Skocz do zawartości

Re:rekonstrukcyjne dziwadła i trochę więcej


szym

Rekomendowane odpowiedzi

Nawiązując do wątku „Rekonkstrukcyjne dziwadła - vol 2” chciałem podzielić się mymi doświadczeniami wynikającymi z udziału w organizacji paru inscenizacji i kontaktów z grupami rekonstrukcyjnymi. Postanowiłem puścić to jako nowy temat, ponieważ zakończyłem swój udział w wymienionym wcześniej wątku z powodu miałkiej wartości merytorycznej, a dużej ilości szyderstw inwektyw i aroganckich wypowiedzi. Okazało się, że zrobiłem to w stosownym czasie aby nie narazić się na teksty typu: „idź stąd i nie zaśmiecaj tematu”, albo „to jest nasz wątek” jakie pojawiły się tam ostatnio. Sam nie biorę udziału w rekonstrukcjach, nie jestem znawcą munduru, barwy, regulaminów, nie boli mnie, z której strony noszono manierkę, a z której saperkę. Chyba,że są to instrukcje dotyczące budowy umocnień, ponieważ moja działka to architektura i trochę technika militarna.
Ale do rzeczy. Pierwszy raz z organizacją pokazu, a właściwie prezentacji grup rekonstrukcyjnych zetknąłem się na jesienią 2005 r., kiedy to w pierwszym roku prowadzenia trasy turystycznej w Konewce zamarzyło mi się zorganizowanie w Konewce, na zakończenie sezonu, przeglądu grup rekonstrukcyjnych. Nie znałem środowiska, układów, sprowadziłem „Rosi”, nawiązałem kontakt z sześcioma grupami, chociaż na początku nawet nie bardzo wiedziałem jak je znaleźć. Dwie odmówiły od razu, stawiając sprawę jasno, że z takich czy innych powodów nie mogą. Następna po zastanowieniu i obiecała się stawić. Nie przyjechali, nawet nie zadzwonili, że nie przyjadą. Kolejna się krygowała, że koniec sezonu, że zmęczeni, że kasa poszła na poprzednie rekonstrukcje, że benzyna, że dużo sprzętu i nie mieści się w samochodach, że jakby autobus załatwić, to by przyjechali. Załatwiłem autobus, ustaliłem o której i gdzie go podstawić i .... to był ostatni kontakt z ową grupą. Przestali odbierać telefon. Autobus został w bazie. Na pamiątkę mam fakturę. Od klapy uratowały mnie dwie grupy: jedni przyjechali w okrojonym składzie, na parę godzin, ale przyjechali, w dodatku z fasonem, drudzy są do dziś niezawodni i zawsze mogę mogę na nich liczyć. Z oboma grupami utrzymujemy kontakty daleko wykraczające poza temat inscenizacji. Ich nazw nie wymienię, żeby nie rzucić i ch na żer sępom, a właściwie wronom z rekonstrukcyjnych dziwadeł.
Udział w organizacji kolejnych imprez dał mi pewien pogląd na środowisko grup rekonstrukcyjnych.
Generalnie są to b. fajni ludzie, pasjonci, jak ja, traktujący przebieranie się w historyczne mundury i udział w rekonstrukcjach jako hobby, odskocznie od codziennego, często szarego życia. Swe zainteresowania realizują kosztem spraw i budżetów domowych. Szanuję to, bo trzeba mieć charakter, żeby nie poddać sie obowiązującym trendom i wydać oszczędności np. na mundur zamiast na reklamowaną plazmę, często prowokując tym w dodatku konflikt rodzinny.
Jednak wśród rekonstruktorów mogę wyodrębnić zauważalne grupy ludzi do których podchodzę bardzo ostrożnie:
1. Gwiazdorzy i primadonny - którzy zawsze pchają sie przed szereg i przed obiektyw i swym zachowaniem zdają się mowić – popatrzcie jaki mam ładny mundur, wy takich nie macie, jak dostaną w łapę broń (od pirotechika z centrum filmowego) to się boczą, że oksyda starta, a kolba porysowana, amunicji za mało, a w ogóle to oni zamawiali MP40 i co najmniej ze trzy magazynki, a nie Mausera z 8 nabojami.
2. Ludzie o mentalności klawisza (nie obrażając SW), którym adrealina wydziela się w nadmiarze, gdy dostaną do ręki pałkę albo broń, czują wtedy władzę, która tak ich rozpiera,że czasem trzeba ich powstrzymywać, aby na rekonstrukcji nie zglanowali jakiegoś „jeńca”, albo nie połamali mu żeber kolbą.
3. Ludzie, którym wydaje się, że jak przypną sobie parę gwiazdek do munduru, to myślą, że oni tu rządzą i nikt nie ma prawa wydawać im poleceń, przytakują na odprawie, a potem i tak robią po swojemu (najgorsi)
4. Ludzie o poglądach skrajnych – bez rozwijania tematu, na szczęście margines
Te doświadczenia nauczyły mnie pewnego dystasu do niektórych rekonstruktorów. Ten dystans zwiększył wątek „rekonstrukcyjne dziwadła”. Chciałem z niego wyciągnąć pewne wnioski, które przydałyby się chłopakom z Konewki przy poprawianiu wizerunku grupy. Rzeczowe wypowiedzi tonęły w morzu szyderstw i inwektyw wygłaszanych przez „jedynych prawdziwych rekonstruktorów”, którzy świadomie łamiąc swe ortodoksyjne poglądy na temat np. sprzączki przy plecaku, poniżają się na rekonstrukcjach, strzelając z powojennych Mosinów, kałacha z rurą na lufie, który nie przypomina żadnego karabinu czy karabinka, używają starej czeskiej amunicji (nie z epoki) albo, ostatnio natowskiej w poprzerabianych (niezgodnie z oryginałem Mauserach z centrum filmowego.
Rekonstrukcja nie może istnieć bez publiczności, chyba,że jest to rekonstrukcja filmowa. Ale chyba nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Z moich doświadczeń wynika,że 95% ludzi oglądających rekonstrukcje, inscenizacje, show, czy jak to inaczej nazwać (a także zwiedzających bunkier w Konewce) to laicy, turyści (dzięki którym Konewka, a i rekonstrukcje funkcjonują), generalnie to ludzie których wiedza na temat II wojny światowej jest nikła, kolejne 4,5% to ludzie orientujący się w temacie, często dość oględnie. I tylko pozostali to to ludzie wnikliwi, zwracający uwagę na szczegóły i mogący wnieść pragmatyczne uwagi do oglądanego widowiska.
Praktyczna wymiana doświadzeń, uwag co do jakości oporządzenia następuje w kuluarach rekonstrukcji między samymi aktorami (świadomie używam tego sformułowania) widowiska. Publika i tak nie widzi szczegółów. Jak mogą się czuć ludzie, którzy którzy zostali medialnie zglanowani na forum za to, że na własną rękę i własnymi siłami zorganizowali nie anonsowaną nawet na stronie internetowej: rekonstrukcję, inscenizację, show, żenadę– do wyboru - w Konewce. Została im stysfakcja, że i tak przyszło kilkaset osób, ale czy wybiorą się kiedykolwiek żeby spotkać się z „prawdziwymi rekonstruktorami”, tego nie wiem. Moim błędem było to ,że puściłem po fakcie parę zdjęć na forum Odkrywcy, następnym razem się zastanowię.
Cieszę się, że koło bunkra zgromadziła sie grupka ludzi, którzy zaczęli przebierać się w mundury, przyjeżdżać wojskowymi motocyklami. Zdaję sobie sprawę zarówno ja, jak i oni, że nie są jeszcze wyposażeni tak, aby wystąpić w komplecie na poważnej rekonstrukcji, ale przez rok zdobyli już trochę doświadczenia w realizowaniu scenariuszy inscenizacji (czego wielu innym grupom brakuje), zdają sobie sprawę z niedostatków umundurowania i tą swoją wiedzę powoli wykorzystują przy kompletowaniu oporządzenia. Zresztą wokół bunkra grupuje się całe grono zakręconych z lekka, podobnie jak ja, ludzi interesujących się historią II wś, architekturą militarną, militariami, modelarstwem, zabytkowymi pojazdami (nie tylko militarnymi), krótkofalarstwem, historią kolei i tramwajów! , starymi fotografiami i kronikami filmowymi. Wielu z nich jest założycielami Stwarzyszenia Miłośników Architektury i Techniki Militarnej „ Labirynt”, które mimo kłopotów z rejestracją w sądzie funkcjonuje i ma pierwsze osiągnięcia. Zresztą przekrój naszych gości honorowych gości jest spory: oprócz wspomnianych rekonstruktorów, dziadkowie pamiętający jeszcze czasy II wś, byli żołnierze jednostek specjalnych, bunkrowcy, kolekcjonerzy, również historycy i muzealnicy.
. Grupy rekonstrukcyjne (w cywilu czy w mundurze) też zapraszam. Wszelkich RZECZOWYCH uwag wysłuchamy i postaramy się znich skorzystać.Jeżeli ktoś przebrnie przez ten przydługi tekst, proszę o rzeczowe , konkretne i jednoznaczne (choć to pewnie to wołanie na puszczy) komentarze,.
PS. Do Admina proszę nie traktować tego tekstu jako promocję. Tą zrobili mi chłopcy z „rekonstrukcyjnych dziwadeł”, słupki oglądalności strony Konewki sięgnęły sufitu, zblokował nas serwer, musiałem podpisać umowę na większy transfer. Zadziałała medialna reguła, że lepiej o czymś mówić źle, niż nie mówić wcale, czego pewnie nie wzięli pod uwagę ortodoksi z „rekonstrukcyjnych dziwadeł”.

Juliusz Szymański
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, przez tekst przebrnąłem", mimo obaw autora.:)

Zacznę może łzawo, ale czytając o dynamnicznym procesie opieki i promocji Konewki czuję sentyment. Jeszcze trzy lata temu, zwiedzając okolice Spały przy okazji powstawania pewnego filmu, napotkałem zabudowania schronu (i przyległości) w stanie romantycznego, dzikiego zaniedbania, ze zniszczoną bramą, bez oświetlenia, z pułapkami w postaci odkrytych studzienek w ciemności oraz wody stojącej w korytarzu bocznym. Tytłając się w błocie niezabezpieczonego podziemnego przejscia zastanawiałem się, czemu jeszcze nie było tam żadnych wypadków ;)

Pewnie, żal, że się już nie pojedzie do dzikiej" Konewki, ale takie marzenia to prywata i wracholstwo. Dobrze, że obiekt objęto opieką, zaś możliwość wykorzystania w tym plenerze żywej historii" narzuca się niejako sama. Aż dziw bierze, że, jak się to czyta w poście autora wątku, organizacja inscenizacji napotyka tam takie trudności. Tak czy owak - wszelkie działania promujące Konewkę są celowe!

Cóż, w praktyce...

Podoba mi się analiza środowiska rekonstruktorów dokonana przez p. Szymańskiego. Pewnie, można by podział przeprowadzić inaczej, ale zasadnicza myśl, że rekonstruktorzy dzielą się na grupy o różnym stopniu zaangażowania i o róznie rozumianej misji" mówiąc z menedżerska, jest trafiona.

Ostracyzm, z jakim spotkał się p. Szymański w poprzednim wątku wynika m. in z faktu, że często w pogoni za łowieniem detali rekostruktorzy są tak roznamiętnieni, iż mówienie o sprawach ogólnych i zasadniczych odbierają jako gadanie banałów. Często niesłusznie, stąd scysje.

Odnośnie saperki z lewej", agnetu z prawej" itd. Nie da się tego przeskoczyć, choć na pozór wydaje się przesadną pedanterią. Kwestia publiczności, dla której liczy się tylko dynamizm pokazu, bez dbałości o szczegóły, nie jest argumentem. Bo jeśli raz przyznamy, że wierność oryginalnemu wyglądowi wojsk jest drugorzędna, to do jakich wniosków dojdziemy? Że dla publiczności najważniejsze jest, żeby biegali i strzelali. W takim wypadku z powodzeniem można poprzestać na rekonstrukcji współczesnych porachunków mafijnych, które ww. atrakcje gwarantują, a dam głowę, że nie będą całkiem ahistoryczne w tamtym miejscu.

Tyle uszczypliwości, ma nadzieję, że mi ją p. Szymański wybaczy, bo nie jest czepianiem się dla czepiania. Chodzi o prostą rzecz - żeby jednak w kwestii mundurów nie odpuszczać sobie" z góry i w założeniu, a co najwyżej iść na kompropmisy wynikające z niemożności pozyskania właściwego elementu (stąd odlewy aluminiowe w rękach polskich rekonstruktorów, stąd trzewiki KRWP, wierzą zresztą wszyscy, że i to się zmieni) Bo nie chodzi o to, żeby robić sztucznie kasty lepszych i gorszych (może niektórym o to chodzi, ale co poradzimy) ale o to, żeby nowi pasjonaci nauczyli się szacunku DO SAMEGO TEGO HOBBY, żeby wiedzieli, ile wysiłku kosztuje móc o sobie powiedzieć jestem rekonstruktorem". Bo jeśli nazwać się rekonstruktorem będzie łatwe, to gwarantuję p. Szymańskiemu, nie będzie to oznaczało napływu do Konewki zastępu świeżych, ochotnych do pomocy grup inscenizacyjnych. Jeśli wymagania w światku rekonstrukcji będą niskie, to zajmowac się będą tym lenie, oboboki, dyletanci, rozglądający się możliwością poszczelania sobie" (pisowania stylizowana, nie poprawiajcie mnie)i za talerzem darmowej grochówki. Ludzie, z których będzie więcej zmartwienia, niż pożytku.

Nie jesteśmy wojskiem, (niezależnie od drylu w niektórych grupach). Dbałość o wierność mundurową jest tym, co nas w założeniu najbardziej spaja, weryfikuje nasze umiejętności i wartość, dyscyplinuje i pozwala działać jako oddzielne środowisko. Pewnie, ktoś powie - jak się ma dużo pieniędzy, to nie problem sie dobrze umundurować i jest się wartościowym człowiekiem" Nieprawda. Często bogaci ludzie wyposażają się tak beznadziejnie, że nie wiadomo, śmiać się, czy płakać. Musimy być purystami regulaminowymi w sprawach mundurowych z jeszcze jednego powodu - źródła zdjeciowe i opisy wprowadzają często straszny bałagan w posiadaną przez nas wiedzę. Nie ma innego punktu odniesienia, niż regulaminy. Jeśli widzimy na iluś epokowych zdjęciach dziwnie założone wyposażenie, to nie możemy zdecydować na 100% czy to prawda, czy akurat trafiliśmy na kilku wariatów w czasie wygłupów. Regulamin takie wątpliwości rozstrzyga.

Posłuze się przykładem z historii sztuki. Ludzie oglądając różne dziwactwa, dajmy na to klasyczny przykład twórczość Picassa, mawiają ak namazać też potrafię" Niewątpliwie. Różnica polega na tym, że Picasso zaczął mazać" po długim okresie studiów i osiągnięciu doskonałości formalnej w tworzeniu realistycznym (mówiąc krótko potrafił ładnie" malować) I jego mazanie" było przmyśalaną, świadomą akcją, na bazie tradycji.

Podobnie w rekonstrukcji - nawet najbardziej doświadczony rekonstruktor może w czasie inscenizacji upchnąć" jakoś element wyposażenia i nie razi to - bo człowiek ten zadał sobie trud dowiedzenia sie, dlaczego żołnierze jakiejś jednostki modyfikowali regulaminowe noszenie oporządzenia. poza tym ten mundurowy figielek opiera sie o w całści poprawny wizerunek. Czym innym jest noszenie wszystkiego co się znajdzie w dowolnej konfiguracji, wyjaśniając to dynamiką działań frontowych.

Pewnie, przykro, że niektórzy rozmócy na forum szydzą tylko, zamiast radzić. Ale wątek o dziwadłach z założenia temu służył, jest swego rodzaju wzmocnieniem negatywnym", czarną listą, o której człowiek myśli z trwogą...

Tak czy owak, wracając do kwestii inscenizacji pod Konewką - na dalszą metę nie da się chyba rozwijać insceniazcji w oparciu o pospolite ruszenie i doraźnie zebrany wyglądający z wojskowa" sprzęt. Nawet mało wyrobiony widz zorientuje się w końcu, że żołnierze drugiej wojny światowej nie robili sobie stanowisk ogniowych z foliowych koszy na śmieci.

Pozdrawiam, Marcin Mielczarek (także borykający się z kompromisami ;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moleskul, dziękuję za pragmatyzm.
Z Twoimi przemyśleniami zgadzam się bez zastrzerzeń. Jedna uwaga - nie chciałem, aby fragment o noszeniu saperki zabrzmiał jako lekceważenie dbałości o szczegóły. Po prostu moja wiedza na temat munduru jest zbyt mała, abym wychwycił pewne szczegóły. Zajmuje się nieco inną tematyką, o czym pisałem, a moje możliwości i pojemność pamięci są za małe, żeby wchłonąć wiedzę z potężnego tematu jakim jest mundur w II w.ś. Dlatego m. in. powołaliśmy Stowarzyszenie, żeby koledzy z Konewki (umownie bo są z paru innych miejsc) mogli zorganizować się i utworzyć zręby grupy rekonstrukcyjnej. Staram się nie ingerować w ich poczynania. Może to nienajlepiej, ale oni sami muszą dojść do pewnych przemyśleń, wybrać przywódcę i poddać się pewnym rygorom obowiązującym przy rekonstrukcjach. Wszyscy rwą się do walki" i moim błędem było, że pozwoliłem co najmniej dwóm wystąpić w mocno kombinowanych mundurach. Ale jeden był kierowcą motocykla i szkoda było wyeliminować jeden motocykl z akcji, drugi zaś, ma 2m wzrostu i trudno znaleźć na niego mundur nawet w wypożyczalni. Teraz wiem, że lepiej z nich było zrobić partyzantów, choć to wbrew pozorom też wcale nie jest proste. Ale to była pierwsza potyczka jaką chłopaki organizowali sami, bez mojej ingerencji w scenariusz i pomocy.
Twój głos skłania mnie do wydrukowania wszystkich wypowiedzi dotyczących tematu i omówienia tego w Konewce.
Posypuję głowę popiołem, potaram się pomóc kolegom w dopracowaniu i zachowaniu, na razie, elementarnej dbałości o wierność mundurową. Myślę, że z czasem będzie lepiej.
Meleskul dziękuję za ciepłe słowa, uwagi biorę do siebie
Na koniec prośba do forumowiczów, jak padnie od nas na forum jakieś pytanie, które wyda się wam trywialne, to pomóźcie, a nie odpowiadajcie sam se znajdź w wyszukiwarce" , to tyle samo klikania w klawiaturę co podanie linku do znanej Wam strony.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja rownież przebrnąłem. Swoją drogą był on bardzo ciekawy.

Pański podział środowiska jest tylko częściowo słuszny. Ja bym go również rozszerzył zahaczając o same grupy. Bo przecież są grupy które niegdyś były dobre a ostatnio strasznie się opuściły i popełniają ze zwykłego niedbalstwa błędy. Są także grupy które uważane są za dobre a istnieją w głównej mierze dzięki wypożyczaniu umundurowania i wyposażenia w hero. Oba typy grup jadą na opinii" i tutaj jest dylemat natury moralanej czy wypada krytykować tych którzy mają gorszy sprzęt ale własny czy może tych którzy mają lepszy ale nie jest on ich. A może tych drugich nie należy wogule nazywać rekonstruktorami?

Jestem chyba jedną z dłużej czytających to forum osób. Zacząłem tu bywać jak miało ono póltorej strony wątków. Dziś ma 25 stron. I były tutaj czasy kiedy pomagano każdemu. Radzono jak przerobić mundur szwajcarski, jak pozyskać niedostępne elementy ekwipunku, potem były zachwyty nad pierwszymi mundurami od sturma itd. Dziś są trochę inne standardy, praktycznie wszystko można kupić, choć sam zakup nie uczyni jeszcze z kogoś poprawnie umundurowanego jak to zauważył meleskul. A mimo to dziś na wysypujących się jak z worka różnej maści inscenizacjach i pokazach pojawiają się ludzie umundurowani w takie dziwne elementy że kilka lat temu by się nikomu to nie przyśniło.

Pisze Pan że ma Pan u siebie modelarzy. Na pewno żaden z nich nie sklejał by modelu klejem do tapet i nie malował go kredkami świecowymi bądź farbą emulsyjną. A niestety często do analogicznych działań na polu rekonstrukcyjnych dochodzi i takie przypadki są umieszczane w dziwadłach.

Bardzo mnie cieszy fakt że zdołał Pan zebrać wokół siebie grupę rożnej maści pasjonatów. To dobrze że robicie coś zamiast siedzieć piwem przed TV. Niemniej w każdą pasję należy wlożyć całe serce. A zdjęcia z rekonstrukcyjnych dziwadeł nie tylko z konewki ale także z wielu innych spędów wyglądają jakby niektórzy ludzie tam przyjeżdżający mieli inne hobby: piwo, kiełbaski, grochówka, ognisko etc. Pewnie niektórzy by nawet nie zauważyli jakby sama inscenizacja się nie odbyła. Dla wielu by było to pewnie zbawienne bo po nocy spędzonej na integracji rano ledwo są w stanie wstać a co dopiero biegać z bronią po polu.

Przykro mi również że sie Pan aciął" na niektóre grupy. Ale różni są ludzie i na to sie nic już nie poradzi.

Kwestii oporządzenia które poruszył mój przedmówca nie będę już poruszał. Wyraził się jasno i nie ma sensu niczego dodawać.

Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O co ci chodzi Horst.Jak ci się nie chce pisać 100 razy tego samego to maluj akwarelki. Grzecznie zwinąłem się z twojego wątku, bo mi taka forma dyskusji nie odpowiada. Założyłem wątek, w którym wyjaśniłem parę rzeczy, przyjąłem krytykę i jasno powiedziałem, że postaram się zmienić podejście do rekonstrukcji szanując m.in. twoje racje, a ty ni z gruchy, ni z pietruchy wyjeżdżasz z kasą, jak pajac z innej bajki. I znowu tekst o prawdziwych rekonstruktorach. Załóż instytut i wydawaj certyfikaty prawdziwego rekonstruktora, po sprawdzeniu oczywiście postawy ideologicznej i paru innych rzeczy. Może to rozładuje twoje kompleksy. A z tym nożem w kieszeni to uważaj, bo na widok strażaka w niedopiętym mundurze możesz stracić napletek. I co wtedy?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę sobie wtrącić skromne 3 słowa, mam nadzieję że nikogo tym nie urażę, bo takiego zamiaru nie mam.

Sam nie jestem związany z rekonstrukcjami, choć bardzo lubię historię. Spór o sposoby odtwarzania historii został opisany na tym forum z wielu perspektyw. Ja chciałbym wtrącić kilka słówek jako widz kilku rekonstrukcji.

Dla mnie, i dla moich znajomych, ubiór rekonstruktora, czy też aktora, nie jest najważniejszy. Nie czepiamy się tego, ze ktoś chodzi z AK47, czy tez że na placu występuje PK. Z reguły niewielką uwagę zwracamy na różne, wszechstronnie opisywane tutaj detale umundurowania, chyba że ktoś rzeczywiście, kolokwialnie rzecz biorąc, olał" sprawę, i przyszedł w mundurze kompletnie nie przypominającym oryginału.
Najbardziej zauważalne jest jedno - entuzjazm lub jego brak. Sam do dziś doskonale pamiętam występ jednego pana z potężnymi wąsami podczas bodajże pierwszego pokazu w Gdańsku na Fortach. Pan tren, uzbrojony w lancę, z marsową miną dawał prawdziwy popis sztuki władania tą bronią. W tym momencie ważna była postawa jego 4 przeciwników (nie jestem pewien czy i nie przeciwniczki). Sam sobą i swoimi umiejętnościami wypełnił całą przestrzeń, przykuł do siebie uwagę widzów. Dzięki niemu można było poczuć przez chwilę pewien klimat" walki.
Na drugim krańcu moich wspomnień umieściłbym pewna inną reko, aczkolwiek nie wymienię gdzie miała miejsce i jaki był jej tytuł, żeby nikogo nie obrazić. Przed samym rozpoczęciem walki", odgrywała się mała scenka rodzajowa. Podczas niej okazało się, że panowie odtwarzający niemieckie wojsko nie są w stanie nie tylko sklecić kilku zdań po niemiecku, ale i nie znają niemieckich nazw stopni (wyraźnie było słychać próby zameldowania się" jednego z nich). Niby detal, a jednak pozostawia pewne wrażenie na widowni.
Tym, na co najbardziej zwracam uwagę, jako widz, jest to w jaki sposób dana grupa porusza się na polu, czy pozorują krycie się ogniem, czy widać prawdziwe współdziałanie broni, i czy przede wszystkim nie rozglądają się tylko za miejscem, z którego mogliby sobie postrzelać, ale czy rzeczywiście stanowią część oddziału w boju". Innymi słowy, czy się komuś chce, czy nie chce.

Nie próbuję tutaj nikomu dopiec. Nie zgrywam też wszystkowiedzącego siedzącego na fotelu. Po prostu chciałbym przypomnieć, co jest najważniejsze dla ludzi oglądających takie widowiska. A jest nim zapał tych, którzy występują.

Serdecznie pozdrawiam

Łukasz Męczykowski
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hm, czyli rozumiem, że opcję dopracowane mundury + zapał na polu bitwy" kolega Męczyk odrzuca?

A tak serio - zapał", zapał" Czyli znowu ma być promowane pozerstwo. Jeśli ktoś siedzi w domu cały rok nad doskonaleniem wyposażenia,żeby na inscenizacji były detale, to to nie jest zapał"?

Tylko jak ktoś na samej imprezie wygląda pożal sie Boże, ale robi ważne miny i odstawia wojaka, to wtedy jest zapał?

Skąd ja to znam...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aha, żeby było jasne, po ostatniej rzezi wątków. Nie czuję, aby którykolwiek post mi dopiekał" i sam nie myślę nikomu dogadywać.

Po prostu czas chyba wyraźnie stwierdzić, że amatorzy dobrego reko" nie doczekają się od purystów zmiękczenia rygoru w uprawianiu tego hobby, dla jakiegoś dobra wspólnego"

Bo dla pasjonatów, tak ja ich rozumiem zawsze chyba kolejność będzie taka:

1. Odwzorowanie sprzętu i munduru
2. Sprawdzenie tego w polu (na imprezie)

Nie na odwrót.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Męczyk podzielam Twój punkt widzenia, ponieważ ja też stoję zawsze z boku i patrzę na rekonstrukcję trochę z pozycji widza, trochę organizatora. Wiem jak ważna jest na przykład dla widzów prezentacja oddziałów, możliwość zrobienia zdjęć z bliska (wtedy też znający się na rzeczy mogą ocenić poziom umundurowania). Zdaję sobie sprawę,że ludzie czasem kilka godzin czekają na kilkuminutową rekonstrukcję, dlatego istotne jest jej rozciągnięcie w czasie właśnie o prezentacje oddziałów, omówienie jakie formacje reprezentują, krótkie wprowadzenie w scenariusz walk , dołożenie do rekonstrukcji kilku scenek rodzajowych nie związanych bezpośrednio z walką. Wielką frajdą dla widzów jest możliwość zrobienia sobie zdjęć z członkami grup po rekonstrukcji. Powtórzę raz jeszcze rekonstrukcja bez publiczności jest tylko niewartym wzmianki spotkaniem towarzyskim.
Meleskul, gdzie znależć tych purystów i ich kryteria?
Z jednej strony twierdzą oni, żeby nie wychodzić na rekonstrukcję dopóki nie dopracuje się szczegółów munduru, z drugiej, zostawiając niedoskonały mundur w szafie i obserwując doświadczonych rekonstruktorów zza barierek dla publiczności 50 m od nich, nie wychwyci się detali i nie wymieni poglądów z nimi. Czy nie jedynym sposobem jest znalezienie się po tej samej stronie sceny i znalezienie kontaktu z kimś kto: zna się na rzeczy, jest co najwyżej ironiczny, a nie napastliwy w kwestiach braków umundurowania, i wreszcie chce pomóc?.
P.S. Chłopaki z Konewki wzięli sobie Wasze uwagi do serca i podejmą kroki aby więcej nie narażać na, aż tak krytyczne uwagi, jakie pojawiły się na forum. Myślę, że to trochę potrwa, ale nia narażą się kolejny raz na taki ostracyzm ze strony prawdziwych" rekonstruktorów.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie, Wy czegoś nie rozumiecie. Słowo REKONSTRUKTOR oznacza osobę, która odtwarza sylwetkę danej osoby, w tym przpadku żołnierza konkretnej formacji, a nie aktora na inscenizacji.

inscenizacje nie są głównym zadaniem rekonstruktora!!

To cały proces dochodzenia do akceptowalnej sylwetki (bo nigdy nie idealnej), szkolenie, poznawanie regulaminów, historii, zwyczajów, zachowań itp.

Osoby które występują na inscenizacjach, a tylko zakładają mundur na imprezy, mając za przeproszeniem gdzieś wszystko co poza tym (całą stronę poznawczą tego zjawiska) nie są rekonstruktorami tylko przebierańcami (dla niektórych), lub inaczej nazywani aktorami, uczestnikami widowiska itp.

Dlaczego prawdziwi rekonstruktorzy", puryści" itp (wiadomo w każdym razie o kogo chodzi) skręcają się ze złości kiedy widzą kaszanę a przebierańcy nazywają siebie ekonstruktorami" ? Bo wiedzą ile czasu, energii, nerwów, pieniędzy stracili na dojście do tego do czego doszli i głupio im słyszeć, że równa się ich z ludźmi którzy żadnego wysiłku nie włożyli w bycie REKONSTRUKTOREM - ubrali się w mundur (obojętnie jaki) i byli na fajnym reko. Naprawde, uczestnictwo w inscenizacji nie jest wyznacznikiem bycia rekonstruktorem. To coś więcej, może nie zawsze widzowie zdają sobie z tego sprawę, ale uczestnicy już powinni.

Najlepsze rekonstrukcji o których słyszałem były albo bez uczestnictwa publiczności albo przy ich marginalnym udziale.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Meleskul, nie zrozumieliśmy się. Dopracowane mundury + zapał, to by był ideał.
Mi chodzi o coś innego. Nie raz, nie dwa miałem wrażenie, jakby dana impreza nie była popularyzowaniem historii dla ludzi, tylko występem Bardzo Ważnych Panów Rekonstruktorów", którzy dla wyciągnięcia kasy od sponsorów muszą się niechętnie zgodzić na to, aby przyglądało się im kilkaset sztuk publiczki", i broń Boże żeby ktokolwiek potem podszedł do nich żeby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie, a sprzętu to już absolutnie nie dotykać, bo jeszcze taki ignorant" nie daj Boże zarysował. Na pole" stawiają się ze znacznym opóźnieniem (bez jakiejkolwiek informacji dla stojących ludzi), przeprowadzają na nim pokaz, a potem w 30 sekund z niego znikają. Nie chcę nikogo tutaj obrażać, ale tak to niekiedy czasem wygląda. Na szczęście, tacy ludzie są w znacznej mniejszości, a dominują rekonstruktorzy przyjemnie odnoszący się do ludzi, i cierpliwie odpowiadający na pytania zadawane im przez turystów, w tym także przeze mnie. Rozumiem troskę o pieczołowicie odrestaurowany sprzęt, niemniej jednak czasem jego właściciele są trochę nadwrażliwi. Bądź co bądź, dla niektórych jest to jedyna w życiu okazja, żeby zobaczyć dany pojazd z bliska i w ruchu, a przecież każdy wie, że książki, zdjęcia i nagrania są niczym w porównaniu z kontaktem z żywą stalą. Sam kształcę sie na nauczyciela historii, i wiem jak taki bezpośredni kontakt wpływa na dzieci i młodzież, na co dzień nie przejawiające większego zamiłowania do historii. Taki kontakt z ożywioną historią może być ich jedynym tego typu doświadczeniem w życiu. Rekonstruktorzy, chcą czy nie chcą, są dla wielu młodych pewnym źródłem wiadomości (wizualnych bardziej niż merytorycznych - nie z powodu braków rekonstruktorów w dziedzinie wiedzy) na temat przeszłych wydarzeń, a choćby na temat jak to wyglądała ta wojna". A ile przecież radości sprawia dzieciom i nie tylko założenie na chwilę hełmu, czy potrzymanie karabinu.
Jeśli chodzi o pozerstwo", sobie patrzącej z boku znacznie łatwiej jest wybaczyć niedoskonałość w wyposażeniu (niedoskonałość - nie całkowitą niedbałość), niż po prostu ie wczucie się" w klimat i założenie danej rekonstrukcji. A tzw. pozerstwo" jest wbrew pozorom błyskawicznie zauważane, i niekiedy dość szeroko komentowane w tłumie.
Zdaje sobie doskonale sprawę z tego, jak wiele niektórzy zapału wkładają we odtworzenie wyposażenia i broni, i podziwiam ich za to. Ale jeśli to ma zmutować" do tego, że BWPR" pokręcą się po polu, a potem będą siedzieć i krytykować nie taki splot nici na czyiś szelkach - wybacz, ale w takich wypadkach chyba coś się gubi po drodze.

Serdecznie pozdrawiam

Łukasz Męczykowski
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Takie oskarżenia to już inna bajka, i niestety smutna część naszych realiów. Sam raz podczas łażenia po Jarmarku znalazłem się na celowniku pewnej reporterki jednej z lokalnych stacji. Miła dziewoja nie namyślając sie wiele zaczęła mnie wypytywać o odznaki z symbolami nazistowskimi. Uprzejmie próbowałem jej wytłumaczyć, że stety/niestety, ale jedna z walczących stron używała takiego znaki i że z punktu widzenia historii trzeba to zaakceptować. Moja próba tłumaczenia zaowocowała jedynie pytaniami czy ja takie coś zbieram i skąd takie rzeczy biorę. Jeszcze tego samego dnia wywiad ten poszedł w eter z odpowiednim komentarzem, śmiem twierdzić lekuchno przycięty.Więc nie trzeba mieć niemieckiego munduru, żeby zostać posądzonym o bycie neonazistą.
A czy robiąc rekonstrukcje bez publiczności, jak to było wspominane wcześniej, reko..a nie, nie wypowiem tego słowa, widać nie znam jego definicji; niech będzie panowie w mundurach", spotkają się w mundurach niemieckich i zaczną biegać po polu z bronią. Dla gazet tego pokroju będzie wyglądać to jak co najmniej ćwiczenia odrodzonej Hitlerjugend albo V Kolumny. Pokazując się publicznie można okazać w ten sposób, że nie ma się nic do ukrycia. Wiem, że nawet ci stojący w 100% zgodności z prawem nie lubią mieć robionych zdjęć, ale przecież nie wymagam by podpisywali publiczności swoje fotografie. Miałem na myśli taka zwykłą ludzką uprzejmość.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No Łosiu. Kolejne Twoje znakomite, wyważone i prawdziwe słowa nt rekonstrukcji. Marzę by udało się załozyć nowy wątek tylko i wyłącznie z tym co napisałeś na ten temat, tak by nikt nie dopisywał bzdur. Tak by każdy psudorekonstruktor, zabawiacz" w strzelanie mógł TO przeczytać zanim zacznie wypisywać trelemorele i może zastanowić się nad tym co robi.
Łosiu bavvvvvvvvvvvvvvvvvvo.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie zaczynam się trochę gubić w tej dyskusji, więc mnie oświećcie. Czy uważacie, że istnieją dwa wyraźne nurty, jeden ortodoksyjnych rekonstruktorów stanowiących hermetyczny klub, dla których udział w widowiskach historycznych z udziałem publiczności to incydentalna, nie mająca większego znaczenia działalność i drugi - aktorzy - amatorzy" uczestniczący w pokazach dla publiczności? Dlaczego w takim razie ci pierwsi uznający się za elitę, dystansujący się sia od drugich uzurpują sobie prawo komentowania i oceniania drugich. Trochę tak, jaby fani garbusów, komentowali poczynania trabanciarzy, uważając, że jak mają w silniku dwa cylindry więcej, to ich zdanie bardziej się liczy.
Rozmawiałem o wewnętrznych rekonstrukcjach" bez udziału publiczności np na poligonie, wiem że to dobra zabawa dla uczestników, ale są to moim zdaniem działania elitarnych klubów" kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu osób i nie znane szerszemu gronu, dające możliwość nakręcenia filmu, czy zrobienia zdjęć samym uczestnikom i komentowne w zasadzie tylko w ich kręgu. I bardzo dobrze. Ich elitarna, czy prywatna sprawa. Ale jeżeli ci ludzie uważając się za elitę, izolują się od mniej doświadczonych i po prostu gorszych, a rezerwują sobie prawo do komentowania ich poczynań, to już nie tak bardzo dobrze.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klub purystów wcale nie jest zamknięty. Jeżeli ktoś wykaże się dokładnością i zapałem w gromadzeniu ekwipunku i doskonaleniu swej sylwetki, to zostanie doceniony. Tylko to forum stwarza wrażenie zamknięcia- gdyż mało kto zdolny się tu objawia. Znam wiele cholernie rzeczowych osób w tym temacie, które nawet na to forum nie zaglądają...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja z kolei zauważyłem, że zwolennicy dobrego reko" nie są zainteresowani działalnością w klubie purystów, bo trzeba uczyć się regulaminów, musztry,.... cierpliwości , dokładności, odpowiedzialności, itd. a to kłóci się z mentalnością impry i strzelanki ze ślepaków. I stąd wynika, że te dwie grupy mają raczej rozbieżne poglądy. To, że przedstawiciele obu grup jeszcze spotykają się na jednej rekonstrukcji uważam za tendencję schyłkową i wkrótce należy liczyć się z podziałem inscenizacji na purystyczne i dobre reko. Te dwie drogi się już się nigdy nie spotkają.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tutaj się z Tobą atyl zupełnie nie zgadzam.
1.Jeśli drogi tych dwóch grup całkiem się rozejdą, dojdzie między nimi do jeszcze większych animozji niż mają miejsce tu, na forum. Organizatorzy i sponsorzy imprez nie znajacy dobrze tych środowisk się pogubią i przestaną być zainteresowani ich organizacją, żeby nie ściągać sobie na łeb kłopotów nie wiedząc kto jest kim, i z jakiej bandy.
Jestem zdania, że właśnie takie imprezy mogą być punktem styku grup o różnych priorytetach, pewnej wymiany doświadczeń i przełamywania wzajemnej nieufności. Proponuję raczej podejście federacyjne - w swoim gronie realizujemy własne pryncypia, czasem spotykamy się w szerszym gronie i nawet jezeli nie wszystkich szanujemy, uznajemy odmienność ich podejścia do zagadnienia. Rozdział to najgorsze rozwiązanie! Nie osiągniecie tym nic, a stracicie parę lat działań na rzecz ogólnie pojętej rekonstrukcji.
2....bo trzeba uczyć się regulaminów, musztry,.... cierpliwości , dokładności, odpowiedzialności, itd. a to kłóci się z mentalnością impry i strzelanki ze ślepaków..
Każda nawet najbardziej nieprawdopodobna inscenizacja wymaga organizacji, dyscypliny i przestrzegania założeń taktycznych czyli scenariusza, a więc co najmniej odpowiedzialności uczestników. Tam gdzie pojawiają się pojazdy, często opancerzone z bardzo ograniczonym polem widzenia kierowcy, pirotechnika, widzowie improwizację trzeba ograniczyć do minimum. Ktoś zawsze bierze za to odpowiedzialność i podpisuje kwity. Jeden wypadek podchwycony przez media to od razu duży cios w całe środowisko (nie tylko samych rekonstruktorów). A niektóre gazety zaczynają szukać sensacyjnego tematu o tym gronie (dziś rano słyszałem w tv o jakimś artykule, chyba w Fakcie).
A strzelanka a la impra kończy się z reguły wystrzelaniem ślepaków w drugiej minucie inscenizacji, i potem wszyscy zastanawiają się co robić dalej. Czy już ukłony do publiki, czy sięgać po saperki i walczyć dalej?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja nie używałbym określenia puryści". Właściwym jest ekonstruktorzy". Co do nazywania pozostałych to już padało wiele określeń np zwolennicy rekoko" (by nie mówić analogicznie ekokorzy"), zabawiacze (bez urazy) itp.
Niestety tak jest i póki co będzie, że obie grupy bedą spotykały się na niektórych inscenizacjach i rekonstrukcjach. Ale też coraz częściej bywa, że sami organizatorzy wybierają grupy (i wbrew pozorom nie mają z tym problemu na określenie nazwijmy to jakości" grup). Wynika to m.in z doświadczeń z tymi grupami z przeprowadzonych wcześniej inscenizacji.
Natomiast pojawia się problem" kiedy ktoś organizuje po raz pierwszy (czasem drugi, nie nauczywszy sie na błędach). Ma dobre chęci, trochę kasy i kogoś kto oferuje, że postara sie pomóc i ściągnąc ludzi do inscenizacji.
Stąd pojawiają się późniejsze całe dyskusje nt odbytej inscenizacji.
Oczywiście od tego co napisałem pojawiają się wyjątki in plus czy minus :-)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też bym chciał się ze sobą nie zgadzać, ale realia są takie jak napisałem. Przedstawiciele dobrego reko nie wciągną się w karby dyscypliny itd, itd, a przedstawicielom purystów po raz dziesiąty nie chce się już korygować błędów i niedociągnięć u tych drugich.
Napisałeś:..Rozdział to najgorsze rozwiązanie! Nie osiągniecie tym nic, a stracicie parę lat działań na rzecz ogólnie pojętej rekonstrukcji..."
Ten rozdział dokonał się już dawno temu. Gdzieś około trzech lat temu na jednej z uroczystości grupa, której jestem członkiem usłyszała: ..o przyjechali milionerzy z...itd, ale nikt się nie zainteresował tym, że za kurtkami wz 36 chodziliśmy pół roku, itp. A tak naprawdę różnica nie polegała na tym, że mieliśmy super sprzęt, bo nie mieliśmy, ale na tym, że był założony jadnakowo i regulaminowo. Po prostu zawiść, zwykła ludzka zawiść.
PS. Parę postów niżej na fali biadolenia o braku regulaminów niemieckich założyłem wątek dotyczący publikowania regulaminu-podręcznika dla strzelcow kompanii MG rocznik 1938/39 o treści prawie identycznej jak Podręcznik Dowódcy Plutonu. Jak możesz sobie sprawdzić odzew jest żaden.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym spytać pana Szymańskiego, czy ludzie któży biorą udział w jego imprezach przy bunkrach na konewce to jakaś GRH???Czyli Grupa Rekonstrukcji Historycznej bo jak sama nazwa wskazuje grupa taka zajmuje się rekonstrukcją HISTORYCZNĄ, umundurowania,wyposażenia itd.Oczywiście nie można wymagać aby na reko były strzelające mg,stg lub nawet niemieckie sprawne czołgi z tego okresu.Ale jak widze zdjęcia z konewki a na nich gostka na motorze w malowaniu rosyjskim, ubranrgo w hełm niemiecki,bluze maskującą splinter, spodnie wojsk BRYTYJSKICH powojenne ( może lata 90 ) i buty ( glany lub skoczki)odgrywającego role żołnierza niemieckiego w trakcie walk we wrześniu 1939r to aż się gotuje.O innych biorących w nich udział już nie wspomne bo będzie że się czepiam.To ja pytam co to jest?????
Takie imprezy nie powinny mieć szansy nazywać się Rekonstrukcjami Historycznymi tylko POKAZAMI.Czy w pana okolicy nie ma naprawdę prawdziwej Grupy Rekonstrukcyjnej???
Bo naprawdę uważam że jak już robić reko to przynajmniej zgodnie z okresem historycznym jaki się chce odgrywać.

I taka sugestia na koniec niech pan porozgląda się może w okolicy jest jakaś GRH która takie imprezy bierze na poważnie.Napewno będzie świetnie i nikt już nie będzie się czepiał.Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie