Skocz do zawartości

Pomnik liberatora w warszawie


bart.j

Rekomendowane odpowiedzi

Miał wtedy 11 lat. W nocy z 16 na 17 sierpnia 1944 roku wybiegł z domu i patrzył, jak przez niebo leci ognista kula. To był aliancki samolot Liberator KG-933. Ten sam, któremu pomnik chce nad Wisłą postawić miasto.

O pomyśle ażurowego pomnika (w skali 1:1), który stanąłby na Zabłociu, czyli w miejscu, gdzie rozbił się samolot, pisaliśmy w Gazecie" kilka dni temu. Koncepcję monumentu wraz z zagospodarowaniem terenu (miejsce katastrofy nosiłoby nazwę bulwaru Lotników Alianckich) przedstawili radnym miasta architekci krajobrazu z Politechniki Krakowskiej. Miasto ma prawdopodobnie po wakacjach wrócić do tematu i ogłosić konkurs na projekt pomnika - pomysł Politechniki ma być punktem wyjścia. Prezydent Krakowa zarezerwował już na ten cel 2 mln zł.

Silniki jeszcze się paliły

Przy okazji prezentacji w Gazecie" projektu przygotowanego przez Politechnikę dr Krzysztof Wielgus, architekt i miłośnik samolotów, zastanawiał się, czy zostały gdzieś jeszcze części rozbitej w sierpniu 1944 maszyny (można byłoby je wkomponować w pomnik). Dwa dni po publikacji odezwał się do nas Wojciech Chwaja. Powiedział, że przez wiele lat miał w domu fragmenty Liberatora i zapewne inni mieszkańcy Zabłocia też zachowali jakieś części wśród rodzinnych pamiątek.

Skąd Chwaja miał kawałki rozbitej maszyny?

- Mój dom rodzinny stał kilkaset metrów od miejsca katastrofy samolotu. W nocy z 16 na 17 sierpnia 1944 roku obudził mnie ryk silników. Razem z mamą wybiegłem na podwórko i zobaczyłem coś przerażającego i jednocześnie pięknego - opowiada pan Wojciech. - Przez niebo dostojnie sunęła ognista kula, która parę sekund później wbiła się w nasyp kolejowy przy dzisiejszej ul. Klimeckiego.

Nigdy potem Chwaja nie przeżył już takiej nocy - nerwowej, rozświetlonej ogniem, z sunącymi po ulicach niemieckimi samochodami. 11-latek był pod nasypem w parę minut - widział wbite w ziemię skrzydło, koła, cztery wielkie silniki. Zaraz potem przyjechał niemiecki dźwig, który wyrwał je z nasypu. Jeszcze się paliły.

Ale Niemcy nie zabrali wszystkiego. Liberator KG-933, który wracał właśnie z misji zrzutowej dla Powstania Warszawskiego, wciąż tkwił w nasypie. Spore fragmenty samolotu spadły też na pobliski skład węglowy i fabrykę Schindlera.

Białe skarpetki

- Ludzie zabierali do domów kawałki obudowy - wspomina Chwaja. - Wydzierali z ziemi części blachy. Jedni traktowali je jak najdroższą pamiątkę, inni robili z nich trzonki do noży. Trzeba u ludzi poszukać, trzeba ich popytać. Ale warto też szukać Liberatora w ziemi. Te skarby tam leżą. Może mniejsze, może zardzewiałe...

Co stało się z załogą Liberatora?

- Jeden leżał na ziemi, głowę miał przykrytą kawałkiem blachy. Nie widziałem więc jego twarzy, ale dostrzegłem piękny, elegancki mundur. Był zielony. To dziwne, że zapamiętałem też z niesamowitą wyrazistością jeszcze jeden szczegół - białe skarpetki - mówi Wojciech Chwaja.

Ten mężczyzna nie przeżył katastrofy. Ale był też jeden, który się uratował.

W 1986 r. obrazy sprzed 42 lat wróciły do Wojciecha Chwaji jak żywe. W uroczystości wmurowania na ul. Lipowej tablicy pamiątkowej poświęconej załodze Liberatora, uczestniczyli lotnicy z tego samego 178. Dywizjonu Bombowego. Miał okazję z nimi porozmawiać.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków

http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35798,4400856.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie