Skocz do zawartości

MODLITWA ZA RUSKICH


kindzal

Rekomendowane odpowiedzi

http://wyborcza.pl/1,87648,5354846,Modlitwa_za_Ruskich.html


No bo kto tym Rusom przebaczy, jak my pomrzemy? Nie mogą bez przebaczenia na wieki zostać - 94-letnia Albina Piechaczek ściska w drżącej dłoni reprodukcję twarzy Chrystusa z całunu turyńskiego. - Tak strasznie pobity! A kazał ojcu wybaczyć tym, co go potłukli


Kilka kilometrów za wsią, na cmentarzu stoi pomnik upamiętniający żołnierzy Armii Czerwonej. Ksiądz Józef Mikołajec przekonał swoich parafian żeby dbali o pomnik i modlili się za Rosjan, którzy wymordowali ich bliskich.


Ksiądz Józef Mikołajec pamięta, że kiedy zaproponował radzie parafialnej, by droga krzyżowa w rocznicę sowieckiego mordu zaczęła się na uskim cmentarzu", aż struchlał.

Ma 58 lat, od 15 jest proboszczem w podopolskich Boguszycach. Uczy też na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego. Jest oszczędnym w słowach Ślązakiem spod Raciborza, więc jeśli teraz mówi, że struchlał, to znaczy, że przed 13 laty naprawdę się przeraził.


Bo powiedział to spontanicznie, bez rozważania wszystkich za" i przeciw". Bo mówił do ludzi, którzy przeżyli pogrom w ostatnich dniach stycznia 1945 roku. Bo na cmentarzu mogą leżeć mordercy ich rodziców, dziadków, braci i sióstr, a on zaproponował modlitwę za tych morderców. I w dodatku chciał, żeby Sowietom przebaczyli.

Modlić się za Ruskich

Drogę krzyżową sprzed 13 lat ludzie w Boguszycach pamiętają do dziś. I ci, którzy zaczęli ją pod oddalonym od wsi pomnikiem ku czci żołnierzy Armii Czerwonej, i ci, którzy przyłączyli się dopiero od drugiej stacji. Bo dopiero wtedy, 50 lat po masakrze, zaczęli w swym sumieniu rozważać, czy tym Sowietom przebaczyli, czy nie.

- Część miała księdzu za złe, że kazał się modlić za Ruskich. No bo jak tu się modlić za tych, co prawie całą wieś wymordowali - zastanawia się Zofia.

Ale ksiądz nic nie kazał. Tylko uznał, że czas najwyższy otwarcie powiedzieć Ślązakom, że ofiarami wojny są nie tylko ich pomordowane rodziny, ale także polegli na tej ziemi Rosjanie. Sądził, że kiedy to zrozumieją, łatwiej im będzie wybaczyć. Do tego zrozumienia był potrzebny symboliczny gest na cmentarzu. A przebaczenie było potrzebne im samym. Bo - według księdza - ten, kto przebacza, pozbywa się ciężaru krzywdy, który gniecie w duszy i nie pozwala żyć.

A jak ten księżowski argument do kogoś nie trafiał, to był jeszcze drugi. Ważniejszy. Że Bóg przebacza człowiekowi, który odpuszcza winy swoim winowajcom. Więc jak katolik wymawia Ojcze nasz", to nie może nie wybaczyć, bo inaczej modlitwa jest nieszczera.

My byli w kuchni ustawieni do strzelania

Dziś nie wiadomo, jak to wtedy z tym wybaczeniem było.

Bo ci, co pod pomnik Sowietów nie przyszli, twierdzą, że nie z zapiekłej złości, tylko nie mieli jak dojechać na oddalony o pięć kilometrów od wsi cmentarz. Albo że coś tam wypadło".

Ale stali już pod drugą stacją. Ustawiono je we wsi w miejscach największych mordów. I płakali.

Karol Matuszek nad trzema siostrami i rodzicami, których Sowieci zamordowali, gdy miał osiem lat. A najbardziej nad trzyletnią Gerdą. Bo jej śmierć jemu życie uratowała. Siedziała na jego kolanach, kiedy Rosjanie wyważyli drzwi od piwnicy, w której ukrywała się rodzina. Strzelali na oślep. Kula, która zabiła dziewczynkę, tylko zraniła Karola.

Henryk Broy nad rozstrzelanymi dziadkiem, mamą i ojcem. I za dwójką braci Francikiem i Alfredem oraz dwudniową siostrzyczką Maryjką.

I nad sobą pewnie też zapłakał, bo nie zapamiętał swoich najbliższych. Raz tylko przyśniła mu się mama, ale i tego snu już nie pamięta. Miał dwa lata, kiedy ciotka Klara porwała go na ręce i przez okno uciekła z domu, do którego drzwiami weszli czerwonoarmiści.

Przy zagrodzie sołtysa Binka płakała Gertruda. W jego szopie seria z karabinu maszynowego podziurawiła ciała jej matki i pięciorga rodzeństwa. Dzień wcześniej Rusy zastrzeliły na podwórku jej ojca, dzień później kolejną siostrę.

Binków też rozstrzelali, całą ośmioosobową rodzinę. I wszystkich, którzy u sołtysa szukali schronienia.

Rozstrzelali i tych, co schronili się w dużej piwnicy Lubczyków. I rodziny Piechaczków, Piechotów, Golla, Gielników, Smolinów, Segietów, Libsy...

Od 28 stycznia 1945 r. przez kolejne dwa dni Rosjanie wymordowali w Boguszycach około trzystu Ślązaków. Miejscowych i tych, co szukali we wsi schronienia.

- Nie było rodziny, która by kogoś nie straciła, a niektóre to wybili do ostatka. My też byli w kuchni ustawieni do strzelania - wspomina Maria Apostel.


- Rus zapytał skolka was" i do pepeszy włożył pięć kul. Na ojca, brata, siostrę, na mnie i na matkę, która krzyknęła: Dzieci, rzykejcie, bo to ostatnio minuta". Ale ja nawet nie potrafiła, boch się strasznie bała tej kuli - Maria mówi śląską gwarą, tak jak jej sąsiedzi i matka nakazująca dzieciom, by się w obliczu śmierci modliły.

Przeżyli, bo Otylka Jagło życie im uratowała. Weszła i szlochając, zapytała, czy może przyprowadzić matkę i rodzeństwo. Bo ojciec zastrzelony, a dom się pali.

- I wtedy ten Rus bez słowa poszoł. Może sumienie go ruszyło, jak ujrzoł płaczące dziecko - zastanawia się Maria. Tamtego dnia wszystko jej się z głowy wymazało. Zapomniała wierszy, jakich nauczyła się w szkole. Miała wtedy 13 lat.

Tak po prawdzie nie wiadomo, dlaczego właśnie w Boguszycach doszło do strasznej rzezi. W sąsiednich wioskach tak nie mordowali.

Dlaczego mieliby nienawidzić?

Albina Piechaczek grzebała pomordowanych w masowych grobach przy kościele. Tuż po masakrze pochowała 98 trupów. Układała ich rodzinami. I bokiem, żeby się więcej zmieściło.

31 stycznia Rosjanie kazali ludziom opuścić wioskę. A ciała tych, których nie zdążyli przewieźć na cmentarz, pogrzebać w obejściach.

Wioskę odbili Niemcy. Potem znów Sowieci. Trupów przybyło.

- Jak my w marcu wrócili do Boguszyc, to żołnierzy niemieckich zebraliśmy z pól i ulic, i z kilkoma ruskimi pochowali razem pod murem cmentarza. Tych pomordowanych w styczniu, co to leżeli pod domami, odkopaliśmy i też przenieśli pod kościół - opowiada Albina.

Rosjanie pochowali swoich zabitych kilka kilometrów od wsi. Ilu ich tam leży do dziś, nie wiadomo. W latach 50. ciała ekshumowano i przewieziono na cmentarz w Kędzierzynie-Koźlu.

Po tych, co padli pod Boguszycami, został obelisk z czerwoną gwiazdą, sierpem i młotem.

Z dwujęzycznym napisem: Wieczna chwała bohaterom Armii Radzieckiej poległym za wolność narodów w 1945 roku". W wersji rosyjskiej prócz wolności jest jeszcze niezawistnost. Dlaczego to słowo zostało w polskim tłumaczeniu pominięte, nikt we wsi nie wie.

Pomnik jest zadbany, a trawa wokół przycięta. Stoją doniczki z kwiatami. Często ktoś pali znicze.

To proboszcz przekonał parafian, żeby dbali o nekropolię.

Po radzie parafialnej, na której zaproponował drogę krzyżową, poszedł do dyrektora szkoły. Zasugerował, by uczniowie zaopiekowali się sowieckim obeliskiem. Dzięki temu nauczą się, że każde stracone życie jest ważne. I radzieckie, i śląskie, i niemieckie. Od 13 lat uczniowie sprzątają cmentarz razem z rodzicami.

Czy to znak przebaczenia? Róża Kiełbasa, która uczy religii i biologii, jest przekonana, że tak. Bo nigdy żadna babcia czy dziadek nie protestowali, kiedy zabierała dzieci do sprzątania ruskich kwater. A przecież gdyby dalej nienawidzili, toby na pewno się nie godzili.

Kiedy opowiada dzieciom, co się zdarzyło we wsi w ostatnich dniach stycznia 1945 roku, chce wiedzieć, czy nienawidzą Rosjan, za to, co zrobili ich dziadkom. - A oni robią wielkie oczy, bo nie rozumieją, o co ich pytam. Dlaczego mieliby nienawidzić? Dla nich to historia - mówi Róża. - A starzy wybaczyli. Nie przechodzą obojętnie, tylko stawiają na tych mogiłach znicze. A w ostatnią niedzielę stycznia modlą się przecież na mszy i za Rosjan, i za swoich.

Przebaczenie bez warunków

Msza za ofiary wojny odprawiana jest od 1945 roku. Dopóki ksiądz Mikołajec nie powiedział, że ofiarami są też Sowieci, jego parafianie modlili się tylko za swoich.

Ale rok w rok na kazaniu przypominał o potrzebie przebaczenia. I tłumaczył, że to nie rosyjski naród jest winny ich bólu, tylko konkretni ludzie, co weszli w styczniu do wsi. I to tym trzeba wybaczyć.


W tym roku prosił, by się pomodlili za ofiary wojny w Pakistanie, Afganistanie, Iraku i Kenii. I za Polaków wymordowanych na Kresach Wschodnich. Bo zaproszony do Boguszyc ks. prof. Józef Wołczański z Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie tłumaczył Ślązakom, że nie oni jedni zaznali strasznych krzywd. Mówił, że w Boguszycach terror trwał kilka dni, a Polacy na Kresach doświadczyli go przez sześć lat okupacji, a potem do lat 90. I że muszą wybaczyć, mimo że nigdy nie usłyszeli słowa przepraszam". Bo przebaczenie nie może stawiać warunków.

I mówił też, że muszą pamiętać o tragicznej przeszłości. A pamięci, tak jak przebaczenia, pilnuje ksiądz Józef. Chciałby wydać wspomnienia swoich parafian, ale nie wszyscy się zgadzają. Przez 50 lat bali się mówić o tym, co przeżyli, i ten strach wciąż tkwi w niektórych. Albo tak silny ból, że nawet z księdzem nie pozwala rozmawiać. Więc aby ludzi nie ranić, proboszcz poprosił o spisanie wspomnień. Musiał tylko obiecać autorom, że opublikuje je, dopiero kiedy pomrą.

Świadków zostaje już coraz mniej. Można u obu rąk policzyć.

Za wszystkich łatwiej się modlić

W Boguszycach twierdzą, że urazu już nie mają. Przecież od kilku lat mieszka z nimi w zgodzie repatriant z Charkowa. Mówią o nim asz Ruski".

Ale ksiądz Mikołajec nie wie, czy jego Ślązacy wybaczyli Sowietom. Bo jeśli coś jest w Boguszycach kategoryczne, to tylko jego staranie o to wybaczenie. Nie wszystkie sumienia skruszył.

- Księdzu łatwo powiedzieć: wybaczyć. Musi tak godoć, bo to ksiądz - mówi Matylda, która przeżyła pogrom. I modli się za ofiary wojny. Ale za wszystkich, bo tak łatwiej. Za Ruskich z osobna nie. Bo za Ruskich niech się modlą Rosjanie.

Karol, krewny Broyów, przebaczył. Bo powiedział księdzu, że Rosjanie wysyłają do Czeczenii młodych chłopców, którzy wcale nie chcą tam jechać. I pewnie ci Ruscy, co przyszli do Boguszyc, też nie chcieli brać udziału w wojnie.

Maria Apostel wybaczyła. - Ale co ja mam wybaczać, jak mojej rodziny nie postrzelali? - zastanawia się.

Gertruda mówi, że już nie ma w niej gniewu.

Tak jak pani Agnieszka z rodziny nieżyjącego już Karola Matuszki. - No, bo co było robić - pyta. - Chrześcijanin nie ma innego wyjścia.

Maria, której rodzeństwo zginęło w kuchni od wybuchu granatu, też wybaczyła. Mimo że od tamtej pory jest kaleką. Granat rozszarpał jej nogę.

Henryk Broy dziś już nie rozpamiętuje tego, co się stało. Jeszcze parę lat temu było mu ciężko. Ale wybaczył, bo tak nakazuje mu wiara. A może to zasługa księdza, co wciąż o tym przebaczeniu gada? Gdyby nie miał szczęśliwej rodziny, żony, dzieci i wnuków, to na pewno byłoby trudniej księdza posłuchać.

- Ale trzeba żyć. A to, co przedawnione, znaczy przebaczone - ucina. Ale czy się za Ruskich modli? Tego nie powie.

I waha się chwilę, czy by Rusa na kawę zaprosił. Na pewno by mu nie powiedział wynoś się".
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie