Skocz do zawartości

Powojenne losy elity polskiego lotnictwa


pustertal

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
WOJTEK MATUSIAK IPN
POWOJENNE LOSY ELITY
POLSKIEGO LOTNICTWA

Lotnictwo wojskowe we wszystkich krajach od zarania słusznie uważano za elitę sił zbrojnych. Jego personel musiał mieć kwalifikacje techniczne nieznane w klasycznych rodzajach wojsk, takich jak piechota, kawaleria czy artyleria. Personel latający, oprócz wiedzy technicznej potrzebnej do obsługi aparatów latających, musiał też
spełniać wyśrubowane warunki fizyczne.
Rozwój lotnictwa w Polsce międzywojennej kształtowała celowa polityka oparcia się na krajowym zapleczu. Dlatego sprzęt był własnej produkcji (początkowo licencyjny, później już polskiej konstrukcji) i cały personel lotnictwa był szkolony w Polsce. Dzięki temu nasz przemysł lotniczy dysponował kadrą wykwalifikowanych inżynierów, tworzących konstrukcje na najwyższym światowym poziomie (choć – głównie wskutek słabości budżetu – w 1939 r. zabrakło najnowszych samolotów w jednostkach wojskowych), a personel lotnictwa wojskowego (zarówno naziemny, jak i latający) był
dobrze wyszkolony. Podczas II wojny światowej polscy lotnicy zdali swój historyczny egzamin. Choć dziś rzadko
o tym pamiętamy, to właśnie powietrzna bitwa o Anglię, toczona latem-jesienią 1940 r., była jedyną spośród decydujących batalii II wojny światowej, w której Polacy mieli istotny wkład w zwycięstwo.
Niczego nie ujmując bohaterstwu polskich żołnierzy z innych bojów tej wojny, historia tak się potoczyła,
że już żadna inna walna bitwa z udziałem Polaków nie miała bezpośredniego wpływu na to, kto tę wojnę wygra.
Co istotne, przez cały okres wojny polskie lotnictwo na Zachodzie stanowiło kompletny system,w którym oprócz jednostek bojowych były też szkoły lotnicze różnych szczebli (poczynając od naziemnego szkolenia kandydatów do lotnictwa i mechaników, przez trzy szczeble szkolenia personelu latającego, aż po Wyższą Szkołę Lotniczą, kształcącą oficerów dyplomowanych) i rozmaite służby
pomocnicze. Decyzje o organizacji i wyposażeniu polskich jednostek w okresie wojny podejmowano z myślą o odbudowie lotnictwa w wyzwolonej Polsce.
Po cofnięciu uznania rządowi RP na uchodźstwie w lipcu 1945 r. i rozwiązaniu Polskich Sił Zbrojnych
wszystkie te plany okazały się bezwartościowe. Walka o niepodległość ojczyzny zakończyła się
niepowodzeniem. Kto inny, według innych planów przystąpił do tworzenia zupełnie nowego lotnictwa
w Polsce. Kiedy rozwiały się marzenia o triumfalnym powrocie do kraju, personel Polskich Sił Powietrznych stanął przed dylematem „co dalej?”.

W KRAJU

Szacuje się, że spośród ponad 14 tys. ludzi, którzy w chwili zakończenia wojny pełnili służbę
w PSP, do Polski wróciło ok. 3 tys. Powracając, wszyscy oni przechodzili weryfikację stopni i specjalności wojskowych. Tylko niektórzy zgłaszali chęć wstąpienia do „ludowego” Wojska Polskiego, przy czym nie wszystkich chętnych przyjęto do służby. O ile rezerwiści powołani do służby na czas wojny przeważnie wracali do swoich cywilnych zawodów,
to dla zawodowych wojskowych podjęcie służby w siłach zbrojnych było naturalnym powrotem do profesji wybranej przed wojną (z reguły nie mieli żadnych innych kwalifikacji
zawodowych).
Tymczasem w oczach aparatu bezpieczeństwa każdy, kto wracając z Zachodu, chciał wstąpić do wojska,był potencjalnym szpiegiem, choć początkowo władze komunistyczne godziły się na służbę „wrogów klasowych” w ludowym wojsku.

W LOTNICTWIE

Latem 1945 r. obywatele polscy stanowili tylko ok. 10 proc. całej kadry oficerskiej polskiego lotnictwa, lecz zakładano, że do końca 1947 r. wszyscy obywatele ZSRR odejdą z lotnictwa polskiego. Dlatego w pierwszych latach powojennych potrzebni byli fachowcy, by zapewnić funkcjonowanie lotnictwa (zarówno wojskowego, jak i cywilnego). Istotnym źródłem kompetentnych kadr w tej dziedzinie było właśnie środowisko lotników wracających z Zachodu. Dzięki przyjmowaniu ich do służby, przy znacznej redukcji ogólnej liczby personelu (demobilizacja wojska w ramach przejścia ze stopy wojennej na pokojową), pod koniec 1946 r. obywatele radzieccy stanowili już tylko jedną trzecią kadry oficerskiej lotnictwa. Rok później ich odsetek obniżył się do nieco ponad 10 proc. i w tym czasie
w lotnictwie wojskowym liczba oficerów polskich wyszkolonych w II RP oraz na Zachodzie zrównała się z liczbą oficerów radzieckich.
W takiej właśnie sytuacji niektórzy wyżsi oficerowie lotnictwa polskiego na Zachodzie zostaliw pierwszych latach powojennych mianowani na stanowiska dowódcze. Podpułkownik Szczepan Ścibior (podczas wojny dowódca eskadry w 305. Dywizjonie Bombowym, następnie w niewoli) został
dowódcą 7. Pułku Lotnictwa Bombowego, a później komendantem Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie, ppłk Zygmunt Sokołowski (latał bojowo w 304. Dywizjonie Bombowym, potem w Wyższej Szkole Lotniczej) – szefem Katedry Lotnictwa w Akademii Sztabu Generalnego, ppłk Bernard Adamecki (organizator Wydziału Lotniczego KG AK) – komendantem Technicznej Szkoły Lotniczej, ppłk Władysław Minakowski (lotnik Dywizjonu 304, później oficer sztabu PSP) – dowódcą Samodzielnej Eskadry Aerofotogrametrycznej. Do służby przyjęto też innych wyższych oficerów PSP na
Zachodzie, m.in. ppłk. Mariana Duryasza (dowódcę Dywizjonu 302, przedstawiciela PSP w dowództwie brytyjskiego lotnictwa okupacyjnego w Niemczech), ppłk. Stanisława Michowskiego (nawigatora w 305. Dywizjonie, potem wykładowcę w Wyższej Szkole Lotniczej) i mjr. Stanisława Skalskiego (dowódcę 317. Dywizjonu PSP, 601. Dywizjonu RAF i 133. Skrzydła Myśliwskiego).
Zdecydowanie liczniejsze było grono lotników niezainteresowanych służbą w wojsku albo nieprzyjętych
do niej. Znaleźli się wśród nich tak wybitni oficerowie, jak byli dowódcy skrzydeł: Tadeusz Rolski, Stefan Witorzeńć, Tadeusz Nowierski i Wacław Król, a także byli dowódcy dywizjonów:
Bohdan Arct, Witold Łokuciewski, Ignacy Olszewski i Karol Pniak. Musieli oni ułożyć sobie życie w cywilu. Niektórzy podjęli pracę w lotnictwie cywilnym, m.in. jako członkowie personelu latającego PLL „Lot” albo na stanowiskach naziemnych. Nawet ci, którzy zawodowo nie mieli już związków
z lotnictwem, działali w aeroklubach.
Napisano

Uroczyste opuszczenie polskiej fl agi lotniczej w bazie RAF Horsham St Faith 2 stycznia 1947 r. Na przełomie
grudnia 1946 r. i stycznia 1947 r. rozwiązano ostatnie polskie dywizjony w Wielkiej Brytanii

Napisano

Zdjęcie Stanisława Skalskiego (czołowego polskiego asa myśliwskiego
II wojny światowej) zrobione bezpośrednio po jego aresztowaniu
w czerwcu 1948 r. Na mundurze widać baretki Złotego
i Srebrnego Krzyża Virtuti Militari, a także odznakę pilota RAF

Napisano
SZYKANY I REPRESJE

Od 1948 r. nastąpiło zaostrzenie kursu politycznego
we wszystkich instytucjach państwa, w tym również w lotnictwie.
W ciągu następnych kilku lat stopniowo usunięto ze
służby wojskowej praktycznie wszystkich oficerów wykształconych w II RP i na Zachodzie. W tym samym czasie dokonano daleko posuniętej czystki we wszystkich cywilnych instytucjach lotniczych, usuwając ludzi mających za sobą zawodową służbę wojskową w II RP, walkę w AK albo w formacjach polskich na Zachodzie. Wyrzucano ich ze wszelkich stanowisk kierowniczych; dostawali zakaz
pilotowania jakichkolwiek statków powietrznych, a nawet
lotów w charakterze pasażerów. Niemal wszyscy oficerowie,
a także liczni podoficerowie Polskich Sił Powietrznych
stali się obywatelami drugiej kategorii, mając trudności ze znalezieniem pracy i doznając różnorodnych szykan (analizując powojenne biografie lotników, można zauważyć, że stosunkowo najłagodniej władze traktowały zatrudnionych
bezpośrednio przy powojennej odbudowie kraju).
W tym okresie służba w lotnictwie polskim na Zachodzie
była postrzegana jako obciążający fragment życiorysu.
W książeczce wojskowej Czesława Blicharskiego,
weterana 300. Dywizjonu Bombowego, służbę w PSP podczas II wojny światowej skwitowano słowami „pełnił służbę w armii obcej”. Pouczająca jest lektura akt personalnych UB Kazimierza Wünsche, weterana Dywizjonu 303 z bitwy o Anglię, a w latach 1944–1945 dowódcy eskadry
w Dywizjonie 315. Po powrocie do Polski w 1948 r.
wstąpił on do lotnictwa wojskowego. Początkowo służył
Zdjęcie Stanisława Skalskiego (czołowego polskiego asa myśliwskiego II wojny światowej) zrobione bezpośrednio po jego aresztowaniu w czerwcu 1948 r. Na mundurze widać baretki Złotego i Srebrnego Krzyża Virtuti Militari, a także odznakę pilota AF 6 września 1943 r. Władysław Śliwiński został autoremzestrzelenia, które okazało się dwusetnym zwycięstwem zaliczonym na konto Dywizjonu 303. Niespełna pięć lat później, w czerwcu 1948 r. został aresztowany w Warszawie pod zarzutem szpiegostwa. Stracono gow dzień Święta Wojska Polskiego – 15 sierpnia 1951 r.
Wśród aresztowanych w „sprawie Śliwińskiego” było
także dwóch asów polskiego lotnictwa i wybitnych
dowódców jednostek myśliwskich PSP: Tadeusz Nowierski i Stanisław Skalski w pułku myśliwskim, ale w grudniu 1948 r. dowódca jednostki wystąpił z wnioskiem o jego przeniesienie: „Nie nadaje się jako dowódca eskadry pułku myśliwskiego, może być wykorzystany w innej jednostce, na niższym stanowisku”.Wünsche został przeniesiony na stanowisko instruktora pilotażu do Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie.
W 1950 r. odnotowano tam w jego opinii służbowej:
„w czasie wojny latał w Anglii, w »Dywizjonie 303«,
gdzie nabrał niezdrowych nawyków, które odbijają się
ujemnie w jego pracy”. Rok później jego opinia służbowa
zawierała już stwierdzenie: „jest ofi cerem obcym klasowo
i ideologicznie. [...] Pochodzenie, przeszłość, jak i stosunek do obecnej rzeczywistości stawia go w grupie
politycznie niepewnych. [...] Chwilowo z braku kadr może być na zajmowanym stanowisku wykorzystany”.
W jego sprawie 5 września 1952 r. złożono wniosek kończący się słowami: „[...] dla Ludowego WP ze względu na jego przeszłość polityczną oraz obecne wrogie oblicze w stosunku do Polski Ludowej nie przedstawia żadnej wartości. Celowym jest przeniesienie do rezerwy”. Wniosek został przyjęty, a w śladzie za byłym już oficerem poszła opinia personalna: „Przeniesiony do rezerwy ze względów politycznych
jako zupełnie nienadający się na pilota Ludowego Lotnictwa. W cywilu może być wykorzystany w instytucji cywilnej na niesamodzielnym stanowisku, pod stałym nadzorem politycznym”.
W takiej atmosferze wybitni dowódcy lotniczy zatrudniani byli na najniższych stanowiskach w przedsiębiorstwach niezwiązanych z lotnictwem. Na przykład Józef Kępiński (dowódca jedynego polskiego dywizjonu walczącego w kampanii francuskiej 1940 r., w Wielkiej Brytanii komendant
polskiej szkoły pilotażu, a potem wyższy oficer sztabu PSP) pracował jako robotnik w Spółdzielni Pracy „Sprzęt Rybacki” w Warszawie, a wspomniani wcześniej Wacław Król i Marian Duryasz byli zatrudnieni na stanowiskach magazynierów (ten pierwszy w zakładach Inco, drugi w Przedsiębiorstwie
Robót Kolejowych).
Napisano

Podczas wojny Zygmunt Sokołowski mógł uważać
się za szczęściarza. Nocą z 26 na 27 października
1941 r. jego bombowiec Wellington z Dywizjonu 304,
uszkodzony podczas nalotu na Hamburg, wodował
na Morzu Północnym, ale pięciu lotników dryfujących
w pontonie ratunkowym zostało po kilkunastu
godzinach wyłowionych przez brytyjski okręt. Po wojnie
Sokołowski wrócił do Polski, gdzie z czasem objął
Katedrę Lotnictwa w Akademii Sztabu Generalnego.
W 1952 r. został aresztowany pod zarzutem
szpiegostwa, stracono go 29 sierpnia 1953 r.
(archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum
im. gen. Sikorskiego via W. Matusiak)

Napisano

6 września 1943 r. Władysław Śliwiński został autorem
zestrzelenia, które okazało się dwusetnym zwycięstwem
zaliczonym na konto Dywizjonu 303. Niespełna pięć
lat później, w czerwcu 1948 r. został aresztowany
w Warszawie pod zarzutem szpiegostwa. Stracono go
w dzień Święta Wojska Polskiego – 15 sierpnia 1951 r.
Wśród aresztowanych w „sprawie Śliwińskiego” było
także dwóch asów polskiego lotnictwa i wybitnych
dowódców jednostek myśliwskich PSP: Tadeusz
Nowierski i Stanisław Skalski
Fot. ze zbiorów W. Matusiaka
Fot. AIPN

Napisano
WIĘZIENI9A I EGZEKUCJE

W wielu przypadkach władze nie ograniczały się do szykan, takich jak wydalenie ze służby wojskowej albo dotychczasowego miejsca pracy. Wielu wybitnych lotników aresztowano. Bestialskimi metodami „śledczymi”, torturując ludzi fizycznie i psychicznie, wymuszano przyznanie się do zbrodni zdrady i szpiegostwa. Znana jest sprawa Stanisława Skalskiego, polskiego asa myśliwskiego II wojny światowej, który został aresztowany w czerwcu 1948 r., a w kwietniu 1950 r. skazano go na karę śmierci. Miał on szczęście, bo wyrok ten zamieniono następnie na dożywotnie więzienie. Doczekawszy „odwilży” w 1956 r., został zwolniony i zrehabilitowany. Inni oficerowie tyle szczęścia nie mieli,
zgładzono m.in. wspomnianych wcześniej: Szczepana Ścibiora, Zygmunta Sokołowskiego, Bernarda Adameckiego, Stanisława Michowskiego i Władysława Minakowskiego.
Napisano

Pamiątkowe zdjęcie personelu latającego Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie w 1951 r.
Siedzi siódmy od prawej komendant szkoły, płk Szczepan Ścibior. 15 sierpnia tego roku został on aresztowany
pod zarzutem szpiegostwa i po bestialskim śledztwie skazany na śmierć. Wyrok wykonano 7 sierpnia 1952 r. Czwarty od prawej siedzi inny weteran PSP na Zachodzie, mjr Jan Lemieszonek, a wśród stojących widać por. Kazimierza Wünsche
(drugi z kolei prosto powyżej ofi cera radzieckiego siedzącego pośrodku).

Napisano
Obecnie w potocznym odbiorze wszystkie przypadki aresztowania, a następnie skazania przez peerelowskie sądy często traktuje się zbiorczo – jako wyroki na polityczne zamówienie, oparte na absurdalnych zarzutach i sfałszowanych dowodach.
Rzeczywistość była bardziej złożona.
Porucznik pilot Władysław Śliwiński, weteran Dywizjonu 303 aresztowany w czerwcu 1948 r. i stracony 15 sierpnia 1951 r., rzeczywiście prowadził pracę wywiadowczą, przekazując na Zachód tajne informacje. Oczywiście, z dzisiejszej perspektywy trudno uznać go za szpiega działającego na
szkodę Polski, niemniej jest faktem, że w PRL był on agentem obcego wywiadu. „Sprawa Śliwińskiego” stała się jednak dla Informacji Wojskowej pretekstem do aresztowania wielu lotników (niektórzy z nich, jak Skalski, byli w czynnej służbie wojskowej), bez względu na to, czy mieli cokolwiek wspólnego z jego działaniami wywiadowczymi.
Z drugiej strony, wśród skazanych na więzienie byli w tym czasie i tacy „przestępcy” jak kpt. pil. Stanisław Bochniak (podczas wojny dowódca eskadry w Dywizjonie 308). „Nakłoniony” do podjęciawspółpracy z UB poinformował o tym osoby, o których miał dostarczać informacji. Wśród poinformowanych był donosiciel i Bochniak trafi ł do więzienia za „zdradę tajemnicy służbowej”. Częśćwyroku odpracował w kamieniołomach.
Napisano
„ODWILŻ”

Prześladowania i szykany wobec wracających z Zachodu lotników trwały do „odwilży” 1956 r. W październiku
tego roku dowódcą Wojsk Lotniczych mianowano gen. bryg.
pil. Jana Freya-Bieleckiego. Pod jego rządami w końcu odeszli ze stanowisk dowódczych zajmujący je jeszcze ofi -cerowie radzieccy. Warto zwrócić uwagę, że ostatnią jednostką dowodzoną przez obywatela radzieckiego (do czerwca 1957 r.) był 36. Specjalny Pułk Lotniczy (tzw.
Specpułk) zajmujący się transportem najwyższych władz PRL.
Na przełomie lat 1956 i 1957 gen. Frey-Bielecki osobiście zaprosił weteranów Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie do wstąpienia do Wojsk Lotniczych, co miało symbolicznie
podkreślać zmianę oblicza polskiego lotnictwa wojskowego. Kilku z nich przyjęło to zaproszenie. Z czasem zajęli odpowiedzialne stanowiska w strukturze Wojsk Lotniczych, ale
z punktu widzenia władz istotne było przede wszystkim propagandowe wykorzystanie sławy wojennych bohaterów do poprawienia wizerunku „ludowego” wojska. Środowisko byłych lotników wojskowych II RP i PSP na Zachodzie, którzy odzyskali w tym okresie prawo wykonywania lotów, wniosło istotny wkład w utworzenie lotnictwa sanitarnego. Inicjatorami i organizatorami tej służby (istniejącej do dziś pod nazwą Lotniczego Pogotowia Ratunkowego) byli m.in.: Jerzy Szymankiewicz (były dowódca Dywizjonu 302), Edward Jaworski (dowódca eskadry w Dywizjonie 308) i wspomniany już Kazimierz Wünsche
Napisano

Weterani PSP podczas szkolenia na odrzutowych myśliwcach
MiG-15 w 1957 r. W kabinie mjr Ignacy Olszewski (w PSP
dowódca Dywizjonu 302, a potem Dywizjonu 308), stoją
od lewej: mjr Witold Łokuciewski (ostatni d-ca Dywizjonu
303), mjr Stanisław Skalski, mjr Wacław Król (d-ca
Dywizjonu 302, a później 131. Skrzydła Myśliwskiego)

Napisano

Uczestnicy kursu nawigacji dla pilotów RAF
w bazie Shrewsbury, przełom 1951 i 1952 r.
Siedzi pierwszy z lewej Flight Lieutenant (kapitan
RAF) Franciszek Kornicki, a stoi pierwszy z lewej
Sergeant (sierżant RAF) Jan Zabłocki, który
następnie zmienił nazwisko na Baxter
(fot. ze zbiorów Franciszka Kornickiego)

Napisano
NA OBCZYŹNIE

Po rozwiązaniu PSP w Wielkiej Brytanii i likwidacji poszczególnych jednostek na przełomie lat 1946 i 1947, zdecydowana większość ich personelu pozostała na obczyźnie. Początkowo niemal wszyscy weszli w skład Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia
– wojskowej struktury mającej w ciągu paru lat przygotować ich do życia cywilnego w Wielkiej Brytanii lub innych
krajach zachodnich.
Napisano
W ROYAL AIR FORCE

Dokładnie tak samo, jak to było wśród powracających do Polski, najcięższe decyzje musieli podjąć zawodowi wojskowi,
którzy nie mieli żadnych innych kwalifikacji zawodowych. Wielu z nich zdecydowało się wstąpić do RAF. Warto podkreślić, że choć formalnie poddawano ich egzaminom
i sprawdzeniom, to w tym czasie obowiązywała w RAF poufna instrukcja, nakazująca przyjmowanie do służby tych Polaków, którzy się do niej zgłoszą. Było to wynikiem wysokiej oceny naszych lotników dominującej wśród wyższych dowódców brytyjskich, a także prawdziwego braterstwa broni z czasu wojny.
W ten sposób w okresie powojennym wielu weteranów PSP znalazło się w RAF, zarówno w personelu latającym,
jak i w naziemnym. Ze względu na specyficzny system służby kontraktowej stosowany w lotnictwie tego kraju, niektórzy
byli oficerowie PSP w okresie powojennym podjęli służbę w RAF w stopniach podoficerskich. Równocześnie nierzadkie były
przypadki podoficerów PSP, którzy po wojnie w brytyjskim lotnictwie dosłużyli się stopni oficerskich.
Najświetniejszą karierę spośród Polaków
w RAF zrobił Aleksander Maisner, który
m.in. był komendantem bazy RAF w Singapurze,
aż do jej oficjalnego zamknięcia i przekazania lokalnym władzom, a następnie zastępcą komendanta szkoły oficerskiej
RAF w Cranwell, gdzie wśród jego uczniów był m.in. brytyjski następca tronu, książę Karol.
Maisner zakończył służbę wojskową w stopniu Air Vice Marshala (generała dywizji), po czym przez cztery lata był
w Ministerstwie Obrony Wielkiej Brytanii dyrektorem generalnym działu personalnego RAF. Spośród polskich pilotów myśliwskich największą karierę w RAF zrobił Stanisław Wandzilak, który w 1972 r. przeszedł w stan spoczynku w stopniu Group Captaina (czyli pułkownika) i potem jeszcze wiele lat pracował w Ministerstwie Obrony.
Co ciekawe, pracując w Zarządzie Bezpieczeństwa Lotów w brytyjskim Ministerstwie Lotnictwa Wycinek z „Timesa” z 3 grudnia 1966 r. z notatką zatytułowaną Wysokie wyróżnienie dla polskiego asa, donoszącą o tym, że Group Captain (pułkownik RAF) Stanisław Wandzilak otrzymał Queen’s Commendation (ze zbiorów rodziny Wandzilaków)
w 1958 r. był zapewne pierwszym (i jak dotąd jedynym) Polakiem mającym nieskrępowany dostęp do brytyjskiej dokumentacji katastrofy gibraltarskiej. Co jeszcze ciekawsze, jego nazwiska z reguły w ogóle nie wspominają autorzy „śledczych” publikacji dotyczących tej tragedii. Rekord długości czynnej służby wojskowej w RAF ustanowił Jerzy Kmiecik (dawny podoficer pilot PSP), który odszedł
w stan spoczynku w 1981 r., w stopniu Flight Lieutenanta (kapitana). Wśród Polaków służących w RAF w początkowych latach zimnej wojny kilku latało w jednostkach rozpoznawczych (m.in. Mirosław Wojciechowski, jeden z asów Dywizjonu 303 z bitwy o Anglię). Dokumenty dotyczące ewentualnych lotów brytyjskich samolotów nad ZSRR i jego satelitami pozostają do dziś niedostępne dlahistoryków. Można tylko domniemywać, że jeśli rzeczywiście dochodziło do takich lotów, to w razie przymusowego lądowania lub zestrzelenia Polacy mieliby o wiele większe szanse przetrwania niż Brytyjczycy.
Napisano
W SIŁACH POWIETRZNYCH INNYCH PAŃSTW

Wielka Brytania nie była jedynym krajem, w którym polscy lotnicy podjęli po wojnie służbę wojskową. Kilkudziesięciu Polaków współtworzyło siły powietrzne nowo powstałego Pakistanu. Pamięć o nich jest tam żywa do dziś, a szczególnym mirem jest otaczany Władysław Turowicz, który
przez wiele lat pełnił najwyższe funkcje w lotnictwie pakistańskim. Polscy oficerowie kontraktowi
z doświadczeniem bojowym z okresu II wojny światowej stanowili tam wartościową kadrę, służąc zarówno jako instruktorzy w szkołach lotniczych, jak i dowódcy jednostek bojowych.
Polacy służyli też w lotnictwie wojskowym innych krajów. Antoni Głowacki (sławny as bitwy o Anglię) przez wiele lat był czynnym lotnikiem na Nowej Zelandii, gdzie najpierw służył w lotnictwie wojskowym, a następnie w urzędzie lotnictwa cywilnego.
Kilku Polaków służyło w lotnictwie krajów arabskich. Marian Jankiewicz (który w czasie II wojny światowej latał w Dywizjonie 315, a potem do lat sześćdziesiątych służył w RAF) latał jako pierwszy pilot w lotnictwie wojskowym Abu Zabi, a następnie Zjednoczonych Emiratów Arabskich aż do
grudnia 1987 r.(!), ustanawiając rekord długowieczności jako czynny lotnik wojskowy.
Mieczysław Gorzula (w środku) ze swoimi uczniami-pilotami w Akademii Sił Powietrznych Pakistanu w Risalpurze
Napisano
Trudna do ustalenia grupa weteranów Polskich Sił Powietrznych podjęła po wojnie tajną służbę w CIA i innych amerykańskich instytucjach, wykonując zrzuty zaopatrzenia i agentów dla rozmaitych organizacji podziemnych i partyzanckich na całym świecie, głównie antykomunistycznych.
Nie ma na ten temat pełnych danych, ale wiadomo o zaopatrywaniu z powietrza partyzantki antyradzieckiej
w Polsce, na Ukrainie, w krajach bałtyckich i na Bałkanach, a także np. antychińskich organizacji w Tybecie. Wiadomo też, że oprócz zrzutów zaopatrzenia Polacy ci wykonywali loty stricte bojowe.
Na przykład weterani: Józef Jeka (dowódca Dywizjonu 306) i Jan Iżycki (podczas wojny lotnik eskadry specjalnej, latającej ze zrzutami do krajów okupowanej Europy) zginęli 15 kwietnia 1958 r. w katastrofie samolotu szturmowego Douglas B-26 podczas wojny domowej w Indonezji.
Z tą ostatnią grupą zazębia się jeszcze trudniejsze do identyfikacji grono Polaków, którzy walczyli jako najemni lotnicy w konfliktach na obszarze Trzeciego Świata. Niewątpliwie najsławniejszy w tym gronie jest Jan Zumbach (dowódca Dywizjonu 303, a potem 133. Skrzydła) – współorganizator wojsk lotniczych Katangi podczas kongijskiej wojny domowej, a później twórca lotnictwa Biafry – nigeryjskiej prowincji daremnie dążącej do niepodległości. Wśród zaangażowanych w najemną wojaczkę
wymienia się też m.in. Ksawerego Wyrożemskiego (podczas wojny w Dywizjonie 315), Stefana Wójcika (Dywizjon 302) i Witolda Łanowskiego (Dywizjony 317 i 302), choć są to informacje trudne do zweryfikowania.
Napisano
POZA WOJSKIEM

Oczywiście, pracę w zawodzie pilota Polacy znajdowali nie tylko w lotnictwie wojskowym. Niektórzy zostawali pilotami w liniach lotniczych i przedsiębiorstwach transportowych. Wacław Makowski, przedwojenny dyrektor PLL „Lot”, pozostał po wojnie na Zachodzie i do 1965 r. pracował w ICAO (Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego) jako doradca w dziedzinie cywilnego transportu lotniczego.
Inni Polacy znaleźli zatrudnienie jako cywilni piloci doświadczalni w wytwórniach samolotów. Zbigniew Oleński pracował w brytyjskiej firmie Avro, uczestnicząc w próbach w locie ciężkiego bombowca Vulcan.
Janusz Żurakowski, zatrudniony po wojnie w angielskiej firmie Gloster, opracował nową figurę
\\akrobacji lotniczej nazwaną po angielsku na jego cześć „zurabatic cartwheel”, a po polsku „żurabadą”.
Następnie, wraz z innym polskim
pilotem doświadczalnym, Władysławem Potockim, pracował
w firmie Avro Canada. Na samolocie Avro CF-100 Canuck Żurakowskiw locie nurkowym 18 grudnia1952 r. przekroczył barierę dźwięku jako pierwszy Polak i pierwszy pilot
w historii lotnictwa kanadyjskiego. Wraz z Potockim prowadził później próby w locie pionierskiego samolotu myśliwskiego dalekiego zasięgu VCF-105 Arrow, rozwijającego dwukrotną prędkość dźwięku. Kiedy ten program anulowano z przyczyn politycznych, Żurakowski wycofał się z branży lotniczej, natomiast Potocki przeniósł się do pracy w amerykańskim przemyśle lotniczo-kosmicznym.

Pisząc o Polakach zatrudnionych w przemyśle lotniczym państw zachodnich, nie sposób nie
wspomnieć o inżynierach lotniczych wykształconych w II RP. Wsiewołod Jakimiuk, przed wojną
główny konstruktor Państwowych Zakładów Lotniczych na warszawskim Okęciu, pracował podczas
wojny i po jej zakończeniu w firmie de Havilland of Canada jako naczelny konstruktor. Zaprojektował tam uniwersalny samolot roboczy Beaver, którego założenia opracowano przed końcem wojny, ale zbudowano go dopiero po jej zakończeniu (oblot w sierpniu 1947 r.). W połowie 1945 r. skonstruował
samolot szkolenia podstawowego DHC-1 Chipmunk, oblatany w maju 1946 r. Zbudowano przeszło 1,2 tys. Chipmunków i prawie 2 tys. Beaverów. Chipmunk był przez następne półwiecze podstawowym samolotem szkolnym RAF, a także lotnictwa wojskowego innych krajów. W 1951 r. Jakimiuk
wrócił do Europy i zatrudnił się we francuskiej fi rmie SNCASE (w której pracował już w 1940 r.).
Zaprojektował tam odrzutowy samolot myśliwski SE-5000 Baroudeur, a następnie brał udział w konstruowaniu
samolotu pasażerskiego Caravelle. Po utworzeniu francuskiego koncernu lotniczo-kosmicznego
Aerospatiale pracował z jego ramienia we francusko-brytyjskim konsorcjum budującym
naddźwiękowy samolot pasażerski Concorde.
Tadeusz Ciastuła po wojnie związał się z przemysłem śmigłowcowym. Zaprojektował znane śmigłowce
brytyjskie Saro Skeeter i Westland Wasp/Scout, a następnie rozpoczął prace projektowe nad
śmigłowcem, który z czasem trafi ł do produkcji jako Westland Lynx – do dziś jeden z najbardziej
znanych wiropłatów świata.
Stanisław Prauss, zatrudniony w 1946 r. w fi rmie de Havilland w Wielkiej Brytanii, pracował
przy konstruowaniu pierwszego w świecie seryjnego samolotu pasażerskiego o napędzie odrzutowym
– DH-106 Comet. Następnie był członkiem zespołu projektującego samoloty myśliwskie Venom i Sea
Vixen. W tej samej fi rmie Romuald Szukiewicz pracował jako aerodynamik przy opracowaniu wersji
rozwojowych samolotów Vampire, Venom i Sea Vixen. Był też inicjatorem projektu samolotu dyspozycyjnego
DH-125. Piotr Kubicki w fi rmie English Electric uczestniczył w projektowaniu samolotu
bombowego Canberra i myśliwskiego Lightning. Następnie od 1951 r. pracował w fi rmie Folland przy
projekcie samolotu myśliwskiego Midge.
De Havilland Canada Chipmunk – podstawowy samolot szkolny RAF, sfotografowany w 1996 r.,
czyli 50 lat od oblotu prototypu (stąd okolicznościowe oznaczenie na usterzeniu). Skonstruował
go w Kanadzie Wsiewołod Jakimiuk, przed wojną główny konstruktor Państwowych Zakładów
Lotniczych na warszawskim Okęciu, a po wojnie jeden z wielu polskich inżynierów pracujących
w przemyśle lotniczym na Zachodzie
Fot. W. Matusiak
96 KOMENTARZE HISTORYCZNE
Henryk Milicer skonstruował w Australii rodzinę popularnych samolotów: Airtourer, Aircruiser
i Airtrainer, których zbudowano łącznie blisko trzysta egzemplarzy. W USA spora grupa polskich
inżynierów była zatrudniona w wytwórni śmigłowców Franka Piaseckiego (Amerykanina o polskich
korzeniach). Pracowali tam m.in. Bolesław Solak, Zbysław Ciołkosz i Szczepan Grzeszczyk. Przy
księżycowym programie Apollo pracowało kilku polskich inżynierów, m.in. dwaj byli piloci myśliwscy
z okresu wojny: Werner Kirchner i Florian Martini.
Napisano

Janusz Żurakowski (w kabinie) i Władysław Potocki
podczas ćwiczeń w symulatorze przed oblotem samolotu
myśliwskiego dalekiego zasięgu Avro Canada CF-105
Arrow, rozwij ającego dwukrotną prędkość dźwięku
(fot. ze zbiorów rodziny Żurakowskich)

Napisano

De Havilland Canada Chipmunk – podstawowy samolot szkolny RAF, sfotografowany w 1996 r.,
czyli 50 lat od oblotu prototypu (stąd okolicznościowe oznaczenie na usterzeniu). Skonstruował
go w Kanadzie Wsiewołod Jakimiuk, przed wojną główny konstruktor Państwowych Zakładów
Lotniczych na warszawskim Okęciu, a po wojnie jeden z wielu polskich inżynierów pracujących
w przemyśle lotniczym na Zachodzie

Napisano

Przedwojenny ofi cer Władysław Jan Nowak, będąc latem 1941 r. dowódcą eskadry
w 306. Dywizjonie Myśliwskim, został zestrzelony w walce powietrznej i odniósł poważne
obrażenia. Nie wrócił już do latania bojowego, ale pełnił szereg funkcji sztabowych i ofi cjalnych
(m.in. w latach 1942–1943 był adiutantem prezydenta RP Władysława Raczkiewicza). Po wojnie
założył sklep spożywczy w miasteczku Worksop niedaleko Sheffi eld i prowadził go następnie przez
ćwierć wieku – to zdjęcie zrobiono w 1975 r. (Krysia Michna-Nowak archive)

Napisano
PODSUMOWANIE

W chwili zakończenia II wojny światowej Polskie Siły Powietrzne stanowiły potencjalnie świetny
zalążek nowoczesnego lotnictwa, dysponując wykwalifikowaną kadrą doświadczonych specjalistów.
Cały ten potencjał został zaprzepaszczony. Wybitni oficerowie PSP, którzy wrócili do Polski, w ciągu kilku lat zostali poddani prześladowaniom i szykanom. Za szczęściarzy mogli się uważać ci z nich, którzy nie trafi li do więzień.
Dopiero dziesięć lat po wojnie znalazło się dla nich miejsce w wojsku i trudno się dziwić, że wielu z nich nie
było już zainteresowanych służbą w mundurze.
Kiedy mówimy o stratach polskich elit w wyniku II wojny światowej, pamiętamy głównie o poległych
i pomordowanych podczas wojny, a także o tych, którzy po zakończeniu wojny padli ofiarą prześladowań komunistycznych. Często natomiast zapominamy o tych wszystkich, którzy powinni stanowić elitę swojego narodu, a zostali – w swoim kraju albo w obcym – zredukowani do roli pracowników fizycznych, sklepikarzy albo magazynierów.
Lotnicy, którzy pozostali za granicą, byli zdani na własne siły i umiejętności, a także na los szczęścia. Dla niektórych życie nie było łaskawsze niż dla tych w kraju. Zwłaszcza ci, którzy nie przyjęli obcego obywatelstwa, nie godząc się z myślą o trwałości nowego podziału świata, musieli zadowolić się skromną egzystencją.
Wielu z tych, którzy w obcych krajach podjęli służbę w wojsku albo zatrudnili się w przemyśle, osiągnęło z czasem znaczące sukcesy. Czytając o ich zasługach w siłach zbrojnych i firmach z całego świata, trzeba pamiętać, że gdyby Polska nie znalazła się w 1945 r. pod komunistycznym panowaniem,to budowaliby potęgę lotnictwa polskiego, a nie obcego.
Co ciekawe, na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych w PRL to właśnie kilku weteranów
Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie zajęło się organizacją w Wojskach Lotniczych nowoczesnej
służby bezpieczeństwa lotów i zapobiegania wypadkom oraz utworzeniem Centrum Szkolenia Lotniczego (wzorowanego na systemie zaawansowanego szkolenia personelu latającego w II RP i na Zachodzie). Najwyraźniej, mimo dziesięcioletniej przerwy w jakichkolwiek związkach z lotnictwem
wojskowym, wciąż mieli kwalifikacje nie gorsze niż oficerowie wyszkoleni w powojennej Polsce. Daje to pojęcie o wkładzie, jaki mogłyby wnieść setki wysoko wykwalifikowanych oficerów z doświadczeniem bojowym, gdyby w 1945 r. dane im było przystąpić do organizacji lotnictwa wolnej Polski.
Napisano
pustertal ja się na tym nie znam -ale piszesz że skazano człowieka za szpiegostwo a potem piszesz że był szpiegiem ty napisz czy stracono go słusznie czy nie słusznie.
Bo amerykańce też likwidowali szpiegów no może nie lotników ale fakt pozostaje faktem.
Ty po prostu napisz ilu lotników powróciło,ilu służyło w Wojsku Polskim a ilu po prostu odmówiono lub ich szykanowano.
Pozatem pamiętaj kolego że lata 50-te to inna epoka,samolotów odrzutowych do tego szkolono w naszym kraju pilotów i co mieli nie latać bo byli emeryci lotniczy z zachodu?
Temat starej kadry znany mi jest z książki ,,Na imię jej było Lilly.
Napisał to młody/ha,ha/oficer jego ocena oficerów przybyłych z obozów jenieckich była hm miażdżąca do niczego się nie nadawali.
I tu by można dywagować nadawali się czy nie?

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie