Skocz do zawartości

Wykopaliska początek - koniec


Katani

Rekomendowane odpowiedzi

Wpisujcie się jeżeli w Waszym regionie rozpoczęły się wykopaliska lub się skończyły.
Sądzę, że da nam to obraz odkryć w Polsce.
Na początek wykopaliska w Kałdusie pod Chełmnem.

KAŁDUS, GMINA CHEŁMNO. Archeologowie zakończyli wykopaliska
Ślady przodków

Dobiegł końca kolejny sezon badań toruńskich naukowców na Górze św. Wawrzyńca. Tegoroczna eksploracja potwierdziła wysoki standard znalezisk.

- Podtrzymujemy wcześniejszą teorię o istnieniu w tym miejscu osady centralnej, będącej ośrodkiem rzemieślniczo-handlowym - mówi prof. Wojciech Chudziak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, szefujący wykopaliskom od 1996 roku. - Jego szczególny rozkwit przypadał na XII i początek XIII wieku. Świadczą o tym liczne przedmioty, które wykopaliśmy, m.in. monety czy odważniki. Odnaleźliśmy również kolejne, bogato wyposażone groby.
Choć badania terenowe zakończyły się w miniony piątek, laboratoryjne potrwają do kolejnego sezonu letniego. W ub. r. prof. Chudziak za pracę Wczesnośredniowieczny Kałdus/Chełmno - pierwszy ośrodek stołeczny w regionie - europejskie powiązania" otrzymał nagrodę marszałka województwa w kategorii Kultura".
Pierwsza bazylika
Podczas lat wykopalisk w Kałdusie odkryto relikty wczesnoromańskiej bazyliki - najwcześniejszej świątyni chrześcijańskiej na Pomorzu, ufundowanej w XI wieku prawdopodobnie przez Bolesława Chrobrego lub Mieszka II. Eksploracja terenu ujawniła też ogromne cmentarzysko, na którym znajdowały się m.in. groby komorowe - charakterystyczne dla kultury duńskiej, uważane za miejsca pochówku elit społecznych.
Przedlokacyjne Chełmno zamieszkiwali kupcy bądź ludność skandynawska.
Najpierw pawilon?
Jak zapewnia Pomorską" prof. Chudziak, UMK ma poważne zamiary co do budowy w Kałdusie pawilonu. Miałaby mieścić się w nim stała ekspozycja, zatytułowana Tajemnice Góry św. Wawrzyńca" (odwiedziła w tym roku m.in. Muzeum Narodowe w Warszawie i Toruń), byłby bazą magazynową i dydaktyczną dla studentów archeologii. - Jesteśmy na etapie projektowania budynku i określania kosztorysu. Konkrety będą znane za około półtora miesiąca - zapewnia szef wykopalisk.
Z kolei władze miasta, powiatu i gminy Chełmno walczą w Sądzie Rejestrowym o nadanie statusu prawnego Stowarzyszeniu na Rzecz Ochrony i Promocji Dziedzictwa Kulturowego Ziemi Chełmińskiej - Sclavinia". Procedura trwa już kilka miesięcy a jej zakończenie jest jednym z warunków podjęcia się przez samorządy budowy skansenu archeologicznego.
- Architekt tworzy projekt koncepcyjny skansenu - informuje starosta Wojciech Bińczyk. - Będzie go można przedstawić, poszukując ewentualnych inwestorów.




Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Papowo Biskupie. Co kryje się pod zamkiem?
Poszukają skarbów

Następne wakacje mogą upłynąć mieszkańcom Papowa znacznie ciekawiej. Okazuje się bowiem, że ruinami tutejszego zamku zainteresowała się grupa warszawskich archeologów. Przy współudziale studentów UMK archeolodzy mają zamiar pokopać trochę w okolicy. Są spore szanse, że znajdą po ruinami ślady niegdysiejszej osady, a może nawet kilka skarbów - jak żartują mieszkańcy.

Zamek w Papowie został zbudowany przez Krzyżaków najprawdopodobniej na przełomie XIII i XIV w. Dokładnie nie wiadomo kiedy został zburzony. Pewne jest natomiast, że w czasie wojny 13-letniej, po klęsce Chojnickiej w 1454 r król Kazimierz Jagiellończyk kazał radzie toruńskiej zniszczyć zamek. Mieli tego dokonać chłopi z okolicznych dóbr zamkowych. Rozkaz ten jednak nie został wykonany i dopiero w czasie kampanii wojennej w roku 1458 wojska polskie doprowadziły do częściowego spalenia i zburzenia zamku.

te dwie relacje z www.gazetapomorska.pl
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odkrycie archeologiczne w Książnicach Gazeta Wyborcza
2004-08-03 10:05:39

Dwa grobowce rolników sprzed pięciu tysięcy lat, w tym jeden symboliczny, odkryto w Książnicach koło Pacanowa.

- To jedno z najważniejszych i najciekawszych badań, jakie uda się przeprowadzić w tym sezonie - mówi Janusz Cedro, wojewódzki konserwator zabytków, o wykopaliskach, które pod koniec lipca rozpoczęły się w Książnicach. W ciągu kilku dni na niewielkiej powierzchni znaleziono dwa groby rolników sprzed prawie 5 tys. lat. Oba należały do kultury lubelsko-wołyńskiej. W pierwszym grobowcu był szkielet, prawdopodobnie mężczyzny, z trzema bardzo dobrze zachowanymi naczyniami glinianymi. - Było w nim też aż 12 pięknych wiórów krzemiennych, w tym prawie 17-centymetrowy sztylet - opowiada Stanisław Wilk, archeolog z Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze, prowadzący wykopaliska. Bardziej zaskakujący dla archeologów był drugi grobowiec. W małej jamie było osiem naczyń glinianych, w tym trzy malutkie czarki. - Ale brakowało szkieletu, z wyjątkiem fragmentu palca i zęba należącego do dziecka. To prawdopodobnie pochówek symboliczny, jaki zdarzał się w tej kulturze. Nie wiadomo jednak, jaki był jego cel - wyjaśnia Wilk.

Archeolodzy pracują w Książnicach już trzeci sezon, a wszystko zaczęło się od standardowego sprawdzenia terenu, gdzie miał być układany światłowód. Natknęli się wówczas na osadę neolityczną i cmentarzysko. Na małej przestrzeni były grobowce aż czterech różnych kultur, które grzebały tam swoich zmarłych przez ponad tysiąc lat.

- Pracujemy tu już trzeci sezon. I za każdym razem jesteśmy zaskakiwani. W jednym miejscu odkryliśmy już sześć grobów kultury lubelsko-wołyńskiej. To bardzo dużo. Co ciekawe, w tych grobowcach można znaleźć narzędzia wykonane w bardzo nietypowy sposób - dodaje Wilk.

ok,rozumiem, że tylko wykopaliska z 2004 rok.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wawelskie odkrycie archeologiczne
autor: webmaster data: 17-06-2004

Niezwykłe odkrycie wawelskich archeologów. Podczas odtwarzania renesansowych ogrodów odkopali fragmenty XVI-wiecznej kamiennej architektury. Pięknej, choć niestety zniszczonej. To najcenniejsze od lat znalezisko na wawelskim wzgórzu.

Kilkaset znalezionych kamiennych fragmentów pochodzi z początku XVI wieku. Dla konserwatorów to niezła łamigłówka. Z mniejszych i większych kawałków układają roślinne wici, muszle, typowo renesansowe wzory. Zadanie nie jest łatwe, bo w przeciwieństwie do łamigłówek tu nie ma wzoru.

Kamienne detale są niestety w złym stanie. Wykonano je z niezbyt dobrej jakości szarozielonego piaskowca stosowanego w warsztacie Berecciego. Kamień rozwarstwia się i kruszy. Kilkaset ostatnich lat przeleżał pod ziemią. Konserwatorzy muszą go wzmocnić. To bardzo cenne znalezisko, doskonałe artystycznie.

Kamienne detale to prawdopodobnie fragmenty fontanny lub altany, która stała kiedyś w renesansowym ogrodzie wawelskim. Odkopano je podczas prac przy jego odtworzeniu



Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To jest mur!

W ubiegłym tygodniu, 10 sierpnia, na wykopie w Kościanie gościli konsultant naukowy badań w mieście dr hab. Hanna Kočka-Krenz i kierownik prac dr hab. Jan Czebreszuk.



Odkrywczyni palatium Mieszka I i Bolesława Chrobrego na Ostrowie Tumskim w Poznaniu na widok przebarwień widocznych w wykopie przy ulicy Kardynała Wyszyńskiego powiedziała: - Macie tu piękny mur obronny! Udało się więc wykonać jedno z założeń tegorocznych badań - uchwycić południowy fragment murów obronnych, które w średniowieczu otaczały Kościan.

Słowa ,,piękny mur’’ brzmią... pięknie, ale jak na razie - zwłaszcza dla laika - niewiele tu uroku. Ze średniowiecznego ceglanego muru pozostał w ziemi ślad w postaci ciemniejszego przebarwienia. Być może występujące tu duże kamienie są reliktami ławy fundamentowej kościańskiej konstrukcji obronnej. Pierwszym wnioskiem konsultantów była decyzja o poszerzeniu wykopu o metr w kierunku południowym, w celu uchwycenia zewnętrznego lica muru. Tak też już uczyniono.
- W tej chwili prowadzimy prace dokumentacyjne, rysowane są profile - powiedział prowadzący badania Janusz Grupiński, archeolog z Muzeum Regionalnego w Kościanie - Później zaczniemy pogłębiać wykop, a docelowo, jeszcze w tym sezonie, chcemy poszerzyć wykop z obu stron.
W części północnej, od strony fary, wykop zostanie poszerzony o 3 metry w kierunku wschodnim (do szpitala) w celu pełniejszego uchwycenia narożnika szkoły parafialnej (szerzej pisaliśmy o niej w dwóch poprzednich numerach). Natomiast w części południowej, także o 3 metry, wykop pójdzie w kierunku zachodnim -,,śladem’’ muru obronnego.
Badaczom udało się zidentyfikować tajemniczą monetę odnalezioną w gruzowisku pokrywającym historyczne pozostałości. Jest to miedziany szeląg koronny z pierwszej połowy XVII wieku. Zasili on zbiory kościańskiego muzeum. (c)



http://www.koscian.net/modules.php?name=Forums&file=viewtopic&t=684&sid=953e7681837f4e46a331b597746fb539
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Archeolodzy szukają grobu Kopernika gazeta.pl
pepe 09-08-2004, ostatnia aktualizacja 09-08-2004 22:22

Czy dowiemy się, gdzie znajdują się prochy najznakomitszego polskiego astronoma? Być może wyjaśnią to badania archeologiczne rozpoczęte właśnie we fromborskiej katedrze.

Wyniki pomiarów przy pomocy georadaru - urządzenia, które za pomocą fal magnetycznych lokalizuje przedmioty lub ich pozostałości - będą znane już niedługo. Jeśli okaże się, że w kościele są ślady, które mogą wskazywać, iż może tam być grób uczonego, archeolodzy zdejmą w tym miejscu posadzkę.

Kopernik zmarł 24 maja 1543 roku we Fromborku na skutek wylewu krwi do mózgu. Pochowano go w katedrze fromborskiej, przypuszczalnie zgodnie z panująca wówczas tradycją w pobliżu ołtarza. Nikt jednak nigdy nie widział tego grobu. Może z wyjątkiem szwedzkich żołnierzy, którzy w czasie potopu zbezcześcili zarówno katedrę, jak i - ponoć - pochowane w niej szczątki.

Dlatego nie wiadomo, czy poszukiwanie archeologów dadzą jakiś rezultat.

Do badań fromborskiej katedry jest wykorzystywany georadar (GPR). Fala impulsowa o określonej częstotliwości zostaje wyemitowana w głąb ziemi. Spotykając na drodze kolejne struktury lub obiekty, odbija się, a wracając, jest rejestrowana na powierzchni. Georadar wykorzystuje częstotliwości fal pomiędzy 10 a 1000 MHz. Typowy system składa się z dwóch anten, znajdujących się w stałej odległości od siebie, jednostki sterującej, rejestratora danych, którym najczęściej jest laptop połączony z jednostką sterującą kablem transmisyjnym oraz urządzenia do pomiaru odległości. System obsługiwany jest przez operatora.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tajemnica krypty w kościele św. Mikołaja
Marcin Ręczmin 08-07-2004, ostatnia aktualizacja 09-07-2004 11:55 . gazeta.pl

Zawartość krypty pod ołtarzem w kościele św. Mikołaja przerosła oczekiwania naukowców i zakonników. Spośród trzech tysięcy ludzkich szkieletów wiele nosi ślady gwałtownej śmierci od kuli, bagnetu lub siekiery

O tym, że w nieotwieranej od lat krypcie pod ołtarzem kościoła św. Mikołaja w Gdańsku znajduje się sporo ludzkich szczątków, wiadomo od kilku miesięcy. Jednak badacze uświadomili sobie, z jaką ilością kości mają do czynienia dopiero teraz, gdy dotarli do jej dna.

- Zgromadzono tu dwa i pół do trzech tysięcy szkieletów - uważa profesor Karol Piasecki, antropolog pracujący na Uniwersytecie Warszawskim i Szczecińskim. - Wiemy jedno, to na pewno nie jest pierwotne miejsce ich spoczynku.

Zdaniem profesora szczątki mogły trafić do krypty na początku XIX w., gdy pruskie władze Gdańska przeprowadziły kasatę zakonu dominikanów. O odpowiedź na to, skąd wzięły się i jak są stare, jest nieco trudniej.

- Ich dobry stan świadczy o tym, że nie spoczywały w grobach ziemnych. Niewykluczone, że najstarsze z nich pochodzą z późnego średniowiecza, najmłodsze właśnie z okresu kasaty - mówi Karol Piasecki.

W przypadku części szkieletów nie ma za to wątpliwości co do przyczyn śmierci. W czaszkach wyraźnie widoczne są niewielkie, okrągłe otwory od kul (najprawdopodobniej muszkietowych) oraz poważne, podłużne szczeliny o równo zarysowanych krawędziach. - To ślady ciosów bagnetem lub siekierą, z całą pewnością śmiertelne - przekonuje antropolog.

Wśród czaszek łatwo zidentyfikować kobiece szczątki. - Wyróżnia je zielony nalot - tłumaczy ojciec Jacek Krzysztofowicz, przeor zakonu dominikanów, do których należy kościół św. Mikołaja. - To znak, że kość miała kontakt z miedzianymi szpilkami, przytrzymującymi na przykład welon.

W krypcie nie brakuje szczątków osób cierpiących na poważne schorzenia. Świadczą o tym zrośnięte i skrzywione kręgi (tacy ludzie byli garbaci) oraz naznaczone zapaleniami stawy (ci z kolei powłóczyli nogami).

Ekipa profesora Piaseckiego wydobyła z krypty mniej więcej połowę kości. Dokończenie pracy potrwa kilka dni, ale ustalenie dokładnych informacji na ich temat zabierze miesiące. A to jeszcze nie koniec tajemnic krypty, gdyż znaleziono w niej zamurowane przejście, prowadzące do dalszych, niezidentyfikowanych pomieszczeń. Ojciec Krzysztofowicz zamierza w najbliższym czasie przebić się przez mur.

Krypta pod ołtarzem miała być miejscem spoczynku dominikanów sprzed kilku wieków, których szczątki odkopali dwa lata temu warszawscy archeolodzy. Do niedawna nie było wiadomo o jej istnieniu, choć w XX w. ktoś ją już otwierał: wzdłuż ścian pomieszczenie biegną cienkie rury kanalizacji wodnej. Badania archeologiczne wokół terenu klasztoru trwają od kilku lat. Po ich zakończeniu dominikanie zamierzają wyeksponować odnalezione zabytki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łabuszyn

Tamara Zajączkowska z bydgoskiego oddziału Służby Ochrony Zabytków już przed rozpoczęciem jakichkolwiek prac uprzedzała, że dwa tygodnie to za krótko, by odkryć cały zarys murów średniowiecznego zamku. Dziś jest wręcz przekonana, że przez trzy ostatnie lata archeologom nie udało się uczytelnić nawet połowy murów. Badania trzeba więc będzie kontynuować.
Podczas tegorocznych badań archeologom w warstwie gruzowej udało się jednak znaleźć sporo monet pochodzących z XVII wieku. - Może to oznaczać, że właśnie w tym czasie nastąpił kres zamku - mówi pani Tamara. Zaznacza, że jest to jedynie hipoteza. Fakt, że na wyspie nie znaleziono żadnych XVIII-wiecznych monet, pozwala jej wysnuć taką właśnie hipotezę. Przyznaje, że kłóci się to trochę z źródłami historycznymi, z których wynika, że w XVIII wieku zamek jeszcze istniał. Tłumaczy, że może to wynikać z tego, iż miejsce, w którym stał zamek, jeszcze długo po jego zniszczeniu, miejscowi mogli nazywać właśnie zamek". Stąd te zapisy. Archeolodzy chcieliby bardzo, by w Łabiszynie powstała jakaś stała ekspozycja. Czy jest to możliwe? Do tematu jeszcze powrócimy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Murami do zamku

Pierwsze, wyłącznie naukowe wykopaliska archeologiczne w Kościanie już się rozpoczęły. Naukowcy są niemal pewni, że w wytyczonym miejscu przebiegał dawny mur obronny. Wierzą, że doprowadzi ich do zamku starosty, który również zamierzają odkryć.



Dziennik Informacyjny ABC donosi:
Prawdopodobny ślad murów obronnych przy ulicy Wyszyńskiego (na nieużytku za Domem Parafialnym) wskazują plany posiadane przez Muzeum Ziemi Kościańskiej oraz rekonstrukcje poparte badaniami geofizycznymi. Na tej podstawie wytyczono teren o powierzchni 18 metrów kwadratowych, gdzie we wtorek, 20 lipca, rozpoczęły się prace odkrywkowe. Prowadzą je pracownicy zatrudnieni przez miasto w ramach robót interwencyjnych, pod okiem Janusza Grupińskiego, archeologa z muzeum. Konsultację naukową zapewniają: prof. Janusz Czebreszuk i prof. Hanna Koczka-Krenz z UAM w Poznaniu oraz Jacek Nowakowski z leszczyńskiej delegatury Wojewódzkiego Oddziału Służby Ochrony Zabytków w Poznaniu. Zadanie finansuje Urząd Miejski w Kościanie.

– Mury obronne oraz zamek starosty zostały rozebrane przez mieszkańców w pierwszej połowie osiemnastego wieku. Cegła była wtedy łakomym kąskiem, zbudowano z niej wiele kamienic w centrum miasta – mówi Janusz Grupiński. – Rozpoczęliśmy badania, bo chcemy poznać pierwotny stan murów obronnych. One doprowadzą nas do zamku. Wiemy dziś, że mieścił się on w odległości dwustu pięćdziesięciu metrów od rynku.

Pierwsze zadanie grupy archeologicznej polega na ściągnięciu warstwy wierzchniej do głębokości pół metra. Prace wykonywane są za pomocą łopaty. Już pierwszego dnia znaleziono tam szczątki naczyń ceramicznych oraz kafli i butelek, które zostały zabezpieczone w muzeum. Z planów wynika, że mur obronny powinien się mieścić na głębokości dwóch metrów. Archeolodzy zamierzają doprowadzić wykop do trzech metrów.

Podejrzewają, że jeszcze w tym tygodniu powinni trafić na konkretny ślad.

– Gdy odkryjemy mur, wówczas poszerzymy plac badań aż do sąsiadującej z nim ulicy. Wtedy będziemy wiedzieć, w jakim kierunku prowadzić dalsze wykopaliska, by w przyszłości dojść do zamku – dodaje Janusz Grupiński.

Zamek jest dla archeologów dalekosiężnym, ale ważnym celem. Obiekt powstał w XV wieku, był wielokrotnie przebudowywany i spalony przez Szwedów w czasie potopu. Rezydował tam starosta kościański, ówczesny przedstawiciel króla. Zamek funkcjonował do pierwszej połowy XVIII wieku. Po grabieżczej rozbiórce ślad po nim zaginął. Wiadomo jednak, że obecnie na tym terenie mieszczą się budynki szpitala.

Archeolodzy mają bardzo komfortowe warunki pracy. Prowadzą badania na nieużytku, nie pogania ich inwestor, mogą spokojnie dokumentować kolejne etapy. I choć pozwolenie na badania jest ważne do 30 września br., będą mogli je przedłużyć.

źródło: Dziennik Informacyjny ABC - 27.07.2004

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odkrycie archeologów: pochylnia dawnej stoczni przy ul. Lastadia
mik 27-07-2004, ostatnia aktualizacja 27-07-2004 20:44

Pochylnia z Lastadii mogła być używana w XVII w. Z ówczesnych źródeł wynika, że stocznia była wówczas podzielona na trzy części

Wykopaliska przy ul. Lastadia zaczęły się na dobre w czerwcu. Specjaliści z Muzeum Archeologicznego w Gdańsku pracują na placu, który zamierza wkrótce zabudować firma Inwest Komfort. Przez kilka wieków działały tam szkutnicze warsztaty. Archeolodzy znajdowali tu dotychczas pokłady wiór i trocin, które zostały w ziemi po deskach jakie tam piłowano. A w tym miesiącu natrafili na solidną konstrukcję z drewna: pochylnię, służącą do spychania statków na wodę.

- Podobne odkopano na terenie dwóch starych, holenderskich stoczni - opowiada Lech Trawicki z Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku.

Pochylnia z Lastadii mogła być używana w XVII w. Z ówczesnych źródeł wynika, że stocznia była wówczas podzielona na trzy części: skład drewna, zabudowania gospodarcze i miejsce przeznaczone do budowania statków, wyposażone w potrzebne urządzenia. Wszystko wskazuje na to, że badacze znajdują się właśnie w tym miejscu. Obok pochylni znajdują świdry, gwoździe szkutnicze, podkładki i nity.
gazeta.pl
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skarb z Głogowa
Majka Majewska 11-08-2004, ostatnia aktualizacja 11-08-2004 20:13

Na razie wiadomo tyle, że właściciel, który ponad 300 lat temu zakopał skarb w dzisiejszym centrum Głogowa, był bardzo, bardzo zamożny. - Być może na liście 100 najbogatszych zajmowałby miejsce w pierwszej dziesiątce - śmieją się archeologowie, którzy kilka dni temu odkopali 5,5 tysiąca złotych i srebrnych monet.

O wartości znaleziska archeologowie na razie milczą. - Nie chcę podawać nawet przybliżonych sum. Zanim powiemy, ile to jest warte, trzeba to skatalogować, konserwować. Monet jest 5,5 tysiąca, nie zdołaliśmy nawet każdej z nich dokładnie obejrzeć, więc nie chciałbym spekulować. Niemniej to bardzo cenne znalezisko, dla nas archeologów szczególnie, bo nie każdemu udaje się trafić na coś takiego - tłumaczy Zenon Hendel, kierownik działu archeologicznego Muzeum Archeologii i Historii w Głogowie. Nieoficjalnie mówi się, że skarb może być drugim co do wielkości po skarbie średzkim.

Monety odnaleziono kilka dni temu w centrum Głogowa, gdzie od kilku miesięcy trwają wykopaliska. Skarb znalazło dwóch pracowników. - Poszukiwania prowadzi się ręcznie, odsiewając kolejne warstwy. Pod jedną z nich, w jamie, pracownicy znaleźli najpierw kilka monet, a potem całą masę - opowiada Hendel. Przy znalezisku zostali tylko zaufani pracownicy, cała reszta została zwolniona do domu. Wszystko po to, by skarb został porządnie zabezpieczony. - Nie chcę zdradzać tu całej procedury, ale dopóki takie wykopalisko nie zostanie zabezpieczone i złożone w odpowiednim dla niego miejscu, trzeba zachować odpowiednie środki ostrożności - uchyla rąbka tajemnicy Hendel.

Monety były schowane w drewnianej skrzyni. Większość owinięta była w płócienne woreczki. Ze skrzyni zostały tylko okucia i trochę drewnianych elementów. Z woreczków same skrawki. - Wygląda na to, że ktoś specjalnie ukrył skarb tak głęboko. Nie wiadomo tylko, w jakich okolicznościach. Być może w czasie wojny 30-letniej, więc wiązałoby się to być może z jakąś dramatyczną historią - albo chował to przed kimś, albo dla kogoś. Będziemy próbowali się tego dowiedzieć - zapewnia archeolog. Jedno jest pewne - był to człowiek bardzo zamożny. Wśród znaleziska są 273 złote monety, m.in. dukaty, 300 srebrnych, np. talary, i pięć tysięcy mniejszych monet także ze srebra, m.in. krajcary. Archeologowie wypatrzyli też szelągi, monety tureckie, jeden złoty dukat francuski. Na niektórych data wybicia to rok 1555, na innych 1648. - Wtedy było to bardzo dużo pieniędzy. Widać nie należy majątku chować, tylko go używać, bo inaczej może się po prostu zmarnować, tak jak w tym przypadku - mówi Leszek Lenorczyk, dyrektor muzeum.

Teraz skarb trafi do laboratorium. Będzie konserwowany. Złote monety zachowały się w bardzo dobrym stanie, ale część srebrnych jest skorodowana. Niewykluczone, że niektóre z nich będą musiały się moczyć w odpowiednich płynach nawet pół roku. Nie wiadomo jeszcze, gdzie zostanie skarb. Prezydent miasta zapowiada, że zrobi wszystko, by w Głogowie. To jednak zależy od wojewódzkiego konserwatora zabytków i departamentu Ministerstwa Kultury.

Jak u sportowca

Majka Majewska: Jakiego rodzaju emocje odczuwają archeolodzy, którzy trafiają na taki skarb?

Zenon Hendel: Nieprawdopodobna adrenalina. Wielka radość. To emocje inne niż sportowe, ale równie silne. Człowiek jest po prostu pijany ze szczęścia".

Mógł Pan spać, kiedy wrócił Pan tego dnia do domu?

- Tak, ale byłem bardzo zmęczony.

Może Pan się teraz skoncentrować na czymkolwiek innym?

- Nie bardzo. Cały czas myślę o tych monetach i o okolicznościach, w których zostały tu schowane. Chciałbym się dowiedzieć, co się stało, dlaczego ktoś musiał albo chciał je tu zostawić. Jak dramatyczne były okoliczności, w których to się stało.


Majka Majewska
gazeta.pl
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U nas jeszcze lepsze sytuacje, mówi archeolog o poszukiwaczach, którzy kradną zabytki. Takich rzeczy być nie może, trzeba zgłaszać, to podstawa.


Koniec wykopalisk na cmentarzysku w Mokrej
Tadeusz Piersiak 20-07-2004, ostatnia aktualizacja 20-07-2004 19:37

Mieszkańcy Mokrej byli zamożni i mieli międzynarodowe kontakty. Przy narodzinach pomagała im akuszerka. A medyk posługiwał się skalpelem. To efekt dziesiecioletnich badań na największym cmentarzysku kultury przeworskiej w Polsce i jednym z większych przedsięwzięć archeologicznych ostatniej dekady.

To już ostatni sezon archeologiczny w lesie w Mokrej w gminie Miedźno. I krótszy niż poprzednie, bo skończy się za tydzień, dwa.

- Przebadaliśmy 85 procent stanowisk - podsumowuje dr Marcin Biborski z Uniwersytetu Jagiellońskiego, kierujący wykopaliskami. - Resztę zniszczyli poszukiwacze skarbów, którzy pierwsi penetrowali cmentarzysko i prześladowali nas swoją działalnością przez cały czas badań.

Od rabusiów wszystko się zaczęło. Przed dziesięcioma laty dwaj mieszkańcy Mokrej zaczęli odwiedzać kolekcjonerów zabytków archeologicznych. Oferowali stare miecze i części tarcz. Trafili też do Muzeum Częstochowskiego oraz Instytutu Archeologii UJ. Uczeni powiadomili policję.

- To była precedensowa sprawa - mówi Biborski. - Po raz pierwszy ktoś został skazany za rabowanie cmentarzyska. Co prawda wyrok okazał się zupełnie symboliczny: dwa lata w zawieszeniu. Ale może to podziałało choć na część rabusiów.

Jednak nie na wszystkich. Kiedy przed prawie dziesięcioma laty archeolodzy zaczęli kopać w Mokrej, rabusie pojawiali się natychmiast po ich odejściu ze stanowisk. I tak do dziś.

- To sprawa świadomości - mówi Biborski. - Byłem bowiem na Bornholmie, którego mieszkańcy też nie są tak bogaci. Wśród nich jest spora grupa archeologów amatorów. Jednak ściśle współpracują z naukowcami. Widziałem, jak oddają nawet złote przedmioty wydobyte z ziemi.

W Mokrej wykopano wiele archeologicznych skarbów. Osada była dosyć bogata, o czym świadczą m.in. szklane naczynia znajdowane w grobach. Także o dużej wartości artystycznej. Zamieszkujący ją Germanie Wschodni (Kiedy jesteśmy w Unii, już można ich tak nazywać - żartuje doktor. - Jeszcze dziesięć lat temu był to temat wstydliwy") mieli szerokie kontakty. Na przykład z Rzymu pochodziły umieszczane przy zmarłych srebrne denary.

- Jednak prawdziwe skarby to rzeczy pozornie banalne - podkreśla Marcin Biborski. - Choćby trzy metalowe szpile. Świadczą o tym, że w osadzie działała akuszerka; szpile służyły do przebijania powłok płodowych. To jedyne tego typu świadectwo w cmentarzyskach kultury przeworskiej w Europie. Znaleźliśmy również skalpel, mówiący o wysokim poziomie medycyny. Zupełną niespodzianką były groty używane przez Gotów, nawet z odległych terenów Norwegii.

Archeolodzy przez wszystkie lata badań na cmentarzysku w Mokrej wydobyli z ponad 470 grobów 3500 zabytków. To unikatowy materiał badawczy, który teraz trzeba będzie opracować. W przyszłym roku dr Biborski chciałby zacząć kopać w osadzie odległej od cmentarzyska o jakieś półtora kilometra. - Nowe wykopaliska uzupełnią być może i tak rewelacyjne efekty dotychczasowych badań - ma nadzieję archeolog.

Kultura przeworska

Rozwijała się od II w. p.n.e. po wczesny okres wędrówek ludów - dzięki badaniom w Mokrej wiadomo, że do pierwszych dziesięcioleci V w. n.e. Swoim zasięgiem objęła większość ziem Polski, z wyjątkiem części północnej. Powstała w wyniku oddziaływań ośrodków celtyckich. Nazwę przyjęła od cmentarzyska Gać koło Przeworska.

Jest znana głównie z cmentarzysk, na których obowiązywał ciałopalny obrządek pogrzebowy. Spalone szczątki zmarłego trafiały - jak w Mokrej - do tzw. grobów popielnicowych: zamknięte w ceramicznym naczyniu były otaczane przedmiotami codziennego użytku. Pojawiały się także groby jamowe - tam popioły wsypywano bezpośrednio do mogiły. Większe przedmioty, głównie broń, prawdopodobnie pod wpływem obrządku celtyckiego niszczono: gięto lub łamano.

W kulturze przeworskiej na wielką skalę rozwinęła się produkcja żelaza, o czym świadczą liczne przedmioty żelazne i narzędzia kowalskie wydobyte z grobów. Żelaza dostarczał wielki ośrodek hutniczy działający w Górach Świętokrzyskich. Ludność kultury przeworskiej prowadziła ożywiony handel z ośrodkami celtyckimi i italskimi, a w późniejszym okresie m.in. z prowincjami rzymskimi. Potwierdzenie tego znaleziono również na cmentarzysku w Mokrej.

Marcin Biborski

Od prawie dziesięciu lat badania wykopaliskowe w Mokrej prowadzi Marcin Biborski z Krakowa. Mieszka z odbywającymi praktyki studentami w wiejskiej szkole miesiąc czy dwa każdego roku. Nic więc dziwnego, że wszyscy we wsi wiedzą, kiedy przyjeżdżają archeolodzy, gdzie kwaterują, rozpoznają charakterystyczną postać ich szefa.

Skończył archeologię na Uniwersytecie Jagiellońskim w 1973 roku. Do 1982 roku pracował w Muzeum Archeologicznym w Krakowie. Później - w Instytucie Archeologii UJ. Obecnie jest kierownikiem Pracowni Archeometalurgii i Konserwacji Zabytków. Ma też status rzeczoznawcy Ministra Kultury i Sztuki.

Jako badacza szczególnie zajmuje go okres wpływów rzymskich, w tym zagadnienia związane z uzbrojeniem epoki żelaza oraz technologia produkcji starożytnych wyrobów metalowych. Interesuje się również nowoczesnymi metodami konserwacji zabytków archeologicznych i rzemiosła artystycznego.

- Mam nadzieję - powiedział nam - że w przyszłym roku znów pojawię się w Mokrej z nowym grantem na badanie osiedla kultury przeworskiej. Bo cmentarzysko już definitywnie kończymy i żal byłoby rozstawać się z tą miejscowością. Z mieszkańcami Mokrej bardzo się zaprzyjaźniliśmy. To ludzie życzliwi i mili. Choć oczywiście są wyjątki, które utrudniały nam pracę poszukiwaniem skarbów.

Pozanaukową pasją Biborskiego jest fotografia. Właśnie kupił sobie cyfrowego canona, ale żal mu analogowych aparatów, których zdążył zgromadzić całą kolekcję. Zaczynał od dokumentowania stanowisk archeologicznych, ale szybko dostrzegł piękno przyrody. I zajął się fotografią przyrodniczą. Robioną dla własnej przyjemności i satysfakcji.

Dla Gazety

Anna Węglarz, pochodzi ze Szczawnicy, studentka archeologii na UJ: - Przekopujemy ostatnie już groby, leżące na obrzeżach cmentarzyska. Wykonujemy pracę mało efektowną, którą ktoś jednak zrobić musi. Uprzedzono nas, że to już koniec badań w Mokrej i na ekscytujące znaleziska raczej nie powinniśmy liczyć. Dlatego cieszymy się każdym znalezionym drobiazgiem. A odkryliśmy już kilka ceramicznych naczyń. Jesteśmy po pierwszym roku, to nasze pierwsze wykopaliska, więc i tak wszystko jest dla nas nowe i ekscytujące.

gazeta.pl
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niezwykłą wieżę badają archeolodzy we wsi Stołpie koło Chełma: drugiej takiej ani podobnej nie ma w całej Polsce. Wzniesiono ją w XII stuleciu dla małej wspólnoty klasztornej - zaledwie kilku osób. Stanęła na miejscu pogańskiego świętego źródła. Wiele wskazuje, że obiekt jest rodem z Bizancjum.


Średniowieczna kamienna wieża nie jest ani romańska, ani gotycka, może dlatego nie uwzględniają jej podręczniki zabytków architektury. Nazwa wsi wzięła się właśnie od niej: stołpa, czyli wieża. Wszyscy mediewiści wiedzą, że taki obiekt istnieje, ale nie wiedzą - czym był. Badano go jeszcze w czasach carskich, przed I wojną, potem w latach 70. ubiegłego wieku. Przypisywano mu różne funkcje: miał być baptysterium służącym do chrzczenia pogan, upatrywano w nim obronnego gródka rycerskiego. Jednak aktualnie prowadzone wykopaliska, którymi kieruje prof. Andrzej Buko, finansowane przez Ministerstwo Nauki i Informatyzacji, nie potwierdzają tych hipotez. Z prowadzonych obecnie wykopalisk wynika, że obiekt jest o wiele bardziej tajemniczy, niż dotychczas przypuszczano.

Prof. Andrzej Buko, Instytut Archeologii i Etnologii PAN, Instytut Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego
Archeolodzy wydobywają materialne ślady przeszłości, ale często znajduje w nich odbicie sfera ducha. Ten obiekt nie służył ani wygodzie, ani bezpieczeństwu, dotykamy tu materialnych śladów spraw wyższych". Dlatego tak trudno dojść do ich sedna. Tutaj mamy klasyczny przykład, że bez wgłębienia się w idee, jakie krążyły" po Europie w XII i XIII wieku, nie rozwikłamy tej zagadki. Były to czasy rozbicia Polski, walk pomiędzy władcami poszczególnych dzielnic. Nie wykluczam, że pomysł budowli w Stołpiu zrodził się w ówczesnych najwyższych, dworskich sferach, być może obiekt wzniesiono dla kogoś konkretnego, kto wypadł" z ówczesnej politycznej gry. W otoczeniu ówczesnych władców bywali zakonnicy, mogły się zaznaczać wpływy rusko- -bizantyjskie, i niewykluczone, że ich efekt teraz badamy. Przypominam, że mniej więcej w tym czasie, opodal w Chełmie, powstawał zamek, kto wie, czy obiekt w Stołpiu nie jest z nim w jakiś sposób powiązany, mam wrażenie, że garstka odosobnionych osób w Stołpiu czuła się bezpiecznie pod skrzydłami" zamku w Chełmie.

W badaniach biorą udział architekci, biofizycy, przyrodnicy, a także francuscy geomorfolodzy z paryskiego Uniwersytetu Sorbona.

Dziwny obiekt

Wieża wysokości 17 metrów stoi tuż przy ruchliwej szosie Lublin - Chełm, ale nie na wyniosłości, nie na kulminacji terenu, wręcz przeciwnie, w siodle między dwoma wzgórzami. 800 lat temu, podobnie jak teraz, nie rzucała się w oczy. Nie mogła być elementem obronnego gródka rycerskiego, ponieważ jej okna to nie wąskie strzelnicze szpary, ale szerokie otwory, w sam raz takie, aby pięknie wyglądały w nich witraże. Wieża nie stała też w obrębie muru czy wału warownego ani fosy.

Ale najdziwniejszy element znajduje się na jej szczycie. Usytuowano tam kaplicę na planie krzyża greckiego, z apsydami; kaplica była wyjątkowa, nie z kamienia, ale z cegieł, podłogę stanowiły glazurowane płytki. Wejście do niej znajdowało się na czwartej kondygnacji. - Trudno oprzeć się wrażeniu, że wieża została wzniesiona jedynie po to, aby zwieńczyć ją właśnie tą kaplicą - zauważa prof. Andrzej Buko.

Do wieży przylega kolejna zagadkowa i dziwna struktura: sztucznie ułożony kamienny cokół, na który narzucono wyrównującą warstwę ziemi. Na tak powstałej platformie zbudowano względnie duży, kilkumetrowy budynek przylegający do południowej ściany. Natomiast ściana wschodnia była zupełnie inna, ograniczały ją duże drewniane bale. Od strony zachodniej kolejna niespodzianka: tu wystawały z obiektu poziome bale, na których - jak przypuszcza prof. Buko - mogły być pomosty - ma to o tyle sens, że bezpośrednio pod nimi spod tego obiektu wypływało silne, wydajne źródło. Tak było jeszcze kilkanaście lat temu, teraz źródło istnieje, ale bije słabo. Z pomostu byłoby zatem wygodnie czerpać wodę bez konieczności opuszczania dziwnej budowli. Wiodły do niej od południa schody ułożone z kamiennych płyt, przeznaczone dla ludzi, o wjeżdżaniu tam konno nie mogło być mowy.

Dziwne przeznaczenie

Na podstawie analizy węgla radioaktywnego C14 ustalono, że obiekt powstał w drugiej połowie XII wieku. Istniał krótko, zaledwie jedno stulecie, spłonął około roku 1270 (+/-30), czyli prawdopodobnie podczas najazdu tatarskiego, potem go już nie odbudowano. Obiekt mogło zamieszkiwać najwyżej kilka osób. Nie była to z całą pewnością budowla obronna, brak wałów sprawia wrażenie, że służyła odosobnieniu jego mieszkańców, a nawet więcej: oderwaniu od ziemi i spraw ziemskich". Wskazuje na to kaplica usytuowana na szczycie wieży i wyniesienie" struktury mieszkalnej ponad ziemię, ponad źródło.

Dziwne jest również to, że w warstwie ziemi, jaką narzucono na kamienny cokół, archeolodzy znaleźli ziarna zboża - nie pojedyncze, ale w wielkiej ilości, tak jakby ktoś wysypał je tam specjalnie; i zapewne tak właśnie było, prof. Buko interpretuje to jako swego rodzaju ofiarę zakładzinową. Cały zaś obiekt skłonny jest łączyć z jakąś wspólnotą klasztorną, niewielką, chyba obcego pochodzenia, budowla ta nie znalazła bowiem naśladownictwa. Kim byli jej mieszkańcy, skąd przybyli? Zagadka nie jest ostatecznie rozstrzygnięta, ale prof. Buko wskazuje na Bizancjum. Wieża w Stołpiu stanęła na pograniczu ruskim, a gdy mowa - odnośnie do tamtych czasów - o Rusi, to należy brać pod uwagę kulturę bizantyjską. Tam rozwijały się małe wspólnoty klasztorne, ruch eremicki, tam krzewiła się idea odosobnienia. Była jednak na tyle obca", że nie znalazła naśladowców.

Dziwne koleje losu

Obiekt w Stołpiu nie powstał w miejscu przypadkowo wybranym, stanął nad prastarym, świętym pogańskim źródłem. Mimo tego, osiemset lat temu ani idea, ani forma tego obiektu nie znalazły zwolenników i naśladowców. A jednak - jak zauważa mgr Danuta Sadkowska, dyrektor zespołu szkół w Stołpiu - od jakiegoś czasu wykształcił się nieoczekiwany obyczaj: pary nowożeńców przyjeżdżają robić sobie zdjęcia pod wieżą. Na razie jednak ta popularność nie przekłada się na poprawę losu wieży. Jest ona w złym stanie, przechyla się na stronę wschodnią. Tuż obok biegnie ruchliwa szosa, co minutę przejeżdżają tamtędy wielotonowe ciężarówki - a wówczas wieża drga. Jeżeli w porę nie zostaną podjęte poważne prace konserwatorskie, unikalny obiekt runie.-

KRZYSZTOF KOWALSKI
www.rzeczpospolita.pl
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tegoroczny sezon archeologiczny obfitował w sporo niespodzianek. W ręce naukowców wpadły fragmenty ceramiki, dokopali się też do fundamentów dawnych domostw. - Oprócz domostwa z końca epoki brązu odnaleźliśmy również koliste obiekty wędzarni - mówi doktor Krzysztof Walenta, kierownik wykopalisk. - Wśród jej elementów odkopaliśmy już dzwoneczek i wczesnośredniowieczny nóż.
Celem archeologów jest poznanie przestrzennego układu osady i jej strukturę. Być może badania w Ostrowitem dadzą odpowiedź, jak długo istniała osada i jakie kultury ją zamieszkiwały. - Wiemy już, że zmierzch osadnictwa na tym terenie nastąpił po lokacji krzyżackiej, gdy wieś przeniesiono do obecnego Ostrowitego - dodaje Walenta. - Na pewno przeplatało się w niej wiele kultur, co udowadniają zabytki kultury materialnej.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
Grudziądz
SENSACJA. Średniowieczne freski w barokowym kościele

Odkrycie w Grudziądzu

Gotyckie obramowanie kominka z czaszką w zakrystii barokowego kościola
Fot. Archiwum

W trakcie trwającego remontu barokowego kościola pojezuickiego w Grudziądzu przypadkowo natrafiono w zakrystii na pozostalości średniowiecznej architektury gotyckiej i fresków najprawdopodobniej z XIII w. O randze tego odkrycia zadecydują badania archeologiczne.


- Ekipy remontujące ten grudziądzki kościól, który uwazany jest za perle baroku - mówi Marek Szajerka, prezes oddzialu Polskiego Towarzystwa Historycznego - dokonaly sensacyjnego, moim zadaniem, odkrycia. We wnece pod schodami, ze sklepieniem kolebkowym, natrafiono bowiem na pozostalości obramowania kominka, charakterystycznego dla średniowiecznej architektury gotyckiej. Na sklepieniu natomiast, w bardzo dobrym stanie zachowaly sie freski z symbolem Trójcy Świetej oraz równoramienny krzyz w kole z czterema kropkami. Jest to rysunek, który wystepuje na denarach średniowiecznych do XIII wieku.
Zapewne to odkrycie wprowadzi w zaklopotanie historyków sztuki, którzy orzekli, ze budynek kościola powstal od fundamentów na przelomie XVII i XVIII w. Nie powinno wiec byc w nim średniowiecznych elementów dekoracyjnych. Odkrycie średniowiecznych fresków i kominka w barokowym kościele z XVIII wieku mozna porównac do znaczenia odkrycia przed 1939 r. fresków w innym grudziądzkim kościele p.w. św. Mikolaja. Na podstawie tych wstepnych danych, nie potwierdzonych jednak przez sluzby archeologiczne, mozna wyciągnąc wniosek, ze mury grudziądzkiego pojezuickiego kościola p.w. św. Franciszka Ksawerego są o okolo 500 lat starsze, anizeli podaje to Katalog Zabytków. - Unikatowośc tych średniowiecznych fresków - dodaje Marek Szajerka - w kościele pojezuickim polega na tym, ze byly one pierwotnie wykonane w pomieszczeniu mieszkalnym i nigdy nie byly zamalowane. Wprawdzie są one w tej chwili w kościelnej zakrystii, jednak pierwotnie bylo to pomieszczenie plebani. Nie są to wiec freski w miejscu kultu religijnego, czyli odpowiadają kategorii malarstwa świeckiego, a jest ono rzadkością w skali ogólnopolskiej.
O tym sensacyjnym, z historycznego punktu widzenia, odkryciu dowiedzieliśmy sie w sobotnie popoludnie. Nie udalo nam sie juz skontaktowac z miejskimi i wojewódzkimi sluzbami archeologicznymi. Do sprawy powrócimy w jutrzejszym wydaniu Pomorskiej"



za info: http://www.gpmedia.pl/
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie