Skocz do zawartości

“Biała Odwaga”


Czlowieksniegu

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Awantura na Podhalu. Górale chcą zablokować film, który pokaże historię Goralenvolk

W polskiej kinematografii już dawno nie było filmu, który wywołałby tyle kontrowersji, zanim jeszcze na jego planie padł pierwszy klaps. Zbigniew Ziobro, Związek Podhalan, a także przedstawiciele “Góralskiego Veta” protestują przeciwko najnowszej produkcji Marcina Koszałki pod tytułem “Biała Odwaga”. Film, na który reżyser dostał dotacje z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej (PISF) ma opowiadać historię dwóch braci żyjących w okresie II wojny światowej. Co w tym kontrowersyjnego? Otóż obraz ma poruszyć także temat Goralenvolku, czyli niemieckiej akcji germanizacyjnej pod Tatrami.

O tym, że Marcin Koszałka chce nakręcić film opowiadający o Podhalu, w latach II wojny światowej, wiadomo przynajmniej od 2019 r. Początkowo film miał nosić tytuł “Krzyż niespodziany” (tak nazywa się góralski symbol szczęścia, który jest bardzo podobny do niemieckiej swastyki). Teraz wiadomo, że tytuł się zmienił. Fabuła już jednak nie. Dzieło Koszałki będzie filmem fabularnym opowiadającą historię fikcyjnych ludzi na tle prawdziwych wydarzeń.

- Po śmierci ich ojca, do której przyczynił się Andrzej, Maciek odbiera młodszemu bratu ukochaną Bronkę. Andrzej opuszcza rodzinny dom. Na swojej drodze spotyka tajemniczego Schaffera, antropologa i wspinacza. Ten dzieli się z nim swoją alpinistyczną techniką i wiedzą o pragockim pochodzeniu górali. Gdy wybucha wojna Andrzej wraca do Zakopanego. Przekonany o swoim mitycznym pochodzeniu chce nakłonić Górali do współpracy z Niemcami po to, żeby uchronić ich od wojennej zagłady. Andrzej i Maciek stają po dwóch stronach barykady. Konfrontacja braci jest krwawa i bolesna – taki mniej więcej będzie zalążek filmowego scenariusza, o którym czytamy w opisie planowanego filmu, jaki udostępnił producent filmu.

Związek Podhalan: film nic nowego do tego tematu nie wniesie

Temat nie jest nowy. O Goralenvolku powstało już sporo dokumentów i książek. Także tych opartych na fikcyjnej akcji. Kilka lat temu wydrukowano m.in. powieść “Śleboda” autorstwa Małgorzaty i Michała Kuźmińskich, która również mówiła o Goralenvolku. Dużych protestów wówczas nie było. Dlaczego teraz jest inaczej?

Powodów jest kilka. Po pierwsze, reżyserowi bardzo zależy, by film naprawdę odpowiadał góralskim realiom. Poprosił więc o konsultacje Związek Podhalan (ZP). Ale zamiast pomocy, organizacja ta wystosowała oficjalne stanowisko, w którym domaga się, by produkcję całkowicie porzucić

ZP w specjalnym oświadczeniu twierdzi, że film nie jest potrzebny, bo nic nie wniesie do badań nad historią. Związek jest przekonany, że problem Goralenvolk jest już dobrze zbadany.

- Wiadomo, kto tam uczestniczył, kto za to odpowiadał – przekonuje Julian Kowalczyk, prezes zarządu głównego Związku Podhalan w Polsce a w podpisanym przez niego oświadczeniu czytamy też, że film przyniesie też wiele złego. Związek Podhalan jest pewny, że film “zrodzi emocje i będzie prowadził do społecznych napięć bowiem obrazy zdarzeń w nim pokazanych nie są jednoznacznie czarne lub białe”.

Prezes Kowalczyk dodaje, że ZP już w 2005 r. podjął stanowisko, by nie wracać do tematu Goralenvolk. Boi się, że film fabularny, z fikcyjnymi postaciami i zdarzeniami, ale opartymi o prawdziwą akcję Goralenvolk, może spowodować, że wiele osób odbierze to jako prawdę. “Kolejny powrót do tamtych mrocznych chwil, już przez sam ten fakt, będzie swoistym biczowaniem własnej historii" - brzmi kolejny fragment oświadczenia Zarządu Głównego ZP.

Górale zawiedli się na rządzie, którego działania wspierali

Choć żaden z przedstawicieli związku nie mówi tego wprost, organizację poza samym powstaniem filmu, mocno boli jeszcze coś innego. Pieniądze na produkcję, poprzez PISF daje minister kultury Piotr Gliński. Związek Podhalan tymczasem mocno sympatyzuje z Prawem i Sprawiedliwością. W ostatnim czasie ZP wspierała między innymi prawicowe koncepcje zakładające, że "rodzina to tylko matka, ojciec i dzieci”, czy wysyłając listy poparcia dla arcybiskupa Jędraszewskiego w jego “heroicznej walce z wojującą ideologią LGBT”.

Teraz więc gdy ministerstwo daje pieniądze na film odbierany przez ZP jako potencjalną “szczujnię na górali” działacze regionalni czują się po prostu zdradzeni. Szukali więc wsparcia, które pomoże im nakręcenie “Białej Odwagi” zablokować.

Ziobro atakuje Glińskiego

W momencie gdy rząd Zjednoczonej Prawicy chwieje się w posadach, nie było to wcale takie trudne. Film, a dokładniej góralskie obawy z nim związane, stały się bowiem bronią, którą lider Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro uderza w swojego większego koalicjanta.

Pod koniec marca w wywiadzie dla tygodnika “Sieci” minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nie krył zdziwienia, że “państwo polskie finansuje film o kolaboracji części górali z Niemcami w czasie II wojny światowej”. Dodał też, że zdaniem jego partii, produkcja filmowa w Polsce, obficie finansowana przez państwo, była przez długie lata wymierzona w drogie Polakom wartości.

W odpowiedzi na publikację minister kultury Piotr Gliński napisał na Twitterze, że “film o góralach, o którym tak obszernie opowiada Pan Minister, jeszcze nie powstał, jest na etapie scenariusza, był konsultowany z Instytutem Pamięci Narodowej i opowiada także o kurierach tatrzańskich”.

Takie zapewnienie niewielu jednak w Związku Podhalan uspokoiły. Obecnie na Podhalu dyskusja na temat tego, co stanie się po premierze filmu dalej trwa.

Część osób uważa, że film faktycznie może wywołać falę hejtu na górali, ponieważ opowie szerokiej publiczności o dotychczas mało znanej poza Podhalem historii Goralenvolku. Z drugiej strony, także na Podhalu nie brakuje osób, które twierdzą, że obraz Koszałki jest potrzebny.

- U nas w górach ten temat jest tabu. Ja, choć historią pasjonuję się do dziecka to o takim zjawisku jak Goralenvolk dowiedziałem się dopiero na studiach. Byłam w szoku, że nikt z rodziny mi o tym nie mówił - mówi Onetowi jedna z nauczycielek historii w lokalnej szkole. - Może dobrze by młode pokolenie górali się dowiedziało o tym co działo się u nas podczas wojny. O tym jak trudne wybory mieli wówczas ludzie. Historia nie zawsze jest łatwa, ale mimo to trzeba ją znać - dodaje nauczycielka i prosi o anonimowość.

W podobnym tonie wypowiada się Jan Karpiel-Bułecka, znany zakopiański regionalista (brat lidera Zakopower Sebastiana). W niedawnym wywiadzie dla “Gazety Krakowskiej” wyznał, iż uważa, że film powinien powstać a jedyne, o co się martwi to to, czy obraz będzie dobrze zrobiony.

- Trzeba przecież pamiętać, że Goralenvolk to nie jest temat czarno-biały. Dlatego uważam, że warto pokazać te wybory, przed jakimi stanęli ludzie tamtych czasów. Z tego co wiem, w filmie ma także być pokazana przeciwwaga, np. działalność kurierów tatrzańskich – mówi.

Koszałka: Goralenvolk to była mniej zdrada, a bardziej ratowanie własnej kultury

A co o zamieszaniu myślą sami filmowcy? Marcin Koszałka nie chce się obecnie wypowiadać w tym temacie. Odsyła do producentów filmu

- Marcin chce nakręcić naprawdę wartościowy film pokazujący faktyczne realia tamtego czasu - mówi Agata Szymańska, z agencji, która wyprodukuje film. - Dopinamy właśnie ostatnie szczegóły. Zdjęcia ruszą w przyszłym roku. Wcześniej, być może jeszcze w maju zorganizujemy spotkanie z działaczami Związku Podhalan i historykami IPN by uspokoić zamieszanie.

Tym samym Szymańska potwierdza to co już w 2019 r. (wówczas pojawił się pierwszy pomysł na ten film) mówił sam Koszałka. - Polscy górale podhalańscy w trakcie okupacji w liczbie 40 tys. podpisali listę Goralnevolk, która dla lPN i wielu Polaków jest listą zdrady - mówił w "Przeglądzie" Marcin Koszałka. - Zacząłem się wgłębiać w historię tych ludzi, i ta zdrada z każdym miesiącem była mniej zdradą, a bardziej ratowaniem własnej kultury - dodał.

Z ostatniego zdania można wyczytać, że reżyser nie chce robić góralom krzywdy. Ba, nawet na swój sposób ówczesnych ludzi tłumaczy. To od lat próbują też robić historycy, którzy zgłębiają się w problematykę Goralenvolku.

Czym była "góralska zdrada"?

W skrócie (choć ta historia akurat uproszczeń nie lubi) można przypomnieć, że po tym jak w 1939 r. Niemcy zajęli swoją część drugiej Rzeczpospolitej, przystąpili do nadawania podbitej ludności nowych dokumentów. Te nie były jednakowe. Inne dostawali Niemcy lub ludzie, którzy twierdzili, że nimi są (tak zwani Volksdeutsche), inne Polacy, Żydzi czy Romowie. W przypadku górali z Podhala już w 1939 r. grupa przedwojennych działaczy Związku Górali (protoplasta Związku Podhalan) zaczęła lansować teorię, że górale to zaginiony przed wiekami szczep germański, który co prawda zasymilował się z Polakami, ale nie zatracił całkowicie swojej odrębności.

Szczegółem, który miał o tym świadczyć był góralski “krzyżyk niespodziany”, którym oznaczano domostwa, by chronić je przed złem. Był on bardzo podobny do swastyki (jej ramiona skręcają w prawo, a w góralskim krzyżyku w lewo). Dlatego 7 listopada 1939 r. delegacja górali udała się do Krakowa, gdzie wręczyła Hansowi Frankowi złotą ciupagę i złożyła gratulacje za wojskowe sukcesy. Pięć dni później (12 listopada) hitlerowski gubernator przybył do Zakopanego, gdzie górale złożyli mu hołd i podziękowali za „oswobodzenie górali od ucisku polskich władz”. Po tym Niemcy zezwolili na wydawanie góralom oddzielnych kenkart, w których wpisywano narodowość góralską. A jej przyjęcie można już uznać za formę kolaboracji. Choć oficjalne rejestry zaginęły, szacuje się, że taką kenkartę przyjął co piąty mieszkaniec przedwojennego powiatu nowotarskiego, czyli ok. 40 tys. osób.

Był to największy odsetek osób kolaborujących z okupantem w całej Polsce. Faktem, który potwierdza Instytut Pamięci Narodowej, jest jednak, że stosunkowo niewielka część górali przyjęła taką kenkartę, bo faktycznie wielbiła nazistów. Takich ludzi była garstka.

W przeważającej większości ludzi tych na góralską listę wpisywali zastraszeni przez Niemców sołtysowie. Wielu z górali nie widziało też nic złego w przyjęciu takiej karty narodowościowej, bo oni czuli się... “ludźmi stąd”. Gdy pytano ich:" czy są góralami odpowiadali", że tak. Ci często niepiśmienni ludzie nie wiedzieli, że tym samym wypierają się polskości. Zresztą o tym, że koncepcja, iż górale byli zadeklarowanymi nazistami to fałsz, najlepiej świadczy fakt, że Niemcy podjęli próbę utworzenia z mieszkańców Podhala, którzy przyjęli odpowiednią kenkartę, odrębnego legionu SS (Goralische Waffen SS Legion). Początkowo wytypowano w tym celu 300 osób, a na szkolenie w obozie w Trawnikach zakwalifikowano 200. Liczne dezercje spowodowały, że na miejsce dotarło maksymalnie 15 osób, z których kilku przyjęto w szeregi Waffen-SS.

Resztę wysłano na roboty przymusowe do Niemiec. Liczne są natomiast przypadki ludzi, którzy mieli góralską kenkartę, a mimo to walczyli z nazistami w podziemiu czy partyzantce. Jeśli natomiast chodzi o Komitet Góralski, czyli kolaborującą z Niemcami podhalańską organizację to należało do niej kilkunastu działaczy, których po wojnie lub jeszcze w czasie jaj trwania rozliczono.

https://www.onet.pl/informacje/onetkrakow/podhale-zwiazek-podhalan-chce-zablokowac-produkcje-filmu-fabularnego-o-goralenvolk/zyj84hr,79cfc278

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie