Witam. Dziadek z strony ojca w latach trzydziestych służba zasadnicza w KOP opowiadał mi jak Polscy oficerowie potrafili się bawić poprostu widział na własne oczy gdyż doskonale grał na klarnecie i prawie całą słuzbe grał w takim wojskowym zespole muzyków. 1939 zmobizowany w Toruniu służba wartownicza na forcie IV. Kiedy tak sobie pełnił warte przyjechał do nich porucznik saperów na sokole i powiedział że za pół godziny bedzie wysadzał mosty na wiśle. Tak dziadek zdąrzył ale cały dzień chodził ogłuszony i poubiany od podmuchu eksplozji. A potem to tylko odwrót chaos i totalny bałagan.Gdzieś pod Sochaczewem zawsze mi to opowiadał jak mieli przeskakiwać przez jaką droge pod ostrzałem on miał na głowie furażerke a obok po jego prawej i lewej stronie kumple mieli hełmy oni obdwaj dostali postrzał w głowy a on nie drasniety. Potem niewola pare dni na placu pod gołym niebem zimno i głodno. Miał wielkie szczescie że go niemiaszki wybrali do grupy jenców którzy prowadzili i opiekowli się dużą grupą zdobycznych koni polskich które pedzili do Jnowrocławia a tam dostał papier i do domu. Pozdrawiam.