Skocz do zawartości

Człowiek Jaruzelskiego


Rekomendowane odpowiedzi

Najpierw nieustanna musztra, obolałe nogi i zajęcia polityczne. Później prasowanie koszuli, czyszczenie butów oraz znajomość składu biura politycznego. Sam wprowadzał Kiszczaka do gabinetu generała. Z Romanem Dudą rozmawia Piotr Steffen
Trochę już Pana znam, a dopiero niedawno dowiedziałem się, że ma Pan całkiem ciekawą historię związaną z pobytem w wojsku.
Faktycznie. W 1978 roku w Wojskowej Komendzie Uzupełnień w Wałczu wręczono mi bilet do Warszawskiej Jednostki Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Pamiętam, że jak odbierałem bilet powiedzieli mi, że teraz to się dopiero nauczę, czym jest życie. Przez pierwsze miesiące przechodziłem unitarkę w Raduszu. Pamiętam jeden z pierwszych dni pobytu, gdy pokazywali nam poligon i oddalone drzewa. – Tutaj Janek Niemca zastrzelił – mówili nam, a chodziło o znaną scenę z serialu „Czterej pancerni i pies”. Po przysiędze na prawie rok trafiłem do kompani honorowej. Do naszych stałych obowiązków należało składanie wiązanek różnych delegacji, w tym oczywiście także rządowych. Jak przez rok w honorówce byłem, to pięty jak kamienie miałem twarde od tych butów i ciągłego musztrowania. A zawsze nam mówili, że buty wypastowane muszą być tak, że jak za dziewczyną w spódniczce staniemy, to koronkę jej majtek musi być widać.

Co było później?
Przenieśli nas do służby wartowniczej Belwederu. Ale nie tylko, bo w każdej chwili musieliśmy być w gotowości na wypadek wyjątkowych sytuacji. Tak na przykład obstawialiśmy lotnisko Okęcie, gdy rozbił się podchodzący do lądowania samolot z Anną Jantar na pokładzie. Byliśmy też jako kordon obstawiający, gdy doszło do słynnego wybuchu w warszawskiej Rotundzie, no i w stolicy obstawialiśmy też pielgrzymkę Jana Pawła II w 1979 roku. Pamiętam, że przygotowania do tej wizyty trwały kilka miesięcy, codziennie, niekiedy po 6-7 godzin. Czasami pełniliśmy służbę normalnie w mundurach, a niekiedy, jak podczas samej mszy, staliśmy w tłumie w strojach cywilnych. Podczas wizyty papieża byliśmy praktycznie przez 24 godziny na dobę pod bronią.

Ponoć najciekawsze było ostatnie pół roku, gdy trafił Pan bezpośrednio do generała Wojciecha Jaruzelskiego.
Tak. On był wtedy ministrem obrony narodowej, pracował w budynku ministerstwa, gdzie my pełniliśmy służbę.

Jak Pan tam trafił?
Nie wiem. Pamiętam, że przez jakiś czas wzywali nas na rozmowy, obserwowali, po pewnym czasie uznali, że się nadajemy i tak wytypowali dziesięciu.

Był Pan członkiem partii?
Tak. Wstąpiłem do niej jeszcze przed wojskiem, ale o tym nie chciałbym opowiadać. To osobna historia, w każdym razie wstąpiłem z konieczności.

Na czym polegała służba przy Jaruzelskim?
Tak jak powiedziałem, było nas 10, oddelegowano nas do półrocznej służby. W zależności od codziennego przydziału pełniliśmy różne obowiązki, oczywiście przez cały ten czas podlegaliśmy bezpośrednio pod generała. Byliśmy od wszystkiego. Dostarczaliśmy pocztę, urzędowaliśmy jako sekretarze, którzy wprowadzali do jego gabinetu gości – biuro polityczne, kto kim jest, w jakiej jest randze i jakie pełni obowiązki - musieliśmy mieć w jednym palcu. Czasami trzeba było wyczyścić generałowi buty, a nawet broń czy wyprasować koszulę lub posprzątać gabinet. Jak były narady trzeba było przynieść zapałki, popielniczki, choć sam Jaruzelski nie palił. W zasadzie byliśmy takimi adiunktami.

Ma Pan jakieś zdjęcie z generałem?
Nie było mowy o żadnych zdjęciach. Siedzieliśmy tam przez te pół roku jak w zamknięciu. Jedynie jak gdzieś wyjeżdżał, czasami robiliśmy jako ochrona, a gdy udawał się na polowanie, to pracowaliśmy jako obsługa. Trzeba było zająć się ustrzeloną zwierzyną, niekiedy robiliśmy też za nagonkę. Nam nawet radia nie wolno było słuchać. Inni żołnierze mieli przepustki, izby odwiedzin, a nasza dziesiątka przez pół roku nic. Mam siostrę w Warszawie, to nawet z nią nie mogłem się spotkać w tym czasie. Z domu paczkę mi kiedyś przysłali od matki, był tam m.in. makowiec i mydło. Jak odbierałem paczkę, przy mnie jeden z wyższych rangą wszystko w drobne kawałki pokroił, żeby sprawdzić, czy w środku coś nie jest przemycane. Jak do kuzyna list napisałem, poinformowałem go, że do wyjścia do cywila brakuje mi jedynie 80 dni. Napisałem R-80, co oznaczało rezerwa-80 dni. Natychmiast to przechwycili, wezwali i pytali o znaczenie tej litery i liczby.

Pracując przy obsłudze gabinetu kogo najczęściej Pan widywał z tych najwyższych rangą?
W zasadzie wszystkich, ale najczęściej Kiszczaka.

Z samym Jaruzelskim często Pan rozmawiał?
Nie. Czasami wymieniliśmy po kilka zdań, ale nigdy na tematy polityczne. Raczej na zasadzie pytań, co słychać, jak zdrowie itd. Pamiętam, że zawsze zwracał się do nas: towarzysze, każdy miał zresztą przypisany swój numer. I że zawsze był bardzo rygorystyczny.

Wychodzi na to, że był Pan człowiekiem Jaruzelskiego?
W pewnym sensie tak.

Myślał Pan o zostaniu w wojsku?
Nie. Chociaż namawiali, proponowali pracę w milicji. Ale nie mogłem, tym bardziej, że rodzice i babcia chcieli zawsze, żebym na księdza poszedł, więc tym bardziej przeszedłem do cywila, wróciłem do pracy w SKR-ze, później w GS-ie, a teraz od wielu lat pracuję w szkole w Lipce. Jeszcze rok po służbie przysyłali mi listowne propozycje, szukali ludzi, ale nie zdecydowałem się. Pamiętam, że jak był stan wojenny, raz w tygodniu musiałem meldować się w Złotowie, miałem zakaz opuszczania miejsca zamieszkania, bo w każdej chwili mogli ponownie mnie wezwać.

Dzisiaj pozostały jedynie wspomnienia…
I to naprawdę przyjemne. Chociaż strach też nie raz, nie dwa był, i to spory. Ale ogólnie dobrze wspominam ten okres. Dla nas generał był w porządku, a jak jest oceniany dzisiaj za tamten czas, to już zupełnie inna historia.

http://zlotowskie.pl/czlowiek-jaruzelskiego,7384.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie to nie wszystko jest fantazją,to tak wyglądało życie.
Ja Wam napiszę moje doświadczenie.
To było w 1988r w mieście Rzeszowie gdzie odbywałem tzw praktykę bojową,odbyła się promocja oficerska Szkoły Pilotów z Dęblina.Dlaczego w Rzeszowie bo podobno promocję miał syn Wojewódzkiego komendanta MO.
Więc przywieziono ze 200 podchorążych i kilkudziesięciu oficerów i zakwaterowano ich w mojej jednostce.
Przyjechał też jeden generał/ nie Hermaszewski/.
Jego zakwaterowano w ówcześnie najlepszym Hotelu o nazwie Rzeszów.
Wezwał mnie oficer dyżurny i wydał rozkaz że mam zawieść żołnierza służby zasadniczej do tegoż Hotelu aby uprasował generałowi mundur.
Wsiedliśmy do Samochodu Alarmowego Stara 266 ja do kabiny a żołnierz z żelazkiem i ręcznikami na pakę.
Kiedy zajechaliśmy pod Hotel to zablokowaliśmy cały parking i wzbudziliśmy ogromną sensacę ja w mundurze służbowym z TT w kaburze i żołnierz z żelazkiem i ręcznikami pod pachą oczywiście też w mundurze.
Zapytałem się w recepcji gdzie mieszka generał i pojechaliśmy tam windą z ,,panienkami i pijanymi gośćmi hotelowymi.Zapukałem otworzył nam chyba adiutant tego generała bo bez słowa wręczył mi mundur ja dałem żołnierzowi żołnierz wyprasował w malutkim pokoiku na tym piętrze i ja oddałem go w ręce adiutanta po tym się odmeldowałem.
Był problem z wyjazdem z parkigu ale pogadałem z facetem co pilnował parkingu dla gości ten wpuścił nas na ten parking i tam kierowca mógł dopiero zawrócić.
Żołnierz dostał urlop ja zobaczyłem Hotel od środka i to wszystko.
Panowie-nie śmiejcie się z tego tekstu ten facet tego nie zmyślił,to było takie dziadostwo synonimm bogactwa to był talon na Ładę/samochód/ albo kiepska dacza/czyli własna chałupa/no i sklep bez kolejek.
To były czasy że robotnik zarabił lepiej od dyrektora.
Mój kolega który dostał stypendium fundowane od pewnej firmy budowlanej był kierownikiem ekipy montażowej.
Jego ludzie więcej zarabiali jak On ,do dziś pamiętam jego słowa ,,oni mi mówią :trza się było uczyć panie kierowniku?
Zostawił robotę wyjechał do Francji po paru latach powrócił i zarządza dziś Francuską firmą w Polsce.
Tak więc warto się było uczyć,tylko nie w PRL-u
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...
  • 2 weeks later...
Dziś spotkałem kolegę który opowiedział mi kawał z tych czasów-,,Pływają dwa rekiny ,jeden pod powierzchnią a drugi prawie brzuchem dna dotyka.Po dłuższym pływaniu ten z góry pyta tego z dołu dlaczego pływa na samym dnie?
Ten mu odpowiada że połknął Jaruzelskiego ze wszystkimi medalami i jest mu ciężko.
A ty czemu pływasz prawie pod powierzchnią? pyta ten z dołu.
Bo ja połknąłem Jerzego Urbana a w jego głowie nic nie było poza dużymi uszami,,
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie