Skocz do zawartości

Pierwsza mobilizacja w Warszawie


Rekomendowane odpowiedzi

http://www.zyciewarszawy.pl/artykul/6,396268.html

Pierwsza mobilizacja w Warszawie

Była 3.30 nad ranem 24 sierpnia 1939 roku, kiedy do oddziałów garnizonu warszawskiego dotarła wieść o rozpoczęciu mobilizacji osłonowej.

Latem większość stołecznych jednostek znajdowała się na poligonach, z których odwołano je do koszar 22 sierpnia; sytuacja polityczna była już nieprzewidywalna.

– Widziałem mnóstwo piechoty, która różnymi środkami komunikacji wracała do miasta – wspominał mieszkający na Pradze Tadeusz Budzyński. – Część podjechała koleją. Mieszkańcy ulic, którymi przechodzili, stali na chodnikach i patrzyli z zadumą.

Prawdopodobnie były to pododdziały 36. pułku piechoty, który z rejonu Otwocka wracał do koszar przy ulicy 11 Listopada (wygodne budynki odziedziczone po armii carskiej).

Natomiast kolejką łomiankowską, a częściowo trakcją konną, powracały z rejonu Dziekanowa jednostki 21. pułku piechoty. Dotarły na Cytadelę, gdzie mieściły się też koszary pułku 30. Ten stacjonował w bardzo historycznym miejscu, zajmował bowiem budynki, w których za czasów I Rzeczypospolitej mieszkali żołnierze Gwardii Pieszej Koronnej (inna sprawa, że w XIX wieku rozbudowane przez Rosjan).

Żołnierze 1. dywizjonu artylerii konnej, jak to można wyczytać z ich wspomnień, morderczym marszem powrócili w ciągu doby do koszar łazienkowskich przy ulicy 29 Listopada, które zajmowali razem z 1. pułkiem szwoleżerów. To budynki kawalerii carskiej, wystawione w miejscu koszar I Rzeczypospolitej. Historia wojska w Warszawie była bardzo skomplikowana.

Wspomniany na początku rozkaz o mobilizacji osłonowej jako jej początek podawał godzinę 5 nad ranem.

W tę i z powrotem

Ledwie żołnierze przespali jedną noc we własnych łóżkach, kiedy znów wyprowadzono ich w teren. Pułk 21. opuścił Cytadelę następnego dnia. Jeden batalion poszedł na Bielany, drugi na Marymont, a trzeci na Buraków. Reszta oddziałów pozostała w koszarach, ale już 26 sierpnia cała piechota pomaszerowała szosą modlińską do Pomiechówka.

– To był ostatni tydzień pokoju – wspominała moja matka – przez Warszawę przewalały się we wszystkie strony oddziały wojska. Niektóre zajmowały szkoły, inne obozowały na peryferiach, a reszta szła na dworce. Pamiętam, że jakieś grupy podwożono tramwajami.

Te dworce to były przeważnie Warszawa Zachodnia i Gdańska. Z pamiętników wynika, że 36. pułk, zajmujący szkoły w kilku miejscach miasta, skierował 27 sierpnia dwa bataliony piechotą na Dworzec Zachodni.

Z kolei pułk 30. ładował się na bocznicy. Oficerowie otrzymali wagon pasażerski, zaś reszta wojska towarowe, opisane kredą, który pluton, do jakiego wagonu. Wacław Godzemba-Wysocki w swoim pamiętniku napisał, że załadunek odbył się nader sprawnie, ku zaskoczeniu kolejarzy. Działa i lżejszy sprzęt wylądowały na lorach, gdzie przykryto go plandekami. Potem wojsko pojechało nad granicę z Niemcami.

Na miejscu

Kilka jednostek pozostało w Warszawie jako jej obrona. Tak było z 1. pułkiem artylerii przeciwlotniczej, stacjonującym przy Puławskiej. Wystawiał on szereg baterii, które w opisanych dniach opuściły miasto (m.in. ruszyły do Katowic i Modlina), ale reszta poszła na pobliskie stanowiska. Na przykład lekkie działa znalazły się na wzgórzu koło Fortu Legionów

(w pobliżu Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych), skąd dawały osłonę mostom przy Cytadeli. To miejsce stało się tradycyjną lokalizacją obrony przeciwlotniczej, gdyż armaty trzymali tam później Niemcy, a po wojnie sam widziałem na początku lat 50. osłonięte brezentem lufy. Tak na marginesie – za komuny fort przypisany został jednostce przeciwlotniczej z Bemowa.

Po wysłaniu części dział „w Polskę“ na terenie miasta pozostało 18 baterii – co było największym skupiskiem w kraju. Niestety, nie minął pierwszy tydzień wojny, jak je wszystkie wycofano na wschód. Ale to już inna historia.

Drugą jednostką, jaka pozostała na miejscu, był 3. batalion pancerny stacjonujący w Forcie Wola, ale mający dowództwo i administrację w dawnej Centralnej Wojskowej Szkole Gazowej przy ulicy Gdańskiej. Kto dziś pamięta, że niegdyś były tam koszary, i to dość spore?

Po wyjściu żołnierzy wszystkie takie obiekty nie pozostały jednak puste. Zaczęto organizować w nich jednostki zapasowe oraz tzw. bataliony asystencyjne do ochrony dowództw wielkich jednostek i pozostałej w mieście administracji wojskowej. Przygotowywano się też do mobilizacji powszechnej, która miała uzupełnić wysłane pod granicę wojska do pełnych stanów.

– Po tych szybkich wymarszach były dwa spokojne dni – wspominała moja matka – prawie nic się nie działo. 29 sierpnia wieczorem zadzwoniła do mnie kuzynka, że podobno wiszą plakaty mobilizacyjne, ale jak chciałam je obejrzeć na placu Narutowicza, to ich nie było. Podobno w Śródmieściu je zdzierano. Po latach dowiedziałam się, że mobilizację odwołano pod naciskiem Anglii i Francji, które nie chciały drażnić Hitlera. Jednak te plakaty znów rozlepiono. Widziałam je następnego dnia.

„Zarządzam, co następuje”

– dekretował prezydent państwa – „1-szym dniem mobilizacji jest: czwartek 31 sierpień 1939 r. (...) Powołani wykonują rozkaz podróży podany na stronie 2-giej białej karty mobilizacyjnej, który wskazuje KIEDY, GDZIE i W JAKIEJ FORMACJI WOJSKOWEJ LUB NIEWOJSKOWEJ powołany ma się zameldować, w jaki sposób – pieszo lub koleją – odbyć podróż i co ma zabrać ze sobą”.

Do opustoszałych koszar zaczęły napływać tłumy. Dzień później wybuchła wojna."

na zdjęciu: Ostatnie dni przed powszechną mobilizacją. Wszyscy kopią rowy przeciwlotnicze

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie