Hmmm, to teraz ja opowiem krótką historię :-). Trzy lata temu wybraliśmy się z żoną nad Biebrzę. Jechaliśmy w ciemno", więc jak w pewnej wiosce dowiedzieliśmy się o niedrogim domku do wynajęcia to długo się nie zastanawialiśmy. Okazało się, że jest to małe, przedwojenne obejście". Po męczącym dniu (kajaki :)) poszliśmy spać. Całą noc żona zrywała się i twierdziła, że ktoś chodzi po strychu. Oczywiście uspakajałem ją, ale uwierzcie, że też to słyszałem. Nie bez powodu wsunąłem nóż pod poduszkę. Następnego dnia próbowałem dostać się na strych, ale nie dałem rady. Odkryłem natomiast w piwnicy nieduże, wysadzane kamieniami pomieszczenie. do czego służyło, nie wiem. Może to była zwyczajna spiżarnia. Ale to nie koniec. W ciągu dnia wybraliśmy się na spacer po wiosce. Zaczepił nas jakiś obłąkany facet, który za wszelką cenę chciał nasz adres. Tłumaczył, że wybiera się w daleką drogę i jeśli zechcemy możemy zamieszkać w jego domu (w tej samej wiosce), bo jemu już ten dom nie będzie potrzebny... Uwierzcie, że kilka godzin później opuściliśmy to miejsce i przenieśliśmy się w inny rejon Polski. Tam nie straszyło :). P.s. Zaznaczam, że jestem raczej osobą mocno stąpającą po ziemi, ale czytając ten wątek nie mogłem się powstrzymać, żeby o tym opowiedzieć :). Pozdrawiam