I jeszcze dla potomnych bo link niedługo wygaśnie: W Muzeum Westerplatte w Gdańsku zatrudniono mężczyznę, który był skazany prawomocnym wyrokiem za kradzież dokumentów IPN. Dyrekcja placówki nie widzi problemu, sprawą zainteresował się jednak wiceminister kultury. Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Granda w Muzeum Westerplatte i Wojny 1939. Niczym lisa w kurniku, na stanowisku kierownika pozyskiwania zbiorów dyrektor zatrudnił osobę... skazaną za przywłaszczenie materiałów z akt warszawskiego IPN. Dyrekcja muzeum nie widzi problemu. Sam zainteresowany przekonuje, że to wywoływanie demonów z przeszłości. Stanowczo za to reaguje wiceminister kultury, informując, że kierownik został właśnie zwolniony. O potrzebie powołania muzeum upamiętniającego bitwę o Westerplatte jeszcze w ostatniej kampanii wyborczej mówił Jarosław Sellin z PiS, dziś poseł i wiceminister kultury. Starania przyniosły efekt i już w grudniu 2015 roku pojawiły się informacje o pierwszych krokach podjętych w kierunku powołania instytucji. W marcu bieżącego roku minister kultury prof. Piotr Gliński wydał zarządzenie oficjalnie już powołujące do życia Muzeum Westerplatte i Wojny 1939. W kwietniu nabrało ono mocy urzędowej. Niedawno zaś dyrektor instytucji Mariusz Wójtowicz obowiązki kierownika ds. pozyskiwania zbiorów i archeologii powierzył Robertowi Wyrostkiewiczowi, dziennikarzowi i redaktorowi naczelnemu serwisu archeolog.pl, aktywnemu działaczowi organizacji poszukiwawczych (18 czerwca - już jako muzealny kierownik - wygłosił prelekcję w ramach panelu „Odpowiedzialny detektoryzm i archeologia”). Szkopuł w tym, że na Wyrostkiewiczu ciąży... prawomocny wyrok skazujący za przywłaszczenie dokumentów z czytelni IPN. W maju 2012 roku Pion Śledczy IPN w Warszawie skierował do warszawskiego sądu akt oskarżenia, w którym zarzucił Robertowi Wyrostkiewiczowi „usunięcie z akt przechowywanych w zasobie archiwalnym IPN: 9 fotografii oraz oryginał zobowiązania do współpracy Andrzeja K.”. Dostęp do tych materiałów uzyskał jako dziennikarz, w ramach realizacji wniosku o udostępnienie dokumentów w celu przygotowania publikacji prasowej. Czyn Wyrostkiewicza został zakwalifikowany jako szczególny - prokuratura IPN uznała, że nie była to „zwykła” kradzież przewidziana w Kodeksie karnym (zagrożona 5 latami więzienia), ale przestępstwo przeciwko art. 54 ust. 1 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Przepis ten przewiduje do 8 lat więzienia za niszczenie, uszkadzanie, ukrywanie czy też właśnie przywłaszczanie wszelkich „dokumentów pamięci narodowej”. Jak wynika z informacji IPN, Robert Wyrostkiewicz przyznał się do winy, ale odmówił złożenia wyjaśnień. - Wyrokiem z dnia 6 grudnia 2012 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia uznał oskarżonego za winnego popełnienia zarzucanego mu czynu. Wymierzono oskarżonemu karę jednego roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na okres próby w wymiarze 5 lat - poinformowała „Dziennik Bałtycki” sędzia Katarzyna Kisiel z Sądu Okręgowego w Warszawie. Ponadto na Wyrostkiewicza sąd nałożył grzywnę 1 tys. złotych, a kolejne 3 tys. zł nakazał wpłacić na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Sam zainteresowany nie krył się z wytoczoną przeciwko niemu sprawą. W 2013 roku na profilu społecznościowym Cezarego Gmyza szeroko ją komentował. Wczoraj tak tłumaczył ją w korespondencji z „Dziennikiem Bałtyckim”: - Podobnie jak Bronisław Wildstein złamałem regulamin Czytelni IPN, ale mnie w odróżnieniu od bardziej znanego, zresztą wybitnego dziennikarza spotkały surowe konsekwencje w postaci wyroku w zawieszeniu - napisał wczoraj. Ale Wyrostkiewicz przekonuje, że zamierzał wówczas jedynie zeskanować poza instytutem kilka fotografii oraz zobowiązanie do współpracy, które były mu potrzebne „jako ilustracja do artykułów”. Tyle że IPN nie zabrania fotografowania zbiorów własnymi aparatami, a gdy potrzebne są zdjęcia w najwyższej jakości - przygotowuje odpłatnie profesjonalne fotokopie. Robert Wyrostkiewicz przekonuje, że choć część z wyniesionych materiałów zagubił (niektóre ze zdjęć UB-ków), to sam z siebie powiadomił o tym Instytut Pamięci Narodowej. Ten zaś wytoczył przeciwko niemu najcięższe działa i oskarżył o popełnienie przestępstwa. - Wszystkie akta były jawne. Szkoda, że za złamanie regulaminu i zagubienie głównie kilku zwykłych zdjęć paszportowych, które istnieją w (identycznych jak zagubione) kopiach oraz pozaregulaminowe zeskanowanie „lojalki” ubeckiego TW mnie spotkała tak wysoka kara - napisał, przekonując zarazem, że wszystko co robił, miało na celu „ukazywanie czytelnikom mechanizmów działań służb specjalnych PRL”. - W odróżnieniu od np. Lecha Wałęsy, który dokumenty na swój temat bezprawnie zniszczył i do dzisiaj za to nie zapłacił nawet mandatu w wysokości jednej symbolicznej złotówki. Okres karnej próby dla Wyrostkiewicza zakończy się w grudniu przyszłego roku. Status niekaranego odzyska zaś po zatarciu skazania - najwcześniej w 2022 roku. Od strony formalnej nie ma jednak przeszkód, by w instytucjach kultury zatrudniać osoby karane. Niemniej sprawa zatrudnienia skazanego dziennikarza w Muzeum Westerplatte zbulwersowała wiceministra kultury Jarosława Sellina: - Został on zwolniony z powodu utraty zaufania, gdyż przed pracodawcą zataił okoliczność skazania prawomocnym wyrokiem - poinformował wczoraj przed południem wiceminister Sellin. Jak tłumaczył, dyrektor Wójtowicz przekonywał go, że nie wiedział o tej sprawie. - Wierzę mu. Po południu dyrekcja muzeum przedstawiła jednak odmienny stan rzeczy. O żadnej utracie zaufania nie ma mowy, za to wicedyrektor Karol Szejko zachwalał kompetencje Roberta Wyrostkiewicza. - Dyrekcja nie była świadoma dziennikarskiej przeszłości z epizodem sprawy sądowej (...), koncentrując się wyłącznie na jego profesjonalizmie oraz wysokim poziomie merytorycznej wiedzy i doświadczenia jako osoby zaangażowanej w szereg bardzo ważnych projektów archeologiczno-badawczych w Polsce - napisał w odpowiedzi wicedyrektor Szejko. Stwierdził jednocześnie, że kierownik dokończy powierzone mu zadanie, jakim było stworzenie projektu o nazwie „Misja Poszukiwawczo-Archeologiczna na Westerplatte”. Rozwiązanie umowy nastąpić ma zaś 30 czerwca.