Skocz do zawartości

Motyka:Stirlitz - rozpacz agenta


Gość ryjek

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
Wydobyty z odległego niebytu Stirlitz uniósł ciężkie powieki :
„ Nie mam kaca, to niemożliwe… co piłem skoro mnie nie było tyle czasu, głowa mieści się w siodłatej i nie pęka…” Postanowił zaczerpnąć świeżego powietrza a potem wyjaśnić tajemnicę swojej długiej nieobecności i brak łupiącego czaszkę bólu.
Na zewnątrz krzątały się dziewczęta z NSV i BDM. Kuchnia dymiła przyjaźnie pachnąc grochówką i marchwią z mięsem. Nawet widok świeżych ruin i zgliszcza bombardowań nie były zdolne zakłócić tego wspaniałego poranka. Kiosk Shultziego stał jak dawniej w tym samym miejscu tylko jedna z okiennic leżała nieopodal zdmuchnięta falą podmuchu.
Wnuczek kioskarza bez opaski DJV, jak inni chłopcy pomagający uprzątać gruz, podawał dziadkowi dzisiejszą prasę wykrzykując: „Nowe BWM na froncie wschodnim ! Zaginiony U-1002 pojawił się w bazie na Helu !, dywizja HJ zaopatrzona w nową polową odżywkę regeneracyjną odnosi sukcesy !”
Tak, to dobrze, że dziadek ma chłopaka …nie nosi tej cholernej opaski, nie ma mundurka. Może coś z niego wyrośnie (…)
Tajemnica nieobecnego bólu nie dawała mu spokoju. Wziął do ręki Berliner Illusstierte i przejrzał pierwsze strony : wewnątrz , ze zdjęcia patrzyli na niego z fotografii „pod ludzie” ze stalagu gdzieś na wschodzie, ze stosownym komentarzem u dołu :
„Praca czyni wolnym-jeńcy z całej Europy pomagają gospodarzom w uprawach rośliny mającej kluczowe znaczenie dla całego wysiłku frontowego naszego państwa”
I tu, gwałtownie przez skronie przeskoczyło mu niejasne wspomnienie: Geheim…teczki, wiele teczek i wiele… szklanek na tacy wniesionej przez adiutanta…Bormann oblizujący się obleśnie…?

xxx

Sierioża ! - wstawaj ! Sieriożka, obudź się …Wachmani są w baraku …
trzeba natychmiast wstać. Pietia z całych sił ciągnął na nogi zamroczonego przyjaciela. Wachman już się darł w ich kierunku, kiedy udało mu się postawić go na nogach.
- Czegoś szukają…coś jest nie tak…są wściekli jak diabli.
- Taa.., wymamrotał Sierioża, - chyba wiem o co chodzi…
- O co, czego szukają bracie, szepnął drug, kiedy nagle z pod dolnej pryczy wytoczyła się owalna blaszanka z mało zrozumiałym i zatartym napisem Ge..i..
-Was ist das ? -Ryknął znienawidzony przez więźniów Łotysz
- Farnfluchte hunde ! To własność rzeszy, tego nie ma prawa tu być.
Pietia i Sierioża już wisieli w jego olbrzymich garściach, gdy do baraku wszedł oficer:
-Puść ! Podejść! Baczność! Spocznij..
- yeaay…mamrotał Sierioża wlokąc się w kierunku łyskającego na cholewkach oficerek lichego światła żarówki gdy w końcu podtrzymywany przez Pietkę stanął przed chudym zastępcą komendanta .
- Zjadłeś z tej puszki? Cicho zapytał zastępca…
-ee…tta…zipnął Rosjanin i wybałuszył oczy …a czemu …pan pyta, Herr komendant ?
- Jesteś czerwony, świnio...ee … świnia .. czerwona świnia , odparł Niemiec ale w porę zreflektował się iż w tym świetle więzień może faktycznie wydawać mu się czerwony, zwarzywszy że to jednak Iwan i pomimo to iż wiedział że tak naprawdę Rosjanin jest pomarańczowy i o mały włos zdradził by tym samym coś tak niezmiernie tajnego…tak bardzo ważnego i decydującego także o jego własnym bezpieczeństwie…
- Wiem ..bo jesteś czerwona świnia a my wiemy o takich wszystko !
Popatrzył na jeńca uważnie:
- Nie każę cię powiesić, bo sam sobie zaszkodziłeś kradnąc tę puszkę i wyżerając całą zawartość. Z przyjemnością będę obserwował jak sobie radzisz. Straż ! Zamknąć go w bunkrze na 10 dni, bez żarcia, tylko woda!
Pietia długo jeszcze stał osłupiały na środku baraku, gdy inni poszli spać. Tylko wiatr hulał pod sufitem, tańcząc ze zgaszoną żarówką w pewnym baraku gdzieś we wschodnich Prusiech…

xxx

- Ja U-1002, jak mnie słyszysz ? Ja U-1002 Jak mnie słyszysz?
W słuchawce szumiało i trzaskało ale w końcu po tylu dniach podmorskiej odysei dało się słyszeć urywaną, ale jakże ukochaną mowę :
- Ich…u…Ich …ut , Hallo U-10..2…hier ist Goet..Haven Kriegs…rine ….trzask..ziuuufiuu…
-Panie Kapitanie ! Jesteśmy w domu, krzyczał mat , - chłopaki : Erika!
Wszystko co miało jeszcze siłę oddychać nabrało śmierdzącego powietrza w płuca.
Po łodzi rozbiegły się wibrujące dźwięki charczących, marynarskich gardeł…
Do środka niczym blitz wpadło równym snopem światło południa ścigając się ze wspaniałym powietrzem. Woda z otwartego włazu zlewała się z okrzykami radości i żartami ocalałych. Wyłaźcie śmierdziele, dziewczyny z BDM stoją przy kei, całe takie odprasowane jak w ‘38 -smym chyba ! Aż szkoda dla was takich kwiatków …
- Macie, zajmijcie się „przesyłką”, kapitan porozumiewawczo spojrzał na starego Guntera, - wszystko musi jeszcze dzisiaj być przekazane do laboratorium , kończy się już termin ważności a potem …sami wiecie…
- Tak jest panie kapitanie , „przesyłka” z Japonii jest już bezpieczna, tylu chłopaków odeszło przez tę cholerną puszkę…
- Ciiii! , oszalałeś? Nikt nie wie i nie może wiedzieć nic aż do samego końca, to jest nasza polisa na życie Gunter !
Mat ujął solidną okutą skrzynkę z uchwytem w mocarne dłonie i z najwyższą atencją
powędrował do drabinki . Na okręcie pozostał już tylko kapitan oddalający się do swojej kajuty. Mat wspinał się na ostatnie szczeble gdy spostrzegł pistolet w dłoni dowódcy…
Z dołu dobiegł strzał …skrzynka wypadła mu z rąk. Pod drzwiami kajuty leżał kapitan i puszka, która potoczyła się w jego kierunku z otwartej skrzynki. Ostatnią świadomą myślą kapitana było to, co przeczytał na puszcze: dzisiejszą datę kontrolną przydatności do zastosowania. „Nie myliłem się”, przebiegło mu, „ To już nie ma sensu…”

xxx

- Hej , Willie ! Jutro przychodzą te nowe maszynki z rzeszy! Ale będzie ubaw z ujeżdżaniem! Stare już się wysłużyły, ale nie wiem jak się przyzwyczaję do tych BMW…
- Tak, podobno nie dymią…Nie chce mi się w to wierzyć, ale zobaczymy…
-Po za tym co to za motocykl który nie dymi, chyba że na froncie… co by ci Iwan dupy nie odstrzelił! Ha, ha,ha!
-Ale śmieszne, w tej Szwabii nad polami zawsze macie to ołowiane niebo i taki sam humor…
Pocisk rozerwał się kilkanaście metrów dalej, obaj skulili się w okopie, nad głowami przeleciał szturmowik a z daleka słychać było nie milknące serie ruskich automatów.
-Mam nadzieję że przyjdą w samą porę, cholera, przynajmniej będziemy mogli stąd spier…jak się patrzy.
Nadeszła noc.W pomruku dalekich salw artyleryjskich Willie i Bert dzielili się dymkiem oczekując na ciężarówkę z zaopatrzeniem gdy w końcu dał się słyszeć warkot motoru mocno zajeżdżonego benza.
- Jest tu który?- doleciało z szoferki, -zabierać mi to z paki ale biegiem, muszę jeszcze dowieść nowego krada do sztabu dywizji !
- Jurgeen ..stara daleko, wiem… idziemy już …
Na skrzyni stało coś…Oczom ukazał się lśniący, obły, podłużny obiekt na dwóch kołach jakiego jeszcze dotąd nie widzieli…
-No dalej , coście tak gęby rozdziawili. Brać mi to, bo jedzie czymś takim…takim…
-Bert, to śmierdzi tak… słodkawo? Jakoś znajomo, ale z skąd ja to znam…z pola?

xxx

- Kompanie halt! – no nie zatrzymują się do cholery…halt !
Podporucznik darł się w niebogłosy na grupę wyrostków z dywizji HJ,
Już dawno nie ma do kogo strzelać debile! Stójcie, oszczędzajcie amunicję, wszystkie amerykańskie śmiecie leżą tam, za wami jakieś pół kilometra, podam wszystkich do odznaczeń ale stójcie już !
-Ale mnie goni, mam ogień w dupie a ty Jorg?
-Nakręcony jestem jak przed randką z Mutzie, nigdy się tak nie czułem, zabiłem kogoś?
-To to coś, co nam dodali do zupy przed szturmem.
-Nie zabiłeś chyba nikogo…, oni, ci Amerykanie tam, oni zostali przez nas wszystkich …
-Też tak mi się wydaje, sapał Alfred, jak widzę wasze spodnie to tylko to …
Nad „pobojowiskiem” wisiał niemożliwy smród, smród kilkuset kilogramów świeżego, pomarańczowego gówna, iście w stylu „Paragrafu 22”…
Amerykanie ze 101 pomału podnosili głowy , odklejając twarze od ziemi i odruchowo macając za Tommigun’ami…
- Kompanie , w tył zwrot ! Naprzód biegiem marsz !

xxx

Stirlitz zrozumiał czemu Bormann tak sapał z lubością…Szybko zerknął w lustro na wystawie- ja też ! To ten napój… w szklankach…Jasna cholera.
Nie można dopuścić, aby oni to uruchomili, to nadaje się do wszystkiego.
Można się tym schlać i nie mieć kaca, można jak donosiły raporty z kolejnych teczek przeżyć 10 dni bez jedzenia i o wodzie! Przepłynąć oceany, przejechać cały front i nie dać się zabić a na domiar wszystkiego powalić dywizję wojska bez jednego konwencjonalnego strzału…
Shultzie pomachał mu przyjaźnie z okienka kiosku. Słońce zachodziło dziś w pomarańczowej koszulce, jutro będzie wiatr, westchnął…

c.d.n.

ryjek a łowcy.b

















Napisano
Ryjek jesteś niezastąpiony!!!!!!!!!!!!
Szkoda , że gazeta nie ma takich pomysłów i takiej fantazji jak ty.

pozdro pol
Napisano
Hmmm...Myślę że na tym Forum bywają też Wydawcy.A przynajmniej Ci którzy decydują o profilach wydawniczych.
ryjek naprawdę ma talent.I czas żeby ktoś wydał drukiem tą
wspaniałą twórczość.
Napisano
Może dałoby radę co by publikować w Odkrywcy storyjki Ryjka. Dużo to nie zajmie miejsca a sprzedaż może wzrośnie :) Można by dać na stronie u góry krzyżówkę a niżej dział humor z kawałami i właśnie Ryjkowym Stirlitzem. :) Pozdrowienia.
Napisano
Wróciwszy do swego gabinetu Müller zauważył, jak Stirlitz w podejrzany sposób kręci się w pobliżu sejfu.
- Co tu robicie Stirlitz? - srogo zapytał.
- Czekam na tramwaj - odpowiedział Stirlitz.
- W porządku! - rzucił Müller wychodząc.
Na korytarzu pomyślał:
- Jakiż u diabla może być tramwaj w moim gabinecie... Zawrócił. Ostrożnie zajrzał do gabinetu. Stirlitza nie było.
- Pewnie już odjechał - pomyślał Müller
Napisano
Stirlitz przechodzac korytarzem, jakby od niechcenia pchnął drzwi gabinetu Bormanna. Drzwi ani drgnęły. Stirlitz zatrzymał się, rozejrzał i pchnął mocniej.
Bez skutku.
- Pewnie zamknięte - pomyślał Stirlitz.

W kawiarni Elefant" Stirlitz miał się spotkać z łącznikiem. Nie ustalono niestety żadnego znaku rozpoznawczego.
Na szczęście łącznikowi zwisały spod marynarki szelki spadochronu.

Naprzeciw Stirlitza szły trzy umalowane kobiety.
- Prostytutki - pomyślał Stirlitz.
- Pułkownik Isajew - pomyślały prostytutki.


Stirlitz ukradkiem karmił niemieckie dzieci. Od ukradka dzieci puchły i umieraly.

Stirlitz zobaczył jak banda wyrostków pompuje kota benzyna. Kot wyrwał się, przebiegł kilka metrów i upadł.
- Benzyna się skończyła - pomyslal Stirlitz.

Stirlitz wolnym krokiem zbliżył sie do lokalu kontaktowego. Zapukał umówione 127 razy. Nikt nie otworzył. Po namyśle wyszedł na ulice i spojrzał w okno.
Tak, nie mylił sie. Na parapecie stały 63 żelazka - znak wpadki.


Do gabinetu Bormanna wchodzi nieznajomy. Patrząc prosto w oczy Bormanna, mówi:
- Słonie idą na północ.
Bormann spojzal na niego z niesmakiem:
- Słonie idą do diabła, - odpowiada - a gabinet Stirlitz'a jest piętro wyżej.

Muller, wglądając przez okno, ujrzał podążającego gdzieś Strilitza.
Dokąd on idzie?" - pomyślał Muller.
Nie twój zasrany interes" - pomyślał Stirlitz.

Stirlitz jest już w Rosji, pije piwo pod kioskiem i krzywi się do sąsiada:
- Rozwodnione.
A sąsiad na to:
- Trzeba było gorzej szpiegować, pilibyśmy Heineckena.


Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie