euro więcej.- Jeśli użyjesz tego do celów historycznych, to sprzedam ci taniej - zakończył.I otworzył szufladę biurka, z której wyciągnął pełne wciąż opakowanie Pierników Warszawskich z 1941 roku, orła z rozpostartymi skrzydłami z niemieckim napisem Pamiątka z Warszawy" i pięć jadłospisów z warszawskich restauracji. -Wróciłbym do Warszawy, bo tam było wspaniałe jedzenie -wyznał i spojrzał na zegarek. Minęły trzy godziny. Jürgen zgasił fajkę. Powiedział, że jest zmęczony.Romek nosi album przy sobieRomek nosi album i widokówki przy sobie w niewielkim plecaczku. Zabiera go do pracy w firmie kurierskiej i do znajomych. Z każdym dniem kartki stają się luźniejsze.- Co z tym zrobić? - zastanawia się. W końcu obiecał Jürgenowi, że wykorzysta go do celów historycznych. Lokalny wydawca byłby gotów go wydać, ale nie w tym roku.Do Romka dzwonią już kolekcjonerzy, proponując odkupienie zbioru za kilka tysięcy złotych.- Raczej nie sprzedam, ale chciałbym, aby ktoś się nim profesjonalnie zajął. Ja nie jestem historykiem - zauważa.Roman za wszystko, co może oszczędzić, kupuje stare widokówki i fotografie Warszawy, dla niego miasta, które pachnie tragedią". Ma ich 250. I marzy, by osiągnąć w życiu coś, co sprawi, że pozostawi po sobie ważne świadectwo. Może coś odkryje? Może napisze? I tak o tym rozmyśla w samotności, bo ta dziewczyna, od której dostał książkę o Powstaniu, to od niego odeszła.http://wyborcza.pl/1,85414,4843231.html Link to comment Share on other sites More sharing options...
bandolero Posted December 29, 2008 Share Posted December 29, 2008 Fajny artykuł, choć jak zwykle Wybiórcza przemyca w nim swoją ideologię. Dlaczego, kiedy ten stary Niemiec nazywa Polaków barbarzyńcami, ten chłopak pomyślał o żydach zamordowanych w Terezinie? Tak jakby Polacy nie ucierpieli od niemieckiego barbarzyństwa, a jedynie Żydzi. Ale to typowe dla Gazety Koszernej. Link to comment Share on other sites More sharing options...
Recommended Posts
Archived
This topic is now archived and is closed to further replies.