Skocz do zawartości

28 Panfiłowców


piooro

Rekomendowane odpowiedzi

A tak było naprawdę:

myślone Termopile. Historia radziecka
Andrzej Poczobut (Grodno)

Przez dziesięciolecia stanowili radziecki odpowiednik historii o 300 Spartanach, którzy w 480 r. p.n.e. zginęli, walcząc z Persami pod Termopilami. O 28 czerwonoarmistach bohatersko broniących przedpola Moskwy w listopadzie 1941 r. uczyły się w ZSRR kolejne pokolenia, choć władze dobrze wiedziały, że to historia zmyślona.

Bitwa o Moskwę, jeden z najbardziej dramatycznych epizodów II wojny światowej, rozpoczęła się na początku października 1941 r. i trwała do stycznia roku następnego. W trakcie walk Niemcy podeszli tak blisko radzieckiej stolicy, że w pewnym momencie widzieli przez lornetki kopuły cerkiewne przy placu Czerwonym. W pierwszej fazie bitwy Armia Czerwona podejmowała desperackie próby utrzymania frontu, ale Stawka, czyli kwatera główna, wcale nie była pewna, czy Niemców uda się zatrzymać, i 15 października zapadła decyzja o ewakuacji urzędów i ambasad z Moskwy do Kujbyszewa. Na przedpolach i w samej stolicy saperzy budowali umocnienia i zapory przeciwczołgowe, ale też pułapki bombowe mające zabijać Niemców, gdy będą wkraczali do miasta. - Nie ma żadnych wątpliwości, że Rosjanie będą kontynuowali walkę niezależnie od losu Moskwy - mówił brytyjskiemu ambasadorowi w ZSRR Staffordowi Crippsowi generał Władysław Sikorski, który na początku grudnia 1941 r., w trakcie bitwy o Moskwę, spotykał się ze Stalinem na Kremlu. Stalin i jego najbliższe otoczenie nie opuścili bowiem miasta, które miało być bronione do ostatniej kropli krwi.

Cofać się nie ma dokąd...

16 listopada 1941 r. w okolicach stacji Dubosiekowo na przedmieściach Moskwy doszło rzekomo do starcia, które stało się symbolem bohaterstwa Armii Czerwonej. 28 żołnierzy z 316. dywizji piechoty nazywanej panfiłowską (dowódcą był generał Iwan Panfiłow) miało powstrzymać natarcie 54 niemieckich czołgów. Towarzysz Stalin wydał rozkaz: zatrzymać Niemców, i na drodze hitlerowców wyrosła ściana sowieckiej obrony (...) - Rosja jest wielka, ale cofać się nie ma dokąd. Za nami Moskwa - powiedział żołnierzom politruk Kłoczkow. Tak 22 stycznia 1942 r. opisywał te wydarzenia w gazecie Armii Czerwonej "Krasnaja Zwiezda korespondent wojenny Aleksandr Kriwicki. Artykuł nosił tytuł "28 zabitych bohaterów, którzy w kilkugodzinnym boju mieli zniszczyć 18 czołgów. W ostatniej fazie walki, gdy skończyła im się amunicja, własnymi ciałami próbowali zatrzymać maszyny. Moskalenko ginie pod gąsienicami czołgu, drapiąc rękami jego żelazny tułów. Wprost na lufę karabinu maszynowego idzie Kożubiergienow i pada zabity. (...) Politruk Wasilij Kłoczkow, trzymając ostatnią wiązankę granatów, biegnie do ciężkiej maszyny, która dopiero co zmiażdżyła Bezrodnego. Politruk zdąża przebić gąsienicę potwora i trafiony serią pada na ziemię. (...) Umierając, szepcze koledze: "Umieramy, bracie... Kiedyś nas przypomną... Jeżeli przeżyjesz, opowiedz naszym - pisała "Krasnaja Zwiezda.

Kiedy jeden z czerwonoarmistów próbował się poddać Niemcom, został natychmiast zastrzelony przez żywych jeszcze kolegów. Przeżył jedynie szeregowy Iwan Natarow, który odniósł ciężkie rany, ale w nocy zdołał się doczołgać do radzieckich pozycji, i to on właśnie miał opowiedzieć Kriwickiemu szczegóły boju 28 panfiłowców, a następnie umrzeć w szpitalu polowym.

Chwała bohaterom

W trwającej ponad trzy miesiące bitwie pod Moskwą Sowieci nie tylko powstrzymali Wehrmacht, lecz także podjęli działania ofensywne. Stalin nakazał swym propagandystom przedstawiać moskiewską batalię jako początek przełomu w wojnie z Niemcami, a przykład bohaterskich obrońców stolicy miał zagrzewać do walki przybitych klęskami czerwonoarmistów. 21 czerwca 1942 r. Prezydium Rady Najwyższej ZSRR ogłosiło, że oficer polityczny Wasilij Kłoczkow i 27 jego podwładnych zostali odznaczeni pośmiertnie Gwiazdą Bohatera Związku Radzieckiego, co zapoczątkowało wieloletni proces upamiętnienia ich czynu. Powielane przez prasę słowa Kłoczkowa, dramatyczny opis boju pod Dubosiekowem, stały się symbolem bitwy pod Moskwą. Męstwo Dwudziestu Ośmiu sławili poeci i pisarze, a poświęcone im poematy i opowiadania wydawano w ogromnych nakładach i rozpowszechniano wśród żołnierzy. W 316. dywizji służyło wielu Kirgizów i Kazachów, stąd władze obu tych radzieckich republik angażowały się szczególnie w upamiętnienie bohaterów, wznosząc im pomniki w Ałma Acie i Biszkeku oraz nazywając ich imieniem parki i ulice.

Aczkolwiek istniał pewien problem. Ani w komunikatach Stawki, ani w zdobytych po wojnie dokumentach Wehrmachtu nie było informacji o boju o Dubosiekowo, mimo że zniszczenie 18 czołgów przez tak nielicznych obrońców bez wątpienia musiało być wydarzeniem wartym odnotowania. Historia legendarnej obrony opierała się początkowo wyłącznie na artykułach "Krasnej Zwiezdy. Po wojnie Kriwicki napisał i wydał kilka książek na ten temat i jeździł po całym Związku Radzieckim z odczytami o bohaterskim Kłoczkowie i jego podwładnych. Jeżeli któryś z poetów, pisarzy czy filmowców zamierzał podjąć temat i chciał się dowiedzieć czegoś nowego o Dubosiekowie, walił jak w dym do Kriwickiego.

Na tropie oszustwa

W listopadzie 1947 r. w Kancie w Kirgizji funkcjonariusze ministerstwa bezpieczeństwa publicznego (MGB) aresztowali 34-letniego Iwana Dobrobabina podejrzewanego o to, że w niewoli niemieckiej podjął współpracę z faszystami. Miał być szefem kolaboracyjnej policji organizowanej z jeńców radzieckich i działać na Ukrainie w miejscowości Perekop. Po odbiciu tych obszarów przez Armię Czerwoną zataił swoje czyny, został ponownie wcielony do wojska, bił się w Mołdawii, wkraczał do Bukaresztu oraz do Wiednia, został odznaczony Orderem Sławy trzeciego stopnia. Dwa lata po wojnie, w trakcie wnikliwego sprawdzania zachowania obywateli ZSRR pod okupacją niemiecką, funkcjonariusze MGB wzięli pod lupę też Dobrobabina. W trakcie rewizji w jego mieszkaniu natknęli się na książkę opowiadającą o walce panfiłowców i ku swemu zdumieniu szybko się zorientowali, że aresztowany jest tym samym Iwanem Dobrobabinem Bohaterem Związku Radzieckiego z 316. dywizji piechoty, który po śmierci komisarza Kłoczkowa miał dowodzić resztkami panfiłowców i zginąć bohatersko pod Dubosiekowem. W trakcie przesłuchań Dobrobabin twierdził, że opisywane przez propagandę wydarzenia zostały mocno zniekształcone, a bohaterski bój panfiłowców z 54 niemieckimi czołgami zwyczajnie nie miał miejsca. Pod Dubosiekowem Dobrobabin miał zostać ranny, stracił przytomność i dostał się w ręce Niemców.

Jego zeznania stały się podstawą do wszczęcia dochodzenia sprawdzającego przebieg wydarzeń pod Dubosiekowem, a MGB wspólnie z prokuraturą wojskową zaczęły badać losy wszystkich 28 panfiłowców, którzy rzekomo bohatersko zginęli. Dosyć szybko ustalono, że zmartwychwstał nie tylko Dobrobabin, lecz także inny bohater spod Dubosiekowa - szeregowy Danił Kożubiergienow. Ten ostatni został aresztowany już w maju 1942 r. pod zarzutem dobrowolnego poddania się Niemcom. Podczas przesłuchania Kożubiergienow zapewnił, że 16 listopada 1941 r. nie uczestniczył w słynnym boju, lecz pełniąc służbę jako goniec, został ogłuszony wybuchem, dostał się do niewoli, a potem z niej uciekł. Po cichu odebrano mu Gwiazdę Bohatera Związku Radzieckiego za Dubosiekowo, a na liście bohaterów zastąpił go Aliaskar Kożubiergienow, szeregowiec z tej samej jednostki noszący takie samo nazwisko, lecz inne imię. Poległ on w styczniu 1942 r. w walce z Niemcami. Problem polegał jednak na tym, że Aliaskar nie mógł się znaleźć pod Dubosiekowem, bo 16 listopada 1941 r. jeszcze nie został zmobilizowany. Ale machnięto na to wówczas ręką - trwała wojna, propaganda bardzo potrzebowała panfiłowców.

Moskiewskie śledztwo

W 1947 r. panowała już inna atmosfera, władze zaciekle polowały na szpiegów, dywersantów i zdrajców, a żadne odznaczenie ani wcześniejsze zasługi nie dawały gwarancji przed aresztowaniem. Kiedy więc ustalono, że oprócz wspomnianych dwóch panfiłowców żyją jeszcze trzej inni polegli rzekomo pod Dubosiekowem, sprawa została uznana za bardzo poważną i przekazana do Moskwy w ręce generalnej prokuratury wojskowej. Ta ustaliła, że pierwsze doniesienia o obronie Dubosiekowa pojawiły się 27 listopada 1941 r. w gazecie "Krasnaja Zwiezda, a ich autorem był dziennikarz Wasilij Korotiejew. Donosił on o bohaterskiej postawie oddziału politruka Dijewa. Następne artykuły w "Krasnej Zwiezdie na ten temat były już autorstwa Aleksandra Kriwickiego, który podał nazwisko Wasilija Kłoczkowa jako dowódcy oddziału. To, że wcześniej oficer polityczny został wymieniony jako Dijew, dziennikarz tłumaczył tym, że takie przezwisko miał wśród żołnierzy. Nazwiska innych uczestników starcia pojawiły się w kolejnej publikacji Kriwickiego 22 stycznia 1942 r., a podany przez gazetę spis 28 nazwisk bohaterów stał się podstawą do ich odznaczenia.

W trakcie przesłuchania przez prokuratorów wojskowych obaj korespondenci wojenni przyznali się do fałszerstwa. Kriwicki twierdził, że redaktor naczelny "Krasnej Zwiezdy Dawid Ortenberg został poinformowany o tym, że przebieg boju jest fikcją literacką. "Treść artykułu uzgadniałem z zarządem politycznym armii i interesowano się tam, skąd znam słowa Kłoczkowa: » Rosja jest wielka, ale cofać się nie ma dokąd. Za nami Moskwa «. Wtedy odpowiedziałem, że sam je wymyśliłem. (...) W kwestii dotyczącej zachowań i działań żołnierzy z nikim nie rozmawiałem. Sam je wymyśliłem - zeznał Kriwicki.

Korotiejew zaś powoływał się na doniesienie dowództwa pułku, które rzekomo stało się podstawą do napisania pierwszego artykułu. Tymczasem pułkownik Ilja Karpow, dowódca broniącego rejonu Dubosiekowa 1075. pułku, zeznał, że 16 listopada 1941 r. nie doszło do żadnego starcia panfiłowców z czołgami i że żaden z korespondentów wojennych nie kontaktował się z nim w tamtym czasie. On sam nikomu nie opowiadał ani też nie napisał żadnej relacji o takim wydarzeniu. Pod Dubosiekowem bili się ludzie Karpowa, ale nie 28 żołnierzy, tylko cała kompania, starcia zaś, straty własne i nieprzyjaciela oraz zachowanie się poszczególnych czerwonoarmistów były dalekie od tego, co napisali korespondenci wojenni. Ich relację Karpow nazwał zmyśloną. Zniszczonych miało być pięć niemieckich czołgów, a rozbita przez Niemców kompania musiała się wycofać. Na dodatek Karpow został czasowo zawieszony w prawach dowódcy, bo jego ludzie samowolnie opuścili linie obrony (stanowisko odzyskał dopiero po zluzowaniu zdziesiątkowanej 316. dywizji i wycofaniu jej z frontu).

Okazało się też, że już po pierwszych publikacjach prasowych Kriwicki oraz zarząd polityczny sztabu armii nakłaniali Karpowa, by ten podał nazwiska rzekomych uczestników "bohaterskiego boju. Korespondent "Krasnej Zwiezdy domagał się 28 nazwisk, ale Karpow tego nie zrobił. Przekazał je Kriwickiemu natomiast jeden z jego oficerów, który ułożył listę 28 żołnierzy poleg-łych rzekomo pod Dubosiekowem.

- Dochodzenie ustaliło, że bohaterski czyn 28 panfiłowców został zmyślony przez korespondenta Korotiejewa, redaktora naczelnego Ortenberga, i zwłaszcza Kriwickiego - donosił generał Nikołaj Afanasjew, generalny prokurator wojskowy, w meldunku dla komitetu centralnego partii. Jego informacja łącznie z kilkustronicowym sprawozdaniem z dochodzenia trafiła w ręce Andrieja Żdanowa, jednego z najbliższych ludzi Stalina, który zapoznał z dokumentami kierownictwo.

Władza nie chce prawdy

Stalin postanowił zamieść sprawę pod dywan. Wprawdzie Dobrobabin został w 1948 r. skazany na 15 lat pozbawienia wolności, a w 1949 r. Prezydium Rady Najwyższej ZSRR pozbawiło go tytułu Bohatera Związku Radzieckiego, ale w publikacjach prasowych i książkowych nadal figurował jako jeden z 28 bohaterów. Po śmierci Stalina Kriwicki twierdził, że w trakcie przesłuchania był poddawany presji. - Dawano mi alternatywę: albo powiem, że bój pod Dubosiekowem to mój wymysł literacki, albo trafię do łagru.

Tymczasem propaganda dalej szerzyła mit o panfiłowcach, który w latach 60. próbował podważyć Emil Kardin, pisarz i uczestnik II wojny światowej. W 2003 r. w wywiadzie dla radia Swoboda stwierdził, że autorzy tekstów o panfiłowcach chyba nie wiedzieli, czym jest piechota, a czym czołgi, i że jest oczywiste, iż 28 piechurów nie jest w stanie zatrzymać 54 czołgów. W lutym 1966 r. w piśmie "Nowy Mir ukazał się artykuł Kardina zatytułowany "Legendy i fakty, w którym autor podważył oficjalną wersję wydarzeń pod Dubosiekowem i wywołał taką burzę, że sprawą zajęło się Biuro Polityczne KC KPZR. Głos zabrał sam sekretarz generalny KC KPZR Leonid Breżniew: "W niektórych publikacjach, w niektórych czasopismach podważa się to, co weszło do serca naszego narodu. (...) Piszą, że nie było żadnych panfiłowców, że ich było mniej, że nie było Kłoczkowa, że nie padły jego słowa: Rosja jest wielka, ale cofać się nie ma dokąd. To są oszczercze pomówienia. Po takim dictum sprawa na długo została zamknięta, Kriwicki mógł sobie dalej jeździć po kraju i popularyzować bohaterstwo Dwudziestu Ośmiu. W 1967 r. na ekrany kin wszedł film "Za nami Moskwa uwieczniający oficjalną wersję wydarzeń.

Mit trwa w najlepsze

Aleksandr Kriwicki umarł w 1986 r. jako zasłużony literat radziecki i strażnik pamięci o panfiłowcach. W epoce głasnosti i pierestrojki na fali ogólnego zainteresowania prawdziwą historią II wojny światowej w sowieckiej prasie pojawiły się artykuły podważające legendę panfiłowców, ale ostatni przywódca ZSRR Michaił Gorbaczow nie zajął stanowiska w tej sprawie. Kłoczkow i jego koledzy pozostali bohaterami i do dziś w Rosji, Kazachstanie i Kirgistanie mają swoje ulice, parki i ronda. W przyszłym roku na ekrany kin ma wejść rosyjsko-kazachski film fabularny "28 panfiłowców, który raz jeszcze utrwali ich chwałę. W ramach debat prowadzonych przed premierą Państwowe Archiwum Rosji umieściło na swojej stronie internetowej skany dokumentów z dochodzenia prokuratorskiego w 1948 r. Choć wynika z nich jednoznacznie, że historia Dwudziestu Ośmiu została wymyślona, na autorach filmu nie zrobiło to wrażenia.

"Ich bohaterski czyn to część naszej kultury narodowej i mit na tyle mocny, że nie ma sensu z nim walczyć - oświadczył Andriej Szalopa, reżyser i producent filmu. Porównał walki pod Dubosiekowem z historiami biblijnymi, które też były i są interpretowane na różne sposoby. Zdaniem Szalopy historycy podważający mit panfiłowców szkodzą Rosji.

Reżysera poparł minister kultury Władimir Miedinski, mówiąc: "Archiwiści nie są ani pisarzami, ani dziennikarzami, ani bojownikami z fałszerstwami historycznymi. Powinni się zajmować tym, za co dostają państwowe pieniądze.

Znany karykaturzysta Boris Jefimow, który przyjaźnił się z Kriwickim, napisał we wspomnieniach, jak to po wydaniu kolejnej książki o Dwudziestu Ośmiu Kriwicki został zapytany przez kolegów z redakcji, jak było naprawdę. "Myślcie, co chcecie, ale miną lata i ta gówniana książka będzie źródłem historycznym - odparł.

I się nie pomylił. Znaczna część Rosjan, Kazachów i Kirgizów nadal uważa Wasilija Kłoczkowa i jego żołnierzy za bohaterów. Wiedzą to dobrze z książek i artykułów Kriwickiego."

http://wyborcza.pl/alehistoria/1,121681,19369961,zmyslone-termopile-historia-radziecka.html?disableRedirects=true
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie