Skocz do zawartości

Kto zabił 200 tys. litewskich Żydów? Rozmowa z Rutą Vanagaite, autorką książki Nasi"


bodziu000000

Rekomendowane odpowiedzi

http://wyborcza.pl/duzyformat/1,153614,20428503,kto-zabil-200-tys-litewskich-zydow-rozmowa-z-ruta-vanagaite.html

Kto zabił 200 tys. litewskich Żydów? Rozmowa z Rutą Vanagaite, autorką książki "Nasi

Ludzie dowiedzieli się ode mnie, że pod ziemią leżą ich sąsiedzi. Rozmowa z Rutą Vanagaite, autorką książki "Nasi o mordowaniu Żydów przez Litwinów.

CV: Ruta Vanagaite (ur. w 1955) - litewska teatrolożka, producentka telewizyjna, twórczyni festiwali teatralnych, właścicielka agencji public relations, szefowa programu historycznego "Aktywna pamięć europejska

W ilu miejscach na Litwie doszło do mordu na Żydach?

- Znanych jest 220, w których zginęło prawie 200 tys. Żydów. W większości udział brali w tym Litwini, w ciągu trzech miesięcy 1941 roku. Skala była tak duża, że zaraz potem sami się przerazili i zaczęli niedobitkom pomagać. Wtedy też pojawiło się słowo, którego nie ma w innych językach krajów, gdzie doszło do Holokaustu: "zydsaudis, czyli osoba mordująca Żydów.

Opisuje to pani w książce, która pół roku temu wywołała na Litwie burzę. Ale nie jest pani historykiem.

- Byłam krytykiem teatralnym, potem dziennikarką, pisałam do gazet litewskich. W latach 80. wyjechałam do Finlandii, wyszłam tam za mąż. Wróciłam, zostałam dyrektorem artystycznym w teatrze, byłam producentką w telewizji. Przed kilkoma laty realizowałam unijny projekt skierowany do młodzieży pt. "Być Żydem. Potem trafiłam na wykład dla nauczycieli, podczas którego mówiono o Holokauście. Wyszłam z niego wstrząśnięta, bo po raz pierwszy usłyszałam, kto tak naprawdę mordował Żydów na Litwie, że nie byli to żadni zbrodniarze, hitlerowcy, ale zwykli Litwini. Chciałam dowiedzieć się więcej. Zaczęłam szukać protokołów śledczych, zapisów z ekshumacji, których po wojnie dokonywali Rosjanie.

W szkole w czasach radzieckich uczono nas, że to faszyści mordowali. Ale jacy faszyści? Pewnie Niemcy. Moje dzieci już po 1989 r. nie wiedziały o miejscach kaźni, o Ponarach [lasy koło Wilna, w których Niemcy i kolaborujący z nimi Litwini zamordowali ok. 100 tys. cywilów - Żydów, Polaków, Rosjan, Romów]. Zaczęłam czytać prace litewskich historyków. Pisali o tym, ale poza akademickie biblioteki to nie wyszło. Nikt tego nie czytał, nie rozmawiał o tym, żeby to przeszło bez echa. Mam wrażenie, że władzy o to chodziło. Gdy pytałam kilku historyków, dlaczego o tym nie mówią głośniej, słyszałam: to zbyt niebezpieczne. Tak powiedział mi jeden z nich, gdy dał mi swoje książki. Nie chcą ryzykować swojej pozycji zawodowej. Centrum Holokaustu w Izraelu kilka lat temu, jak usłyszałam od historyków, przesłało do litewskiego rządu list z nazwiskami prawie 5 tys. Litwinów, którzy brali udział w mordach, ale list ten pozostaje utajniony. Nie wiadomo, o jakie nazwiska chodzi. Sprawę przemilczano, a gdy chciałam otrzymać list, usłyszałam, że jest własnością rządu. Wtedy, w 2015 roku, postanowiłam napisać książkę.

Wcześniej wydała pani poradnik dla kobiet.

- "Nie babie lato, o kobietach po czterdziestce, o tym jak być szczęśliwą (śmiech). To bestseller. Wydawnictwo poprosiło mnie o kolejną, która byłaby hitem, ale powiedziałam - teraz dostaniecie o Holokauście. Byli zdziwieni, kręcili nosem, mówili, że lepiej odłożyć to na później, aż zmieni się sytuacja geopolityczna. Bali się, że Putin wykorzysta książkę, by mówić, że jesteśmy faszystami. Ale kiedy, spytałam, zmieni się ta sytuacja? Za 20 lat? Nie, muszę napisać to teraz. Zgodzili się, ale poprosili, by do dnia publikacji o książce nie mówić. Bali się, że politycy litewscy będą naciskać, by książka się nie ukazała. No to milczałam. Po publikacji w dwa dni sprzedał się cały pierwszy nakład "Naszych - 2 tys. To na Litwie, która ma 3 mln mieszkańców, olbrzymia sprzedaż w tak krótkim czasie.

Dlaczego politycy mieliby naciskać?

- Bo zbyt wielu Litwinów było zaangażowanych w mordowanie Żydów. W podręcznikach szkolnych mówi się o tym w pokrętny sposób, minimalizuje się liczbę sprawców. Nie podaje się precyzyjnych informacji, w jakich miejscach i ilu zbrodniarzy brało udział w mordach. Nikt nie robił wywiadów ze świadkami tych zbrodni, którzy mieszkają w tych wsiach. Spotkałam się z tym, że nauczyciele miewają antysemickie nastawienie, więc czego mogą nauczyć dzieci. Politycy wiedzą, że trzeba by na nowo napisać historię stosunków litewsko-żydowskich: kto strzelał, konwojował ofiary, rozdawał broń. To nie było kilkunastu zbrodniarzy, ale cały system państwowy - policja, administracja, politycy, którzy kolaborowali z Niemcami - był zaangażowany w mord. Wielu, także politycy, ma w rodzinach morderców, dlatego nie pasuje im taka historia. Wolą mówić, że podczas wojny byliśmy bohaterami, że walczyliśmy o wybicie się na niepodległość z ZSRR.

Mam w domu zegar ścienny i szafę sprzed wojny po babci. Mieszkała w Panevezys, gdy doszło do pogromu. Gdzie ona to mogła kupić? Skąd miała takie meble? Nie byłoby jej na to stać, choć była nauczycielką. To rodzi we mnie pytania i każdy Litwin, który ma w domu coś cennego, nietypowego, powinien zadać sobie pytanie: skąd moi dziadkowie to mieli? Litwini byli przed wojną bardzo biedni. Gdy zginęło 200 tys. Żydów, pozostało po nich 50 tys. domów i miliony fantów.

Jeden ze sprawców, który rozstrzeliwał Żydów, mówi: "Nie wiem, dlaczego to robiłem, nie miałem pieniędzy, chciałem żyć lepiej, nikt się nie zastanawiał.

- Mówią o tym tak, jakby nie strzelali do ludzi, ale do zwierząt. To był efekt propagandy niemieckiej, ale powtarzała to litewska władza. Mówiła: Żydzi nie są ludźmi, stoją na drodze do naszej niepodległości. Propaganda niemiecka mówiła, że wszyscy Żydzi to bolszewicy, Litwini to podchwycili, usłyszeli w radiu, czytali w gazetach. Żydzi byli zamożni, a nasi stale byli u nich zadłużeni. Z protokołów przesłuchań wynika, że to mógł być jeden z powodów pozbycia się Żydów, którzy mieli sklepy i dawali w nich na kredyt. A skoro nie ma Żyda, to nie ma długu.

Ilu było litewskich zbrodniarzy?

- Mówi się o ponad 5 tys. Litwinów, którzy bezpośrednio brali udział w rozstrzeliwaniu Żydów. Ale wg historyków potrzeba by kilku lat badań specjalnego zespołu, żeby dokładnie to ustalić. Podczas okupacji w naszej administracji było ledwie 660 Niemców, a Litwinów około 20 tys. To nasze samorządy, policja tworzyły listy Żydów, których rozstrzeliwano. To Litwini prowadzili Żydów nad doły, które wykopała miejscowa ludność. A kto nie mordował, ten miał udział w grabieży. W Panevezys stworzono listę pożydowskich fantów do podziału: 2 tys. męskich spodni, 7 tys. koszul, 10 tys. poszewek, ręczniki, płaszcze dla dzieci, ponad 4 tys. elementów odzieży dziecięcej i tysiące innych przedmiotów - materace, talerze, filiżanki. W sumie około 80 tys. rzeczy rozdano wśród mieszkańców Panevezys tuż po tym, gdy zamordowano 4,4 tys. Żydów. Każdy mieszkaniec otrzymał trzy-cztery fanty, a Niemcy zabierali najcenniejsze meble i inne przedmioty. To wszystko dane historyczne. Tak to wyglądało w każdym miejscu kaźni.

W latach 1941-44 Zenonas Blynas, sekretarz generalny Partii Narodowej, członek rządu litewskiego, opisywał w dzienniku swoje kontakty z nazistami. Cytuje pani fragment jego listu, w którym prosi, by przekazać Fuhrerowi "nasze najszczersze wyrazy wdzięczności za wyzwolenie Litwy od terroru żydowsko-bolszewickiego. Relacjonuje też postępy masakry: "Rozmawiałem z szefem administracji regionalnej Rokiskis - kopią głęboki na trzy metry dół, by doprowadzić grupę 100 Żydów. Jakiś policjant pisze: aresztowano wszystkich mężczyzn.

- Zarówno ci, którzy przygotowywali listy z Żydami do wymordowania, jak i bezpośredni sprawcy traktowali to jak normalną pracę. Przychodzili do niej rano, robili spisy, pili herbatę, mordowali i dostawali za to pensję. Najczęściej Niemcy tylko miejsca kaźni fotografowali.

Pracując nad książką, zjeździłam prawie 40 takich miejsc, gdzie leży po 3-10 tys. zamordowanych i zakopanych... Nie mogę już chodzić na cmentarz moich rodziców, bo ciągle przypominają mi się tamte miejsca. Nie mogę kłaść kwiatów na ich grobie, bo wiem, że w całym kraju leżą ludzie pochowani jak szczury, i czuję, że mi nie wypada, skoro nie uporaliśmy się z tyloma anonimowymi grobami.

Jak są upamiętnione te miejsca?

- Albo nie ma żadnej informacji, albo takie, że sprawcami są Niemcy lub faszyści i "lokalni pomocnicy. Na żadnym nie ma wzmianki, że dokonali tego Litwini. Nikt nie chodzi na nie w Święto Zmarłych, nie stawia świeczki, nie kładzie kwiatów. Gdy pytałam miejscowych, mówili mi, że są ważniejsze sprawy, że to nie nasza historia, bo to byli Żydzi. Przy tym jeden ze sprawców wspomina: po strzelaniu do Żydów szedłem się wyspowiadać.

A jedna z kobiet, świadków, mówi, że ludzie tak bardzo pragnęli mordować, że tylko księża mogli to przerwać. Ale nie przerwali, bo Kościół był antysemicki albo wielu księży uległo tej propagandzie. W batalionach zabójców służył ksiądz, który po egzekucjach dawał rozgrzeszenie.

Szokuje pani opisami z ekshumacji, których dokonano po wojnie. Opisuje trupy dzieci, kobiet.

- O to chodzi! Specjalnie nie oszczędzam, niech czytają, niech wiedzą, bo ludziom brakuje empatii, nie potrafią dostrzec, że pod tą ziemią leżą ludzie, ich sąsiedzi, bo nikt im tego nie powiedział albo nie chcą pamiętać.

Pyta pani mieszkankę jednej z wiosek, w której wymordowano Żydów: kto strzelał? Ona mówi - Niemcy.

- Była żoną partyzanta i być może brał on udział w egzekucjach. To przykład obrony wizerunku swojej rodziny. Inna kobieta, która była świadkiem mordów, mówi mi dzisiaj: "Nie ujawniajcie mojego nazwiska, bo chcę żyć.

Kogo się boi?

- Dzieci tych zabójców, wnuków, bo nadal mieszkają koło niej, w tej samej wsi. Wielu moich rozmówców zastrzegało, by nie ujawniać ich nazwisk. Ale są też świadectwa pamięci, choć dziwne. W Panevezys ktoś postawił krzyż ku czci litewskiego bohatera, o którym wioska wie, że to morderca Żydów, a ktoś inny ten krzyż ciągle przewraca.

Polskie wydanie książki będzie miało jeszcze jednego autora - Efraima Zuroffa z Centrum Szymona Wiesenthala. Ale w litewskiej książce nie jest podpisany.

- Pomagał mi przy jej tworzeniu, podróżowałam z nim po miejscach kaźni, ale specjalnie pominęliśmy jego nazwisko w wydaniu litewskim. Zuroff jest na Litwie znienawidzony, bo od lat przekonuje, byśmy rozliczyli się z mordów na Żydach. Powtarzał często, że Litwini mordowali Żydów jeszcze przed wkroczeniem Niemców, z czym się nie zgadzam - uznano go za fanatyka. Dopiero gdy mnie spotkał, powiedział: jest pani pierwszą osobą na Litwie, z którą mogę spokojnie o tym porozmawiać, która otwarcie mówi o "żydowskiej sprawie. Dotychczas rozmawiał z politykami, którzy nie chcieli o tym słyszeć. Nie wiedział też, że litewscy historycy pisali o tym, bo nikt go nie informował. Efraim miał nieco przegięte pojęcie o mordach, uważał, że naprawdę wszyscy Litwini mordowali Żydów albo nie mieli nic przeciwko zbrodni. Podczas pracy nad książką zrozumiał, że wśród nas byli porządni ludzie, nabrał do nas szacunku, choć Litwa to dla niego trauma osobista: jego rodzina została zamordowana w Ponarach.

Polski tytuł książki brzmi "Podróż z wrogiem.

- Bo tak Efraim był na Litwie traktowany. Dzięki naszej wspólnej pracy przestał rozmawiać z Rosjanami, nie udziela im wywiadów.

Co to znaczy?

- Dla Putina sprawa mordu na Żydach była rzeczywiście pretekstem, by rozgrywać swoją politykę przeciwko Litwie, by dzielić nasze społeczeństwo. Najważniejszym więc argumentem, jakim się przeciwko Efraimowi posługiwano, było: opłacany przez Putina. Sama w to wierzyłam, dopóki nie poznałam prawdziwej historii o mordowaniu Żydów.

A teraz?

- Uważają, że to ja jestem przekupiona przez Putina (śmiech). Efraim jest Żydem, a ja Litwinką, co jeszcze pogarsza moją sytuację, bo jestem nazywana "zdrajczynią. A przecież kilka lat temu zrobiłam słynny projekt "Soviet bunkier - to była ekspozycja podziemna, obraz najstraszniejszych rzeczy, jakich doświadczyliśmy od ZSRR. Propaganda rosyjska nienawidziła tego projektu, więc myślałam, że mam immunitet, by zmagać się z naszymi litewskimi grzechami. Myliłam się.

Po wydaniu książki, pod koniec ubiegłego roku, przyjechała do mnie telewizja litewska. Rozmawialiśmy, a potem pytają: może pani pokazać akt urodzenia? Tak, ale po co? Bo w internecie czytaliśmy, że pani jest Żydówką. Byłam w szoku, ale szukałam i nie mogłam znaleźć. W programie poszła taka sugestia: zapewne bała się pokazać, że jest Żydówką. Przykre reakcje odczułam też w najbliższym otoczeniu. Znajomi mówili: po co ci ta historia, to sprawa Żydów, po co do tego wracać, to było tak dawno, Żydzi są sami sobie winni, pomagali deportować naszych na Syberię.

Te same argumenty padają w Polsce.

- Dlatego na Litwie zwą mnie "litewskim Grossem, w tonie negatywnym. Myślałam, że ludzie chcą znać prawdę, ale nawet znajomi intelektualiści pytali mnie: "Żydzi ci płacą?. Przyjaciółka: "Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie opłacają cię Żydzi. W internecie wylała się na mnie lawina nienawiści: kupiona przez Żydów, Rosjan, dostała za książkę majątek - padają nawet przykłady, że mam willę w Szwajcarii, co jest oczywiście bzdurą.

Mój syn i córka powiedzieli mi, że po raz pierwszy w życiu są ze mnie tak bardzo dumni, choć gdy syn, 20-latek, spotyka kolegów, słyszy: "Skoro Putin płaci twojej matce, to może nam postawisz piwo.

Jak zareagowały litewskie władze?

- Widziałam w telewizji kilka programów o mojej książce, w których politycy mówili, że pojawiła się w tym samym czasie co książka "Miasta śmierci Mirosława Tryczyka, o pogromach Żydów dokonanych przez Polaków, a to, ich zdaniem, świadczy o skoordynowanej akcji z zewnątrz.

Mówił to ktoś poważny?

- M.in. Arturas Paulauskas, były przewodniczący litewskiego parlamentu, szef komitetu do ścigania zbrodni nazistowskich i sowieckich. Rzecznik rządowego departamentu bezpieczeństwa oświadczył, że książka zagraża bezpieczeństwu narodowemu. Nie chcą się rozliczać, bo pełno jest pomników albo ulic imienia bohaterów litewskich, którzy zasłużyli się po wojnie albo w walce o niepodległość, a teraz trzeba by pokazać, że podczas wojny brali udział w mordach.

Nie ma innych reakcji?

- Są, często traumatyczne. Na spotkaniu autorskim kobieta powiedziała mi, że pochodzi ze wsi, w której mieszkał jeden z oprawców. Że miał córkę, był normalny, lubiany, ale nigdy nie mógł wziąć swojej córki na ręce. Wtedy wieś jeszcze nie wiedziała, że mordował żydowskie dzieci. Otrzymałam wiele świadectw opisujących późniejsze losy sprawców, opisy, jak te doświadczenia przenosiły się na ich dzieci, jak żyły w cieniu mordów. Natchniona tymi rozmowami myślę teraz o kontynuacji, o rozmowach z dziećmi oprawców. Wiem, że wielu będzie chciało rozmawiać, bo przeżyłam to przy pierwszej książce. Pytani, jak było - zaczynali płakać. Przychodzą też do mnie, dzwonią i piszą ludzie, którzy po lekturze "Naszych jeżdżą do swoich dziadków i też pytają: jak było? Ci dziadkowie dowiadują się też, że tak było w innych wioskach, w całym kraju. Bali się wcześniej pytać, bo byli pewni, że taka tragedia wydarzyła się tylko w ich wiosce, miasteczku.

Czego dowiedziała się pani o swojej rodzinie?

- Wiem, że mój dziadek przygotowywał listę aktywistów żydowskich, którzy zostali później zamordowani. Może nie wiedział, po co ta lista była robiona? Ale potem dostał za to kilku sowieckich niewolników do pracy. Sąsiad dziadka otrzymał dom i kilka hektarów ziemi po Żydach za to, że konwojował ich na miejsce kaźni. Opisuję to, by pokazać, że być może w każdej rodzinie jest taki przypadek i trzeba o to pytać, by nie zapomnieć, że taka tragedia, gdy się powtórzy, to dotknie zwykłych ludzi. Mąż mojej cioci ze strony ojca uciekł po wojnie do USA. Przysyłał nam stamtąd paczki, ale zawsze podpisywał się damskim nazwiskiem. Rodzice mówili, że się ukrywa, bo chcą go dopaść za to, że mordował Żydów, gdy podczas wojny był komendantem posterunku policji. Po jego śmierci na Litwę wróciła jego żona i mówiła o Żydach w okropny sposób. Moja kuzynka, która też dostawała dżinsy z Ameryki od wujka, po książce przestała się do mnie odzywać. Też uważa, że zdradziłam.

Wiedzą, co robił podczas wojny?

- Tak, ale rodzina z USA zrzuciła się na pomnik dla męża cioci, a zbudował go mój ojciec. Jest na nim informacja, że był bohaterskim powstańcem."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

http://wyborcza.pl/magazyn/1,134731,15042881,Zaglada_Zydow__pieklo_Litwinow.html

agłada Żydów, piekło Litwinów

Zachodnie spojrzenie na II wojnę rozmija się z wojennymi doświadczeniami większości Litwinów. Radziecki komunizm nie był dla nich mniejszym złem niż nazizm - o Litwinach i ich żydowskich sąsiadach

70 lat temu, 23-25 września 1943 r., naziści przystąpili do likwidacji wileńskiego getta. Żydów zebrano i wywieziono w różne strony, m.in. do obozów śmierci w Polsce.

Ok. 250 robotników pracujących przymusowo w wileńskich fabrykach pod nadzorem Wehrmachtu dotrwało do nadejścia Armii Czerwonej, m.in. dziesięcioletni, przedwcześnie dojrzały chłopiec, przyszły światowej sławy amerykański malarz. Obrazki z getta Samuela Baka, jego dziecięce spojrzenie na piekło, to jedna z najbardziej szokujących wizualizacji zagłady litewskich Żydów.

Litewski rząd ustanowił 23 września Dniem Pamięci o Ludobójstwie Żydów. Rokrocznie w podwileńskich Ponarach i innych litewskich miejscach zagłady odbywa się tego dnia podniosła uroczystość. W pałacu prezydenckim głowa państwa przyznaje ordery sprawiedliwym, którzy ratowali Żydów. Tegoroczne obchody były ważne zwłaszcza dla garstki ocalałych z Holocaustu, a także dla wielu uczestników zbierającego się w Wilnie IV Światowego Zjazdu Litewskich Żydów, mających korzenie w społeczności żydowskiej kwitnącej kiedyś na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Zagłada żydowskiego Wilna nie była ostatnim rozdziałem Holocaustu na Litwie. Po śmierci getta jesienią 1943 r. pozostało parę tysięcy Żydów uwięzionych w gettach w Szawlach i Kownie. W listopadzie tego roku naziści posłali na śmierć dzieci z getta w Szawlach. Kiedy 27 marca 1944 r. kowieńscy Żydzi wrócili po pracy do domów, zastali niesamowitą pustkę i ciszę - brakowało dzieci, starców i chorych. Porusza głęboko szokujący opis Kinderaktion we wspomnieniach Waldemara Ginsburga, który przeżył kowieńskie getto (''I Kowno zapłakało'', 1998).

W lipcu 1944 r. nastąpiła likwidacja gett w Szawlach i Kownie - ostatni ich mieszkańcy trafili do Stutthofu, Dachau i dalej na zachód. Matka Emanuelisa i Markasa Zingerisów, Pola, przeżyła kowieńskie getto i marsz śmierci do Gdańska. Po wojnie wróciła na Litwę i mieszka w Wilnie. Emanuelis Zingeris jest jedynym żydowskim posłem do Sejmasu Republiki Litewskiej. Markas jest wybitnym, wielokrotnie nagradzanym litewskim pisarzem.

Pamięć Wilna, Kowna, Szawli i wielu innych miejsc na Litwie, gdzie mieszkali Żydzi, żyje niewątpliwie w sercach ocalałych i ich dzieci, a także delegatów na Zjazd Litewskich Żydów. Holocaust jest dla Żydów nieusuwalną rzeczywistością. Patrzą przez pryzmat dojmującego doświadczenia ludobójstwa nie tylko na historię Litwy, lecz także na jej teraźniejszość.

Litewscy Żydzi odgrywają ważną rolę na światowej scenie - od Izraela po RPA i Amerykę. Przez lata Żydzi z Litwy i ich potomkowie wyróżniali się i wyróżniają nadal jako szefowie rządów i politycy (Ehud Barak, Beniamin Netanjahu, Helen Suzman), dziennikarze (Roger Cohen), ludzie sztuki (Jasha Heifetz), nauki (Emmanuel Lévinas) i przemysłu rozrywkowego (Al Jolson, Lawrence Harvety). Znaczy to, że słowo ''Litwa'' złączyło się na zawsze z Żydami i judaizmem.

Na dobre i złe w oczach wielu ludzi związały się też nierozerwalnie słowa ''Litwa'' i ''Holocaust''. Stykają się nieuchronnie z tym zjawiskiem litewscy historycy, w tym większość moich kolegów, którzy poświęcili wiele czasu publicznym debatom o skomplikowanej historii Żydów i Litwinów. Jest to niewątpliwie krępujące dla Litwinów, zwłaszcza tych, którzy nie zajmują się tymi sprawami albo po prostu nie wiedzą, jak reszta świata postrzega Holocaust - zwłaszcza w kontekście Europy Wschodniej oraz ich kraju.

Jest jednak pewien problem. Shoah to najkrwawszy rozdział dziejów współczesnej Litwy. Ludobójstwo Żydów powinno zajmować centralne miejsce w XX-wiecznej historii narodu. Od lat 90. wśród rządzących, ludzi nauki i sztuki, a także znacznej części wykształconych elit narasta świadomość Holocaustu i jego szczególnego miejsca w historycznej narracji Zachodu.

Jednak uwaga mediów i kultury popularnej skupia się w znacznej mierze na zbrodniach radzieckiego okupanta, a największy koszmar w najnowszej historii narodu, Holocaust, walczy nadal o miejsce w zbiorowej pamięci. Nieświadomość jest szczególnie bolesna, bo Holocaust jest nadal ''żywą historią'' ludzi starych, pamiętających twarze żydowskich sąsiadów, którzy dawno odeszli. Kusi nieustannie jedno proste wyjaśnienie - antysemityzm, zatajanie przeszłości w ZSRR, nacjonalizm, unikanie bolesnej historii.

Zdaniem niektórych to za wiele żądać od prześladowanych, by przyznali, że mieli w swym gronie prześladowców. Niewątpliwie każdy wymieniony czynnik odpowiada w jakiejś mierze za niechęć uznania Holocaustu za kluczowe wydarzenie w historii własnego kraju, żaden jednak nie sięga sedna splątanych i sprzecznych pamięci. Nie ma łatwych, emocjonalnie satysfakcjonujących sposobów pogodzenia skonfliktowanych wspomnień, utrzymujących się narodowych stereotypów i rywalizujących wizji przeszłości. Jednak dostatecznie głęboki wgląd może wskazać wytłumaczenia rzucające światło na te sprawy.

Litwa i litewscy Żydzi przed Zagładą

Przodkowie współczesnych litewskich Żydów mówili w większości w jidysz i przybyli do Wielkiego Księstwa Litewskiego z Polski i Niemiec. Pierwsze przywileje nadał Żydom z Trok, Grodna, Brześcia i Łucka, o ile wiadomo, wielki książę Witold w latach 1388-89. W latach 1495-1503 wysiedlano Żydów, ale szacuje się, że w połowie XVI w. Wielkie Księstwo zamieszkiwało ich ok. 120 tys. Większość żyła na terenach dzisiejszej Ukrainy i Białorusi. Największą do czasów współczesnych klęską, jaka spotkała tę społeczność, były masakry po powstaniu kozackim Bohdana Chmielnickiego i najeździe Moskali w połowie XVII w.

Żydzi litewscy byli prawnie zdefiniowanym stanem. W hierarchii społecznej Wielkiego Księstwa różne stany odróżniały się religijnie, etnicznie, klasowo i zawodowo. Ich życie regulowały prawa i obyczaje. Po rozbiorach i upadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów Żydzi żyjący w ''strefie osiedlenia'' imperium rosyjskiego, znaleźli zajęcie jako drobni handlarze i plenipotenci ziemian. Ale jak zauważył pisarz Isaac Bashevis Singer, Żydzi i ich nieżydowscy sąsiedzi żyli OBOK SIEBIE, lecz nie ZE SOBĄ, dzielili ziemię, ale zamieszkiwali osobne światy. Jedni i drudzy stykali się nieustannie w obszarze ekonomicznym, ale byli obcy kulturowo.

W XIX w. świeccy Żydzi i wykształceni Litwini aspirowali do jednej z dwóch ''wysokich'' kultur - rosyjskiej, atrakcyjniejszej dla Żydów, i polskiej, przyciągającej Litwinów. Według spisu imperialnego z 1897 r. na ziemiach Wielkiego Księstwa żyło ok. 1,5 mln Żydów. Sercem ich kultury było Wilno, gdzie w przededniu I wojny światowej skupiło się 40 proc. Żydów. Uosobieniem zaawansowania litewskich Żydów w zakresie studiów religijnych i kultury był Eliasz ben Salomon Zalman (1720-97), zwany Gaonem z Wilna.

Koniec wojny i powstanie niepodległego państwa litewskiego (1918-40) to czas wielkich przemian. Po raz pierwszy od stuleci litewskojęzyczna większość rządziła krajem, co zrewolucjonizowało stosunki między zamieszkującymi go narodowościami. Wielu żydowskich działaczy stanęło u boku Litwinów budujących nową państwowość, a w walkach o niepodległość (1918-20) w szeregach narodowych walczyło ponad 2 tys. Żydów.

W sierpniu 1919 r. delegacja litewska na konferencję pokojową w Paryżu zaoferowała Żydom autonomię polityczno-kulturalną, licząc, że zyska tym sobie międzynarodowe poparcie. Z autonomii politycznej Żydów, krytykowanej jako tworzenie państwa w państwie, zrezygnowano w 1924 r., jednak żydowskie życie kulturalno-społeczne nadal kwitło. Rząd dotował żydowską edukację i współwypłacał pensje rabinom. W 1936 r. istniało 108 podstawowych i ok. 20 średnich szkół hebrajskich i jidysz. Gmina żydowska wspierała pięć dzienników i wiele stowarzyszeń teatralnych i sportowych.

W okresie międzywojennym dominowali na Litwie Żydzi ortodoksyjni i syjoniści, jedni i drudzy znani z zamiłowania do hebrajszczyzny. Mała, lecz rosnąca grupa wybierała zamiast rosyjskiego litewski jako drugi język i kulturową orientację.

Międzywojenna Litwa była zarazem widownią często przez historyków niedocenianej rewolucji społeczno-ekonomicznej. Był to nadal kraj głównie rolniczy, w którym zachodził jednak proces miejskiej ''litwinizacji'' - rewolucji demograficznej, niosącej z sobą zasadnicze społeczno-ekonomiczne przekształcenia. Dwudziestolecie niepodległości sprawiło, że w niemal wszystkich miastach i miasteczkach, tradycyjnie zdominowanych przez Żydów, Polaków, Rosjan i Niemców, większość zyskali etniczni Litwini, którzy według spisu powszechnego z 1923 r. w Kownie i Szawlach stanowili 59 i 70 proc., wobec, odpowiednio, 6,6 i 27,8 proc. w 1897.

Reforma rolna, która obaliła potęgę polskiego ziemiaństwa, wprowadzenie po raz pierwszy w historii litewskiego jako języka urzędowego i szybki rozwój szkolnictwa podstawowego to kolejne czynniki przyczyniające się do szybkiej emancypacji etnicznych Litwinów dominujących teraz w takich dziedzinach, jak polityka i edukacja, z których byli dotąd wykluczeni. Z tej perspektywy republika lat 1920-40, mimo wszystkich swych niedostatków, okazała się sprawiedliwszą wspólnotą narodów od Litwy epoki caratu. Polityczna emancypacja większości dokonała się, zwykle pokojowo, w ciągu jednego pokolenia, co było godnym podziwu osiągnięciem w dziejach rozwijających się społeczeństw.

Międzywojenny autorytarny reżim Antanasa Smetony oficjalnie nie dyskryminował Żydów, ale tylko nielicznym litewskim Żydom powierzano odpowiedzialne stanowiska w administracji i siłach zbrojnych. Żydowska społeczność była lepiej reprezentowana na polu sztuki i nauki. Na polu gospodarki państwo wspierało etnicznie litewską przedsiębiorczość, zwłaszcza w miastach, gdzie dotąd dominowali Żydzi i Polacy. Mimo to jeszcze w 1940 r. Żydzi zajmowali poczesne miejsce w gospodarce kraju i w wolnych zawodach, zwłaszcza w prawie i medycynie.

W latach 30. nasiliły się zauważalnie incydenty antysemickie, głównie wskutek ekonomicznej rywalizacji i pokutujących antyjudaistycznych przesądów, jednak pogromy zdarzały się rzadko. W okresie międzywojennym w wyraźnie gorszej sytuacji niż Żydzi znalazła się mniejszość polska. Przejęcie przez Litwę Wilna w październiku 1939 r., jak też napływ uchodźców z Polski zwiększyły liczbę Żydów pod litewską jurysdykcją z ok. 160 tys. (szacunek z 1937 r.) do ponad 250 tys.

Radziecka okupacja (od czerwca 1940 r.) okazała się społeczną katastrofą. Zaogniła i tak napięte stosunki litewsko-żydowskie - po części wskutek obecności Żydów w kierownictwie i kadrach Komunistycznej Partii Litwy, tworzącej żyzny grunt pod mitologię ''żydokomuny''. Historycy odnotują, że jak na ironię prawicowa dyktatura lat 1926-40 ochroniła Żydów przed ludowym antysemityzmem, kraj przed lewicowym i prawicowym politycznym ekstremizmem, powstrzymywała antysemicką przemoc. Nowa ''władza ludowa'' wprost przeciwnie - proklamowała przyjaźń między narodami, a doprowadziła do nasilenia politycznej przemocy, zaostrzenia państwowych represji i animozji etnicznych sięgających poziomu, którego nie byliby w stanie sobie wyobrazić poddani Smetony.

Antysemityzm nasilił się mimo wywłaszczenia przez władze radzieckie żydowskich przedsiębiorców i likwidacji żydowskich organizacji kulturalnych. Ani to, że tylko nikły procent żydowskiej społeczności wspierał czynnie władzę radziecką, ani to, że Żydzi byli w większości ludźmi głęboko religijnymi bądź syjonistami, nie powstrzymało fali wrogości. Według raportów służb bezpieczeństwa, komunistycznych funkcjonariuszy i wielu innych źródeł archiwalnych wierzono powszechnie, że władza radziecka to ''żydowskie rządy''.

Propaganda Litewskiego Frontu Aktywistów, sformowanego jako antyradziecki ruch oporu, łączyła jednoznacznie żydowską mniejszość ze zbrodniami komunistów. Jak wspomina ocalały z Holocaustu William W. Mishell, ''w kraju panowały wybuchowe nastroje''. Raport NKWD z początku 1941 r. (dostępny w wileńskim archiwum) cytuje członka Komitetu Centralnego żydowskiego Bejtaru [prawicowa organizacja syjonistyczna] donoszącego milicyjnemu informatorowi, że ''to nie czasy Smetony, teraz żyjemy jak na wulkanie''. Masowe deportacje z 14-18 czerwca 1941 r., tuż przed niemiecką inwazją na ZSRR, stworzyły toksyczną mieszaninę strachu i nienawiści.

Jak zauważył wnikliwy kronikarz wileńskiego getta Grigorijus Šuras (Gregory Shur), ''po wybuchu wojny wywózki przysporzyły wiele kłopotów Armii Czerwonej, wpływając też na zachowanie mieszkańców, kiedy nadeszli Niemcy. Wielu miejscowych uznało ich za faktycznych bądź potencjalnych zbawców w obliczu nieuchronnych deportacji. Okupanci znaleźli więc wielu nowych sympatyków, a wkrótce także pomocników, gorliwie realizujących zaplanowane przez nich działania''.

Teoria ''żydowskich rządów'' w okresie władzy radzieckiej została zdemaskowana jako mit dzięki żmudnej pracy dwojga litewskich historyków, Liudasa Truski i Nijole Maslauskiene, którzy przebadali archiwum KC Komunistycznej Partii Litwy. W rzeczywistości, jak się okazało, milicja i polityczne struktury władz okupacyjnych były zdominowane przez rosyjskich ''towarzyszy''. W 1950 r. ok. 80 proc. członków ''litewskiej'' partii komunistycznej pochodziło spoza Litwy.

Jak jednak uczą nauki społeczne, nie wolno lekceważyć mitów kształtujących ludzkie zachowania. Mitologia ''żydokomuny'' karmiła się wypaczonymi, religijnymi reakcjami na realny kryzys. Nieufność dzielącą społeczności wzmagały skądinąd rzeczywiste i zrozumiałe, ale sprzeczne geopolityczne orientacje. Które mocarstwo nas ocali? Litwini i Żydzi nie mogli patrzeć tak samo na nazistowskie Niemcy i stalinowską Rosję. We współczesnych litewskich (i po części żydowskich) przekazach ustrój radziecki ukazywany bywa jako ''azjatyckie'' barbarzyństwo. Natomiast Żydzi nie mieli wyboru, musieli uznać Hitlera za śmiertelne zagrożenie.

Trująca mieszanka przejaskrawień, etnicznych resentymentów, półprawd i geopolitycznej naiwności okazała się szczególnie niebezpieczna w wybuchowej atmosferze sprzyjającej fantazjowaniu o zemście, nadziejom na rychłą wojnę i kres zaprowadzonego właśnie stalinowskiego ustroju. Uczestnictwo części Żydów we władzy radzieckiej nie było, co oczywiste, przyczyną Holocaustu, jednak wielu sprawców uznało je ex post za wytłumaczenie własnego udziału w ludobójstwie.

Wojna i Holocaust

Pamięć pierwszych dni niemieckiej inwazji dzieli wyraźnie Żydów i Litwinów. Żydzi pamiętają nazistowski najazd, grozę antysemickich pogromów i wrogość wielu Litwinów. Litwini wolą pamiętać antyradziecki bunt i okrucieństwa popełniane przez wycofujące się komunistyczne siły. Obie narracje opierają się na rzeczywistych wydarzeniach.

W pierwszym tygodniu na terenach przygranicznych (Jurbork, Kretynga, Gorżdy, Połąga) niemieckie siły specjalne i miejscowe oddziały pomocnicze zamordowały ponad 700 Żydów. Szacuje się, że do 4 lipca zabito 4-6 tys. Żydów, głównie w Kownie i Wilnie. Większość ofiar to mężczyźni w tzw. wieku poborowym, czyli potencjalnie niebezpieczni. Podczas inwazji z rąk Niemców poległo nie więcej niż 200 nieżydowskich litewskich cywilów. W tym czasie wycofująca się Armia Czerwona, NKWD i stalinowscy aparatczycy wymordowali tysiąc do półtora tysiąca osób, głównie etnicznych Litwinów.

Zdaniem historyków w odwecie zginąć mogło co najmniej parę tysięcy nie-Żydów oskarżonych o kolaborację z Sowietami, jednak liczbę tę trudno zweryfikować. Niektórzy zginęli w potyczkach zbrojnych, w których uczestniczyło wieluset litewskich antyradzieckich powstańców oraz dziesiątki uzbrojonych działaczy komunistycznych, w tym niektórzy Żydzi. Przez cały lipiec 1941 r. donoszono o starciach z komunistami i maruderami z Armii Czerwonej, jak też o odosobnionych przypadkach aresztowania i mordowania Żydów.

Masowy mord blisko 3 tys. Żydów, głównie mężczyzn, dokonany w Forcie VII w Kownie od 4 do 6 lipca, otworzył nowy, ''postpogromowy'' etap przemocy. Zabójstwa popełniane w chaosie wojny i powstania zastąpiły teraz zorganizowane, masowe egzekucje nadzorowane przez ściśle określone szczeble wojskowo-policyjnej hierarchii służbowej. Ale i tak do połowy sierpnia 1941 r., a więc długo po zelżeniu bądź całkowitym ustaniu pogromów w normalnym tego słowa znaczeniu, mimo prześladowań przeżyło blisko 95 proc. litewskich Żydów. Tymi, którzy zabili większość z nich, nie byli litewscy sąsiedzi.

Nazistowskie i stalinowskie okrucieństwa pierwszych dni wojny III Rzeszy z ZSRR nakładały się w czasie i przestrzeni. Dwie najgłośniejsze zbrodnie to masakra dokonana 26 czerwca przez radzieckich żołnierzy w obozie w Prawieniszkach oraz rzeź żydowskich mężczyzn z rąk litewskich antysemitów 27 czerwca w tej samej okolicy; przyglądali się jej niemieccy żołnierze. Obie zbrodnie dzieliło zaledwie parę kilometrów.

W obu przypadkach rewanż i odwet zdominowały narracje. Opowieść o komunistycznych okrucieństwach i antykomunistycznym ''rewanżu'' była niebezpieczną zbitką legitymizującą antyżydowską przemoc. ''Żydokomunistyczny'' spisek sięgać miał najwyższych pięter społeczeństwa. ''Żydzi i bolszewizm to jedno'' - obwieszczało w pierwszym numerze z 24 czerwca pisemko litewskich powstańców ''Laisvę'' (''Ku Wolności''). Pokazano w nim, jak Żydzi uciekają na wschód razem ze znienawidzonym rosyjskim wrogiem, co umacniało ich obraz jako popleczników poprzedniego okupanta.

Pierwsze półtora miesiąca niemieckiej okupacji to czas bezprzykładnej przemocy i okrutnego prześladowania Żydów. Niewielu rozumiało, że to dopiero prolog do niewyobrażalnego aktu unicestwienia całego narodu. Historycy spierają się o źródła i chronologię decyzji o wymordowaniu Żydów jako części nazistowskiej Vernichtungskrieg [wojny niszczycielskiej]. Wystarczy powiedzieć, że w przypadku Litwy ludobójstwo było następstwem zaprowadzenia niemieckiej administracji cywilnej (Ziwilverwaltung) pod koniec lipca 1941 r.

Latem i jesienią tego roku litewska prowincja stała się widownią pierwszego etapu nazistowskiego programu ludobójstwa obliczonego na całościowe wyeliminowanie europejskich Żydów. Otworzyło to drogę do ostatecznego rozwiązania (Endlösung), zanim ten zabójczy plan zrodził się i zyskał formalne ramy w Wannsee w styczniu 1942 r.

Zachowane dokumenty pozwalają datować z dużą dokładnością tę decydującą fazę Holocaustu na Litwie. W połowie sierpnia 1941 r., kierując się niemieckimi instrukcjami, szef litewskiej policji pułkownik Vytautas Reivytis zlecił posterunkom w południowo-zachodniej Litwie zatrzymywać Żydów w swoich okręgach i pilnować, ''aż zostaną odtransportowani do obozów''. Miano ich rzekomo wykorzystać do prac przymusowych, w rzeczywistości czekała ich rychła śmierć.

Rozkaz wymordowania Żydów przyszedł z Berlina i był realizowany pod nadzorem Einsatzkommando 3 niemieckich służb bezpieczeństwa z siedzibą w Kownie, którym dowodził pułkownik SS Karl Jäger. Za wszystkim jednak stał doglądający na co dzień morderczego zadania dość niskiej rangi nazistowski siepacz z Kilonii, 28-letni oberleutnant SS Joachim Hamann. Ilekroć wynikały problemy proceduralne, pułkownik Reivytis trzymał się niewolniczo rozkazów młodego niemieckiego porucznika.

Kiedy wszyscy Żydzi na prowincji zostali zgromadzeni, szwadrony śmierci rozpoczęły swoją makabryczną robotę. Skutki ''Holocaustu strzałem w głowę'' były porażające. Istotą planu masowej eksterminacji litewskich Żydów było intensywne ''czyszczenie'' (Säuberung) prowincji z żydowskiej ludności, które sięgnęło apokaliptycznego szczytu w okresie między połową sierpnia a połową września 1941 r. Te cztery tygodnie przyniosły śmierć ponad połowie z ok. 120 tys. ''obywateli narodowości żydowskiej'' (najczęstsze określenie ofiar w relacjach litewskiej policji), którzy wedle niemieckiej dokumentacji ponieśli śmierć latem i jesienią 1941 r.

Tempo eksterminacji spadło po Grossaktion 28 października 1941 r. w Kownie, podczas której zgładzono blisko 10 tys. Żydów, co było najkrwawszym dniem w dziejach współczesnej Litwy. 1 grudnia 1941 r. Jäger raportował, że jego podkomendni i członkowie miejscowych sił pomocniczych zastrzelili ponad 137 tys. ludzi, głównie Żydów. Szacuje się, że 125 tys. z nich to żydowscy obywatele Republiki Litewskiej.

Po pierwszej fali eksterminacji większość ocalałych Żydów spędzono do gett w Wilnie, Kownie i Szawlach, gdzie tysiące z nich ginęły podczas morderczej pracy do końca nazistowskiej okupacji. Kolejne masowe rozstrzeliwania, zwłaszcza w takich miejscach kaźni jak Ponary i Fort IX w Kownie, zmniejszały liczebność Żydów aż do likwidacji gett w Wilnie (1943), Kownie i Szawlach (1944). W czerwcu 1941 r. ok. 20 tys. Żydów uciekło na zachód, a parę tysięcy ocalili miejscowi Litwini - zarejestrowano ponad 2 tys. rodzin pomagających Żydom.

Niemniej ponad 90 proc. Żydów poniosło śmierć. Litewska rządowa komisja historyczna ustaliła, że w latach 1941-44 zgładzono 200-206 tys. Żydów, w tym 190 tys. żydowskich obywateli i mieszkańców Republiki Litewskiej, 8-10 tys. żydowskich uchodźców z Polski i prawie 6 tys. Żydów z Niemiec, Austrii i Francji. Różne źródła podają różne liczby, ale zasadniczo zgodne z tą statystyką.

Kiedy latem 1944 r. Armia Czerwona spychała Niemców na zachód, powróciły tysiące Żydów. W 1970 r. zarejestrowano ich na Litwie ok. 25 tys., z czego trzy czwarte w Wilnie, jednak mniej niż połowa to osoby z litewskimi korzeniami. Ok. 15-17 tys. Żydów wyjechało z Litwy do 1990 r. - w 2009 r. społeczność żydowska liczyła niespełna 5 tys. Dziś żyją na Litwie zaledwie 3 tys. Żydów.

Kim byli ci, którzy wymordowali całą społeczność? Zabójcom trzeba przyjrzeć się z bliska, bo nie są bezimienną masą. Znana historyczka Lucy Dawidowicz wygłosiła w swoim czasie pamiętną opinię: ''Bałtyckie i ukraińskie SPOŁECZEŃSTWA [wyróżnienie autora] współpracowały dobrowolnie z Niemcami w mordowaniu Żydów''.

Jest to, mówiąc oględnie, bardzo mylące. Zachowanie wielu członków ''społeczeństwa'', a zwłaszcza rabowanie majątku i maltretowanie Żydów, było ponurą rzeczywistością, odnotowaną w licznych relacjach. Jednak strzelali na Litwie w większości umundurowani wojskowi i policjanci, zwykle byli żołnierze i niektórzy członkowie antyradzieckiej partyzantki pod rozkazami niemieckiej służby bezpieczeństwa i SD. Niekiedy dołączali do nich miejscowi policjanci i różni ochotnicy. Faktyczni mordercy to co najmniej parę tysięcy. W niektórych mało wiarygodnych relacjach mowa o ''dziesiątkach tysięcy'' zabójców, jednak niełatwo ustalić dokładną liczbę. Z najnowszych badań wynika, że demograficzny profil sprawców nie różnił się bardzo od ogółu społeczeństwa. Masowe zabijanie przyciąga sadystów i psychopatów, jednak miejscowi zabójcy nie byli, jak woleliby niektórzy, ''garstką degeneratów''.

Rozproszone, acz szeroko teraz nagłośnione, spontaniczne napaści na Żydów w czerwcu i lipcu 1941 r. miały faktycznie miejsce, były jednak wyjątkiem od reguły. Grasujący chłopi gotowi zabijać sąsiadów - archetyp krzewiony niestrudzenie przez nazistów i powielany przez część literatury popularnej - odpowiadają za względnie mały odsetek ofiar. Każdy, kto badał dynamikę ludobójstwa, wie, że proces ten wymaga scentralizowanej władzy, łańcucha dowodzenia i hierarchii odpowiedzialności. Wizja wymachujących maczetami Rwandyjczyków, którzy napadli na swoich sąsiadów, pozwala zapomnieć o zorganizowaniu się sprawców, o propagandzie i o przywódcach ekstremistycznego reżimu Hutu.

Jest niezaprzeczalnym faktem, że naziści skłonili wielu mieszkańców Europy Wschodniej do współpracy w zabijaniu Żydów. W zachodnich relacjach wyróżnia się narody bałtyckie i Ukraińców jako notorycznych, szczególnie gorliwych katów. Czyta się relacje o Niemcach ''zszokowanych'' zachowaniem wschodnich barbarzyńców. Wysoki odsetek zgładzonych Żydów, zwłaszcza w Polsce i na Litwie, bywa często przytaczany jako dowód kolaboracji miejscowej ludności.

Podczas wielu konferencji słyszałem osoby zabierające głos z sali, twierdzące bezzasadnie, że głównym powodem, dla którego naziści zlokalizowali w Polsce obozy zagłady, był antysemityzm polskich katolików. W 2002 r. w Wilnie badacz z Yad Vashem wygłosił referat oparty na świadectwach stwierdzających zdecydowanie, że naziści byli jedynie ''obserwatorami'', którzy filmowali masakry. Najpoważniejszym uczonym zdarzają się dziwne wypowiedzi. Pewien amerykański politolog stwierdził kategorycznie, że ''większość Litwinów'' kolaborowała z nazistami i że pomogli oni w przetransportowaniu Żydów do Auschwitz. W głośnym studium poświęconym amerykańskim Żydom ocalałym z Holocaustu historyk Leonard Dinnerstein napisał, że większość bałtyckich powojennych przesiedleńców to członkowie partii nazistowskiej.

Bliższe spojrzenie na świadectwa historyczne dowodzi, że opinie takie są mylne lub w najlepszym razie są uogólnieniami opartymi na niepełnym zrozumieniu tychże świadectw. Trzeba czasem powtarzać rzeczy oczywiste. Nie mylmy kolaborantów i pomocników z dowódcami i zarządzającymi. W każdym kraju pod nazistowską okupacją, jak też w sprzymierzonych z Niemcami państwach Osi, pojawili się liczni sprawcy, jednak ludobójczy zamysł wyszedł z Berlina, w niemieckich rękach było też dowództwo i nadzór nad całym procesem. Ideolodzy i organizatorzy ludobójstwa pochodzili z jednego kraju - Niemiec. Holocaust nie był jakimś ogólnoeuropejskim pomysłem, tylko niemieckim strategicznym projektem.

Można niemniej spytać, w jakiej mierze współpraca miejscowej ludności przyczyniła się do zrealizowania ''ostatecznego rozwiązania''. Los przerażonych, ukrywających się Żydów zależał niemal wyłącznie od jej postawy. Zdrowy rozsądek podpowiada, że kolaboracja ułatwiła wymordowanie Żydów, jednak to, czy była ona NIEZBĘDNYM elementem nazistowskiego planu zagłady, to już inna sprawa. Oddział ok. 400 ''zwykłych ludzi'' wymordował dziesiątki tysięcy polskich Żydów i wyekspediował do Treblinki niezliczone rzesze. Badania historyka Christophera Browninga wykazały, że współpraca ludności była pomocna, ale nie niezbędna dla operacyjnego sukcesu tego przedsięwzięcia.

Naziści, powziąwszy zamiar, realizowali go z całą bezwzględnością. Obozy śmierci zbudowali w Polsce nie dlatego, że w ich ocenie Polacy nienawidzili Żydów, tylko dlatego, że chcieli zlokalizować fabryki śmierci z dala od Niemiec, a za to bliżej miejsc, gdzie żyła większość przyszłych ofiar. Z niemieckiej dokumentacji wynika, że funkcjonariusze nazistowskiej policji wykorzystywali antysemityzm ludności z jednej strony jako wsparcie swego projektu, a z drugiej jako narzędzie propagandy, ukazującej słuszną zemstę wschodnioeuropejskich mas na ''żydokomunie'', co ukryć miało nazistowskie sprawstwo zagłady Żydów.

Co charakterystyczne, zamiast rzucić wszystkie siły przeciw nadciągającej ku Niemcom, budzącej grozę sowieckiej nawale, nazistowskie dowództwo wolało wykorzystać środki transportu, siły ludzkie i inne jakże potrzebne zasoby do zgładzenia bezbronnych mężczyzn, kobiet i dzieci, ludzi, którzy nie mogli wyrządzić im żadnej szkody. Czynnikiem najściślej skorelowanym z odsetkiem ofiar w krajach, w których dokonywał się Holocaust, jest zakres bezpośredniej niemieckiej kontroli nad danym obszarem. Żaden inny czynnik - czy to kolaboracja, czy skala przedwojennego antysemityzmu - nie oddziaływał tak silnie jak przytłaczająca realność nazistowskiej obecności.

Wszystko to nie zmienia, rzecz jasna, faktu, że tysiące ''zwykłych ludzi'' na Litwie i gdzie indziej postanowiły pomóc w totalnej zagładzie narodu. Nie zmniejsza ich winy to, że ludobójstwo zostało zaplanowane i zainicjowane przez najeźdźców. Sprawcy są już starcami lub dawno nie żyją, ale o ich czynach niełatwo zapomnieć. Czy jest po co przypominać dziś trudną przeszłość? Jeśli tak, to jakie winno być jej miejsce w historii i zbiorowej pamięci społeczeństw, które same tyle wycierpiały z rąk totalitarnych rządów?

Polityka i bóle porodowe

Do końca lat 80., lecz w jakiejś mierze i dziś, w pracach historyków i tekstach polemicznych dominują trzy wizje litewskiego Holocaustu. Jest to perspektywa radziecka, zachodnia i litewska.

Radzieccy historycy podkreślali litewski ''burżuazyjny nacjonalizm'', który przysłużył się nazistowskiej sprawie. Chcieli zdyskredytować zarówno litewską antykomunistyczną diasporę, jak i powojenny zbrojny opór przeciwko ZSRR. Radziecka historiografia, z nielicznymi wyjątkami, uważała Holocaust za część Wielkiej Wojny Ojczyźnianej radzieckich narodów z teutońskim najeźdźcą. Żydowską specyfikę Shoah prezentowano zwykle jako mord na ''spokojnych radzieckich obywatelach''.

W zachodnich ujęciach w obrazie Litwy czasu wojny dominował los Żydów, co nieuchronnie skupiało uwagę na udziale Litwinów w ''ostatecznym rozwiązaniu''. Na pracach zachodnich uczonych zaciążyła nieznajomość języków bałtyckich. Uniemożliwiła im ona zapoznanie się z dwoma ważnymi źródłami - tysiącami dokumentów administracji lokalnej z lat 1940-45 oraz licznymi pracami publikowanymi w krajach bałtyckich, zwłaszcza od połowy lat 90. Bywało, że brak elementarnych kompetencji prowadził do pomyłek, nieścisłości faktograficznych i powielania błędów źródeł wtórnych.

Trzecia ułomna narracja zrodziła się w środowisku powojennej litewskiej diaspory, która przez co najmniej cztery dekady w większości odrzucała wszelkie poważne analizy Holocaustu. Społeczność emigrantów była zdecydowanie antyradziecka. Tej skądinąd zrozumiałej postawie towarzyszyło negowanie jakiegokolwiek udziału ludności w mordowaniu Żydów.

Narracja ta nie kwestionowała samego Holocaustu - zwykle jego przebieg, godząc się na udział co najwyżej marginesu i ''mętów''. Starsze pokolenie emigrantów, które przywykło do roli ofiar, reagowało alergicznie na każdą wzmiankę o litewskiej winie. Emigrancka narracja zyskiwała odzew w środowiskach litewskiej opozycji, a także w kraju, po odzyskaniu niepodległości.

Upadek dawnego ustroju przyniósł duże zmiany. Wielu litewskich historyków zaangażowało się w studia żydowskie i badania nad Holocaustem. W październiku 1993 r., w 50. rocznicę likwidacji wileńskiego getta, Muzeum Żydów zorganizowało konferencję z udziałem litewskich i zagranicznych naukowców. We wrześniu 1997 r. w nadmorskim kurorcie Nida miała miejsce konferencja naukowa na temat Żydów i Holocaustu, w której uczestniczyli renomowani uczeni - m.in. Jonathan Steinberg, Ezra Mendelsohn i Dina Porat. W kwietniu 1999 r. odbyła się w litewskim Sejmie debata o Holocauście z udziałem historyków i polityków. Konferencja w Wilnie 23-25 września 2002 r. pt. ''The Holocaust in Lithuania in the Focus of Modern History, Education and Justice'', największa w krajach bałtyckich, zgromadziła uczonych z Izraela (przyjechał m.in. największy autorytet w kwestiach Holocaustu Yehuda Bauer), USA, Niemiec, Rosji, Ukrainy, Polski i innych krajów.

Oprócz licznych artykułów i coraz obszerniejszej literatury Holocaustu pojawiają się prace litewskich historyków, z których część dzięki znajomości języka korzysta ze źródeł w jidysz i po hebrajsku, analizujących antyjudaistyczną politykę Kościoła katolickiego, współczesny litewski antysemityzm, stosunki żydowsko-litewskie w okresie międzywojennym, a także społeczno-polityczne skutki kryzysu, który doprowadził do obcych okupacji lat 40. Nie ma wątpliwości, że dzięki kolejnym pracom na temat Holocaustu i historii Żydów młodszego pokolenia historyków rosnąć będzie ilość i jakość publikowanych prac.

Jednak rozwój studiów krytycznych natrafił na pewien opór, także w środowisku akademickim. Niektórzy historycy, nawet publikujący w renomowanych wydawnictwach, pragną nadal oczyszczenia sprawców. Oto przykład takiej sprzecznej wewnętrznie interpretacji roli litewskich służb bezpieczeństwa podczas niemieckiej okupacji:

''Zarzuty, że litewskie siły bezpieczeństwa brały czynny udział w mordowaniu Żydów, to w większej części tendencyjne insynuacje radzieckich » historyków «, pragnących ukryć ludobójstwo całych narodów, którego dopuścił się ZSRR. Co do mieszkańców Litwy żydowskiej narodowości, litewskie siły bezpieczeństwa wypełniały następujące funkcje: gromadziły i konwojowały Żydów na teren getta, wyszukiwały uciekinierów z gett i zabezpieczały przejęte żydowskie domy. A poza tym walka policji z radzieckim i polskim podziemiem nie była sprzeczna z interesami litewskiego narodu. Nie należy więc propagować nierealistycznego obrazu litewskich sił bezpieczeństwa''.

Na szczęście wywody takie nie są normą wśród litewskich zawodowych historyków i wszystko wskazuje na to, że wizje takie będą zanikać wraz z przejmowaniem pałeczki przez młodsze pokolenie uczonych.

Jednak większość nie czyta prac historyków. Jak więc ma stawić czoło kłopotliwej przeszłości ogół społeczeństwa? I czemu służyć ma przywoływanie bolesnych wspomnień? Na dorocznej konferencji American Association for the Advancement of Slavic Studies w 2008 r. organizatorzy sesji ''Pamięć Holocaustu w postkomunistycznej Europie'' stwierdzili, że ''postęp danego kraju () w uznaniu prawdy o Holocauście to także miara jego postępów w przyswojeniu współczesnych europejskich wartości''. Innymi słowy, ''wiedza o Holocauście jest barometrem zaawansowania społeczeństwa obywatelskiego''.

Jeśli to prawda, to niezmiernie ważne jest, by Holocaust stał się częścią narodowej ''historycznej wyobraźni''. W procesie tym uczestniczyć muszą władza, społeczeństwo i instytucje zaangażowane w budowanie i ochronę pamięci zbiorowej.

Od maja 1990 r. w publicznych oświadczeniach przywódcy litewskiego narodu wyrażają żal z powodu udziału Litwinów w Holocauście, czego kulminacją była w 1995 r. wizyta prezydenta Algirdasa Brazauskasa w Izraelu. Przemawiając w Knesecie, poprosił o przebaczenie za czyny ''tych Litwinów, którzy bezlitośnie mordowali, deportowali i rabowali Żydów''. Skrucha Brazauskasa wywołała protesty oburzonej litewskiej inteligencji - część domagała się, żeby także Żydzi przeprosili za popełnione podczas radzieckiej okupacji zbrodnie przeciw narodowi litewskiemu.

Kto brał udział w zbrodni

Aby przeciwdziałać zamętowi i negatywnym opiniom na forum międzynarodowym w związku z dyskusjami o przeszłości, dekretem prezydenckim z 1998 r. powołana została Międzynarodowa Komisja ds. Oceny Zbrodni Reżimu Nazistowskiego i Sowieckiego na Litwie. Przewodniczącym zespołu litewskich, amerykańskich, niemieckich i rosyjskich uczonych i działaczy społecznych został jedyny żydowski poseł w litewskim Sejmie Emanuelis Zingeris.

Argumentem za powołaniem Komisji było m.in. to, że ''wskutek represyjnego dziedzictwa radzieckich rządów bolesne problemy przeszłości, jak Holocaust, nie zostały nigdy poddane nieocenzurowanej publicznej debacie''. Myśląc o przyszłości, rząd uznał, że ''dla dobra przyszłych pokoleń trzeba zająć się tego rodzaju historycznymi problemami, które winny zostać zbadane i poddane ocenie zgodnie z międzynarodowymi standardami''.

Na trzecim spotkaniu plenarnym 29 sierpnia 1999 r. Komisja postanowiła - ze względów tyleż praktycznych, co zasadniczych - badać okres nazistowski i stalinowski osobno, tworząc dwie grupy robocze w celu ''wyraźnego rozróżnienia zbrodni obu okupacyjnych reżimów i uniknięcia w toku analizy i oceny powierzchownych analogii''.

Mimo tych wyjaśnień Komisja została niezwłocznie zaatakowana przez żydowskich ocalonych z Izraela, Centrum Szymona Wiesenthala, a także część zachodniej żydowskiej diaspory za nieporadne i obraźliwe łączenie nazizmu z komunizmem, a nawet cyniczne ''malowanie fasady'', czyli zagrywkę obliczoną na poprawienie politycznego wizerunku Litwy jako kandydata do Unii Europejskiej i NATO. Z drugiej strony część litewskich emigrantów, podejrzewając (słusznie), że Komisja zbada udział Litwinów w Holocauście, stwierdziła, że inicjatywa prezydenta była sfinansowanym przez Żydów spiskiem, a w najlepszym razie gestem pod adresem Zachodu działającego pod naciskiem USA.

Mimo krytyki zespół ds. zbrodni nazistowskich zrealizował szereg programów badawczych: antysemityzm w XIX i XX w. (do czerwca 1941 r.), masowy mord na Żydach latem i jesienią 1941 r. i udział litewskich batalionów policyjnych w Holocauście, rabunek żydowskiego mienia, prześladowania i mordy na Cyganach, zgładzenie radzieckich jeńców wojennych, wreszcie nazistowskie prześladowania i zabójstwa nie-Żydów.

Z inicjatywy Komisji podpisano szereg porozumień z litewskimi agendami rządowymi i wyższymi uczelniami, w tym akademią wojskową i policyjną, z myślą o programach edukacyjnych nt. ludobójstwa. Do międzynarodowej współpracy włączyły się Międzynarodowa Szkoła Nauczania o Holocauście przy Yad Vashem, Komisja ds. Nauczania o Holocauście w New Jersey, Narodowa Fundacja Republiki Austrii na rzecz Ofiar Narodowego Socjalizmu oraz amerykańskie Muzeum Holocaustu. W 2002 r. Litwa weszła w skład Task Force for International Cooperation on Holocaust Education, Remembrance and Research.

Szef Komisji Zingeris od początku podkreślał, że ujawnienie zbrodni totalitarnych reżimów jest ważną formą wspierania społeczeństwa obywatelskiego i umacniania demokratycznych wartości. W rezultacie Komisja opracowała program dla szkół obejmujący szkolenie nauczycieli, edukację dla tolerancji i tworzenie narodowego programu nauczania kładącego nacisk na okres okupacji. W konferencjach i seminariach uczestniczyło ok. 3,5 tys. nauczycieli, z których 223 w latach 2003-13 wzięło udział w organizowanych w Yad Vashem kursach nauczania o Holocauście. Komisja we współpracy z Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu zrealizowała program ''Miejsca pamięci jako klucz do przyszłej edukacji'', który zgromadził 50 nauczycieli, muzealników i pedagogów z Polski i Litwy w celu wymiany doświadczeń i koncepcji metodologicznych.

Inną instytucją zajmującą się Holocaustem jest Litewskie Centrum Badań nad Ludobójstwem i Ruchem Oporu w Wilnie, zwane potocznie ''muzeum KGB''. Centrum, krytykowane nie bez racji za nadmierną koncentrację na zbrodniach ZSRR i powojennej partyzantce, opublikowało szereg studiów o Holocauście i finansuje osobny dział badań nad nim, zajmujący się osobami, które przeżyły nazistowskie obozy koncentracyjne, egzekucjami w Ponarach i ratowaniem Żydów.

W kwietniu 2000 r. katolicki Episkopat Litwy przeprosił publicznie za te ''dzieci Kościoła, którym zabrakło miłosierdzia wobec prześladowanych Żydów, które nie zrobiły wszystkiego, co było możliwe, w ich obronie, i którym zabrakło zwłaszcza odwagi, by przemówić do sumienia nazistowskich pomocników''. Biskupi dostrzegli ''dawne przejawy antysemityzmu obciążające pamięć Kościoła''.

Dwa ludobójstwa?

Tak więc na szczeblu rządu, Kościoła i uniwersytetu mamy do czynienia z próbą konfrontacji z Holocaustem. Jednak w szerszym kontekście społeczeństwa obywatelskiego i życia politycznego akceptacja Shoah jako elementu ''historycznej wyobraźni'' okazała się trudniejsza. Litwa musi radzić sobie z wszystkimi realnymi i potencjalnymi problemami epoki postkomunistycznej - te problemy to społeczeństwo doświadczone kryzysem społeczno-ekonomicznym, a więc łatwo ulegające populistycznej demagogii, mały, lecz krzykliwy ekstremistyczny margines, wreszcie ksenofobia wyrażająca się jawnie rasistowskim językiem i przemocą fizyczną.

Mimo oficjalnych zapewnień o przywiązaniu do liberalnej demokracji i tolerancji nadal dają o sobie znać antyżydowskie uprzedzenia, zwłaszcza w momentach politycznego zamieszania, jak w 2004 r. podczas impeachmentu prezydenta Rolandasa Paksasa. Niektórzy intelektualiści głoszą ''teorię dwóch ludobójstw'', zyskującą popularność w prawicowych kręgach akademickich i wśród ogółu społeczeństwa. Zgodnie z nią współpraca litewskiego marginesu społecznego z nazistowskimi mordercami Żydów była smutną, acz zrozumiałą reakcją na akty ''ludobójstwa'' popełnione przez żydowskich kolaborantów podczas pierwszej radzieckiej okupacji.

Jeden zwłaszcza incydent pokazuje, jak niebezpieczna bywa przeszłość. W czerwcu 2007 r. litewska prokuratura poprosiła Izrael o pomoc w dochodzeniu w sprawie zbrodni wojennych dotyczącym działalności radziecko-żydowskiej partyzantki. Osobą, w której sprawie toczyło się dochodzenie, był eksdyrektor Yad Vashem dr Yitzhak Arad, znakomity historyk Holocaustu na Litwie i członek Komisji Zingerisa. Centralnym punktem śledztwa było wymordowanie w styczniu 1944 r. 38 mieszkańców wsi Koniuchy przez oddział radzieckich partyzantów.

Jak można się było spodziewać, dochodzenie spowodowało ostre protesty i oburzenie Żydów na całym świecie. Kierownictwo Yad Vashem zaprotestowało przeciwko śledztwu w sprawie ''ofiary nazizmu'' i zawiesiło udział Izraela w Komisji. W odpowiedzi Komisja zawiesiła obrady do czasu rozstrzygnięcia sprawy i nie zbiera się od 2005 r. Rok później litewska prokuratura zamknęła, acz niechętnie, sprawę Arada, publikując niezręczne oświadczenie, które nie zadowoliło krytyków.

Wniosek o przesłuchanie Fani Brancovskiej i Rochli Margolis - dwóch starych kobiet ocalałych z Holocaustu i byłych członkiń partyzanckiego oddziału - jako świadków w sprawie Arada odebrano jako nieludzką próbę oskarżenia ofiar. Według Efraima Zuroffa z Centrum Wiesenthala przesłuchiwanie byłych partyzantów to ''celowa kampania () obliczona na dyskredytację odważnych żydowskich bohaterów antynazistowskiego ruchu oporu i odwracająca uwagę od nieskończenie cięższych zbrodni Litwinów na Żydach podczas Holocaustu''.

Zbawienie tymczasowe

Kontrowersja wokół sprawy Arada dotknęła najboleśniejszego punktu rywalizujących litewskich i żydowskich historycznych wyobrażeń - miejsca, w którym wojenne wspomnienia stron są najtrudniejsze do pogodzenia. Temat wojny partyzanckiej jest szczególnie drażliwy. Wskutek wojennych i powojennych doświadczeń wielu Litwinów nie mogło nie widzieć w dowódcach radzieckiej partyzantki stalinowców, nawet jeśli z definicji byli oni ''antyfaszystami''. Nic dziwnego, że określenie ''antyfaszysta'' nie budziło automatycznie wśród Litwinów ciepłych uczuć.

Problem ''podzielonych pamięci'' nie jest wyłącznie litewski. Wiele wschodnioeuropejskich społeczeństw tworzy rozbieżne narracje wojenne i symboliki czczenia, zwłaszcza upamiętnienia zaznanych okrucieństw. W krajach bałtyckich większość rosyjskojęzycznych imigrantów i ich potomków trwa przy heroicznych narracjach o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Jest to ważna składowa ich tożsamości. Dla Żydów nieusuwalną pamięcią wojny pozostaje na zawsze Holocaust i bolesne doświadczenie udziału w tej rzezi części bałtyckich obywateli. Perspektywy te stały się obowiązującym kanonem na Zachodzie i w Rosji.

Z kolei polskie narracje i pamięć wojny są nieco bardziej skomplikowane. Obejmują krwawe konflikty etniczne na wschodzie Litwy i w zachodniej Ukrainie, mord w Katyniu, pamięć bitwy pod Monte Cassino, powstanie warszawskie i zdradę zachodnich sojuszników.

W niektórych przypadkach odpłata staje się kodą koniecznych ofiar - wojenne zwycięstwo przekształciło ZSRR w supermocarstwo, Izrael wyrósł z popiołów jako dom tych, których czekała Zagłada, Polska dostała rekompensatę w postaci ''odzyskanych'' ziem zachodnich. W ostatnich czasach ikoniczne wyniesienie ''Wielkiego Pokolenia'' Ameryki i filmy Stevena Spielberga (''Szeregowiec Ryan'', ''Lista Schindlera'') prezentują publiczności optymistyczną lekcję moralną w kontekście najbardziej niszczycielskiej wojny w dziejach.

Większość Litwinów, wprost przeciwnie, nie doczekała się powojennej odpłaty. Zawiedzeni wynikiem wojny bałtyccy emigranci i ofiary powojennej przemocy w kraju ukojenia szukać mogli tylko w złudzeniach. Fantazmatem niosącym w tamtych ponurych realiach ulgę była nadzieja na interwencję Zachodu, który ''zakończy wojnę'', zmuszając Sowietów do odwrotu. Wiara w ''złoty wiek'' międzywojnia bywała bezkrytyczną nostalgią, poniekąd zrozumiałą w konfrontacji z brutalną rzeczywistością powojennego stalinizmu i obcych rządów.

Litwa, Łotwa i Estonia po II wojnie światowej zniknęły z mapy Europy. Towarzyszył temu szok, jakim była dramatyczna zmiana demografii bałtyckich społeczeństw, zwłaszcza Łotwy i Estonii. Rdzenni Bałtowie uznali, skądinąd słusznie, za inwazję zalew setek tysięcy przybyszów z innego kraju, którzy nie mówią ich językiem i są obcy kulturowo i politycznie (we Francji i Holandii okupanci zostali usunięci, by nigdy nie powrócić).

Zderzenie historycznych perspektyw wzmagało konflikty między miejscowymi a radzieckimi przybyszami. Wielu etnicznych Bałtów mało wzruszała opowieść o heroicznych zmaganiach z faszyzmem, a opowieść o wyzwolicielskiej Armii Czerwonej nie miała u nich większych szans. Z kolei Rosjanie często wyzywali swoich bałtyckich gospodarzy od ''faszystów'' (sam słyszałem w Wilnie takie komentarze).

Po upadku ZSRR Litwini i inni Bałtowie stworzyli własne wojenne narracje. Wielu, a może nawet większości, bałtyckich obywateli niemiecka okupacja lat 1941-44/45 nie kojarzyła się automatycznie z obrazami zniszczenia, heroizmu i odpłaty. Mówiąc najprościej, dla wielu starszych ludzi nazistowska okupacja nie była najgorszym doświadczeniem ich życia.

Istnieją też podziały pokoleniowe i ideologiczne. Starzejący się weterani, którzy służyli w Armii Czerwonej, i niektórzy mieszkańcy wsi pogrążeni w nostalgii za epoką komunizmu nadal karmią się wspomnieniem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, jednak grupy te ulegają marginalizacji.

Wspomnienia Litwinów różnią się wyraźnie od historii opowiadanych na Zachodzie i wśród tych, którzy najbardziej ucierpieli podczas nazistowskiej okupacji lat 1941-44. Wojna rozpoczęta w czerwcu 1941 r. Żydom niosła zagładę, ale dla większości obywateli krajów bałtyckich oznaczała koniec wywózek, a nawet wyzwolenie (dla Żydów deportacja do ZSRR była zwykle ocaleniem). Narracja aliancka, podkreślająca rolę ZSRR, miała w krajach bałtyckich ograniczone oddziaływanie, a szczególne trudności pojawiały się w kwestiach Holocaustu.

To, że obce wizje II wojny nie pasują do doświadczeń większości etnicznych Litwinów, skłaniało do postrzegania Holocaustu jako zachodniej obsesji, zarazem utrudniało zrozumienie roli Shoah jako centralnego wydarzenia w dziejach narodu litewskiego.

Jednym z powodów utrudniających skłonienie Litwinów do uznania Holocaustu za centralne wydarzenie swojej historii jest to, że dla wielu z nich najbardziej traumatycznym doświadczeniem były lata 1944-53. Czasy stalinowskich represji, zbrojnego antyradzieckiego podziemia i zarazem deportacji blisko 120 tys. określają Litwini słowem ''pokaris'' (''po wojnie''), rozumianym powszechnie jako synonim nie pokoju, tylko przemocy i walki. W paru miejscowościach, gdzie żyło niewielu Żydów, liczba zabitych po maju 1945 r. przewyższyła żniwo wojny. Łącznie w latach po kapitulacji Niemiec antyradziecka partyzantka przyniosła śmierć 40-60 tys. cywilów i walczących, podczas gdy ofiarą masowych deportacji i innych represji padło kolejne 130 tys., w ogromnej większości etnicznych Litwinów. Innymi słowy, o wiele więcej etnicznych Litwinów zginęło w latach po kapitulacji Niemiec niż podczas II wojny.

Dotyczy to nie tylko Litwinów. Historyk Olaf Mertelsmann uważa, że w Estonii tylko 8 tys. mieszkańców zginęło podczas niemieckiej okupacji. Tylko w Norwegii i Danii odnotowano mniej miejscowych ofiar nazistowskich rządów. Jak zauważa Mertelsmann, ''dla wielu mieszkańców tego kraju powojenny stalinizm był gorszym doświadczeniem niż niemiecka okupacja''. Dla przeciętnego Estończyka wniosek ten nie wymagał ideologicznych preferencji, wystarczyło proste rozumienie arytmetyki. W takim kontekście nie powinno zaskakiwać usunięcie z centrum Tallina pomnika żołnierza radzieckiego.

Warto odnotować przeciwne opinie. W obliczu życia i śmierci ludność ważyła ''za'' różnymi okupantami i ''przeciw'' nim, angażując się z konieczności w swoistą analizę kosztów i korzyści. Dla niektórych (przychodzą na myśl Żydzi) wybór był prosty. Dla Litwinów, Łotyszy i Estończyków względne zyski i straty obu okupacji były znacznie trudniejsze do ustalenia. Nieliczni Litwini wspominają niemiecką okupację jako raj.

W 1941 r. Niemcy okazali się wyzwolicielami, ale dopiero w zestawieniu ze skalą stalinowskich represji minionego roku. Na Litwie rozczarowanie niemieckimi cywilnymi rządami pogłębiało się, zwłaszcza od początku 1942 r. - przywoływano historię krwawego średniowiecznego konfliktu z Krzyżakami, wzywano do czujności wobec okupanta. Wrogość do niemieckich sił okupacyjnych pogłębiały rekwizycje żywności, roboty przymusowe i brak prawdziwej autonomii. Powszechna sympatia do zachodnich aliantów dowodziła, że nazistowscy oswobodziciele traktowani są jako zbawienie tymczasowe. Niemcy odnotowali w swoich raportach te prozachodnie postawy Litwinów.

Piekło zaczęło się wojnie

Aby zrozumieć mentalną mapę wojny odciśniętą w umysłach wielu Litwinów, warto uprzytomnić sobie, dlaczego zwyczajowe daty II wojny - 1939-45 - mało wiążą się z ich doświadczeniem. Do tego mikrokosmosu należy tragiczne wydarzenie w dziejach mojej rodziny.

Udajmy się na wiejski cmentarz w Ulbinai, 70 km na południowy wschód od Wilna. Tamtejsze nagrobki odzwierciedlają litewsko-polsko-białoruską mieszankę wschodniego krańca Unii Europejskiej. Większość spoczywających tam to cztery rodziny: Komorowscy (Kamarauskas), Švedas, Ulbinas, Sužiedelis. Łączyły je więzy małżeńskie (jedna z moich ciotek była z Komorowskich/Kamarauskas).

Wyróżniają się trzy nagrobki - jeden z napisami w kresowej polszczyźnie, dwa po litewsku. Pierwszy upamiętnia ''tragiczną śmierć'' Anny Komorowskiej, córki Marianny Ulbinowej, i jej czworga dzieci, w tym siedmiomiesięcznego niemowlęcia Tadeusza. Parę metrów dalej litewski nagrobek informuje o śmierci, jak czytamy ''tragicznej'', 19-letniego Jonasa Švedasa. Krótko żyła też Maryte Kamarauskaite: 1928-45.

Zauważmy, że nagrobki Komorowskich i Švedasów noszą tę samą datę: 8 maja 1945. Tego dnia najwyższe niemieckie dowództwo nakazało przerwanie operacji wojennych. Kiedy tłumy w Londynie, Paryżu i Nowym Jorku świętowały, do Ulbinai zawitała wieloletnia wojna.

Jak do tego doszło? Wedle miejscowych relacji, wspomnień rodzinnych i dwóch zwięzłych policyjnych raportów litewscy partyzanci stoczyli tu bitwę z komunistyczną milicją, w której padły ofiary po obu stronach. Potyczka zamieniała się w masakrę, kiedy partyzanci rozwścieczeni tym, co uznali za zdradę rodziny dowódcy milicji (Ulbinasów), zabili Annę Komorowską z rodziną i spalili ich domostwo. Zięć Komorowskiej, dowódca małego oddziału milicji Stasys Ulbinas (dla innych Stanisław Ulbin), wraz ze starszą córką uszedł śmierci, po czym wrócił z posiłkami z pobliskiego miasteczka Orany. Mąż i ojciec pomścił krzywdę, zabijając nieszczęsnego Jonasa i inne dzieci, w tym 17-letnią Maryte. Jedyną ich zbrodnią była, jak się wydaje, niechęć do władzy radzieckiej.

Kiedy latem 1975 r. odwiedziłem wioskę, brat mojego ojca, na krótko aresztowany po wojnie, rzekł czule: ''Drogie dziecko, dopiero po wojnie zaczęło się piekło''. Ta zdawkowa uwaga, dziwnie brzmiąca w uszach zachodniego słuchacza, była jak najbardziej zrozumiała dla tamtejszych emerytów. Vladas Sužiedelis, mąż Ony Kamarauskaite, sąsiaduje dziś na cmentarzu w Ulbinai ze zrozpaczonym ojcem i zabójcą Stasysem Ulbinasem. Koszmar wioski nie był niestety wyjątkiem.

Doświadczenia etnicznych Litwinów, którzy ucierpieli z rąk nazistów, różniły się zasadniczo od losu ich polskich i białoruskich sąsiadów. Blisko cmentarza w Ulbinai mieści się jeden z najsławniejszych, wzniesionych w czasach komunizmu litewskich pomników ku czci ofiar hitleryzmu - żałobna Matka z Pireiupis. Ogromna rzeźba upamiętnia 119 litewskich chłopów rozstrzelanych 3 czerwca 1944 r. w odwecie za zasadzkę, jaką wcześniej tego dnia urządzili radzieccy partyzanci na jednostkę SS. Pomnik jest nadal odwiedzany, jednak dla wielu nawet ta forma upamiętnienia ma negatywny, antyradziecki posmak. Słyszy się nierzadko, że wieśniacy zostali spaleni żywcem w odwecie za niepotrzebną sowiecką ''prowokację''.

Jednak na Litwie taka masakra jak w Pireiupis była rzadkością, statystycznym odchyleniem od normy. Na oddalonej o parę kilometrów od Pireiupis Białorusi, gdzie mieściło się epicentrum nazistowskiego terroru, niezliczone ołtarze cierpienia upamiętniają tysiące takich przypadków. Nie dziwi więc jakże odmienny stosunek obu krajów do niemieckiej okupacji, a zwłaszcza antynazistowskiej partyzantki.

Komplikuje dodatkowo sytuację to, że w litewskiej pamięci wojny większość fizycznych zniszczeń miała miejsce w latach 1944-45, kiedy Armia Czerwona wyganiała z krajów bałtyckich nazistowskich najeźdźców. W odróżnieniu od Rosji, Polski i Białorusi zniszczenia wojenne dokonały się tam w ostatnich miesiącach wojny, co więcej, kojarzyły się nieodparcie z przybyciem tych, których wielu uznało za nowych najeźdźców. Wojna na froncie wschodnim lub niemiecka okupacja pojmowane były jako ''mniejsze zło''.

Czy Vilnius pamięta?

Zachodnie spojrzenie na II wojnę jest nie tyle błędne - raczej rozmija się z wojennymi doświadczeniami większości Litwinów. Uznani historycy dowodzili, że radziecki komunizm był mniejszym złem niż drugi totalitarny system, co było niewątpliwie prawdą w przypadku Polaków, Żydów, Cyganów i zachodnich Europejczyków, jednak trudno byłoby o tym przekonać mających zupełnie inne doświadczenia etnicznych Litwinów.

Mało zyskamy, kwestionując wojenną pamięć krajów bałtyckich. Nie są winni wieśniacy z Ulbinai i tysiące innych, którzy uznali los zgotowany im przez Sowietów za gorszy od tego, co ich spotkało pod rządami nazistów. Nie zwalnia ich to jednak z obowiązku konfrontacji z historią innych, zwłaszcza Żydów. Najważniejsze wydaje się tu uznanie kluczowej roli Holocaustu.

Historycy mają, rzecz jasna, najwięcej do zrobienia. Wkomponowanie Holocaustu w historyczne imaginarium Litwinów wymaga przeorientowania narodowej historii, włączenia w nią trzech głównych wątków narracyjnych - uznania Żydów i ich kultury za integralną część litewskiej historii, zrozumienia, zaakceptowania i upamiętnienia Shoah jako kluczowego wydarzenia współczesnej litewskiej historii, wreszcie dokładnego prześledzenia zachowań litewskiego społeczeństwa podczas Zagłady.

Żaden z tych postulatów nie wymaga od Litwinów rezygnacji z własnych historycznych doświadczeń ani zinternalizowania narracji takich jak radziecka wyzwoleńcza opowieść, sprzeczna z ich zbiorową pamięcią i historycznym zdrowym rozsądkiem. Można sprzeciwiać się obojętności wobec Holocaustu, będącej jakże często przejawem antysemityzmu, ale zarazem akceptować przeszłość sprzecznych pamięci, zarówno bohaterów, jak łajdaków.

Historycy lubią mówić o ocaleniu pamięci. Jednak w pewnych sytuacjach można też mówić o jej ''przezwyciężeniu''. Nie w sensie zapomnienia - raczej wyrzeczenia się, przynajmniej na jakiś czas, pamięci własnych krzywd po to, by głębiej wczuć się w ból i cierpienie innych. Taka empatyczna wycieczka może być trudna emocjonalnie, ale tylko ona oczyści duszę z obojętności.

Ellen Cassedy, amerykańska Żydówka, która przyjechała do Wilna, żeby zrozumieć swoje złożone żydowsko-litewskie dziedzictwo, pisała wzruszająco o swoim spotkaniu z Litwinami na gruncie Holocaustu. - Czy Vilnius pamięta żydowskie Wilno? - zapytała niedawno na blogu. Liczmy na twierdzącą odpowiedź ostatnich litewskich Żydów tego świata spotykających się w Wilnie XVIII-wiecznego mędrca, rabina Gaona.

przeł. Sergiusz Kowalski

*prof. Saulius Sužiedelis - ur. w 1945 r., litewski historyk. Zajmuje się badaniem historii Holocaustu i ludobójstwa na Litwie i w Europie Środkowo-Wschodniej, autor ponad 60 prac na ten temat. Mieszka w USA, jest emerytowanym profesorem Millersville University of Pennsylvania. Członek Międzynarodowej Komisji ds. Oceny Zbrodni Reżimu Nazistowskiego i Sowieckiego na Litwie. Tytuł oryginalny artykułu: ''Pamięć wojny i ludobójstwa. Żydzi, Litwini i Holocaust''."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie