-
Zawartość
68 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Ostatnie wizyty
327 wyświetleń profilu
jabu2's Achievements
2
Reputacja
-
Tak, jak najbardziej. Tylko ja niestety w tej chwili jestem przywalony zleceniami do wykonania na wczoraj. Uporam się z tym wszystkim i postaram się odpowiedzieć na wszystkie Twoje pytania. Przepraszam, że nie teraz i nie od razu. Ja po prostu nie potrafię odpowiedzieć w dwóch zdaniach. Jak już wyjaśniam to niestety w rozwlekłej formie (ale z nadzieją, że coś jednak nowego odbiorcy przekażę). Dlatego wolałbym odpisać, gdy będę bardziej dyspozycyjny. Pozdrawiam.
-
Rozumiem, ale... Przecież mieli i takie. ? Trzeba zaparzać mocniejszą kawę! ? Toż przecie pisałem także o średnich Typ 3 Ka-Chi i średnich Typ 5 To-Ku. Nawet zdjęcia zamieszczałem. Oba miały odrzucane pontony po dotarciu na brzeg. Pierwszy miał masę prawie 27 t. a drugi minimalnie więcej. No to te to spełniają nawet te ogólnoświatowe kryteria. Zaczęliśmy dyskutować o lżejszych Chi-Ha, ale jedynie w charakterze tematu pobocznego. Tyle tylko, że tych pływających, średnich - z prawdziwego zdarzenia czyli wg ogólnoświatowych wyśrubowanych standardów to zdołali zmontować tak nie więcej jak z 20 (21) egz.? Pozdrawiam, Jabu
-
Obawiam się, że sprawcą całego zamieszania to nawet nie był jeden z kolegów tylko niestety ja. ? Tak sobie wstawiłem, bo mnie trochę zastanowiło i bez refleksji, że ktoś podchwyci temat… Po co mi to było… ? Ale przed chwilą też mi weszło w oczy dość niezwykłe zdjęcie Shermana, bodajże z holenderskiego muzeum to również bez refleksji zamieszczam...
-
Tak, zgadza się. Bodajże jedynie pięć. Ten pacyfizm to też pewnie sporą rolę odegrał, ale teraz to mogliby coś z tym zrobić. Na południowym Pacyfiku to zalegają naprawdę krocie japońskich czołgów, w większości lekkich Ha-Go. W paru miejscach to nawet grupowo po kilkanaście egz. (zdjęcie dla przykładu). I jakoś tak nie ma u nich woli, aby to odzyskać i odrestaurować. Niemniej wiem, że z tym są związane też inne, bardziej złożone kwestie rzutujące na podobnie bierną postawę (wraki stanowią jakby nieme pomniki (grobowce) w których ginęli onegdaj ich czołgiści – nieetycznie było by je ruszać; sprowadzenie i renowacja czołgów dałaby najprawdopodobniej dodatkowe paliwo w i tak ustawicznych atakach roszczeniowo-rozliczeniowych kierowanych pod adresem Japonii jako okupanta, głownie ze strony Korei i w mniejszym stopniu z Chin itd.). To złożona kwestia. My z podobnymi dylematami nie musimy się mierzyć. Mamy za to inne… ?
-
Tak na szybko, gdyby ktoś poszerzył pytanie - to w muzeach, świątyniach i kolekcjach prywatnych odrestaurowanych czołgów japońskich z czasu IIWW jest pewnie coś ok. 30 egz. lub nieco ponad. Z czego prawie wszystkie to lekkie Typ 95 Ha-Go i średnie Typ 97 Chi-Ha. A gdyby do nich dodać lekkie czołgi rozpoznawcze (nie używam określenia tankietki powszechnie stosowanego w odniesieniu do nich) to by doszło jeszcze ok. 10 egz. Wśród tego zwierzyńca za rodzynki warto uznać jedyny zachowany na świecie egz. lekkiego czołgu pływającego Typ 2 Ka-Mi (Kubinka). Załączam zdjęcia. Wzmiankowany już Typ 3 Chi-Nu oraz oba Typ 89 Yi-Go Otsu (drugi jest w muzeum w Aberdeen). Niektóre z siedmiu (obu wersji ostało się łącznie ok. tuzin) zachowanych na świecie Chi-Ha Shinhōtō noszą ciekawe, lokalne modyfikacje, ale nie bardzo mam czas i głowę o nich pisać. Może kiedyś zasygnalizuję. Spośród 15-16 odrestaurowanych i eksponowanych lekkich Typ 95 Ha-Go ciekawe przeróbki (dokładniej to ich resztki) prezentuje czołg z Guam w muzeum w Hagåtña. Widać wewnątrz kadłuba m.in. przyspawane, najwyraźniej w ramach jednostki dodatkowe stojaki do przechowywania granatów ręcznych. Natomiast z zachowanych do dziś ok. 6 rozpoznawczych Typ 97 Te-Ke warto, jeśli będzie trochę czasu – poświęcić więcej uwagi egzemplarzowi eksponowanemu w holenderskim Legermuseum. Prezentuje bowiem cały szereg ciekawych przeróbek będących dziełem powstańców indonezyjskich w walkach z którymi zdobyto czołg a którzy nawet zmienili uzbrojenie wozu. Choć z dużym prawdopodobieństwem pojazd był podczas walk kierowany przez japońskich ochotników lun załogę mieszaną. Załączam zdjęcia. Nie warto natomiast się ekscytować rzekomym Typ 4 Ke-Nu prezentowanym w Kubince gdyż jest to „przebieraniec”. Dowód inwencji rosyjskich muzealników w przekonywaniu reszty świata, że u nich, gdy zajdzie potrzeba to jest wszystko. Ognisty rydwan Śiwy jeśli zajdzie taka potrzeba też zrobią i wystawią a na szeroko pojętym Zachodzie z miejsca znajdzie się armia rzeczników zapewniających, że jest prawdziwy. Wzmiankowany Ke-Nu to nie żadna lokalna produkcja z Mandżurii, Korei czy Kuryli jak się czasami przekonuje w rosyjskiej przestrzeni informacyjnej. To standardowe podwozie od lekkiego Ha-Go na którym Rosjanie po prostu osadzili nieruchoma makietę wieży średniego Chi-Ha. Zresztą dość niedbale wykonaną, co widać na pierwszy rzut oka. Załączam zdjęcia. Wozu Śiwy na wszelki wypadek też, bo to nigdy nic nie wiadomo co tam się jeszcze w tej Kubince kryje… ? Dodatkowo pewnie ze trzy razy tyle, co wymienione – egzemplarzy czy raczej wraków japońskich czołgów kwitnie pod chmurka rozrzuconych po całym południowym Pacyfiku, ale ze pytano o egzemplarze odrestaurowane lub muzealne to o tych ostatnich jedynie sygnalizuję. Pozdrawiam, Jabu P.S. Tam gdzieś w jednym z pierwszych, wczorajszych komentarzy wkradł się chochlik, którego na szybko pisząc nie zauważyłem. Powinno być działo samobieżne Typ 4 Ho-Ro.
-
Hej, W kolekcjach prywatnych to nie wiem, ale chyba nie ma żadnych (chyba). W muzeach też są bodajże co najwyżej dwa lub trzy. I chyba dwa w chramach shintō. O tylu wiem, ale ja to bardziej siedzę w artylerii polowej (artylerii w samej Japonii to się uchowało znacznie, znacznie więcej) i broniach piechoty. Czołgi, czy w ogóle broń pancerna jako taka jest mi w sumie nieco obca klasowo, ale że artyleria emocji większych nie wzbudza a o pojazdy pancerne jednak podpytują, to staram się o nich posiadać jakieś tam niezbędne minimum wiedzy. Do głowy przychodzi mi pięć czołgów. Średni Typ 97 Chi-Ha: Po jednym w: Chram Yasukuni w Tokio. Chram Wakajishi w Fujinomiya, prefektura Shizuoka. Muzeum Wojny w Nasu, pref. Tochigi. Lekki/średni Typ 89 Yi-Go w wersj Otsu (czyli ulepszonej z silnikiem Diesla): Średni Typ 3 Chi-Nu (załączam dwa znane zdjęcia bo o te czołgi głównie pytał Speedy + zachowany egzemplarz działa Typ 90 75 mm, które posłużyło jako pierwowzór armaty czołgowej opracowanej dla wozu). Oba w JGSDF Ordnance School Museum, Tsuchiura, pref. Ibaragi czy jak czasami się (dokładniej) podaje – w Muzeum Czołgów w Tsuchiura https://www.gotokyo.org/en/spot/657/index.html Przy okazji tytułem wyjaśnienia: ja jestem Jabu nie Jabu2. Podejrzewam, że kiedyś, dawno temu już założyłem konto i z czasem zapomniałem. Dlatego rejestrując się drugi raz byłem zmuszony wklepać jabu2. Skleroza nie boli tylko się trzeba nachodzić… Pozdrawiam, Jabu
-
Wkradł się chochlik. Powinno być oczywiście niemiecki PzKpfw III Ausf A. Ale pewnie się domyśliłeś. Dobrej nocy. Jabu
-
No tak. Ale to nieco naciągane zestawienie. Przyjąłeś za wskaźnik rok 1941. Czemu? Bo wtedy był Perl Harbor? I tylko dlatego zestawiasz japońską konstrukcję opracowaną w latach 1935-1936 z konstrukcjami zaprojektowanymi odpowiednio 3-4 lata później, 4-5 lat później oraz 3-4 lata później? To pewne nadużycie i drobna, ale jednak wg mnie - manipulacja. Na podobnej zasadzie Niemcy po Kursku nakręcili film propagandowy w których M3 Lee ścigał się po wertepach z Panterą zaprojektowaną nieco ponad dwa lata później i wyszło, że ten drugi pojazd jest lepszy. Musiał być lepszy. Silniej uzbrojony i lepiej opancerzony. Bowiem nawet dwa lata różnicy w tak lawinowo idącej rozwojowo do przodu dziedzinie jak broń pancerna to już bardzo dużo. Niemniej i jeden i drugi to dalej czołgi średnie mimo iż pierwszy ma pancerz max. rzędu zdaje się 36 czy 37 mm oraz masę bojową coś ok. 27 t. a drugi w pancerzu max. prawie trzy razy więcej a w masie niecałe dwa (zdaje się 45 t.). I gdyby przyjąć podobne kryteria (masy, grubości max. pancerza czy uzbrojenia) to na tej samej zasadzie należało by podważyć klasyfikację jako czołgu średniego wielu innych wozów uważanych za średnie. Np. 14-tonowego francuskiego D1, 17-tonowego amerykańskiego M2 z armatą 37 mm o opancerzeniem relatywnie słabszym od Japończyka (przypomnę, że Chi-Ha był trochę jak pudełko zapałek: w miarę równomiernie wszędzie opancerzony w okolicach 25 mm) czy 14-tonowego włoskiego średniego M13/40 czy jego 15-tonowego następcę M15/42. W 1941 D1 nie był używany tylko dlatego, że Francji po prostu nie było „w użyciu”. M13/40 był eksploatowany masowo a M15/42 miał się, zdaje się – dopiero pojawić na początku 1943. Ale to wciąż były czołgi klasyfikowane jako średnie. Choć niektóre kluczowe ich parametry były słabsze od tych w Chi-Ha. Przypomnę, że opracowany niemal w tym samym czasie co średni Chi-Ha (lato-jesień 1936) – niemiecki PzKpfw Ausf A, klasyfikowany absolutnie przez wszystkich jako czołg średni miał zdaje się masę nie więcej niż 15 t., opancerzenie max. rzędu 14 mm i armatę 37 mm zaledwie L/45. Ja o to bitwy pod Grunwaldem toczyć nie będę jednak uważam, że parametry Chi-Ha utrzymywały go w kategorii czołgu średniego. Słabego, z niższej półki, ale jednak. Piechota mogła mieć z nim wymierne problemy (i miewała). Jeżeli natomiast nie był w stanie postawić jakiejś wyższej poprzeczki czołgom średnim przeciwnika to nie tylko z powodu swoich parametrów, ale z tytułu prawie zupełnego... braku amunicji przeciwpancernej. Zachodzę w głowę czemu Japończycy tego nie dopilnowali, ale to dla mnie wciąż temat otwarty. Zwróćcie uwagę na wraki Chi-Ha z 57 mm z których żołnierze przeciwnika wyciągają amunicję. Opcjonalnie na zdjęcia cesarskich czołgistów których uwieczniono podczas załadunku naboi. Niemal wyłącznie widzimy tam jedynie amunicję odłamkową kal. 57 mm. Pierwszy na to uwagę zwrócił bodajże w połowie lat 90. prof. Tamayama upierając się, że np. podczas podboju Birmy w 1942 żaden z średnich Chi-Ha z 57 mm (użyto tam wyłącznie tej wersji) ze składu 1. czy 14 pułku czołgów nie został uzbrojony w amunicję ppanc. A przecież mieli przeciwko sobie setkę brytyjskich Stuartów i to obsadzonych przez weteranów ze słynnej 7. Brygady. Nawet jednak gdyby tą amunicję APHE 57 mm do czołgowych armat Typ 97 mieli - to zdaje się, że jej pociski to penetrowały zaledwie 20-25 mm pancerza. Japończycy dostrzegli problem pod koniec 1943 i domknęli prace nad przeciwpancernym pociskiem kumulacyjnym kal. 57 mm, który można by zastosować w krótkolufowych działach czołgowych Typ 90 i 97 kal. 57 mm. Bodajże od września 1944 rozwinęli ich produkcję, ale raz, że na niewielką skalę a dwa, że z tego co mi się wydaje (temat wymagałby dokładnego przebadania) cały wyprodukowany zapas zmagazynowali do obrony Wysp Macierzystych. Przepalał zdaje się ok. 55 mm. Nigdy nie słyszałem, aby użyto ich poza Japonią. Prawdę mówiąc to nigdy nie słyszałem aby użyto ich gdziekolwiek bojowo. Nie wiadomo też na ile w ogóle zmieniły by położenie Chi-Ha z 57 mm w konfrontacji z czołgami średnimi przeciwnika. Czasem bowiem podaje się, że niedopracowana amunicja była wadliwa. Inni japońscy autorzy, że wręcz przeciwnie czego dowodem, że zatwierdzono ją do uzbrojenia i szerokiej produkcji. Rzecz zasługująca na przebadanie w archiwach. To, co w jakimś stopniu tłumaczy mi podobne zaniechanie - stanowi założenie Japończyków iż napływające od wiosny 1942 do kompanii czołgów średnich wozy Shinhōtō z armatą 47 mm L/48 miały w całości przejąć zwalczanie pojazdów pancernych przeciwnika. Natomiast wcześniejsza wersja z krótkolufowym działem 57 mm L/18.5 miała zwalczać siłę żywą oraz umocnienia wroga. Życie oczywiście nie napisało Japończykom tak komfortowego scenariusza. Nie zdążyli rozwinąć na czas odpowiednio masowej produkcji Shinhōtō a dla odmiany przeciwnik zdołał nie tylko rozwinąć własną produkcję, ale jeszcze dodatkowo wprowadzić szybciej niż Japończycy zakładali - nowe, silniejsze typy wozów pancernych. Znane są japońskie raporty z testowego ostrzału zdobycznych amerykańskich Stuartów z wykorzystaniem czołgowych dział kal. 47 mm Typ 1 L/48. Z wiosny 1942. Testy im wyszły dobre i sporządzili optymistyczny raport. Założyli też w nim, iż Amerykanie na tyle się nie pozbierają, że można oczekiwać, iż jakiś silniejszy następca Stuarta pojawi się w linii nie wcześniej niż za ok. dwa lata. A do tego czasu wojna miała zostać przez Japonię doprowadzona do korzystnego dla cesarstwa końca. Przypomnę, że Shermany wypełzły na Japończyków w listopadzie 1943. Za to z miejsca w zmasowanej ilości. I to też tak późno tylko dlatego, gdyż priorytet na nie miały fronty antyniemieckie oraz dostawy dla Brytyjczyków i Sowietów. Pacyfik był dopiero co najmniej trzeci w kolejce. Niemniej wtedy cesarscy czołgiści, na ogół bardzo dobrze wyszkoleni, zostali z ręką w nocniku. Takim nieopróżnionym. Jedno zastrzeżenie na koniec: Japonia weszła do wojny ogólnoświatowej na gigantyczną skalę w wymiarze totalnym i angażując mniej lub bardziej prawie cały potencjał militarny swoich sił i środków – rzeczywiście w 1941. Ale wymiernie zaangażowana w konflikt o znamionach formalnej wojny to była już od co najmniej 4,5 lat. Polacy zmobilizowali do kampanii 1939 ok. 1 mln żołnierzy. Ok. dwukrotnie ludniejsza Japonia na podobnym etapie, czyli jesieni 1939 miała zaangażowane w chińskim interiorze siły wojskowe także rzędu ok. miliona ludzi. Już o tych wszystkich ciągłych ofensywach od września 1931 w Mandżurii, poprzez lata 1932-35 i prowincje Jehol czy Hebei, wspominać nie będę. Warto o tym jednak pamiętać a przypomniałem to tak tylko tytułem małego uporządkowania. No i się rozpisałem a nie mam na to zupełnie czasu... ? Pozdrawiam, Jabu
-
Przednia płyta wieży miała pancerz grubości 33 mm czego się prawie nie podaje a ostatnie partie Shinhōtō Chi-Ha (ostatnia ok. setka?) posiadały już pancerz zwiększony do 50 mm, gdyż wykorzystano do ich montażu płyty przewidziane dla wchodzącego do linii następcy Typ 1. Ale to są oczywiście marginalia i nie podważają wymowy Twojej wypowiedzi.
-
Nie, nie. Ja napisałem o 1900 egz. zmontowanych po wrześniu 1939. Łączna produkcja Chi-Ha wszystkich wersji oraz czołgów specjalistycznych opracowanych w oparciu o nie to będzie odpowiednio między 2.200 - 2.400 egz. Tak mi się wydaje bo piszę na szybko z głowy.
-
Tak, tak. Ale dlatego też je przecież z zestawienia wyłączyłem. Jedynie o nich zasygnalizowałem. Lekkie/średnie Typ 89 w moich końcowych podliczeniach nie występowały.
-
Jeżeli jednak by przyjąć tak dalece wyśrubowane kryteria to Japonia nie miała w toku wojny „mniej niż 500” czołgów średnich tylko namiastkę z tego. Licząc tak na szybko to co najwyżej ok. 190 egz. I to jeśli by litościwie dodać pływające Ka-Chi z ich 47 mm armatą L/48. ?
-
Ani Amerykanie ani Chińczycy nie stanowili w oczach japońskich taktyków przeciwnika. Przypomnę, tak dla jasności, że w latach 1937-1944 mieli w całym gigantycznym chińskim interiorze prawdopodobnie nie więcej niż ok. 300 czołgów z prawdziwego zdarzenia. Może nawet mniej. Większą ilość i to od razu z przytupem (wzmocniona dywizja pancerna) wprowadzili bodajże dopiero w kwietniu 1944, gdy im zaczęły nieźle dokuczać amerykańskie lotniska i wyprowadzili cios mający je zniszczyć. Decyzja zapadła po słynnej bitwie o Changde lub o zamek Changde (jak chcą niektórzy) w listopadzie-grudniu 1943, podczas której amerykańskie lotnictwo, zwłaszcza P-38 wspierające Chińczyków, wymiernie zalazło Japończykom za skórę. Przeciwnikiem według którego opracowywali doktrynę użycia jednostek pancernych byli Sowieci. Tak było do 1940. Ba, nawet do 1942 w pewnych kręgach. Tyle, że od końca 1937 środki przewidziane na rozwój sił pancernych są konsekwentnie redukowane i przekazywane w większości na rzecz marynarki wojennej. A w tym właśnie roku wchodzą do seryjnej produkcji bodajże cztery typy japońskich czołgów z czego trzy okażą się tzw. pojazdami podstawowymi. Więc zatrzymanie procesu rozwoju japońskiej broni pancernej w tym roku było już kluczowe dla całości. Obudzili się w 1944, ale to już było za późno. Tak o 3-4 lata. Zwróć proszę uwagę, iż podobnie było z zastopowaniem rozwoju i masowej produkcji japońskich moździerzy tak circa 1934-35 roku. Wojsko zaczęło już masowo otrzymywać tzw. działo batalionowe Typ 92 70 mm i czynniki decyzyjne uznały, iż w sposób zadowalający będzie spełniać zarówno zadania działa bezpośredniego wsparcia piechoty jak i moździerza na dystansie do niecałych 3 km. Walki w Chinach już w korzystnym dla Japończyków 1937 zweryfikowały te oczekiwania w praktyce, ale trzymano się priorytetów raz przyznanych w 4-letnim planie zbrojeniowym. Jedyne co, to zaczęto na przełomie 1937/38 intensywniej eksperymentować z moździerzami średnich kalibrów 81-90 mm, ale większe środki na ich produkcję przewidziano dopiero od 1941. Z bronią pancerną było niestety podobnie. Może nawet gorzej. Jedyny wyjątek zrobiono dla produkcji samochodów pancernych. Przede wszystkim jednego podstawowego typu. Ale wynikało to (po części) z jego konstrukcji umożliwiającej użycie w charakterze drezyny pancernej oraz możliwości przewożenia desantu w sile niecałej drużyny. Dla Japończyków, którzy w ogromnej Mandżurii i w jeszcze większych obszarowo Chinach trzymali właściwie tylko duże miasta, porty oraz linie kolejowe – ponad tysiąc pojazdów o podobnych walorach było czynnikiem kluczowym. Tym bardziej, że właściwie nie mieli (w zestawieniu np. z taką Polską) pociągów pancernych. . Mieli wypracowane różne wizje użycia poszczególnych pododdziałów pancernych. Dość szybko też reagowali z posiadanym, niemal zawsze gorszym jakościowo sprzętem na pojawianie się nowych konstrukcji po stronie przeciwnika. Wylęgarnią pomysłów i regulaminów była oczywiście szkoła w Chiba. Np. wg instrukcji z 1941 zabraniano pojedynków pancernych z alianckimi M3 Stuart. Zamiast tego zalecano, aby cały pluton koncentrował ogień na wybranym czołgu. W praktyce oczywiście bywało z tym różnie. Niemniej znamy kilka wypadków z Birmy z maja 1942 oraz z Luzon z grudnia 1941, gdzie ta taktyka dała doskonały lub dobry efekt. Sztandarowym przykładem jest chyba pancerne starcie na skrzyżowaniu w Damortis w grudniu 1941, gdzie bodaj trzy lekkie Ha-Go poradziły sobie z sześcioma M3 Stuart (w tym jednym co prawda z awarią działa). Gdyby przeliczyć tylko suche parametry takie jak siła ognia, czy grubość pancerza podobny wynik w ogóle nie powinien wchodzić w grę. W Birmie nawet przynosiła ta taktyka (do której potrzebna było i szczęścia i odpowiednich warunków i wielkiej dyscypliny załóg) wymierne rezultaty mimo, iż prawdopodobnie załogi średnich Chi-Ha (będę się upierał przy tej klasyfikacji) nie posiadały w ogóle lub prawie w ogóle… amunicji przeciwpancernej. Gdy pojawiły się (w Birmie a dokładniej na pograniczu birmańsko-indyjskim) pierwsze średnie M3 Lee Japończycy także opracowali doktrynę ich zwalczania. Początkowo przyniosła dobre rezultaty. Ale gdy średnich Lee napłynęło naraz kilkaset a za nimi nieco mniejsza ilość średnich M4 Sherman to już zaczęła się jazda bez trzymanki. Instrukcja zwalczania Lee opierała się na przyjmowaniu walki w takim terenie, gdzie ten typ czołgu średniego miął kłopot z rozwinięciem się i wprowadzeniem do akcji działa kal.75 mm zamontowanego statycznie w kadłubie. Kilkakrotnie Japończycy zaskoczyli w ten sposób kolumny brytyjskich czołgów , których załogi w wąskich przejściach i w terenie niżej położonym od zajmowanego przez załogi japońskie były zmuszone prowadzić pojedynek na armaty 37 mm z obu stron. Podobnych instrukcji było bardzo wiele. Także przewidzianych dla niszczycieli czołgów, których role z konieczności przejęły działa samobieżna Chi-Ro oraz przede wszystkim Ho-Ni wszystkich wersji. Ale to już temat na dłuższe pisanie. Nie mogę niestety teraz tego zrobić. Nie pisałbym też, że Chińczycy byli bardzo słabym przeciwnikiem. Wg mnie to nie prawda i po prostu krzywdzące. Mieli 9-10 doskonałych dywizji piechoty. I kilka broni lepszych niż odpowiedniki po stronie japońskiej – jak armaty ppanc. czy kaemy na szczeblu drużyny. Jeśli już to z pewnych względów stanowili raczej (ze względu na specyfikę stanu państwa) przeciwnika dość wygodnego dla armii japońskiej, ale wcale nie mniej wymagającego od innych nacji. Przypomnę, że przez pierwszych kilka miesięcy wojny światowej Japończycy przeszli jak przeciąg przez otwarte okna przez każdego przeciwnika i nie była to wyłącznie zasługa odpowiednio szybkiego wywalczenia przewagi na morzu i w powietrzu. Nie specjalnie potrafię przytoczyć przypadki gdy japoński piechur gdzieś, nawet pozbawiony wsparcia z powietrza czy z morza, dał się jakoś szerzej pobić (przynajmniej do lipca-sierpnia 1942) swoim odpowiednikom alianckim. Nie wierzmy także w rosyjską propagandę związaną z walkami na pograniczu mongolskim. W starciach w 1938 nad Chasan przegrali z kretesem i to z „zieloną”, niepełną dywizją piechoty pozbawioną jakiekolwiek wsparcia z powietrza lub pancernego. Rok później, pod Nomonhan wszędzie gdzie na czas nie ingerował sowiecki taran pancerny – radziecka piechota przegrywała starcia ze swoim cesarskim odpowiednikiem. A finalnie gdyby przeanalizować bilans strat po obu stronach to serio trudno mówić o sowieckim sukcesie na lądzie. Liczy się to , ze na koniec okrążyli, zamknęli w potrzasku i częściowo Japończyków wydusili. Ale gdy rozmawiam z co uczciwszymi badaczami rosyjskim to kręcą głowami i podliczając ilość straconych pojazdów mruczą coś w stylu” to niezrozumiałe, że przy użyciu i koncentracji tak gigantycznej ilości techniki poniesiono w niej i w ludziach tak wysokie straty… To nie Chińczycy byli takim słabym przeciwnikiem. To Japończycy bardzo silnym napastnikiem. Przynajmniej na etapie lat 1937-1943.
-
Cześć, Teraz niestety obszerniej nie mogę odpisać. Jak już wspominałem wcześniej mam sporo na głowie i w konsekwencji możliwe są raczej krótkie odpowiedzi: Są dostępne bardzo obszerne wyniki, najpierw testów a później z przygotowań do użycia bojowego. Np. w JACAR ale nie tylko tam. Ale to w odniesieniu do lekkich Ka-Mi. Tylko usiąść, zewrzeć pośladki i przeprowadzić kwerendę a powstanie świetny materiał. Mimo, iż nie ocalała żaden czołg średni Ka-Chi to przeglądając swego czasu archiwa widziałem, iż jest o nim sporo zachowanych materiałów. Zdaje się więc, ze na wszystkie pytania związane z testami, sterownością, pokonywaniem przeszkód i odrzucaniem pływaków można by uzyskać odpowiedzi. Tylko trzeba by się nad tym pochylić. Mam tez broszurę (o podłej jakości zdjęć ale za to kilkusetstronicową) tylko o czołgach pływających w Armii i Marynarce japońskiej, wiec tam tez pewnie sporo by było. Tylko teraz na pewno niestety do niej nie zajrzę. Czołgi pływające nigdy mnie nie interesowały. Pamiętam jednak, że gdzieś tam mi się obijał o oczy czasami Ka-Mi z zapewnieniami, ze był sterowny, dobrze sobie radził z pokonywaniem raf i innych przeszkód a z odrzucaniem pontonów sobie po serii prób i testów poradzili.
-
25 lub 28 StuGów to nawet nie jest takie trochę. To całkiem sporo. Te StuGi to chyba otrzymali w końcówce lat 40. od Francuzów. Choć gdzieś kiedyś czytałem o 6 kupionych z Hiszpanii a co do reszty to sprawa jest dość niejasna. Tych 5 czy 6 Hummeli z 15cm sFH (zdjęcie) to też było chyba pozyskanych z Francji a Pzkpfw IV to bodajże od Sowietów i Czechów. Ci ostatni mieli je, zdaje się pierwotnie wmontować w system umocnień stałych, ale się rozmyślili. Gdzieś ponadto czytałem, że nie wszystkie Pzkpfw IV otrzymane „w ramach bratniej pomocy” były... na chodzie. ? Syryjczycy odnotowali to z niemiłą konsternacją, więc kilka byli zmuszeni użyć w charakterze okopanych stałych punktów ogniowych czy coś w tym stylu. Zresztą wydaje mi się, że zarówno jakieś ex-syryjskie StuGi jak i Pzkpfw IV są lub były eksponowane w 2-3 izraelskich muzeach gdzie Naród Wybrany się nimi chwali i trzyma w dobrej kondycji choć pod tzw. chmurką (załączam zdjęcia). Pozdrawiam, Jabu