Skocz do zawartości

Rochus Misch - zwykły telefonista Fuhrera


acer

Rekomendowane odpowiedzi

Artykuł z onetu.
Następny zwykły Niemiec ? -Pod rozwagę.


Rochus Misch, jedyny człowiek, który może opowiedzieć o ostatnich dniach Adolfa Hitlera, nie cierpi z powodu wyrzutów sumienia. Jeśli zawinił, odpokutował za swoje grzechy w radzieckim obozie pracy. I dziś może bez emocji oglądać swoje cenne pamiątki.

„Mieszkam tu od 1938 roku” – wyjaśnia. Jakby zapomniał, że w międzyczasie pięć lat spędził u boku führera i dziewięć lat w łagrach Związku Radzieckiego, gdzie był „bity i torturowany”, w tym również przez „pułkownika Sterna, Żyda”. Nie, dla niego od zawsze całym światem był krąg przedmiotów, które teraz pokazuje dziennikarzowi upstrzoną starczymi plamami dłonią. Kominek, telewizor, okrągły stół w kącie pokoju. I największy skarb, nadający sens całej jego egzystencji: małe pudełko. Trzyma w nim dokumenty i fotografie – pamiątki ze swego życia, wyjątkowego i banalnego zarazem.

Na kolejnych zdjęciach widnieją: Hitler (jakże by inaczej), Ewa Braun, owczarek niemiecki Blondi i sam właściciel pudełka – Rochus Misch. Oto on w kancelarii führera w Berlinie, w bunkrze w Alpach bawarskich w Berghof (Orle Gniazdo) i w tajnej kwaterze głównej zwanej Wilczym Szańcem w byłych Prusach Wschodnich.

Misch to człowiek, który wszystko widział, a jednak nigdy nie słyszał o żadnych okropnościach. „Byłem dobrym żołnierzem, posłusznym, jak miliony innych. Wypełniałem tylko swoją powinność. Proszę mi powiedzieć, jaka jest różnica między czołgistą na placu boju i osobą obsługującą centralkę telefoniczną Hitlera” – mówi zaczepnie.

Noc kryształowa? Nic mu o tym nie wiadomo. „Naprawdę nic” – podkreśla. Był wtedy zwykłym szeregowcem, jeszcze przed wstąpieniem na służbę do swego przyszłego „szefa” i nikt w koszarach o tym nie wspomniał. Obozy koncentracyjne? „Dopiero w 1954 roku poznałem znaczenie skrótu KZ” – mówi. Czyli wtedy, gdy wracał z radzieckiej niewoli, która w jego odczuciu była swoistą „spłatą” długu wobec historii.

Rochus Misch nigdy nie stawiał sobie żadnych pytań. W kręgu osób pracujących w najbliższym otoczeniu Hitlera znalazł się przypadkowo. W 1937 roku wstąpił do Verfügungstruppe, jednostki znajdującej się w dyspozycji führera. Czteroletnia służba w tej formacji miała zapewnić mu później stanowisko w sektorze publicznym. Ranny na polskim froncie, w kwietniu 1940 roku powołany został do SS Begleitkommando, przybocznej gwardii Hitlera. Od tej pory służył jako jego posłaniec, operator centralki telefonicznej, krótko mówiąc był „człowiekiem do wszystkiego”. Odbierał rozmowy, dostarczał telegramy i bukiety kwiatów.

Ze swego uprzywilejowanego punktu obserwacyjnego „dwadzieścia metrów od apartamentów szefa” widywał rozmaite sławy nazistowskiego reżimu. Generałów, takich jak von Paulus, człowiek Stalingradu. Organizatorów ostatecznego rozwiązania, jak Bormann. Piękne kobiety, jak Leni Riefenstahl, reżyserka filmowa, propagatorka nazizmu. Lecz nigdy, absolutnie nigdy, nie zadawał sobie pytań.

„Nie miałem nic wspólnego z polityką – mówi. – Wykonywałem należycie swoją pracę”. Jego całkowity „brak zainteresowania polityką” pomógł mu uniknąć kłopotów. W życiu prywatnym, w kontaktach z teściem, „socjalistą jeszcze sprzed pierwszej wojny światowej” . Następnie w pracy, gdzie od początku ocierał się o nazistów, „nie wiedząc nawet, co symbolizuje swastyka”. I w końcu po powrocie z ZSRR, gdy towarzyszył swej małżonce Gerdzie, radnej miejskiej SPD w Berlinie i spotkał tam „Willy’ego Brandta, księcia Filipa i wielu innych”.

W otoczeniu Rochusa „nie mówiło się o wydarzeniach”, jakiekolwiek one były. Dzięki temu świat Mischa jest bezkonfliktowy. Potrafi on szczegółowo przywołać przeszłość, ale nigdy nie wspomina o żadnych potwornościach. Albo mówi o nich zdawkowo. Na przykład o zamachu z 20 lipca 1944 roku Był wtedy w Berlinie i wezwano go nocą, by wzmocnił obsadę centralki w kancelarii. Co sobie pomyślał dowiadując się o klęsce spisku? „Nic” – ucina. A jednak wróci jeszcze do tego zdarzenia w swym długim monologu. Claus von Stauffenberg z pewnością dokonał „zamachu, ale nie przeciwko Hitlerowi” – mówi. Jaki jest tok rozumowania Rochusa? Podkładając bombę zamachowiec „ nie mógł wiedzieć, czy führer będzie w pomieszczeniu akurat w momencie eksplozji. Mógł przecież wyjść ze spotkania, pójść zatelefonować, opuścić budynek z powodu bólu brzucha”. Rzecz w tym jednak, że sprawca „zdobył się na największą dla żołnierza niegodziwość – zabójstwo swych towarzyszy” – mówi urażony. Jak widać, dla pomocnika führera honor pruskiego żołnierza wciąż pozostaje nadrzędną wartością.

Choć sam określa się mianem „nie najlepszego obserwatora”, Rochus Misch jest jednak wyjątkowo cennym źródłem informacji. To dziś jedyny żyjący świadek pewnej epoki, jedyny człowiek, który może opowiedzieć o ostatnich dniach Adolfa Hitlera spędzonych w ponurym bunkrze. 30 kwietnia 1945 roku szef „minął go na korytarzu” po raz ostatni, na kilka godzin przed samobójstwem. Misch nie usłyszał huku wystrzału, gdyż jak zwykle „wypełniał swoją powinność”, „pracował, zamiast się włóczyć” w oczekiwaniu na klęskę. Ostatecznie jednak podszedł dość blisko, by zobaczyć z pewnej odległości „skulone” ciało Hitlera, a obok zwinięte na kanapie zwłoki Ewy Braun, którą führer właśnie poślubił. Dostrzegł też czarne buty dyktatora wystające spod przykrycia w czasie transportowania zwłok na zewnątrz, gdzie zostały spalone. Ale w samej kremacji też nie uczestniczył, gdyż znowu zajął się wykonywaniem swoich rutynowych obowiązków.

Sześćdziesiąt lat później Rochus Misch, 88-letni pan cieszący się wciąż dobrym zdrowiem, nie ma żadnych wyrzutów sumienia. Zachował tylko wspomnienia. „Nie mogę się uskarżać – mówi. – To były dla mnie dobre czasy. Owszem, rządził Hitler. Ale nie oceniam, czy był dobry, czy zły. Ja po prostu mu służyłem”. Z fatalizmu uczynił sobie tarczę obronną. Zapytany o nazizm i komunizm kwituje: „tak się po prostu złożyło”.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co on miał zrobic zastrzelic Hilera czy pogrozic mu palcem.Artykuł tendencyjny z duża iloscią elementów sugerujacych" w mało skomplikowany" sposób.Facet siedział i odbierał depesze i robił swoje kto pracował z niemcami wie mniej wiecej o co chodzi - niemiec ma naklejac znaczki to je nakleja bo taki jego psi obowiazek. Ten dziadek juz swoje odrobił z nawiazką...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie, on tylko odbierał telefony. Są jednak 2 kwestie.
Tak blisko wodza mógł się znaleźć tylko ktoś sprawdzony, prześwietlony, swój". Nie wierzę w tą przypadkowość.
Druga sprawa, to tak, jak przysłowiowa niemiecka sekretarka, musiał wiedzieć i widzeć dużo, bardzo dużo.

Ironrat
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podobno SS większość ważnych decyzji związanych np. z kwestią eksterminacji Żydów załatwiała bez papierów i tylko ustnie i przez telefon. W ten sposób jakiś telefonista z Wilczego Szańca /nie Misch/ miał podsłuchać rozmowę Himmlera z Eichmannem czy kimś tam jak właśnie jeden dawał drugiemu następne rozkazy, a drugi zdawał mu ustny raport. Po wojnie było to dowodem dla historyków badających sprawę eksterminacji Żydów. Taki telefonista faktycznie wiedział zbyt wiele by kłapać. Czyja żona z kim spała, jakie straty aktualnie poniesiono na froncie, no wszystko chyba o czym rozmawiano telefonicznie. O ile oczywiście podsłuchiwał :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale gadacie,ten gosc to normalny gosc,zrobil swoje i nic go nie interesowalo,w niemczech tak jest ze kazdy robi co ma robic i dlatego to jest normalny kraj,a nie jak w polsce,kazdy robi nie to co powinien i jeszcze innym swinie podklada i obgaduje,i to juz taki narod,dlatego co on widzial to jego sprawa,odpokutowal i koniec tematu,wezcie sie wreszcie do roboty bo wam wszystkie tajemnice z polski wywioza jak tak bedziecie siedzieli przed kompem w cieplych pokoikach i sie madrowali kto to wiecej wie o wszystkim,pozdrawiam:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

blezor, wróciłem do domu zmachany po pracy w lesie i cholernym brnięciu w pólmetrowym śniegu przez cały boży dzień, i co mam do cholery według ciebie robić jak nie siąść z browarem przed kompem w ciepłym pokoiku i coś poczytać.

Ale pi........isz chłopie :/
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę że dobrze wiedzieli kogo mają. Prawdopodobnie wiedzieli kto stale był w Bunkrze i kto bywał. Mieli szpiega zdaję się w Zossen w Sztabie, który łącznikował Bunkier pod Kancelarią ze Sztabem. Myślę jeszcze że go nadzwyczajnie wymaglowali i wycisnęli wszelkimi metodami tak wiedzodajnego jeńca - mordobicie, prania mózgu czy metody specjalne, panienka. No kto jak kto ale Rosjanie nie popuszczali, zwłaszcza na przykładzie innych wziętych do niewoli z Bunkra - Lingego, Gunschego, Mohnkego.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm co miał powiedziec to powiedział ale raczej nie miał zbyt pokaznych wiadomosci bo żyje. Wezmy pod uwage to że specjalne słuzby nigdy nie wypuszczają ot tak sobie doskonałych zródeł-na całym swiecie panuje reguła ze wyciska sie jak cytrynke a potem kulka by przydatnych wiadomosci nie wykłapac komu innemu.Co innego jesli nakłoni sie do wspołpracy. Predziej mógł on by opowiedziec o nawykach elity III Reszy i nastrojach panujacych itd ale nie o jakis super tajnych sprawach. Gdyby podsłuchiwał , węszył lub by był zbyt ciekawy to by nie zagrzał długo miejsca w bliskim otoczeniu wodza a raczej pojechał by pierwszym pociagiem na front.A tak to nosił Adolfowi np. kwiatki ( przedtem kilkakrotnie sprawdzone przez SS)i starał sie nawet niepamietac czy to były róze czy tulipany.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... Przesłuchania Lingego i Baura oraz porównanie ich informacji z zeznaniami osób z bliższego otoczenia Hitlera aresztowanych przez Smiersz skłoniły kierownictwo NKWD na początku 1946 r. do zainicjowania operacji pod kryptonimem "Mit. Celem przedsięwzięcia było "porządne i dogłębne zbadanie wszystkich grup czynników dotyczących samobójstwa Hitlera 30 kwietnia 1945 r.
Przeprowadzenie operacji "Mit powierzył Beria Głównemu Zarządowi ds. Jeńców Wojennych i Internowanych. W połowie lutego 1946 r. Zarząd przedstawił "plan działań agenturalno-śledczych w celu wyjaśnienia zniknięcia Hitlera. Oprócz utworzenia pięcioosobowej speckomisji pod kierunkiem podpułkownika Juliusa K. Klauzena plan ten przewidywał przede wszystkim przeniesienie na Butyrki wszystkich osób z bliższego otoczenia Hitlera, znajdujących się w areszcie NKWD. Dla Lingego, Baura i osoby towarzyszącej, byłego telefonisty z Kancelarii Rzeszy, starszego sierżanta Rochusa Mischa oznaczało to przeniesienie z Łubianki do więzienia śledczego NKWD."

Teczka Hitlera" pod redakcją Henrika Eberlego i Matthiasa Uhla s. 319 - 320. Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2005

Jak więc widać z powyższego NKWD doskonale wiedziało kim jest Misch.

Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No własnie, wiedzą Rosjanie.
Tak gdybając. Stasi odnosiła duże sukcesy w NRF opierając się na solidnych, godnych zaufania, niemieckich sekretarkach. Taki telefonista, cichy, szary człowiek - to byłoby bardzo dobre źródło informacji...

Ironrat
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ironrat masz na mysli akcje Romeo" i gdzie to piekni , czuli oficerowie Stasi rozkochiwali w sobie zakompleksione samotnesekretarki? Ogładałem o tym dokument na planete i troche czytałem .Ale według mnie jest pewna róznica miedzy zwerbowana osobą odpowiednio ukierunkowaną na zdobywanie konkretnych informacji a przechwyconym pracownikiem z którego trzeba dopiero je wyciagac .W tym drugim przypadku zwykle sie go znika" ,jesli zostawiony jest przy zyciu to tylko po to by wprowadzic w blad. Archiwa wiedzą najlepej a my nie mozemy niczego potwierdzic ani zaprzeczyć
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie