
bodziu000000
Użytkownik forum-
Zawartość
61 396 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
424
Zawartość dodana przez bodziu000000
-
Pogrzeb Marszałka J.Piłsudskiego
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
Pogrzeb Marszałka J.Piłsudskiego
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
Pogrzeb Marszałka J.Piłsudskiego
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
Motocykle - II RP część 2
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
Samochody ciężarowe w Wojsku Polskim - część 2
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
63 PP -
Nowe zdjęcia wz.34 - część III
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
Motocykle - II RP część 2
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
1 Pułk Artylerii Motor. motor SOKÓŁ 100 Alfredówka -
Nowe zdjęcia wz.34 - część III
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
Polen Szierz? Sdkfz poln Panzerspähwagen Tank 39" -
Samochody ciężarowe w Wojsku Polskim - część 2
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
Zdjęcia C7P - cz.II
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
Motocykle - II RP część 2
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
Zdjęcia C7P - cz.II
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
wprawdzie było, ale teraz trochę wyraźniejsze
-
sugerując się zdjęciem TK-3 z tej samej strony albumu, to jest wóz rozbity pod Seroczynem
-
Nowe zdjęcia wz.34 - część III
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
Motocykle - II RP część 2
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,10025435,Lucka_ocalala_z_Powstania__Dzis_chyli_sie_ku_ruinie.html Łucka ocalała z Powstania. Dziś chyli się ku ruinie - Ze wszystkimi mieszkańcami naszej kamienicy Powstanie Warszawskie spędziłem w piwnicy. Tam sypiało się na siennikach po kilka osób na zmianę. Miałem wtedy dziewięć lat. Mój dziadek nie przeżył. Został spalony w sąsiednim budynku - opowiada nasz czytelnik Andrzej Iwański. Mieszkał przy Łuckiej 8. Dziś to jeden z ostatnich ocalałych domów przy tej ulicy, który chyli się ku ruinie. Jarosław Zieliński, autor "Atlasu architektury Warszawy, ustalił, że to najstarsza zachowana kamienica w obecnych granicach Woli. (...) Pan Andrzej opowiada, że w przededniu wybuchu Powstania Warszawskiego uzbrojony w karabin z kija bawił się na podwórku z kolegami w wojnę. Kiedy zaczęły się prawdziwe walki, lokatorzy kamienicy przy Łuckiej 8 schronili się do piwnicy. Do mieszkań wychodzono w przerwach między ostrzałem, by się umyć, lub po potrzebne rzeczy. "Ja z moim rówieśnikiem, przeważnie wieczorem pod pretekstem pójścia po coś do mieszkania, wymykałem się z piwnicy i wchodziłem na strych pięciopiętrowej oficyny. Stamtąd obserwowałem, jak samoloty rzucają bomby na Warszawę. W naszym wieku uczucie strachu nie było znane - czytamy we wspomnieniach. Na podwórku stała kapliczka, przed którą modlili się mieszkańcy. Czasem odprawiał tu mszę ksiądz z kościoła Wszystkich Świętych przy pl. Grzybowskim. Po wodę chodzono z wiadrami do sąsiedniego domu. Andrzej Iwański przypomina sobie, że przez cały czas panował głód. Tylko dwa razy był najedzony. Raz, gdy żołnierze AK zdobyli magazyny Haberbuscha i Schielego przy Żelaznej. Na wieść o tym na miejsce pobiegli okoliczni mieszkańcy. Porządku pilnowało dwóch powstańców. Wydzielali prowiant cywilom. "Przynieśliśmy dwie litrowe butelki soku pomarańczowego, musztardę i wiadro ogórków kiszonych - wspomina. Po raz drugi najadł się pod koniec Powstania. Zasobnik ze zrzutu alianckiego spadł niedaleko, na podwórko przy Łuckiej 12. Każdy z mieszkańców otrzymał wtedy czekoladę i przetwory w blaszanych puszkach. "To był jedyny szczęśliwy dzień w czasie Powstania - zapamiętał nasz czytelnik. Śmierć na podwórku (...) Łucka 8 to epopeja mego dziecinnego życia, Tam strzelał do nas snajper z ukrycia: Ja ranny! Dziadek ranny! Wójcik zabity, Do piachu poszedł prześcieradłem tylko przykryty. Za nim dnia następnego dołączyła Wełpowa, Której noc cała zwisała z parapetu głowa, Aż do rana słychać było o ratunek wołanie. I martwa cisza, i powolne konanie. - Pani Wełpowa to nasza sąsiadka. Był już wieczór. Nie słychać było blisko strzelaniny. W pewnym momencie padł strzał karabinowy. I zaraz potem rozległ się krzyk kobiety. To pani Wełpowa. Przez okienko piwniczne widzieliśmy, jak w bocznej oficynie na drugim piętrze jej ciało zwisło do połowy parapetu głową w dół. Twarz ociekała krwią. Była przytomna. Miała ranę głowy i tak uszkodzony kręgosłup, że nie mogła się poruszyć. Strasznie krzyczała. Próbował jej pomóc sąsiad, ale zaraz został ostrzelany. Nie można było nic zrobić. Leżała tak do rana, aż zmarła z upływu krwi. Zakopano ją zawiniętą w prześcieradło na podwórku pod szóstką - opowiada Adam Iwański. Chwilę później pokazuje mi nogę z blizną. - Tu w kości mam kilka odłamków granatu. Jakoś z nimi żyję - mówi. I opowiada, że aby dotlenić się w chwilach wolnych od ostrzału, mieszkańcy kamienicy wychodzili z piwnicy na podwórko. - Z dziadkiem i kilkoma innymi mieszkańcami kamienicy usiedliśmy na wiązce słomy i wtedy nagle eksplodował granat rzucony z sąsiedniego podwórka. Mnie podmuch wrzucił do piwnicy. Zostałem ranny odłamkami w nogę. Dziadek doznał rozległych ran obu nóg. Nasz sąsiad, pan Wójcik, zginął na miejscu. Spoczął obok pani Wełpowej. Gdy 2 października 1944 r. Powstanie Warszawskie upadło, na Łucką przyszli Niemcy. Kazali wynieść się mieszkańcom i popędzili ich do obozu w Pruszkowie. Rannym z całej ulicy nakazali zebrać się przy Łuckiej 6 i tam czekać. Andrzej Iwański z babcią na Łucką wrócił dopiero w 1945 r. - Nasz dom wciąż stał, ale na sąsiedniej posesji pod szóstką na podwórku nadal leżały resztki niespalonych szczątków ludzkich. Okazało się, że Niemcy wymordowali zebranych tam rannych. Ich zwłoki potem spalili na stosach - wspomina. Jak mówi, wkrótce Czerwony Krzyż dokonał ekshumacji. - Resztki zwłok przeniesiono na róg Pańskiej i Żelaznej. Poszedłem tam z babcią, ale szczątków dziadka nie rozpoznaliśmy - mówi. I dodaje, że jego dziadek, który w 1920 r. uczestniczył w walkach z bolszewikami, ponoć jeszcze przed wojną żartował, mówiąc do żony: - Zobaczysz, ja nie będę miał grobu...."
-
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,10026263,Kobieta_z_bronia_na_ramieniu__Przynosila_wyroki_smierci.html Kobieta z bronią na ramieniu. Przynosiła wyroki śmierci Rozdawanie powstańczych odezw w berecie z orzełkiem i z biało-czerwoną opaską to było bardzo piękne, ale mogła to robić każda dziewczyna. A ja nauczyłam się posługiwać bronią i chciałam walczyć - wspomina Wanda Traczyk-Stawska, pseudonim "Pączek Tomasz Urzykowski: W 1944 roku miała pani 17 lat, walczyła z bronią w ręku na równi ze starszymi kolegami. Jak pani trafiła do Oddziału Osłonowego WZW - dobrze wyszkolonej i uzbrojonej formacji będącej w dyspozycji dowódcy Powstania gen. Antoniego Chruściela "Montera? - Nie chcę, żeby to była rozmowa o mnie. Nie uważam się za bohaterkę. Składałam przysięgę, że będę wykonywała rozkazy. To obowiązek żołnierza, a nie zasługa. Wtedy, też pani tak uważała? - Myślę, że jedno zdarzenie z początku wojny zdecydowało o całym moim życiu. Miałam 12 lat. Mieszkałam w nowoczesnym jak na tamte czasy trzypiętrowym domu przy Dolnej 15. Na tej ulicy kończyło się wtedy miasto, zaczynały łąki i pola kapusty, skąd atakowali Niemcy. W naszym domu byli zaś polscy żołnierze z ckm-em. Mieszkańcy schronili się w piwnicy, poza mną i moim ojcem. Miałam psa, którego nie chcieli wpuścić do schronu, więc się zaparłam i nie chciałam zejść bez mojej ukochanej foksterierki. Siedzieliśmy z ojcem na korytarzu. W budynek po drugiej stronie ulicy uderzyła bomba. Wybiegłam przed dom. Z chmury dymu i pyłu wyłoniła się kobieta trzymająca poduszkę z niemowlęciem. Zobaczyłam, jak niemieccy żołnierze z odległości 30-35 metrów strzelają do tego dziecka z ckm-u. Na moich oczach niemowlę rozpadło się na kawałki. Od tej chwili wiedziałam, że trzeba się bronić. Już wtedy chciałam działać w konspiracji, z koleżankami z dawnej drużyny stworzyłyśmy w tym celu zastęp harcerski. Nigdzie nie przyjmowali dzieci. Nosiłyśmy więc jedzenie rannym polskim żołnierzom do Szpitala Ujazdowskiego. Niosę list z wyrokiem śmierci W końcu znalazła się pani w konspiracji. - Wiosną 1942 r. przyjęli nas do 22. Drużyny na Grochowie. Na rok przed Powstaniem rozpoczęłam bardzo ciężką służbę. Należałam już wtedy do drużyny zwanej "czarną czternastką w Hufcu Grzybów. Żeńskie harcerstwo miało wtedy za zadanie nauczać i ochraniać społeczeństwo, ale bez używania broni. Brałyśmy udział w małym sabotażu i akcji "N, czyli zastraszaniu Niemców. Roznosiłam listy z ostrzeżeniem do osób, na które sąd AK miał wydać wyrok śmierci, jeśli nie zaprzestaną szkodliwej działalności. Listy trzeba było wręczać osobiście adresatowi i szybko odejść, a w razie zatrzymania, nie mieć przy sobie żadnych dokumentów i niczego nie pamiętać. Robiło się to parami, moim partnerem był Tadzio Zürn "Karolek, późniejszy żołnierz Batalionu "Zośka, zginął w Powstaniu. Nosiliśmy te listy przez jakieś osiem miesięcy, na zmianę z malowaniem kotwic Polski Walczącej i swastyk na szubienicy w strzeżonych miejscach, np. na wartowniach żandarmerii. Dużo listów z zapowiedzią wyroku śmierci pani dostarczyła? - Osiem, może dziesięć. Raz zaniosłam do dozorcy w Łazienkach. To był volksdeutsch, zdaje się, że wydawał Żydów. Weszłam do jego stróżówki przy bramie parku, ale go nie było i musiałam czekać. A tam żona i kilkoro dzieci, które przyszły ze szkoły. No i ja z tym listem o wyroku śmierci. Strasznie trudny moment. Inny przypadek przy Puławskiej, obok Domu Wedla. Dostałam niedokładny adres i weszłam wprost na wartownię niemieckich lotników. Miałam okrągłą buzię, warkocze i nie wyglądałam na swoje lata. Łamanym niemieckim powiedziałam, że idę do koleżanki, podałam nazwisko. Nikt mnie nie rewidował, wezwali oficera, a ten uprzejmie wziął moją teczkę z książkami i odprowadził mnie do drugiego wejścia, gdzie miałam zanieść ten list. Oddałam go adresatowi i szybko zeszłam na dół. Tadzio wszystko widział z ulicy, miał od tej pory dla mnie ogromne uznanie. Ocalił mi kiedyś życie, gdy przy Polnej stałam na śmietniku i malowałam szubienicę ze swastyką. Tam był klub oficerski. Nagle zapaliło się światło i wyszli Niemcy. Wtedy Tadzio zobaczył panią z psem, zaczął udawać kota, zrobił się hałas. Odwrócił uwagę Niemców, a ja mogłam uciec ze śmietnika. W maju 1944 r. drużynowa skierowała mnie do kolportażu "Biuletynu Informacyjnego. Sprzedawałam go na ulicach obłożonego w oficjalną gadzinówkę "Nowy Kurier Warszawski. 31 lipca poszłam po prasę i dostałam rozkaz stawienia się następnego dnia o godzinie "W u szefa "Biuletynu - Aleksandra Kamińskiego "Huberta. Wiedziałam, kto to jest i przydzielenie do niego było dla mnie zaszczytem. Rodzice wiedzieli, że ich córka idzie do Powstania? - Mama zmarła w 1942 r. Ojciec i starszy brat sami szli do Powstania. Z domu przy Dolnej wyrzucili nas Niemcy i mieszkaliśmy przy Przemysłowej 8 na Czerniakowie. Zostawiliśmy tam dwie moje młodsze siostry. Jedna miała 14 lat, druga 11. Daliśmy im żywność na trzy dni, bo tyle miało trwać Powstanie. Nie umarły z głodu m.in. dzięki dowództwu Zgrupowania "Kryska, do którego dołączył mój brat. Dokarmiało siostry. Przeżyły wojnę. Synem starszej z nich jest skoczek Jacek Wszoła. Jak wyglądała służba w "Biuletynie Informacyjnym? - Ja byłam bardzo czynna, a tu musiałam czekać. Powstanie już trwało, bo na placu Napoleona wybuchło wcześniej. Widziałam chłopców wybiegających vis a vis redakcji z bramy przy Boduena 2 z pistoletami "błyskawica i wracających z rannymi. A u nas nic się nie działo. Kazano mi parzyć kawę, czego zresztą nie umiałam. Z tych pierwszych chwil Powstania pamiętam jedno cudowne przeżycie, kiedy pobiegłam rozdać na ulicy odezwę do warszawiaków. Miałam beret z orzełkiem i biało-czerwoną opaskę na ramieniu. Ludzie płakali ze szczęścia, że są wolni, całowali mnie, obdarowywali cukierkami. Nigdy potem nie spotkałam tylu radosnych ludzi w jednym momencie i nie odczułam takiej solidarności. Ale to pani nie wystarczało? - To było bardzo piękne, ale odezwy mogła nosić każda dziewczyna. A ja od kolegów z konspiracji nauczyłam się posługiwać bronią i chciałam walczyć. Pod wieczór "Hubert wysłał mnie z jakimś pismem na przeciwko do Oddziału Osłonowego Wojskowych Zakładów Wydawniczych. Zobaczyłam, jaką mają broń i jak są zorganizowani. Potrzebowali łącznika, który zna dobrze teren i zaniesie meldunek do "Montera na plac Dąbrowskiego. A na ulicach toczyły się walki. Powiedziałam, że zaniosę pod warunkiem, że przyjmą mnie do oddziału jako łączniczkę-strzelca. Tak się stało. Wbrew swojej nazwie Oddział Osłonowy WZW nie tylko bronił drukarń. - Do tego był powołany 1 sierpnia, ale szybko się rozrósł. Z kilkudziesięciu osób po dwóch dniach zrobiło się 180. Wstępowali do niego ci, którzy nie dotarli na godzinę "W do swoich oddziałów albo tacy, którzy dotarli, tylko nie było tam dla nich broni. U nas broni było dużo. Nasza rusznikarnia do końca Powstania montowała "błyskawice. Do oddziału dołączyli ludzie z najlepszych jednostek: drużyna z "Zośki, chłopak z "Parasola, żołnierze z "Odwetu. Nasza siła była za duża do osłony drukarń. Powstały cztery plutony, z czego trzy bojowe i jeden wartowniczy. Rzucano nas w różne punkty miasta, gdzie albo trzeba było wesprzeć atak, albo podtrzymać obronę. Trauma. Bo nie pomogliśmy tym cywilom Kiedy było najtrudniej? - Wtedy, kiedy musieliśmy się wycofać i zostawialiśmy cywili. Właśnie o nich chcę mówić, a nie o sobie. Bez tych dzielnych ludzi byśmy nie przetrwali Powstania. Proszę opowiedzieć. - Mieliśmy stałą placówkę liniową w Gimnazjum Zamoyskiego przy Smolnej, gdzie wracaliśmy z akcji odpocząć. Ulica była pod ostrzałem Niemców z Muzeum Narodowego. Stanowiska w oknach i bramie gimnazjum zabezpieczyliśmy belami map. Okoliczni mieszkańcy traktowali nas, jakbyśmy byli ich dziećmi. Dożywiali nas, poili herbatą, a jak nie mogliśmy zejść ze stanowisk, sami przynosili nam coś do picia. Martwili się, gdy ktoś z nas nie wrócił, bo poległ albo został ranny. Najbardziej utkwiła mi w pamięci rodzina - nie wiem, jak się nazywała - mieszkała na parterze domu w sąsiedztwie szkoły. Zajęła się mną po ciężkiej walce w Komendzie Policji przy Krakowskim Przedmieściu, w której zginął mój najserdeczniejszy przyjaciel Zdzisiek Mroczkowski "Wrona. Kiedy to było? - 23 sierpnia. W oficynie Komendy próbowałam ratować ciężko rannego chłopaka z innego oddziału. Widziałam, jak strzelił do Niemca i sam dostał od niego kulę koło serca. Z jego kolegą próbowaliśmy znieść go po schodach. Obok nas przeleciała seria ze schmeissera i spadliśmy z tych schodów. Przyszłam na Smolną cała we krwi tego rannego. Ta rodzina zaprosiła mnie do mieszkania, przygotowała kąpiel, dała herbatę i, co mnie najbardziej wzruszyło, przyniosła kwiaty, żebym je mogła położyć na grobie Zdziśka "Wrony pochowanego na Sienkiewicza. Długo byliście na Smolnej? - Kiedy padło Powiśle, musieliśmy się wycofać. W nocy z 6 na 7 września ewakuowaliśmy się na drugą stronę Nowego Światu, przez który było jeszcze wtedy przejście osłonięte barykadą. Sygnalizowaliśmy wcześniej mieszkańcom, że sytuacja jest beznadziejna. Kiedy oddział już stamtąd odchodził, pobiegłam i wołałam, żeby ci ludzie wyszli i się z nami wycofali. Zaglądałam do piwnic, ale były puste. Nie widziałam nikogo, może gdzieś się przemieścili? Nasz oddział był ostatnim przekraczającym Nowy Świat pod częściowo już zburzoną barykadą. Dla nas to była straszna trauma, bo nie pomogliśmy tym cywilom, którzy tak nam pomagali. Nie wiem, co się z tymi ludźmi stało. Dokąd oddział się wycofał? - Mój pluton dostał stanowisko w kamienicy na rogu Nowego Światu i Chmielnej. Jak się okazało, było to miejsce jednych z najcięższych walk Powstania w Śródmieściu. Przez całą noc budowaliśmy barykadę w poprzek Chmielnej. W oknach domu układaliśmy worki z piaskiem, żeby mieć stanowiska ogniowe. I wtedy od strony Smolnej usłyszeliśmy krzyki. Palił się tam szpital, rozpętało się piekło. Byliśmy w sytuacji najgorszej, jaka może spotkać żołnierza: zostawiliśmy przyjaciół i nie mogliśmy im pomóc. Nad ranem zapadła cisza. I znów stało się coś, czego nie potrafię zapomnieć. Przed kamienicę po przeciwnej stronie Nowego Światu wyszli dwaj mężczyźni. Wywiesili białą flagę na znak, że ulica się poddaje. Dowódca mojej drużyny plut. podch. Andrzej Bobrowski "Marek błagał ich, żeby tego nie robili, bo z tej kamienicy Niemcy mogą nas atakować, a my jeszcze budowaliśmy umocnienia. Mężczyźni flagi nie zdjęli i wrócili do domu. Wtedy wyszły stamtąd trzy kobiety. Jedna drugą podsadziła i ściągnęły flagę, a potem nas nią pozdrowiły. Mieliśmy łzy w oczach. Od tego momentu nikt z nas, kto mógł walczyć, nie schodził ze stanowiska. Długo wytrzymaliście? - Opuściliśmy ten odcinek 9 września, kiedy już wszystko się paliło. Niemcy atakowali nas tu falowo z Pierackiego [przedwojenna nazwa ul. Foksal]. Ich dowódca, jakiś idiota, wysyłał kolejne grupy wprost pod nasz ogień. Masakrowały ich zwłaszcza dwa ckm-y i "sidolki, czyli granaty zrobione z puszek po płynie do mycia okien Sidol. Przygotowywały je dziewczyny z sekcji minerskiej - największy skarb oddziału przydzielony przez "Montera. Były saperkami, a dwie z nich także pielęgniarkami. Potrafiły założyć minę, uzbroić butelkę z benzyną, łyżką wybrać trotyl z niewybuchów i zrobić granat. Były piękne i chłopcy się w nich kochali. Tych ginących Niemców z Pierackiego przez jeden moment było mi nawet żal. Ale strzelała pani do nich z "błyskawicy? - Jak się ma pistolet maszynowy i strzela w gromadzie, to nie wiadomo, kto trafia. Widziałam, jak oni padali, ale czy od mojej kuli? Kiedyś znalazłam się sam na sam z Niemcem. To było na Brackiej. On się wychylił z okna, ja stałam na ziemi. Oboje wycelowaliśmy w siebie broń. On nie strzelił i ja nie strzeliłam, bośmy sobie popatrzyli w oczy. Znane są relacje, jak ludność cywilna przeklina powstańców i obwinia ich o rozpętanie piekła. - Wiem, że to się zdarzało, ale ja się z tym nie zetknęłam. Od ludności cywilnej otrzymywałam zawsze pomoc. 8 września byłam ranna odłamkiem w łuk brwiowy. Zaczęło puchnąć, nie widziałam na jedno oko, na drugie prawie też nie. Zostałam wysłana z meldunkiem i prośbą o wsparcie do dowódcy. Szłam pod ostrzałem Chmielną, oszołomiona, dźwigałam broń - swoją "błyskawicę i dwa kb [karabiny] kontuzjowanych kolegów. Pić mi się strasznie chciało. Nie miałam siły, usiadłam w bramie. Wtedy z innej bramy wybiegły dwie kobiety z kubkiem wody, przeskoczyły ulicę, napoiły mnie, wzięły broń, i zaciągnęły do szpitalika przy Chmielnej 26. Pamiętam też nasze wyjście z Warszawy po kapitulacji Powstania. W Alejach Jerozolimskich stali ludzie i żegnali nas znakiem krzyża. Nie mieli do nas żalu, nie przeklinali. Trwali z nami do końca, mimo dwóch miesięcy strasznych cierpień. Dzięki temu pożegnaniu nie czuliśmy się upokorzeni przegraną. Oddział Osłonowy WZW bez oporu złożył broń? - 2 października por. Stefan Berent "Steb ogłosił, że jest kapitulacja i natychmiast zaczął się opór. Nie chcieliśmy się poddać. Chłopaki zaczęli kombinować przejście kanałami do Wilanowa. Dowódca ich opieprzył. Powiedział, że mamy iść do niewoli, a potem wracać do kraju i brać się za naukę i robotę. Ja przeszłam kilka obozów. Z Oberlangen wyzwolili mnie żołnierze generała Maczka. Wysłano mnie do Włoch do generała Andersa, a stamtąd do Szkoły Młodszych Ochotniczek w Nazarecie. Do Polski wróciłam wiosną 1947 r. Moje ostatnie zadanie Od tamtej pory walczy pani o pamięć osób pochowanych na Cmentarzu Powstańców Warszawy na Woli. - I po 22 latach wolnej Polski nadal o tę pamięć nie mogę się dobić. Dostałam właśnie zaproszenie na uroczystości 67. rocznicy wybuchu Powstania i ciśnienie mi skoczyło. Czytam: "1 sierpnia, godzina 19., modlitwa ekumeniczna przy pomniku Polegli Niepokonani 1939-45. To samo napisali, co za komuny, zakłamując prawdę o cmentarzu. Przecież pomnik stoi na kurhanie usypanym z prochów ponad 50 tysięcy ludzi, którzy zginęli w 1944 r., a oni piszą takie rzeczy. Tu leżą cywilni mieszkańcy głównie z Woli, ale też z Czerniakowa, Burakowa, Żoliborza. Wszędzie tam byli bestialsko mordowani, a potem paleni. Są tu też prochy żołnierzy Powstania. W popiołach odkrytych z GISZ-u [Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych] w al. Szucha była opaska powstańca ze Zgrupowania "Jeleń. Popioły ze wszystkich tych miejsc przywieziono na Cmentarz Powstańców Warszawy w 1946 r. i wsypano do dołu 5 na 6 metrów. Są relacje z pogrzebu. Było wojsko, salwa honorowa, kobiety mdlały. Na kurhanie ustawiono krzyż. Usunięto go w 1973 r., kiedy stanął tu piękny pomnik dłuta Gustawa Zemły. Umieścił on na nim napis: "Polegli Niepokonani 1939-45. Dopiero w niepodległej Polsce dodał na tarczy znak Polski Walczącej i dodał napis: "Powstanie Warszawskie 1944, który z niewiadomych przyczyn znów zniknął. Poza kurhanem na tym cmentarzu jest 177 zbiorowych mogił. Złożono w nich szczątki kolejnych 50 tysięcy osób, m.in. Pani brata Tadeusza. Poległ 16 września 1944 r. na Okrąg. Leżą tu też żołnierze z Pani oddziału. - W 1947 r. nasz dowódca Stefan Berent wyznaczył plut. podch. Andrzeja Koryckiego "Sokoła do odnajdywania grobów kolegów i umieszczania na nich ich nazwisk. Ja miałam mu pomagać. Miejsca, w których ich pochowaliśmy w 1944 r., były już puste. Szukaliśmy przez PCK i rodziny poległych. Niektórych odnaleźli i pochowali krewni, po innych ślad zaginął. Na nasze pytanie, dokąd przeniesiono z Sienkiewicza 1 plut. podch. Zdzisława Mokryckiego "Wronę, pochowanego przez nas w mundurze oraz z bronią i dokumentami do identyfikacji, PCK odpowiedział, że nie wie i nie ma go na liście strat wojennych. Takich przypadków było dużo więcej. Udało się nam ustalić, że Zdzisiek leży bezimiennie na Cmentarzu Powstańców Warszawy. Grobu mojego brata szukałam 38 lat. Z PCK odsyłali mnie do urzędu Woli, tam zaś mówili, że takiej osoby nie ma w księgach cmentarnych. W 1987 r. nagle się znalazła, gdy udając kuzynkę z prowincji, podałam urzędniczce numer brata z pisma PCK, wskazała mi rząd i kwaterę. Bałagan w papierach? - To część szerszej polityki zamazywania charakteru tego cmentarza. Po wojnie na mogiłach stały krzyże, były tabliczki z nazwiskami. Powstał piękny projekt Romualda Gutta i Aliny Scholzówny. Nad kurhanem miało powstać mauzoleum, na grobach proste żołnierskie krzyże. Projektu nie zrealizowano, bo komunistycznym władzom powstańczy cmentarz nie był na rękę. Pod koniec lat 40. zaczęły się represje. Przy wejściu ulokowano posterunek MO. Milicjanci i ubecy w cywilu pilnowali odwiedzających to miejsce. Chodziło o to, żeby nikt nic nie zmieniał i nie dodawał napisów. Była taka sytuacja: matka kładla kamień z nazwiskiem na grobie syna, a milicja ten kamień usuwała, więc ona kładła ponownie i tak w kółko. Ludzie bali się też tam chodzić. W latach 50. cmentarz był zarośnięty i zaniedbany. Na początku lat 60. opiekę nad nim przejął ZBOWiD. Na jego zlecenie Tadeusz Wyrzykowski postawił nagrobki z Krzyżami Grunwaldu. Żeby wykuć na nich nazwisko zidentyfikowanej osoby, trzeba było mieć zgodę ZBOWiD-u. Nie weszliśmy do tej organizacji i nasze starania kończyły się na niczym. A wiemy, że jest tu pochowanych 12 osób z naszego oddziału. W 1982 r. współtworzyła pani Społeczny Komitet ds. Cmentarza Powstańców Warszawy, który stara się o przebudowę tej nekropolii. Od przyszłego roku ZBOWiD-owskie nagrobki zastępowane będą nowymi - z krzyżami i znakami Polski Walczącej. Powstanie Ściana Pamięci z nazwiskami pochowanych, których do tej pory ustalono zaledwie 3,3 tys., lecz wciąż trwają poszukiwania kolejnych. W planach jest brama i uporządkowanie zieleni. Jest pani zadowolona? - Teraz jest tylko projekt wymiany nagrobków, a projektuje je ten sam człowiek, który kiedyś postawił pomniki z Krzyżami Grunwaldu. Dla mnie najważniejsze jest zebranie jak największej liczby nazwisk pochowanych tu osób, zwłaszcza w kurhanie, i budowa Ściany Pamięci, gdzie będą umieszczone. Uważam, że na bramy cmentarza powinien być ogłoszony konkurs. Powinny zawierać symboliką sakralną, powstańczą i krzyże Virtuti Militari, a także napisy po polsku, angielsku, niemiecku i rosyjsku informujące co to za miejsce. Ale na tym cmentarzu poza osobami, które zginęły w Powstaniu leżą szczątki żołnierzy z 1939 r. i Żydów z getta. Przede wszystkim jednak ofiary Powstania, szczątki cywili i żołnierzy. I trzeba o tym wyraźnie poinformować, nadać temu miejscu odpowiednią oprawę cmentarza wojennego. Ludność cywilna, która tu leży, zachowała się w 1944 r. jak najdzielniejsi żołnierze. Kto, jak nie cywile gasił pożary, odkopywał zasypanych, karmił powstańców? Przywrócenie im nazwisk na Ścianie Pamięci to moje ostatnie zadanie do wykonania."
-
Samochody ciężarowe w Wojsku Polskim - część 2
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
Samochody ciężarowe w Wojsku Polskim - część 2
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
Samochody ciężarowe w Wojsku Polskim - część 2
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
zbliżenia samochodów z tego zdjęcia -
Samochody ciężarowe w Wojsku Polskim - część 2
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
Garwolin, 1 Pułk Strzelców Konnych -
Motocykle - II RP część 2
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
Motocykle - II RP część 2
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
. -
Brześć 1939 (zdjęcia)
temat odpowiedział bodziu000000 → na bodziu000000 → IIRP - Wojsko Polskie 1918-1939
.