Czytam to czytam i powiem tak: sporo jest zastanawiajacych i zagadkowych sytuacji które opisujecie i ktorych pewnie nie zawsze da sie logicznie i sensownie na zimno. MOja historia moze nie jest tak ekcytujaca i nie opisuje jakiegos bardzo konkretnego zdarzenia ale... ludzie z Breslau ktorzy biegaja z wykrywkami znaja doskonale grób 11 kompani" czyli Piskorzowice czyli Peiskerwitz. Nieduza wioska wrśrd lasów i pół nad Odrą. Wlepie za Hydralem opis tego miesjca i tego co sie tam działo (lekko skróciłem): Piskorzowice to były wrota piekieł, masowy grób 11 kompanii." Piękne widoki wiosną, mnóstwo kwitnących drzew owocowych i krzewów, małe zarośnięte pagórki i jedyny zachowany dom, robią niesamowite wrażenie. Tak dziś wyglądają Piskorzowice... Wbrew przypuszczeniom, nie była to wcale taka mała wieś. Przed wojną znajdowała się tutaj szkoła, niewielki zajazd i mieszkało około 200 osób pracujących głównie na roli. Dorobek kilkunastu pokoleń zniszczyła jedna noc z 29 na 30 stycznia 1945 roku. Wioska w grudniu 1944 roku stała się ważnym punktem strategicznym wojsk niemieckich. Jej położenie (zaledwie 200 metrów od rzeki Odry) przyczyniło się do tego, że miejscowość została włączona w pas obrony o nazwie Oder-Breslau", z którym Niemcy żywili nadzieje powstrzymania radzieckiego marszu na Berlin. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że jeżeli linia Odry zostanie przełamana, nic już nie powstrzyma czerwonej zarazy przed zalaniem Rzeszy" - jak podawała goebbelsowska propaganda. Aby ostatecznie zamknąć pierścień wokół Twierdzy Wrocław Armia Czerwona musiała zdobyć ten przysiółek i wyprzeć całkowicie oddziały niemieckie w kierunku miasta. Pierwsze natarcie, z marszu, nie powiodło się i żołnierze radzieccy ze znacznymi stratami musieli się cofnąć na prawy brzeg Odry. Drugi atak, powtórzony kilkanaście godzin później (29 stycznia) zdołał uchwycić przyczółek na drugim brzegu rzeki. Prawie całkowicie wycięty został broniący się tutaj batalion SS Speckman". Dowództwo niemieckie, przeczuwając ostateczną klęskę wysłało broniącym się najbardziej elitarny pułk SS Besslein". Tak swoje walki w Piskorzowicach wspomina jeden z esesmanów Georg Haas, który w latach 70. wydał książkę pt. Płomienie nad Odrą": Na skutek naszego silnego obstrzału natarcie radzieckie zaczęło się załamywać, byliśmy już prawie we wiosce i myśleliśmy, że idziemy dobić Iwana", kiedy nagle zza budynków wyjechały przeklęte czołgi Stalina, wybuchła potworna panika, byliśmy wprost dziesiątkowani. (...) Następnie żołnierz opisuje odwrót swojej kompani w stronę Wrocławia, ciężkie walki w lasach Piskorzowic i morze krwi", jakie zostało tam przelane. Autor pisze również, że wszędzie było czerwono od krwi i wybuchów (...). Piskorzowice to były wrota piekieł, masowy grób 11 kompanii. (...). Ze 123 ludzi należących do tej kompanii, wchodzącej w składpułku Besselein", zdolnych do dalszej walki przetrwało 23. Niemcy w trakcie desperacji przerzucili w to miejsce jeszcze cały oddział Volkssturmu, słabo wyszkolony i uzbrojony. W niedługim czasie został on praktycznie zmiażdżony. Niemieckie niedobitki przedostały się do oblężonego Wrocławia, gdzie wzmocnione przez nowych ludzi brały udział w obronie Twierdzy. Bitwa, a zwłaszcza jej finał, była wielkim sukcesem wojsk radzieckich. Został złamany jeden z najsilniejszych punktów oporu armii niemieckiej. Nie jest znana dokładna liczba poległych, ale musiała być znaczna, skoro jeszcze wiele lat po wojnie można było natrafić tutaj na ludzkie szczątki. Do dzisiaj natura nie zdołała zatrzeć śladów tamtych zażartych walk. Prawie wszędzie w okolicy Piskorzowic można natknąć się na liczne okopy, transzeje i leje po pociskach artyleryjskich oraz granatach moździerzowych. A przy odrobinie szczęścia można natrafić na łuskę, odłamek lub zniszczoną maskę przeciwgazową. Alfred Dziak, jeden z pierwszych osadników w Pisarzowicach, w wiosce położonej zaledwie 1,5 km od opisywanej miejscowości, wiele lat przepracował na naszej średzkiej ziemi i wiele pamięta z tamtych trudnych czasów. A tak wspomina swój pierwszy pobyt w Piskorzowicach w 1947 roku: - Byłem wtedy młodym chłopakiem. zatrudniłem się przy wycince drzew. W Piskorzowicach było mnóstwo starych dębów, mocno uszkodzonych przez działania wojenne. Wszystkie drzewa wycinaliśmy wtedy ręcznie, piłą moja-twoja". Odgarniając liście wokół następnego drzewa, które mieliśmy wyciąć, moja ręka natrafiła na jakiś twardy przedmiot. Wyrwałem go z podłoża. Był to skorodowany hełm niemiecki, z którego wypadła ludzka czaszka. Po chwili zauważyłem, że pod ściółką znajduje się kompletny szkielet żołnierza. Był na nim pas, ładownice, manierka, nawet karabin, który po przeładowaniu jeszcze działał. Był to okres po zdaniu broni, więc wyrzuciłem go do pobliskiego stawu... Od pana Alfreda dowiedziałem się również, że w Pisarzowicach mieszka jeszcze jeden człowiek, który może znać więcej szczegółów na temat wspomnianych walk, ponieważ przymusowo pracował w tej miejscowości od 1943 roku. Pan Jan - mój kolejny rozmówca - przedstawił mi swoją relację z pobytu w Piskorzowicach: - W Pisarzowicach mieszkam od 1943 roku. Dostałem się tutaj jako przymusowy robotnik. W trakcie samej bitwy nie było mnie w tej miejscowości. Zostałem wywieziony wraz z innymi w głąb Rzeszy. Wróciłem tutaj dopiero w maju 1945 roku. Chciałem zamieszkać w tej wsi. Chodziłem wtedy na spacery do Piskorzowic. Wioska praktycznie nie istniała, wszędzie unosił się nieznośny fetor i na każdym kroku leżały ciała poległych żołnierzy. W trakcie jednego ze spacerów natknąłem się na spaloną stodołę. Musiała być czymś w rodzaju szpitala polowego. W środku znajdowało się około 10 zwęglonych trupów niemieckich żołnierzy. Wszędzie leżały hełmy, puszki na maski gazowe, manierki i broń, a z pobliskich drzew sterczały tylko kikuty... Natomiast żadne źródła nie informują o żołnierzach słowackich, walczących po stronie niemieckiej. Pan Jan otrzymał w latach 60. list ze Słowacji z prośbą żony o informację na temat poległego tutaj jej męża, żołnierza słowackiego. Piskorzowice były miejscowością najbardziej zniszczoną w skali powiatu średzkiego i nie zdołały się już podnieść z ruin. Jak widać historia wsi jest bardzo burzliwa i skłania do refleksji o przemijaniu wszystkiego. Choć nie ma tej wsi na prawie żadnej mapie, nie należy skazywać jej na zapomnienie. Paweł Duma Ze strony http://naszestowarzyszenie.webpark.pl/dzieje_piskorzowic.htm Ze swiadomoscią wszsytkich tych wojennych zdażeń postanowilismy dwa lata temu , w rocznice styczniowych wydarzeń sprawdzic jak to jest kiedy musisz w nocy tkwic w okopie na mrozie w sniegu. Spiwory wojskowe, karminaty, umudurowwanie i spedzilismy 2 noce w sniegu. Powiem wam ze będac tam w nocy czuje sie ze coś wisi w powietrzu.. ze kilkadziesiat lat temu zgineło tam mnostwo ludzi, ze działy tam sie złe rzeczy. Kumpel ktory praktycznie nie widział nic tym miejscu, a ma doswiadczenie w eksploracji roznych bardzo dziwnych militarnie terenów stwierdził ze czuje sie jakies zło pomiedzy drzewami tego 'smutnego lasu". Za kazdym razem kiedy tam jestesmy jakos nie moge oswoic sie z tym miejscem, któe jednoczesnie jakos dziwnie i nienaturalnie przyciąga.