Skocz do zawartości

II wojna, wydanie poprawione" Norman Davies - wywiad o jego nowej książce Europa walczy"


bodziu000000

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
W świątecznym dodatku Gazety Wyborczej.

II wojna, wydanie poprawione

Franco to był niegłupi caudillo. Bo wyobraźmy sobie: wpuszcza do Hiszpanii Hitlera, alianci znacznie później lądują na kontynencie. Stalin zajmuje całe Niemcy, a nawet Włochy i Francję - o tym, czy II wojna światowa mogła potoczyć się inaczej, opowiada znany historyk Norman Davies

Włodzimierz Kalicki: O II wojnie światowej napisano kilkanaście tysięcy książek. Dlaczego 60 lat po wojnie uznał pan, że trzeba napisać jej nową syntezę, książkę „Europa walczy ”?

Prof. Norman Davies: Jest takie słynne zdjęcie Włodzimierza Lenina przemawiającego w 1917 r. Obok niego stoi Lew Trocki. Potem Trocki został wyretuszowany. Najbardziej wpływowy komisarz Lenina wyparował. Przez 70 lat w ZSRR nie sposób było się dowiedzieć, kim był rzeczywiście, jakie naprawdę miał poglądy.

Pamięć przeszłości można fałszować, i to nie tylko w państwie totalitarnym, jakim był ZSRR. W Polsce dzieje się to na naszych oczach. Jeszcze nie napisano solidnej, wszechstronnej, obiektywnej historii "Solidarności, a już jedna grupa polityczna zabrała się za jej zmienianie, przykrawanie do własnych potrzeb. Na oczach zdumionych świadków tamtych zdarzeń już nie tylko pojedyncze osoby, ale całe grupy polityczne są wywabiane z kart historii.

Coś podobnego zdarzyło się z obrazem II wojny. Uczestniczące w niej państwa wykreowały na własny użytek osobne, zmistyfikowane wizje wielkiego konfliktu. Społeczeństwa i historycy je zaakceptowali. Mitologie II wojny, zwłaszcza w Europie, w 70 lat po jej zakończeniu nadal są silniejsze od rzetelnej wiedzy.

Historię zawsze w znacznym stopniu pisali zwycięzcy.

- Tak było w dawnych czasach, ale nowoczesna historiografia wypracowała spójne opisy właściwie wszystkich konfliktów w dziejach. Z upływem czasu poważni badacze na całym świecie dochodzili do konsensusu. Nie znam odpowiedzialnego historyka, który by np. twierdził, że I wojna nie zaczęła się w 1914 r.

Tymczasem początek II wojny jest niewyraźny, rozmyty, postrzegany odmiennie. To złudzenie, że za jej początek wszyscy uznają 1 września 1939 r.

W historiografii sowieckiej i rosyjskiej dominuje mitologia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i celowo usuwa się w cień pierwsze lata wojny. Oczywiście po to, by stworzyć wrażenie, że ZSRR był wyłącznie ofiarą ataku hitlerowskich Niemiec i nie miał nic wspólnego z wcześniejszymi aktami agresji. Dla Rosjan wojna zaczęła się w czerwcu 1941 r.

Dla Amerykanów - też w 1941 r., ale w grudniu, bo wtedy USA zaatakowane przez Japonię weszły do walki. Oczywiście każdy amerykański historyk wie, co się stało w 1939 r., ale o tych wydarzeniach pisze się za oceanem jako o preludium do wojny.

Jest i inna optyka. Dla tych, dla których głównym tematem wojny jest Holocaust, wojna zaczyna się w 1941 r., kiedy rusza hitlerowska machina przemysłowego zabijania Żydów. Wszystko, co zdarzyło się wcześniej, jest tylko wstępem.

Obraz wojny, jaki pan rysuje, jest wyjątkowo ponury. II wojna w Europie to zmagania III Rzeszy z ZSRR, przy których demokracje od początku do końca miały niewiele do powiedzenia. To rozgrywka między dwoma totalitarnymi gangsterami, przy których demokracje uwijają się w roli kelnera podającego kanapki, czyli pomoc materialną, temu z gangsterów, który jest mniejszym złem, i dopiero na końcu skutecznie przyłączają się do finałowej walki.

- To był konflikt w trójkącie, ale rzeczywiście najważniejsze były zmagania Niemiec Hitlera z ZSRR. Wojnę z III Rzeszą wygrał ZSRR. Decydujące zwycięstwa sowieckie, pod Stalingradem i pod Kurskiem, Armia Czerwona odniosła, gdy nieliczne wojska aliantów biły się na frontach peryferyjnych, bez znaczenia dla losów wojny, a Londyn i Waszyngton zaabsorbowane były przede wszystkim zdobyciem strategicznej kontroli nad szlakami komunikacyjnymi na Atlantyku. Wystarczy uświadomić sobie, że do Afryki Hitler posłał kilkanaście dywizji, a na front wschodni - kilkaset. O tym zachodnia historiografia nie chce pisać, woli zajmować się starciami na froncie zachodnim.

Armia Czerwona świadomie łączyła ilość z jakością. A gdy jakość nie wystarczyła, bez mrugnięcia okiem poświęcała życie tysięcy żołnierzy

Czy gdyby alianci nie dokonali inwazji we Francji i nie utworzyli drugiego frontu, Stalin też wygrałby z Hitlerem?

- Uważam, że wygrałby i Europa stałaby się jednym wielkim ZSRR. Ale mistyfikowanie na Zachodzie obrazu wojny polega nie tylko na niedocenianiu ogromnego wkładu ZSRR w zwycięstwo.

Churchill, gdy wybrał współpracę ze Stalinem, powiedział publicznie, że musiał siąść przy stole z diabłem, by załatwić sprawę z Hitlerem. Dla niego było to zło konieczne.

Amerykanie nie rozumieli, że to jest współpraca z diabłem. Oni są bardziej moralizatorscy niż Anglicy i dlatego musieli wierzyć, że wszystko jest w porządku. Społeczeństwo, armia, politycy karmieni byli propagandą pokazującą ZSRR jako demokrację walczącą ramię w ramię z Ameryką we wspólnej sprawie. I niemal wszyscy taki obraz sowieckiej Rosji i wujaszka Joe, szczerego demokraty, akceptowali. I tak zostało do dzisiaj.

Nie można myśleć i pisać o Stalinie, naszym sojuszniku, jako o wielkim zbrodniarzu - bez plamienia naszej własnej pamięci o wojnie, naszego wspaniałego, okupionego krwią zwycięstwa. Gdyby zacząć myśleć o tej wojnie uczciwie, trzeba by przewartościować także swój w niej udział. Łatwiej było okłamywać samych siebie, że nie było Gułagu i straszliwego stalinowskiego terroru. Ta potrzeba była tak silna, że nawet w latach zimnej wojny, kiedy ZSRR był wręcz demonizowany w zachodniej propagandzie, nikt nie powiedział złego słowa o sowieckich zbrodniach w czasie wojny. Jaki był skutek ujawnienia przez Sołżenicyna w latach 70. rozmiarów komunistycznej opresji? Na Zachodzie wszyscy milcząco zakładali, że Gułag działał w latach 30., potem zniknął i wznowił działalność tuż po wojnie.

Poznałem to na własnej skórze. Historycy z Oksfordu, moi koledzy, mówią bez zastrzeżeń o sowieckim terrorze, ale nie w debacie o II wojnie. O wojnie debatuje się w innym wymiarze, wiedza o stalinizmie nagle znika. Nie wolno obrzucać błotem naszego wspaniałego zwycięstwa. A to zwycięstwo nie było ani wspaniałe, ani do końca nasze.

Trudno przecenić znaczenie amerykańskich dostaw broni i wyposażenia do ZSRR.

- Rozmiary tej pomocy były niewątpliwie ogromne, ale większość tego materiału napłynęła do ZSRR, gdy losy wojny były już rozstrzygnięte.

Zresztą bez amerykańskich czołgów i samolotów Armia Czerwona dałaby sobie świetnie radę. Kluczowe znaczenie miały dostawy ciężarówek, benzyny, żywności. Tego Rosjanie nie mieli. Armia Czerwona i tak pobiłaby Niemców, ale dzięki amerykańskim ciężarówkom i dżipom mogła to zrobić w błyskawicznym, oszałamiającym tempie. Przecież Bagration, operacja zajęcia Białorusi, to w kategoriach wojskowych nie był zwycięski marsz, ale wręcz bieg.

Po tym gdy Armia Czerwona pobiła niemieckie dywizje pancerne pod Kurskiem, Niemcy nie byli w stanie przeprowadzić żadnej strategicznej ofensywy. Ale żeby tę przewagę skonsumować, potrzebna była mobilność Rosjan. I ją właśnie ofiarowali Amerykanie.

Dzięki ich dostawom Stalin zyskał co najmniej pół roku i strategiczną swobodę działania. Mógł sobie pozwolić na zatrzymanie swoich dywizji pod opanowaną przez powstańców Warszawą i na zajęcie sporej części Bałkanów.

Czy Amerykanie zdawali sobie z tego sprawę?

- Było im to obojętne. Warunek mieli tylko jeden - by Hitler nie wygrał na froncie wschodnim. Ten front nie miał dla nich znaczenia politycznego, wyłącznie wojskowe.

Roosevelt nigdy nie zamierzał postawić warunków politycznych w zamian za dostawy?

- Amerykanie dali Rosjanom wszystko na gębę, dosłownie bez jednego papierka i bez kontroli użycia tej pomocy. Nie wiadomo, czy gdyby alianci postawili jakieś warunki polityczne, coś istotnego by od Stalina uzyskali.

Ale argument mieli, i to być może poważniejszy od pomocy materialnej. Stalin bardzo liczył na Zachód w sprawie organizacji reparacji wojennych z Niemiec. Wiedział, że po I wojnie Niemcy skutecznie uchyliły się od spłaty reparacji, a planował powojenną rekonstrukcję ZSRR za pieniądze wyciśnięte od Niemców. Do tego potrzebna mu była dobra współpraca z Amerykanami.

Ale oni nawet nie próbowali rozmawiać z nim po męsku.

Dlaczego?

- Bo Amerykanie mieli słabszą pozycję wojskową niż Rosjanie, toczyli przecież dwie wojny - z Hitlerem i Japonią. I mimo ich oficjalnych deklaracji wcale nie jest pewne, że wojna w Europie była dla nich ważniejsza. Nie chcieli ryzykować awantury ze Stalinem.

Czy rzetelna monografia II wojny to tylko kwestia właściwej interpretacji dostępnej dziś wiedzy szczegółowej? Czy w dziejach II wojny są jeszcze obszary ważne, a całkiem nieznane?

- Do dziś wiemy bardzo mało o jednym z kluczowych momentów wojny - rozgrywce między Berlinem i Moskwą jesienią 1940 r. Po błyskawicznym zwycięstwie nad Francją Hitler miał w ręku bardzo mocne karty. Jedynym jego przeciwnikiem na Zachodzie pozostała Wielka Brytania, militarnie bardzo słaba, odgrodzona kanałem, który co prawda utrudniał inwazję na Wyspy, ale w równie wielkim stopniu utrudniał też ewentualną brytyjską inwazję na kontynent. I Hitler podjął wtedy, jak się wydaje, próbę ustabilizowania sytuacji w zdominowanej przez III Rzeszę Europie. Zasugerował Stalinowi skierowanie sowieckiej ekspansji na południe, w stronę ciepłych mórz. Stalin jednak domagał się, by niemieckie wojska wyszły z Finlandii, chciał prawa do zagarnięcia Rumunii i faktycznego podporządkowania sobie Turcji. Do dziś nie wiemy, jak Stalin oceniał wówczas sytuację, jakie rozważał opcje, co ostatecznie zamierzał osiągnąć.

Historycy zgodnie przyjmują, że po upadku Francji bał się Hitlera. Zapewne tak, były powody, by się bać. Nie wiemy, czy Stalin miał jasną wizję sytuacji i grał na chłodno wedle założonego planu, czy też wpadł w nerwicę i decyzje podejmował bez przemyślenia ich konsekwencji. Ja nie wykluczam żadnej z tych możliwości.

Ta niewiedza rozciąga się aż po czerwiec 1941 r. Ciągle nie ma przekonującego wyjaśnienia, dlaczego Armia Czerwona była zupełnie nieprzygotowana do wojny z III Rzeszą.

- To prawda. Nie wiemy, dlaczego sowieckie armie zostały przesunięte daleko na zachód, tuż nad nową granicę niemiecko-sowiecką uzgodnioną w pakcie Ribbentrop-Mołotow. Tym samym musiały porzucić silne umocnienia od lat przygotowywane na przedwojennej granicy sowiecko-polskiej. Dramatycznie wydłużyły się wskutek tego sowieckie linie zaopatrzeniowe, sowieckie lotnictwo skoncentrowane tuż pod nosem Niemców było wystawione na nagłe uderzenie. To bardzo dziwna sprawa, bo ulokowanie wszystkich samolotów blisko linii granicznej urągało wszelkim zasadom obrony. I rzeczywiście w pierwszych dniach niemieckiej operacji "Barbarossa sowieckie lotnictwo, znacznie liczniejsze przecież od niemieckiego, zostało praktycznie przez Luftwaffe unicestwione.

Co dziwniejsze, wiadomo, że krótko przed atakiem niemieckim dowódcy sowieccy niższego szczebla prosili zwierzchników o wycofanie lotnictwa w głąb kraju, o odsunięcie wojsk od granicy. Góra nie wyraziła zgody.

Tajemnicy dopełnia incydent z nocy 21/22 czerwca. Niemiecka machina wojenna jest gotowa, wydano już rozkazy do uderzenia o świcie. O pierwszej w nocy, na trzy godziny przed atakiem, niemiecki żołnierz komunista dezerteruje, przepływa przez Bug do Sowietów i ostrzega, że Wehrmacht za chwilę uderzy. Dowódca sowiecki z tak ważną informacją dzwoni na Kreml. A Stalin zamiast polecić przesłuchanie zbiega, a potem dostarczenie go do Moskwy, zamiast wydać rozkazy gotowości bojowej, rozkazuje go rozstrzelać. Rozumiem, że mógł nie uwierzyć w taką informację. Ale dlaczego od razu rozstrzelać? To wygląda na usunięcie niewygodnego świadka, ale świadka - czego? Być może naiwności politycznej Stalina, być może jego niezdecydowania. Kolejne pytanie bez odpowiedzi.

Nie wiem, dlaczego Stalin podstawił Armię Czerwoną pod niemiecki cios. Mam tylko nadzieję, że dobrze opisałem dzisiejszy stan wiedzy w tej kwestii.

Co pan sądzi o koncepcji, że w 1941 r. Stalin szykował się do uderzenia na III Rzeszę, ale Hitler zdążył go ubiec?

- Ten pomysł spopularyzował w swojej książce były sowiecki oficer służb specjalnych Wiktor Suworow. Żadne znane historykom dokumenty takiego biegu wydarzeń jednak nie potwierdzają.

Przysłuchiwałem się kiedyś dyskusji na ten temat dwóch byłych oficerów KGB, jednego z Moskwy, drugiego z Izraela. Izraelczyk nie popierał Suworowa, Moskal - tak. Żaden nie przedstawił rozstrzygających argumentów.

Sytuacja między Berlinem i Moskwą w pierwszej połowie 1941 r. przypominała gabinet krzywych luster. Niemcy dawali do zrozumienia, że muszą dokonać inwazji na Anglię, że to jest ich absolutny strategiczny priorytet, i dlatego na granicy niemiecko-sowieckiej rozlokują masy wojska, by zakamuflować przed Brytyjczykami swe prawdziwe plany. Z drugiej strony sowiecka armia też została skoncentrowana na ówczesnej granicy z III Rzeszą. Hitler o tym wiedział. Niemieckie samoloty zwiadowcze latały wówczas bezkarnie nad ZSRR i führer z pewnością został poinformowany, że nagła sowiecka ofensywa jest możliwa. Być może obaj dyktatorzy rozważali uderzenie, być może obaj czuli się zagrożeni, być może Stalin hamletyzował i nie wydał rozkazu do planowanego wcześniej ataku, być może Hitler go uprzedził. Przy dzisiejszym stanie wiedzy tego nie rozstrzygniemy.

Jeśli wyjaśnienie tej tajemnicy w ogóle gdzieś istnieje, to pewnie w archiwach rosyjskich.

A czy archiwa brytyjskie i amerykańskie skrywają jeszcze wyjaśnienia istotnych tajemnic II wojny?

- Nie wykluczam tego. Bardzo słabo zbadana jest sprawa przepływu informacji podczas wojny. A jest to istotny aspekt ważnych decyzji podejmowanych przez aliantów zachodnich i przez Stalina. Polacy zżymają się często na decyzje i w ogóle na styl polityki prezydenta Roosevelta wobec Europy Środkowej i Polski w szczególności. Oczywiście, Amerykanie nie zajmowali się frontem wschodnim, byli szczęśliwi, że Sowieci walczą tam i zwyciężają. Z tego powodu byli skłonni do akceptowania sowieckich postulatów - skoro wykonujecie za nas krwawą robotę, to coś się wam za to od nas należy.

Ale podejrzewam, że wiele korzystnych dla Kremla decyzji Białego Domu zostało podjętych nie na zasadzie braku zainteresowania, lecz wskutek przyjęcia za swoje sowieckich informacji. Jestem przekonany, że wywiad amerykański przyjmował bezkrytycznie zmanipulowane informacje wywiadowcze od Rosjan, podobnie jak i spreparowane informacje o sytuacji w ZSRR i na froncie wschodnim. Inna sprawa to działalność sowieckich agentów wpływu w amerykańskiej administracji. Wiemy, że człowiekiem Kremla był m.in. Harry Hopkins, najbliższy i najbardziej zaufany doradca prezydenta Roosevelta, ale z pewnością można by takich postaci odkryć więcej.

Warto byłoby przeszukać archiwa pod kątem wyjaśnienia rozmiarów i skutków tej infiltracji, warto byłoby wrócić do sprawy Venony, dekryptażu przez brytyjski wywiad po wojnie sowieckich tajnych depeszy nadawanych w czasie wojny. Przepływ i kontrolowanie informacji to ciągle jeszcze ugór w badaniach II wojny.

Zawsze trzeba się liczyć z wypłynięciem materiałów zmieniających obraz przeszłości. W 1994 r. historycy przypadkowo odkryli zachowaną w archiwach zachodnich partii komunistycznych notatkę spisaną 19 sierpnia 1939 r. przez jednego z zagranicznych członków Kominternu podczas przemówienia Stalina do sowieckiego politbiura. Stalin wyjaśniał swoje motywy i plany polityczne. Zapowiedział rychłe zniszczenie Polski i przyłączenie ukraińskiej Galicji, w dalszym zaś planie taką grę, by maksymalnie przedłużyć konflikt Niemiec z Francją i Wielką Brytanią.

Można się było tego domyślić, obserwując zwroty sowieckiej polityki.

- Ta notatka pokazuje, że władca sowieckiej Rosji nie był w przededniu wybuchu wojny biernym, niewinnym obserwatorem reagującym jedynie na zmieniającą się sytuację polityczną - jak usiłowano go często przedstawiać - lecz politykiem zdecydowanym na udział w wielkiej europejskiej wojnie, która miała przekreślić granice na Starym Kontynencie. Tyle tylko, że uderzyć zamierzał po trzech, czterech latach konfliktu na Zachodzie, gdy Niemcy, Francja i Anglia wyczerpią swe siły. Stalin uważał, że nadchodząca wojna niemiecko-francuska w sensie militarnym będzie z grubsza powtórką statycznych zmagań na froncie zachodnim w I wojnie.

Chłodno patrząc, trwanie Wielkiej Brytanii w wojnie było szalenie ryzykowne. Żadna odpowiedzialna firma asekuracyjna takiej polityki nie ubezpieczyła

Które z ważnych polskich spraw w czasie II wojny uważa pan za ciągle nie wyjaśnione?

- Jest jeszcze trochę takich kwestii. Choćby sprawa wschodniej granicy. Prawie każdy polski historyk twierdził, że podczas konferencji w Teheranie Churchill i Roosevelt zgodzili się na przesunięcie polskiej granicy wschodniej na linię Curzona. Czyli, w domyśle, przyszłą granicę wschodnią Polski przyklepano w Teheranie. Tymczasem Churchill powiedział - to wiemy z brytyjskich stenogramów rozmów zapisanych w języku angielskim - że linia Curzona może być the basis of discussion. Czyli, że zaczynamy rozmowy o granicy, wychodząc od linii Curzona. To zupełnie coś innego niż zgoda na tę linię.

Churchill po powrocie do Londynu polecił urzędnikom opracować różne warianty przyszłej granicy polsko-sowieckiej. I oni przygotowali cztery różne propozycje. W każdym wariancie Lwów był po stronie polskiej. W oczach Churchilla zatem sprawa Lwowa nie tylko nie była przesądzona na niekorzyść Polski, ale powinna być rozstrzygnięta po jej myśli.

Drugiego dnia konferencji w Teheranie Roosevelt bez wiedzy Churchilla poszedł prywatnie na spotkanie ze Stalinem i powiedział mu, że nie będzie problemów wokół granicy polsko-sowieckiej. Mówiąc wprost, dał Stalinowi zielone światło do załatwienia sprawy po jego myśli.

Do dziś nie jest dla mnie jasne, jakie były okoliczności zignorowania przez Stalina stanowiska Churchilla w tak ważnej sprawie. Czy Stalin w ogóle zrozumiał jego wywody? Tu istotne byłoby ustalenie, jakich słów i sformułowań użył podczas tej rozmowy tłumacz Churchilla, czy dokładnie przekazał on niuanse wypowiedzi brytyjskiego premiera. Jeden z brytyjskich tłumaczy na konferencji w Teheranie - Hugh Longie - jeszcze żyje. Mimo bardzo podeszłego wieku i kłopotów ze zdrowiem zachował jasność umysłu i dobrą pamięć. Skontaktowałem się z nim w tej sprawie. Niestety, to nie on tłumaczył rozmowę Churchilla o polskiej granicy. Może coś wyjaśniłoby porównanie tekstów stenogramów angielskiego i rosyjskiego?

Ten przykład dobrze pokazuje, jak bardzo historyk pracujący nad syntezą uzależniony jest od osiągnięć kolegów zajmujących się badaniami szczegółowymi. Z jednej strony dzięki mrówczej pracy specjalistów w ogóle można pisać syntezy, z drugiej jednak - nie sposób zbadać samemu problemów, którymi się nie zajęli.

IPN rozpoczął śledztwo w sprawie śmierci gen. Władysława Sikorskiego. Czy tym razem uda się tę sprawę wyjaśnić?

- Nie sądzę.

Czy podziela pan pogląd, że brytyjskie władze, odmawiając odtajnienia archiwaliów dotyczących katastrofy w Gibraltarze, skrywają jakieś niewygodne dla siebie rewelacje?

- Niestety, to normalne, że dokumenty brytyjskiego wywiadu są utajnione przez 100 lat. Polacy nie są tu w żaden sposób dyskryminowani. Jestem zresztą przekonany, że w brytyjskich archiwach nie ma żadnych rewelacji. Na początku lat 70. niemiecki dramaturg Rolf Hochhuth napisał scenariusz sztuki teatralnej "Żołnierze, w której sprawcą śmierci Sikorskiego jest Churchill. Rząd Harolda Wilsona przestraszył się, że w archiwach są jakieś groźne informacje, i powołał wtedy komisję, która miała ocenić utajnione dokumenty. Władze potraktowały tę sprawę bardzo poważnie. Lewicowy rząd Wilsona zaprosił do komisji prawicowego historyka Davida Irvinga, by oddalić ewentualne zarzuty o stronniczość jej wniosków.

Członkowie komisji na podstawie niejawnych dokumentów zgodnie doszli do konkluzji, że był to wypadek.

Ale wątpliwości pozostały. Prawdę mówiąc, i dla mnie w tej sprawie jest parę niejasnych wątków. Np. nie daje mi spokoju pytanie, co wtedy robił w Gibraltarze Kim Philby, sowiecki szpieg uplasowany bardzo wysoko w strukturach brytyjskiego wywiadu. Philby uchodził za wybitnego specjalistę w sprawach hiszpańskich. Sowieckie służby specjalne przygotowywały go do wejścia w świat brytyjskiego wywiadu, wysyłając w latach 30. do gen. Franco. Philby dostał od Franco jakiś medal, w Londynie nosił go publicznie i uchodził za osobę o delikatnych sympatiach profaszystowskich. Brytyjski wywiad sam się do niego zgłosił z propozycją współpracy. Słowem, była to idealna intryga sowieckich służb specjalnych. W czasie wojny Philby często wykonywał dla brytyjskiego wywiadu, a zarazem oczywiście i dla wywiadu sowieckiego, rozmaite misje w Hiszpanii, swoje biuro miał jednak w Gibraltarze. W zasadzie więc jego obecność tam podczas pobytu Sikorskiego nie musiała być niczym innym, jak tylko przypadkiem, ale...

Podczas każdej nieomal wojny bywają sytuacje, które mogą radykalnie odmienić jej losy. Osobliwością II wojny jest fakt, że jej losy zależały niejednokrotnie od decyzji małych, peryferyjnych, niewiele znaczących graczy. Takim podrzędnym graczem, któremu historia dała do ręki wielkie karty, był hiszpański generalissimus Franco. Po upadku Francji Hitler naciskał nań, by wpuścił do siebie Wehrmacht, pozwolił na atakowanie Gibraltaru z terenu Hiszpanii i dopuścił do założenia baz dla U-bootów. Franco, który Hitlerowi zawdzięczał bardzo dużo, odmówił.

- To był racjonalny i wcale niegłupi caudillo, grał bardzo sprytnie, ostrożnie i dalekowzrocznie. Po ukazaniu się angielskiej wersji mojej książki dostałem wiele listów z Hiszpanii z protestami, że moje uwagi o Franco są nie na miejscu, ale uważam, że Europa zawdzięcza mu w istocie bardzo dużo. Gdyby Niemcy zdobyli Gibraltar i mieli w tamtym rejonie bazy okrętów podwodnych, alianci nie mogliby wykonać swojej pierwszej wielkiej operacji desantowej - inwazji w Afryce Północnej. Tym samym lądowanie na Sycylii, we Włoszech i w Normandii odwlekłoby się o wiele miesięcy, być może o dużo więcej niż rok. Stalin zyskałby mnóstwo czasu na zajęcie całych Niemiec, Austrii, Danii, a niewykluczone, że także Włoch i Francji.

Drugim takim malutkim graczem, który trzymał w ręku losy Europy, a może i świata, była Finlandia. Gdyby w czasie wojny zimowej 1939-40 Finowie nie poprosili Kremla o pokój na sowieckich warunkach, lecz bili się do końca...

- ...to najprawdopodobniej Finlandia znikłaby z mapy Europy i raczej wątpliwe, by w 1945 r. na nią powróciła.

Zapewne. Ale jest dość prawdopodobne, że Wielka Brytania i Francja zrealizowałyby swoje plany czynnej pomocy dla Finlandii. Być może mimo wszelkich problemów logistycznych przez Norwegię dotarłaby do Finlandii polska Brygada Podhalańska, być może posiłkowe jednostki alianckie. A być może Brytyjczycy zdążyliby zrealizować operację "Pike - bombardowania lotnicze sowieckich pól naftowych w Baku. Przygotowania do nalotów były już zaawansowane. Czynna akcja zbrojna Wielkiej Brytanii i Francji przeciw ZSRR najpewniej pchnęłaby Stalina w ramiona Hitlera.

- Michael R.D. Foot, w czasach wojny oficer Special Operations Executive, dowództwa brytyjskich sił specjalnych, po wojnie zaś historyk SOE, dziś już bardzo wiekowy pan, po dziewięćdziesiątce, ale ciągle w bardzo dobrej formie, opowiadał mi, że wiosną 1940 r. trafił na lotnisko RAF-u pod Londynem i zobaczył mnóstwo brytyjskich samolotów bojowych ze znakami fińskiego lotnictwa wojskowego na skrzydłach.

W tej niedoszłej operacji lotniczej czuć rękę Churchilla. On uwielbiał takie akcje na peryferiach zasadniczego teatru wojny. Przecież lądowanie na tureckim Gallipoli podczas I wojny to był jego pomysł, i to on wspierał antybolszewicką interwencję brytyjsko-amerykańską na północy Rosji, w rejonie Archangielska i Murmańska, w roku 1919 i 1920.

Gdyby brytyjskie eskadry, nawet z fikcyjnym oznakowaniem, zaczęły na początku 1941 r. bombardować Leningrad i Baku, Stalin musiałby mocnej związać się z Hitlerem. Niewykluczone, że przyjąłby niemiecką pomoc lotniczą, którą oferował mu Hitler dla ochrony pól naftowych w Baku. Strach myśleć o losach wojny, gdyby doszło do zawarcia formalnego sojuszu sowiecko-hitlerowskiego.

W tym, niestety dość prawdopodobnym, scenariuszu jest jeszcze jeden bardzo niepokojący czynnik. Amerykanie tradycyjnie, od początku swej historii, byli podejrzliwi wobec imperializmu brytyjskiego. I choć zakrawa to na groteskę, bywało, że Roosevelt jako amerykański demokrata traktował Churchilla jako niepoprawnego imperialistę, czyli przeciwnika politycznego. Podejrzewał go o najgorsze, a do Stalina odnosił się z sympatią jako do szczerego demokraty. Lotnicze ekspedycje Churchilla do Finlandii i zwłaszcza na Baku byłyby fatalnie odebrane w Ameryce. Każda taka akcja musiałaby spotkać się w Stanach z potępieniem Kongresu, a wtedy Roosevelt miałby wielkie kłopoty z przeforsowaniem pomocy gospodarczej i wojskowej dla Londynu. Przecież na początku wojny Roosevelt zorganizował pomoc dla Wielkiej Brytanii w tajemnicy przed Kongresem.

To bardzo ciekawa kwestia, co by było, gdyby w czasie japońskiego ataku na Pearl Harbor Ameryka była bardzo krytycznie nastawiona wobec Wielkiej Brytanii. Całkiem możliwe, że walczyłaby z Japonią, ale nie zaangażowałaby się w wojnę w Europie.

Na szczęście Churchill nie zdążył zrealizować tych swoich księżycowych planów wobec ZSRR i doprowadził do zwycięstwa w Europie.

Doprowadził do zwycięstwa?

- Uważam, że to wola Churchilla odmieniła bieg wojny. Ani Francja, ani Wielka Brytania, ani jej imperium, ani Polska nie były do niej przygotowane. Mimo to Churchill wybrał wojnę. Po klęsce Francji Wyspy były bezbronne, pozbawione armii lądowej, sprzęt wojskowy pozostał na plażach Dunkierki. Bardzo silne było wówczas w społeczeństwie brytyjskim przekonanie, że mamy marynarkę, jesteśmy więc bezpieczni za kanałem i nie powinniśmy dalej angażować się w wojnę na kontynencie.

A Hitler po pobiciu Francji nie marzył przecież o niczym innym, jak o rozejmie z Londynem, nawet z gwarancjami dla integralności brytyjskiego imperium.

Wielkość Churchilla polegała na tym, że nie tylko parł do wojny z Hitlerem, ale w krytycznych momentach potrafił przekonać do niej społeczeństwo i brytyjską klasę polityczną. Churchill był wielkim oratorem. Moja matka, która zupełnie nie interesowała się polityką, podczas wojny potrafiła recytować z pamięci całe jego przemówienia. A przecież, chłodno patrząc, trwanie Wielkiej Brytanii w wojnie było szalenie ryzykowne. Na pewno żadna odpowiedzialna firma asekuracyjna takiej polityki by nie ubezpieczyła.

Wojna na froncie wschodnim, decydującym, była walką ilości z jakością. Wehrmacht górował nad Armią Czerwoną wyszkoleniem, miał lepsze czołgi, pantery i tygrysy, miał lepsze działa, karabiny maszynowe i karabiny szturmowe piechoty. Ale Stalin miał wszystkiego więcej...

- Nie zgadzam się z taką wizją frontu wschodniego. Rosjanie produkowali najlepsze czołgi tej wojny, T-34...

...które w pojedynku jeden na jeden przegrywały z tygrysami.

- No i co z tego? One były zaprojektowane do polowania stadami, jak wilki w stepie. Były proste, uniwersalne, stosunkowo niezawodne i w stadzie potrafiły zniszczyć każdy czołg wroga. Sowiecka artyleria była bardzo groźna, zresztą Rosja miała długą tradycję świetnej artylerii. Może pepesza nie była szczytem technicznego wyrafinowania, ale była tania, niezawodna i dość skuteczna w walce.

Latem 1941 r. sowieccy dowódcy, skrępowani w decyzjach przez komisarzy politycznych, zachowywali się jak amatorzy. Ale wystarczyły dwa lata wojny, by w Armii Czerwonej pojawili się wielcy dowódcy. Marszałek Żukow był wybitnym talentem wojskowym, inni niewiele mu ustępowali.

Mój teść opowiadał mi, jak w lesie pod Porąbką po raz pierwszy zobaczył Armię Czerwoną. To był styczeń 1945 r. W pierwszej linii przesuwała się piechota, świetnie uzbrojona, w białych kombinezonach, na nartach. Za nią szła druga fala, horda obdartych dzikusów z Azji, w rozpadających się mundurach, z workami na plecach, łapiących wszystko, co nadawało się do jedzenia. A za nimi pędziła trzecia fala: enkawudziści w eleganckich kożuszkach, na amerykańskich dżipach, strzelający do każdego sowieckiego żołnierza, który został w tyle.

Armia Czerwona świadomie, umiejętnie łączyła ilość z jakością, tam rzecz jasna, gdzie była w stanie jakość osiągnąć, np. w lotnictwie taktycznym, w wojskach pancernych. A gdy jakość nie wystarczała, to oczywiście bez mrugnięcia okiem poświęcano życie setek tysięcy żołnierzy.

II wojna pokazała, że żołnierz państwa totalitarnego, zniewolony, poddany terrorowi swoich, walczy na froncie zewnętrznym nie gorzej, a może i lepiej od żołnierza państwa demokratycznego, człowieka wolnego, rozumiejącego, o jakie wartości się bije. Mocno to niepokojące.

- To nie takie proste. Armia Czerwona wydała milionowe, największe w historii, rzesze dezerterów. W początkowym okresie wojny sowieccy żołnierze masowo oddawali się do niewoli, Niemcy w krótkim czasie wzięli 5 mln jeńców. Z drugiej strony czerwonoarmiści bili się z niesamowitą pogardą dla śmierci. Z opisów niemieckich wiadomo, że desperacja "Iwanów była przerażająca, umierali masowo, ale następne szeregi szły i szły, i szły. Oczywiście, jest dobre pytanie, czy nie szli do przodu, gdzie mogli dostać w pierś niemiecką kulę, bo zostając w tyle, na pewno dostaliby w plecy kulę oddziału zaporowego NKWD.

Związek Radziecki pobiłby Niemców bez amerykańskich dżipów, ale dzięki nim mógł to zrobić w oszałamiającym tempie

Nie jestem psychologiem, ale zastanawiam się, czy sowiecki niewolnik, wyrwany z kołchozu, z fabryki, z codziennego strachu, w pewnym sensie nie czuł się wolny, ryzykując śmierć, nawet umierając z bronią w ręku. To był jedyny moment, gdy mógł się czuć wolny. Więc szedł do przodu i krzyczał: "za Rodinu, za Stalinu, uraaa!.

Żołnierze niemieccy bili się zaciekle, do końca, nawet w okrążeniu, wtedy, gdy już nie mieli żadnych szans.

- Oni byli w takiej samej sytuacji, co czerwonoarmiści. Niemcy wiedzieli, że nie mogą uciekać do wroga. ZSRR nie podpisał konwencji genewskiej, Armia Czerwona z definicji nie brała jeńców. A w Wehrmachcie była surowa, straszliwa dyscyplina. SS rozstrzelało setki tysięcy dezerterów, w większości bez sądu. Szansą na przeżycie było ryzykowanie życia w walce.

Gospodarki największych z walczących państw wykazały się niesamowitą zdolnością do mobilizacji, podnoszenia wydajności, innowacyjności. I to niezależnie od systemu gospodarczego i ideologii. Jak to wytłumaczyć?

- Przed wojną w Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Wielkiej Brytanii była wielka depresja gospodarcza. Miliony bezrobotnych latami bezskutecznie marzyły o pracy, jakiejkolwiek pracy. To tylko moje przypuszczenie, ale wydaje mi się, że wojenna koniunktura gospodarcza i mobilizacja trafiła wtedy na wyjątkowo podatny grunt, jak nigdy wcześniej w historii. Pracownicy dokonywali nadludzkich wysiłków i byli z tego powodu szczęśliwi.

W ZSRR było inaczej. Wojna po prostu zmobilizowała społeczeństwo w stopniu, którego wcześniej nikt, ze Stalinem włącznie, nie był w stanie przewidzieć. Ewakuacja przemysłu z europejskiej części ZSRR na Ural i na Syberię była osiągnięciem wręcz niewyobrażalnym. Fabryki przeniesione w sierpniu 1941 r. z Ukrainy do Magnitogorska już w grudniu wypuszczały pierwsze, w pełni sprawne czołgi!

W Niemczech produkcja rosła do ostatnich miesięcy wojny, konstruktorzy tworzyli nowe, przełomowe bronie. Działo się tak mimo braku surowców, mimo alianckich bombardowań... Czy wojenny przymus wydobywa z gospodarki więcej niż wolnorynkowa konkurencja?

- To ważne pytanie: czy dyktatura jest w większym stopniu zdolna do prowadzenia wojny niż demokracja? Podejrzewam, że tak. Wysiłek niemiecki i sowiecki, ofiarność społeczeństw i żołnierzy były chyba nową jakością w historii świata.

Ale co tu mówić o wojnie. Nawet budowa autostrad lepiej wychodzi władzy nieco autorytarnej niż w pełni demokratycznej.

Rozstrzygnięcie II wojny można postrzegać jako pochwałę wojskowej i politycznej bezwzględności, wręcz brutalności, w demokratycznym wykonaniu. Alianci bombardowali na niebywałą skalę ludność niemieckich miast. Opór Japonii złamano użyciem bomby atomowej.

Stosunkowo umiarkowane potraktowanie Niemiec po I wojnie skończyło się recydywą globalnego konfliktu. Demokratyzację Niemiec i Japonii i ponad pół wieku spokoju w Europie po II wojnie zawdzięczamy zmuszeniu tych państw do bezwzględnej kapitulacji, upokorzeniu ich, a potem, oczywiście, pomocy ekonomicznej.

- To była wojna totalna, walka wojskowa, gospodarcza, propagandowa. Każdy rozumiał, że po doświadczeniu I wojny i Wersalu teraz kompromisów nie będzie, że ta wojna jest wojną do końca.

Dla mnie zadziwiające jest, że to Amerykanie zdecydowali się użyć bomby atomowej. Prędzej już spodziewałbym się tego po Churchillu.

Inna sprawa, że bombę rzucono na Japonię. To jednak nie to samo, co na Niemcy, zatem na Europę. Wojna w Europie skończyła się jednak, zanim bomba była gotowa.

Azjatów łatwiej było unicestwić?

- Powiedzmy wprost: rasizm amerykański był w tamtych czasach oficjalny. Przecież Murzyni walczyli u nich w odrębnych oddziałach. W Wielkiej Brytanii był ogromny konflikt z armią amerykańską. Władze brytyjskie nie pozwalały na odrębne traktowanie białych i czarnych żołnierzy amerykańskich przez ich oficerów, ale armia amerykańska w tej sprawie nie chciała iść na żadne kompromisy.

Zatem na Japonię rzucić bombę było psychologicznie łatwiej niż na Europę. Ale myślę, że w pewnej sytuacji Roosevelt zdecydowałby się rzucić ją i na Niemcy.

W jakiej?

- Na przykład, gdyby Niemcy skutecznie bronili się przed Armią Czerwoną, gdyby na frontach europejskich doszło do pata. Amerykanie nie byli skorzy do tracenia swoich żołnierzy w walkach o Berlin. Wtedy możliwe, że rzuciliby bombę na Niemcy, by skończyć wojnę w Europie i wreszcie móc zabrać się za Japonię.

Skutkiem tej wojny były ogromne przymusowe przesunięcia ludności cywilnej. Dziś powiedzielibyśmy - czystki etniczne. Czy mimo wpisanego w nie okrucieństwa, mimo jednoznacznie negatywnej dziś oceny moralnej tych przesiedleń, nie doprowadziły one do politycznej stabilizacji Europy?

- Patrzę na to z osobistego punktu widzenia. Rodzina mojej żony straciła wszystko we Lwowie, została zmuszona do wyjazdu z jedną walizką. Nie potrafię dostrzec pozytywnych aspektów politycznych masowych wysiedleń. To nie była w żadnej mierze sprawiedliwość, to była brutalna decyzja wojenna. Wojna jest okrutna nie tylko podczas działań militarnych, także w swych późniejszych konsekwencjach. Dla mnie ciekawe jest, że Churchill i Roosevelt bez mrugnięcia okiem brali udział w zmienianiu granic Polski, współdecydowali o wysiedleniu na zachód milionów Niemców. Przecież świetnie wiedzieli, jaki będzie ludzki koszt ich decyzji.

Czas wojny symbolicznie zamykał proces norymberski. Niezależnie od winy hitlerowskich podsądnych, często niewiele miał wspólnego ze standardami prawa międzynarodowego.

- Ze strony sowieckiej w Norymberdze pokazał się Wyszyński, prokurator od sowieckich przedwojennych procesów pokazowych. Oczywiście, powinien się był przed tym trybunałem pojawić, ale na ławie oskarżonych.

W sumie to nie był sąd międzynarodowy, lecz sąd zwycięzców nad tymi, którzy przegrali. Słusznie potępił III Rzeszę, ale wszelkimi sposobami unikał refleksji o sprzecznych z prawem działaniach wojennych aliantów.

Norymberski finał był taki, jak zwycięstwo w tej wojnie. Moralnie niejednoznaczny, a po latach zupełnie zmistyfikowany.


*Norman Davies - ur. 1939, historyk brytyjski, z pochodzenia Walijczyk. Skończył studia w Oksfordzie, doktoryzował się na Uniwersytecie Jagiellońskim, wykładał na uniwersytetach brytyjskich, amerykańskich, w Japonii. Po polsku wydał m.in. książki: „Boże igrzysko”, „Europa”, „Powstanie '44”, „Orzeł biały, czerwona gwiazda”, „Między Wschodem a Zachodem”. W sierpniu nakładem Znaku ukazała się u nas jego książka „Europa walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo”"
  • 1 month later...
Napisano
Właśnie zakończyłem po 5- dobach lekturę tej książki /687 str/. Ciekaw jestem opini Kolegów o tej publikacji, dla mnie jest bardzo interesująca!!!
GW
Napisano
Jak dla mnie z wszystkich jego pozycji ta chyba najsłabsza. Za bardzo chcial wszystko ogarnąć w jednej ksiązce stąd też wiele tematów potraktowanych po łebku". Z drugiej strony takie skondensowanie tematu daje nieco inne spojrzenie na cała II wojnę swiatową nie tylko z naszego podwórka. Ogólnie jako pozycja popularnonaukowa-. do przeczytania.
Napisano
wulfgar, nie do końca mogę się zgodzić, że to praca przeciętna; analizując rozdział 6 a szczególnie podrozdział Nieoczekiwane wnioski" uważam że Autor pokazał lwi pazur" w syntezie, jak i analizie faktów historycznych. Oczywiście nie po linii" Gaz. Wyb. ale to już inna historia, jak powiedział R. Kipling!
Serdecznie Pozdrawiam!
G.W.

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie