Skocz do zawartości

Krzymen

Użytkownik forum
  • Zawartość

    214
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Ostatnia wygrana Krzymen w dniu 27 Lipiec

Użytkownicy przyznają Krzymen punkty reputacji!

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Krzymen's Achievements

12

Reputacja

  1. Wydaje mi się, że szkoda czasu na wzajemne przerzucanie się złośliwościami i „wymianę poglądów politycznych” – nie są to sprawy związane z tematyką tej wystawy i z przymusową służbą w niemieckich formacjach zbrojnych. Zgodnie z tytułem wystawa dotyczy losów mieszkańców Pomorza (pytanie tylko, których - ówczesnych czy obecnych, rdzennych czy napływowych ?), ale problem jest częścią historii kilku państw europejskich. Tak się składa, że obywateli II RP dotknęło to najbardziej (prawie 400 tys.), ale Alzatczycy i Lotaryńczycy (AL) też dostali za swoje – podczas wojny i po jej zakończeniu. Z ciekawości zapoznałem się z kilkoma francuskimi stronami internetowymi i z kilkoma opracowaniami dotyczącymi „Malgré-Nous”. Można dokonać porównań z tym, co działo się w Polsce – szczególnie po wojnie. Są podobieństwa (okres wojny i tuż po), ale także różnice (im dalej po 1945, tym większe). Już w marcu 1945 r. gen. de Gaulle podpisał rozporządzenie umożliwiające AL uzyskanie rent inwalidzkich i wojskowych za obrażenia odniesione podczas służby w armii niemieckiej. Warunkiem było jednak udowodnienie, że zostali przymusowo zmobilizowani. Po wojnie „Malgré-Nous” byli traktowani przez wielu Francuzów z innych departamentów jako „bôches” (szkopy), Francuzi drugiej kategorii, zdrajcy i sympatycy nazizmu. Wielu z nich potraktowano jak kolaborantów. Byli także atakowani przez działaczy Francuskiej Partii Komunistycznej, bo powracający z niewoli sowieckiej nie ukrywali swoich wspomnień z frontu wschodniego i z obozów jenieckich W 1951 ogłoszono amnestię dla byłych żołnierzy armii niemieckiej, a od 1952 mogli otrzymać kartę kombatanta. Musieli jednak uzyskać certyfikat (potwierdzony przez żandarmerię), że zostali przymusowo wcieleni. Już w 1945 utworzono w Alzacji stowarzyszenie ADEIF (Association des Déserteurs, Évadés et Incorporés de force / Stowarzyszenie Dezerterów, Zbiegów i Wcielonych Przymusowo). Stowarzyszenie miało na celu policzenie strat ludzkich w Alzacji i uzyskania odszkodowania za przymusową służbę. W PRL’u by to nie przeszło W 1953 - w Bordeaux – odbył się proces 21 esesmanów z dywizji SS Das Reich, którzy brali udział w masakrze w Oradour-sur-Glane. Zginęło wtedy 642 Francuzów, w tym 40 uchodźców z Lotaryngii i 9 Alzatczyków. Wśród esesmanów było 14 Alzatczyków (1 ochotnik i 13 poborowych). W zasadzie, to od 1946 nie ścigano za przymusową służbę w Wehrmachcie, ale tu chodziło o SS, które zostało uznane za formację zbrodniczą. Ostatecznie poborowi alzaccy otrzymali od 6 do 8 lat więzienia i po kilku dniach wyszli na wolność na mocy amnestii. Proces i amnestia pogłębiły wzajemną niechęć pomiędzy Alzacją i regionem Limousin oraz częścią Lotaryngii. Francuzi z departamentów „wewnętrznych” domagali się kary śmierci, Alzatczycy uniewinnienia. W ślad za rozporządzeniem z 1945 zaczęto również poległym AL przyznawać honorowy tytuł „Mort pour la France” (zmarły za Francję). Uprawnia do pochówku na francuskich cmentarzach wojennych, do rent dla wdów i sierot, do upamiętnienia na pomnikach poległych. Na francuskim cmentarzu wojskowym w Gdańsku, na większości tabliczek widnieje skrót „PG” (prisonnier de guerre / jeniec wojenny), ale są też tabliczki ze skrótem „AL”, czyli Alsacien-Lorrain. W tych grobach spoczywają żołnierze Wehrmachtu, którym przyznano tytuł „Mort pour la France”. W 1979 została podpisana umowa francusko-niemiecka, a w 1981 powstała Fundacja Francusko-niemieckie Pojednanie (FEFA/Fondation entente franco-allemande). W 1984 RFN przelała na jej rzecz 250 mln DM (750 mln ówczesnych franków). Kwotę tę podzielono przez 100 tys. wiedząc, że do tego czasu wydano ok. 80 tys. certyfikatów „przymusowo zmobilizowanych”. Wypłacane są także renty dla rodzin poległych i zmarłych. Okazuje się, że rząd RFN wypłacał znacząco większe renty francuskim kolaborantom - ochotnikom z SS, LVF i weteranom dywizji SS Charlemagne. Fakt przymusowej służby w Wehrmachcie i SS był łatwy do udowodnienia w przypadku mężczyzn. Jednak przez całe dziesięciolecia pomijano ok. 15 tys. kobiet, które powoływano do RAD (Reichsarbeitsdienst) i KHD (Kriegshilfsdienst). Od wielu lat „Malgré-Nous” są uznawani za deportés militaires (deportowani wojskowi) - obok deportés politiques (więźniów politycznych z obozów koncentracyjnych). Upamiętnia się ich pomnikami i tablicami. Jednak na pomnikach poległych w Alzacji nie ma zwyczajowego „aux Morts pour la France” (zmarłym za Francję), tylko „à nos morts” (naszym zmarłym), bo większość lub nawet wszyscy, to polegli w szeregach niemieckich. Mieszkańcy Alzacji domagają się także, aby problem przymusowej służby w wojsku niemieckim znalazł się w programie nauczania szkolnego. Pamiętam, jak kilkadziesiąt lat temu, na meczach z udziałem Górnika Zabrze, kibice drużyny przeciwnej śpiewali – „Powiedz matko, powiedz ojcze, że górnicy, to folksdojcze …” Trochę zmieniło się na lepsze, ale jak widać zmienia się bardzo wolno …
  2. Nie zgadzam się z Twoją opinią. Chodzi raczej o to, aby pokazać ludziom inny punkt widzenia na problem Volkslisty i przymusowej służby w Wehrmachcie niż ten warszawski i byłych mieszkańców GG. Obywatele II RP i ogólnie Polacy mieli na Pomorzu inną sytuację, cięższą nawet niż w Wielkopolsce i na Śląsku. Nie chodzi o opłakiwanie, ale o zrozumienie, choć wielu Ślązaków i rdzennych mieszkańców Pomorza widzi swoich przodków wyłącznie w roli ofiar, a to często też nie jest cała prawda. Losy licznych Polaków były zawiłe, a czasami szemrane i to na całym terenie II RP.
  3. Jeżeli chodzi o Polaków w Armii Czerwonej, to pewnie szybko takiej wystawy nie będzie, bo niektórym osobom trzeba by wygumkować spore fragmenty ich późniejszego życiorysu (utrwalanie tzw. władzy ludowej, kariery w ludowym WP, bezpiece itd.). Ich dzieciom i wnukom obecnie nie zależy na takich wystawach … Byli przyjmowani do ZBOWiD i nikt ich w PRL nie szykanował. Oczywiście, jeżeli o swojej służbie w AC mówili w samych superlatywach. Jeżeli mieli inne zdanie, to musieli trzymać język za zębami. Zastrzeżenia mam tylko do tytułu gdańskiej wystawy. Moim zdaniem, to bardzo dobrze, że jest taka wystawa - dotyczy przecież losów ludzi, których rodziny i potomkowie, to pewnie kilka milionów obecnych obywateli R.P. Muzeum nie musi lukrować historii i może bronić się przed hejtem https://www.prawo.pl/prawo/zniewaga-pomowienie-i-wolnosc-tworczosci-artystycznej,534113.html Świadome nawiązanie do określenia „Ons Jongen” … Zastanawia mnie zatem dlaczego nie wybrano belgijskiego „Zwangssoldaten” („Przymusowi żołnierze”) lub alzacko-lotaryńskiego „malgré-nous” (wbrew własnej woli). Oba podkreślają przymusowy charakter służby, a "Ons Jongen" jest neutralne. Chyba nietrudno było się domyślić, że tytuł „Nasi Chłopcy” wzbudzi kontrowersje i często nawet międzyregionalną niechęć. Tego muzealnicy z Gdańska nie byli świadomi ? A może chodziło o większy rozgłos ? To akurat chyba osiągnięto, bo teraz wszyscy słyszeli o tej wystawie. A tak przy okazji - jeżeli chodzi o Luksemburczyków – to wprowadzono tam obowiązek służby wojskowej od 30.08.1942. Zmobilizowano ok. 10.200 mężczyzn z roczników 1920-1924, a pod koniec wojny także do rocznika 1927. Z tej liczby 2300 zdezerterowało, a 1200 uchyliło się od służby, czyli prawie 34% poborowych. Poległo lub zginęło ok. 2800-3000. Do tego należy dodać 1200-1800 ochotników do Wehrmachtu i 300 do SS.
  4. Nie był jedynym westerplatczykiem, którego powołano do Wehrmachtu. Jeżeli zaś chodzi o żołnierzy WP, którzy brali udział w wojnie w 1939 r., to też ok. 1944 tysiące trafiło do niemieckich formacji. Część polskich żołnierzy uniknęła niewoli i już w 1939 wróciła do domu. Część zwolniono w 1939/1940. Większość szeregowych jeńców zwalniano z niewoli i zmuszano do przyjmowania statusu robotników przymusowych. Jeżeli pochodzili ze Śląska lub Pomorza, to oczywiście wpisywano ich na niemiecką listę narodowościową na tych samych zasadach, co wszystkich innych. O takich przypadkach czytałem w wielu pamiętnikach wojennych, np. wspomnienia ppłk Adamczyka („Przeciw nawale”). Adamczyk, dowódca 201 pp z 55 DP, przebywał w obozie jeńców. Pod koniec 1943 lub w 1944 zgłosiło się do niego dwóch lub trzech jego byłych żołnierzy z 201 pułku, których powołano do Wehrmachtu i przed posłaniem na front skierowano do służby jako wachmanów w „polskim” oflagu. Podobny przypadek jest też chyba opisany w filmie „Kolumbowie w kolorze feldgrau”. Żona żołnierza przebywającego w niewoli podpisała volkslistę. Został więc zwolniony i oczywiście później poszedł w niemieckie kamasze. Kolejny przypadek – młody żołnierz-ochotnik ranny w walkach, wzięty do niewoli przez sowietów. Ci przekazali go Niemcom (razem z kilkunastoma tysiącami innych). Był w kiepskim stanie, więc Niemcy go najpierw wyleczyli, a w 1944 wzięli do wojska. Przykłady można mnożyć ...
  5. Nie będę się wymądrzał na temat wystawy, której nie widziałem. To, co pisze prof. Polak jest bardzo podobne do tego, co można wyczytać na francuskich stronach internetowych, głównie alzackich. Tam oceniają przymusowy pobór do Wehrmachtu i Waffen-SS jako zbrodnię wojenną. Zmobilizowano na terenie Alzacji 103 tys. obywateli francuskich z roczników 1914-1926, a na terenie departamentu Mozela (Lotaryngia) 31 tys. z roczników 1908-1927. Wielu z tych ludzi odbyło wcześniej służbę wojskową w armii francuskiej i uczestniczyło w walkach w 1939-1940. Niemcy zwalniali z niewoli Alzatczyków i Lotaryńczyków (AL) już w lecie 1940. W Alzacji cały rocznik 1926 skierowano z urzędu do Waffen-SS. Kilkuset rekrutów trafiło do 2. SS-Panzerdivision "Das Reich". W 1953, w Bordeaux, odbył się proces 21 żołnierzy tej dywizji oskarżonych o udział w wymordowaniu mieszkańców Oradour-sur-Glane (10.06.1944). Wśród oskarżonych było 13 Alzatczyków.
  6. No cóż, mi się też wydaje, że dla większości (na pewno nie dla wszystkich) przymusowo wcielanych do Wehrmachtu obywateli II RP (oczywiście chodzi o tych, którym zależało na tym, aby państwo polskie odzyskało wolność) była to jednak tragedia. Czytając francuskie strony poświęcone „malgré-nous” odnosi się wrażenie, że dla wszystkich Alzatczyków i Lotaryńczyków to była tragedia. Godzili się na służbę w Wehrmachcie i Waffen-SS jedynie pod przymusem i żeby chronić rodziny. Każdy jakoby marzył tylko o dezercji i trafieniu do niewoli … Uważają się w zasadzie wyłącznie za ofiary – Francja ich porzuciła, Niemcy prześladowali, germanizowali i wykorzystywali jako mięso armatnie, a Rosjanie więzili w obozach w koszmarnych warunkach. Kolego Cypis - operacja „Keelhaul” słabo pasuje do tematu. Brytyjczycy nie „rozliczali” swoich poddanych przymusowo wcielonych do formacji niemieckich, a Kozacy nie mieli statusu Volksdeutch’ów
  7. Otton1 – Alzatczycy i Lotaryńczycy oraz Luksemburczycy mieli podobną sytuację, jak obywatele polscy z ziem bezprawnie wcielonych do III Rzeszy. W olbrzymiej większości byli wcielani pod przymusem. Esesmani z Holandii, to byli ochotnicy ! Jeżeli chodzi o Belgów, to sprawa wcale nie jest taka prosta. Belgijskie kantony wschodnie – Malmedy, Eupen i Saint Vith – należały od 1815 do Prus. Weszły w skład Belgii dopiero w 1920 r. wskutek postanowień Traktatu Wersalskiego. Ludność w większości zachowała sentyment do państwa niemieckiego i pozostawała w kręgu kultury niemieckiej. W 1940 III Rzesza zajęła i anektowała Malmedy. Duża część ludności uznała to za „wyzwolenie” i powtórne połączenie z ojczyzną. Dołączono do nich jednak kilka gmin „romańskich”, które nigdy nie wchodziły w skład państwa niemieckiego. To właśnie w tych gminach był największy opór przed poborem do Wehrmachtu. 23.09.1941 wydano dekret przyznający obywatelstwo niemieckie wszystkim mieszkańcom kantonów wschodnich. Zmobilizowano ok. 8700 "byłych" obywateli belgijskich (a właściwie poddanych). Poległo lub zaginęło ok. 3400. Nazywano ich „Zwangssoldaten”. W latach 1946-47 ok. 25% ludności kantonów wschodnich podlegało lustracji w sprawie kolaboracji z okupantem (reszta Belgii to ponad 4%). Byli „belgijscy” żołnierze Wehrmachtu trafiali do więzienia, gdzie oskarżano ich o walkę przeciwko Belgii (często także o członkowstwo w Hitlerjugend). Byli zwalniani po udowodnieniu, że byli przymusowo zmobilizowani. W kantonach wschodnich skazano za kolaborację ok. 1500 osób (2,41 % ludności). Jak napisał Człowiekśniegu - "Dolary vs orzechy, że tamtejsze więzienie jawiło się jako lokal kategorii Lux w porównaniu do np Jaworzna i podobnych". Pobyt w belgijskim, a nawet francuskim więzieniu na pewno był duuużo lepszy niż pobyt w Jaworznie lub w Tambowie.
  8. To są bardzo trafne uwagi ! Na problem Volkslisty ciągle patrzy się z perspektywy Warszawy i GG, gdzie dotyczył ok. 100 tys. osób, które w większości zapisały się dobrowolnie, a nie pod przymusem. Tu Niemcy raczej namawiali, a nie zmuszali. Agitowano w sprawie podpisywania Volkslisty nawet w oficerskich obozach jeńców. Trochę na ten temat - Volksdeutsche w Krakowie i dystrykcie krakowskim Generalnego Gubernatorstwa w latach 1939-1941 file:///C:/Users/Lenovo/Downloads/Roskau-Rydel_Prace%20Historyczne_149_4_2022.pd
  9. No cóż, przyznaję - nieco przesadziłem. Powinienem napisać, że powojenne losy Alzatczyków i Lotaryńczyków (teraz Francuzi wolą nazwę Mozelańczycy ) były podobne do losów Ślązaków i mieszkańców Pomorza. Dotyczy to także kilku tysiecy Belgów. Po powrocie z wojny wsadzano ich do więzień. Zgoda. Pamiętam, że pod koniec lat dziewięćdziesiątych lub ok. 2000 roku wyświetlono w telewizji film dokumentalny pt. "Kolumbowie w kolorze feldgrau". Tytuł też wzbudził kontrowersje ...
  10. Ons Jongen to określenie przymusowo wcielanych z Luksemburga. Alzatczycy i Lotaryńczycy, to „malgré-nous” Mam nadzieję, że wróciliśmy do tematu wystawy "Nasi Chłopcy" ? Nie miałem okazji jej zwiedzać, zatem mogę się odnieść jedynie do jej tytułu. W moim odczuciu organizatorzy przesadzili, nawet jeżeli chcieli ludźmi wstrząsnąć i sprowokować do jakiejś refleksji. Chyba zabrakło im taktu i wyobraźni. Trzeba pamiętać, że Polaków wcielano także do Armii Czerwonej. Co najmniej 200 tys. To jak nazwiemy taką wystawę ? „Nasi towarzysze” ? A Górale wcieleni do armii słowackiej ? „Nasi harnasie” ? Przymusowy pobór do formacji zbrojnych III Rzeszy, to nie tylko problem dotyczący obywateli II RP. Z całej Europy pobrano ponad 0,5 mln osób – Polaków, Alzatczyków i Lotaryńczyków, Luksemburczyków, Belgów, Duńczyków, Czechów itd. Alzatczycy i Lotaryńczycy byli przymusowo wcielani (ok. 135 tys. + kilkanaście tysięcy kobiet wcielonych do różnych służb pomocniczych) od 1943. We Francji noszą miano „malgré-nous”, co można przetłumaczyć jako „wbrew naszej woli”. Olbrzymia większość trafiła na front wschodni, ale walczyli także na zachodzie. Byli podobno traktowani przez Niemców gorzej niż rekruci-Polacy. Ich powojenne losy były także chyba gorsze niż ich „polskich kolegów” z Wehrmachtu. Wzięci do niewoli na froncie wschodnim trafiali do obozu w Tambowie (12 tys. tam zmarło). Amerykanie i Anglicy nie prowadzili selekcji wśród tych jeńców i nie odsyłali ich do de Gaulle’a. Trzymano ich z jeńcami niemieckimi. Po powrocie do Francji byli w większości traktowani jako zdrajcy lub sympatycy nazizmu.
  11. https://muzeum.opole.pl/uroczyste-przekroczenie-przez-wojsko-polskie-bylej-granicy-polsko-niemieckiej-pod-szopienicami-22-06-1922-na-pierwszym-planie-na-koniach-mjr-jan-ludyga-laskowski-i-gen-stanislaw-szeptycki/
  12. Kolego formoza58 – czy znasz datę zrobienia fotografii, którą wstawiłeś do identyfikacji w grudniu zeszłego roku ? Tak „na oko” oceniałbym ją na jesień 1919. Widać bałagan w umundurowaniu. Mundury hallerowskie, ale zaczynają się już przeróbki (np. wężyki na kołnierzach), czyli po zjednoczeniu WP, formacji wielkopolskich i Armii Hallera. Pierwszy siedzący z prawej strony fotografii ma stopień kaprala. Dwaj następni mają naszywki „adjudant” – czyli podchorąży lub st. sierżant. Ten w krawacie ma chyba odznakę pilota. Żołnierz trzymający psa na kolanach ma odznakę pilota. Podchorąży lub st. sierżant, siedzący obok, w ciemnej kurtce, to ewidentnie pilot. Błyszcząca odznaka ładnie wyszła na fotografii. Czterej żołnierze w rogatywkach ze srebrnymi podpinkami na czapkach, to ewidentnie starsi podoficerowie (adjudant). W Armii Polskiej we Francji co najmniej dwa razy zmieniano odznaki stopni. Początkowo skopiowano odznaki francuskie (chodzi o naszywki na rękawach kurtek, odznaki na czapkach to inna sprawa). Haller zmienił nieco w odznakach od st. szer. do sierżanta majora. Wydaje mi się, że odznaki były takie same dla „broni konnych” (kawaleria, artyleria, tabory) i reszty wojska, a u Francuzów były różnice.
  13. Pieczątki używane w "Awiacji Polskiej" we Francji. 1. Dowództwo Aeronautyki; 2. Szkoła lotnicza.
  14. Dziękuję za podanie informacji o tej książce – jakoś przegapiłem moment kiedy została wydana Miałem okazję ją dzisiaj przekartkować w bibliotece. Kawał porządnej roboty. Dostrzegłem trochę błędów, ale jest to nie do uniknięcia przy takiej liczbie biogramów. Co do Krenza, to może p. Januszewski korzystał z innych źródeł niż autorzy artykułów prasowych. Jeden z nich napisał, iż Krenz ukończył szkołę obserwatorów dopiero w 1919 w Wojsku Polskim, co wskazuje, że nie wszystkie informacje zawarte w tych artykułach są rzetelne i sprawdzone ...
  15. Sedco Express – dzięki za informacje ! Mam jeszcze drugiego dość tajemniczego lotnika i bardzo niewiele o nim znalazłem. Paul MÜLLER - W czasie I w.ś. latał bojowo jako obserwator w Flieger Abteilung 30 i 54. Po porzuceniu służby w armii niemieckiej, objął pod koniec stycznia 1919 r. funkcję doradcy w wydziale politycznym Naczelnej Rady Ludowej w Poznaniu. Jednocześnie pełnił funkcję lotnika obserwatora do zadań specjalnych NRL. W lutym 1919 r. rząd niemiecki wydał za nim list gończy oskarżając go o zdradę stanu. Paul Müller zmienił nazwisko na Sochacki. Służył m.in. w sztabie Dywizji Pomorskiej, a w okresie luty-czerwiec 1920 r. w 18 EW. Zwolniony do rezerwy w stopniu majora. W sierpniu 1920 r. zgłosił się ochotniczo do wojska i objął dowództwo baonu w ochotniczym 263 pp. Jedyne co znalazłem, to wzmianka w albumie „Ku czci poległych lotników” (str. 200), że w 18 EW służył kpt. obs. Müller-Sochacki. Imienia tam nie podano. I tu mi się ślad urywa …W różnych spisach figuruje jakiś mjr Paweł Sochacki (z byłej armii niemieckiej). Sochacki Paweł Karol (24.08.1883) figuruje w RO 1924 jako major wśród Oficerów Rezerwowych 62 pp. W ROR 1934 ten sam oficer jest wykazany jako stale przebywający zagranicą.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie