to i ja dodam taką historię, opowiadaną mi przez mojego ojca. lata 1956-57. wraz z kolegą jezdzili rowerami do dziewczyn na wioskę, położoną z 10km od miasteczka, w którym mieszkali.piękna księżycowa noc, pola puste po żniwach. piaszczysta droga, a przed nimi, w oddali, pokazała się postać idąca w tym samym kierunku. opowiada ojciec, że poczuli się trochę nieswojo, ale ich dwóch, młodych i dzielnych" młodzieńców da sobie radę jak by co. w momencie omijania czuć było jakiś nieprzyjemny odór, wręcz smród. po przejechaniu ok.5-10m zeskoczyli z rowerów, by zapytać, co robi o tej porze sama w polach, a że postać ubrana" była w długą, czarną szatę, więc sądzili, że to kobieta jakaś.i tu skończyła się ich dzielność". po postaci nie było ani śladu! tylko ten odór! w takim tempie jeszcze nigdy do domu nie wrócili i skończyły się wyjazdy na randki. dzięki temu, ojciec poznał pózniej matkę moją i się pojawiłem ja i mogę teraz Wam tą historię opowiedzieć. ojciec ręczy, że fakt autentyczny! a Jemu wierzę!