Skocz do zawartości

15 lotniczych cudów, czyli wypadki, w których nikt nie zginął - Happy End Dietmara Eckella


Rekomendowane odpowiedzi

http://podroze.onet.pl/ciekawe/happy-end-dietmara-eckella-wypadki-lotnicze-w-ktorych-nikt-nie-zginal/z2gsh2

15 lotniczych cudów, czyli wypadki, w których nikt nie zginął - Happy End Dietmara Eckella

Dietmar Eckell od lat podróżował po świecie, by fotografować miejsca opuszczone i zapomniane – ruiny kościołów, porzucone bazy wojskowe, lotniska i stacje radarowe, tory kolejowe prowadzące donikąd i pochłaniane przez piaski pustyni wraki samochodów i stacje benzynowe. Projekt "Happy End poświęcił wrakom 15 samolotów rozbitych w najbardziej odludnych zakątkach świata. Warunek: w tych katastrofach nikt nie zginął.

"Fotografowałem wszystkie rodzaje opuszczonych obiektów, ale samoloty są wyjątkowe. Ich widok w tak odległych, niedostępnych miejscach jest naprawdę surrealistyczny – opowiadał Eckell w The Wired. Niemiecki fotograf odwiedził 9 krajów na 6 kontynentach – od bagien i pojezierzy Kanady i USA przez pustynie Australii i Sahary Zachodniej po dżunglę Papui Nowej Gwinei. Happy End stał się kolejną częścią długofalowego projektu "Restwert (pol. Wartość rezydualna) poświęconemu zniszczonym, zrujnowanym, niedziałającym obiektom, które posiadają jednak wartość niematerialną, jak chociażby niepowtarzalne historie.

Głównym źródłem poszukiwań był internet. Eckell przeczytał setki stron internetowych forów lotniczych, raportów z wypadków lotniczych i archiwów. Musiał być pewien, że w katastrofie nikt nie zginął. Happy End. "Nigdy nie zrobię zdjęcia trumny – komentował w jednym z wywiadów, dodając, że "na co dzień słyszymy o wystarczająco wielu tragediach. Później rozpoczynał "podróż wirtualną po Google Maps i Google Earth i kontaktował się z pilotami z pobliskich, nawet najmniejszych lotnisk, którzy bywali pomocni w dokładnej lokalizacji wraków.

Zdarzało się, że docierał do samolotów, o których nie słyszeli nawet miejscowi. Tak było w przypadku samolotu transportowego Bristol 170 Freighter rozbitym wśród jezior, bagien i lasów kanadyjskich Terytoriów Północnych. "Potrzebowałem wodnopłatowca, żeby wylądować na jeziorze oddalonym o 400 km, ale wszystkie oferty były za drogie. Wreszcie udało mi się znaleźć emerytowanego pilota, który zgodził się głównie z ciekawości – nie wierzył, że przez 30 lat pracy w tej okolicy nie usłyszałby o takim wraku. A on tam był. W świetnym stanie spoczywał na brzegu jeziora od 1956 r. – opowiadał Eckell w BBC.

Pochodzący z Frankenthalu Niemiec większość podróży odbywał samotnie. Każda z nich była innym, trudnym wyzwaniem logistycznym i fizycznym. Kanadyjskie i alaskańskie bagna wspomina jako męczarnię ("Kilometr pokonujesz 5 razy dłużej) i walkę z komarami. Papua Nowa Gwinea była spotkaniem z plemionami, które do dziś nie korzystają z elektryczności i bieżącej wody, więc „biały z aparatem, poszukujący w dżungli złomu” był dla nich nie lada ciekawostką.

Żeby dotrzeć do Avro Shackletona na pustyni Sahary Zachodniej, jechał 30 h samochodem z Maroka do Mauretanii, później 26 h pociągiem wożącym rudy żelaza w głąb kontynentu, gdzie udało mu się przekonać watażkę Frontu Polisario do wspólnych poszukiwań połączonych z unikaniem wojsk mauretańskich. Stracił cały sprzęt fotograficzny, innym razem złamał kość strzałkową, ale go to nie zraża. "Fotografuję te obiekty, zanim przyroda zupełnie je pochłonie. To może być ich jedyny sposób osiągnięcia nieśmiertelności – mówi Eckell.

Z powodu kosztów Dietmarowi Eckellowi nie udało dostać się na Antarktydę i Grenlandię, ale będzie próbował. Na Indiegogo zebrał 57 tys. dolarów na wydanie albumu fotograficznego "Happy End. Wystawę jego zdjęć można oglądać aktualnie w berlińskiej galerii Erstererster, a Eckell stale pracuje nad kolejnymi odsłonami projektu Restwert."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Avro Shackleton, Sahara Zachodnia - lipiec 1994 r.
Żeby dotrzeć do Avro Shackletona na pustyni Sahary Zachodniej, Eckell jechał 30 h samochodem z Maroka do Mauretanii, później 26 h pociągiem jadącym do kopalń rud żelaza, gdzie udało mu się przekonać watażkę Frontu Polisario do wspólnych poszukiwań połączonych z unikaniem wojsk mauretańskich.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grumman Hu-16 Albatross, Meksyk - sierpień 2004 r.
Eckell sfotografował ten wrak w październiku 2010 r., 6 lat po katastrofie samolotu. Jak sam twierdzi, silniki wyglądały, jakby wciąż mogły zadziałać". Wkrótce jednak potężne sztormy niemal całkowicie zniszczyły Grummana.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bristol 170, Terytoria Północne, Kanada - maj 1956 r.
Bristol 170 Freighter rozbił się wśród jezior, bagien i lasów kanadyjskich Terytoriów Północnych. Potrzebowałem wodnopłatowca, żeby wylądować na jeziorze oddalonym o 400 km, ale wszystkie oferty były za drogie. Wreszcie udało mi się znaleźć emerytowanego pilota, który zgodził się głównie z ciekawości – nie wierzył, że przez 30 lat pracy w tej okolicy nie usłyszałby o takim wraku. A on tam był. W świetnym stanie spoczywał na brzegu jeziora od 1956 r."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fairchild C-82, Alaska, USA - styczen 1965 r.
To historia, która najbardziej zafascynowała Eckella. W samolocie zawiodła elektryka i rozbił się w nocy, w środku kanadyjskiej tundry, przy -45 stopniach Celsjusza. Załoga rozpaliła ognisko i przetrwała trzy dni aż wypatrzył ich inny, przelatujący samolot.
Po publikacji Happy End, do Eckella napisał pilot Fairchilda z podziękowaniem za przypomnienie tej historii.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie