Skocz do zawartości

Biali kurierzy, którzy dostarczali wolność


grzeb

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
Podczas II wojny światowej, już jesienią 1939 roku, tworzyły się na Zachodzie Polskie Siły Zbrojne. Aby dostać się w ich szeregi, wielu Polaków pragnęło w jakikolwiek, nawet desperacki sposób przekroczyć granice okupowanego kraju. Z terenów pilnie strzeżonego ZSRR uciekło aż 23 000 osób. Dosyć niezwykły jest fakt, iż wydostali się oni z sowieckiego piekła dzięki garstce kilkunastoletnich chłopców.

„Biali kurierzy” – około 30-osobowa grupa młodych harcerzy i członków klubu sportowego „Junak” – nauczyli się być prawie niewidzialni. W narciarskich kombinezonach, głównie w czasie mroźnej zimy z przełomu lat 1939/40, przeprowadzali po górskim, zalesionym terenie Bieszczad polskich uciekinierów. Celem były Węgry. Stamtąd żołnierze oraz ludzie szczególnie zagrożeni deportacją i represjami przedostawali się dalej na Zachód.

Kurierzy musieli się spieszyć. Pierwsza planowa deportacja polskiej ludności odbyła już w lutym 1940. Całe rodziny wywożone były do obwodu archangielskiego, irkuckiego i nowosybirskiego, skąd szansa ucieczki malała niemalże do zera. Poza deportacjami częste były też masowe aresztowania, po których zdarzały się nie tylko zesłania do obozów pracy czy skazywanie na długoletnie więzienie, ale także bestialskie pobicia i mordy. W obliczu niepewnej przyszłości oraz tego, że sporządzona przez NKWD lista „wrogów klasowych” bardzo szybko się powiększała, wielu Polaków decydowało się na krok ostateczny, postawienie wszystkiego na jedną kartę i ucieczkę. Ta nie była jednak niemożliwa bez przewodnika.

Młodzi sportowcy dobrze znali okoliczne górzyste tereny. Przed wojną często organizowane były dla nich rajdy, biwaki, biegi na orientację i inne atrakcje, które podczas wojny okazały się niezwykle przydatne. Dowództwo nad akcją „Ewa” („Ewa” od „ewakuacji”) przejął opiekun chłopców, harcmistrz Mieczysław Młotek.

Cała komórka zorganizowana była bardzo sprawnie. Pojedynczo albo we dwójkę kurierzy „przerzucali” uciekającą osobę, otrzymując – jeśli akcja poszła sprawnie – listy do przekazania przebywającym w ZSRR bliskim, informacje dla komórek konspiracyjnych, wiadomości o Polskich Siłach Zbrojnych oraz pieniądze na działalność. Była to praca oczywiście śmiertelnie niebezpieczna, choć warunki podróży były tu najmniejszym zagrożeniem. Najgorsze, co przytrafiało się harcerzom i towarzyszącym im ludziom, to tzw. „ustawione meliny”. NKWD nie urządzało łapanek ani nie śledziło kurierów, lecz podpytując lub terroryzując miejscową ludność niepolską, urządzało w planowanym miejscu zatrzymania zasadzkę.

„Przecież myśmy tu wszystkich znali, my Żydów i Ukraińców, Ukraińcy i Żydzi nas – pisał we wspomnieniach Tadeusz Chciuk, „biały kurier”, późniejszy emisariusz rządu Władysława Sikorskiego – a ci, co chcą nam utrudnić życie, to potrafią bez względu na to, czy sami kochają komunę, czy nie”. Dlatego też napotkanym miejscowym ufać nie należało – w pewnym sensie byli oni bardziej niebezpieczni niż zajęty także innymi obowiązkami NKWD. Chłopcy poddawani byli szkoleniu uczącemu ich dochowywania tajemnicy za wszelką cenę, przedkładania bezpieczeństwa nad brawurę i innych aspektów mających zapewnić akcji powodzenie. Ze wspomnień osób „przerzucanych” za zieloną granice wiadomo, że kurierzy podczas drogi byli kimś więcej nic tylko przewodnikami. „Wielu z nas w czasie samej drogi uratowali od śmierci – wspominała jedna z ocalałych – Niektórzy, niezbyt zdrowi, nie mogli iść dalej, sił brakło, strach paraliżował ruchy, odległe szczekanie psów sowieckiej straży granicznej […]. Ale doszliśmy – to ciągnieni przez naszych dwóch harcerzy, to popychani pod górę”.

Niestety wielu kurierów przypłaciło swoją „pracę” życiem. Do końca wojny z 30-osobowej grupy przetrwało kilka osób, w tym m.in. Tadeusz Chciuk, który spisał losy młodych przewodników, a także jedna z nielicznych w grupie kobiet, Helena Świątek, córka leśniczego, którego dom był bazą dla uciekinierów. Przetrwał także „Król Kurierów”, czternastoletni w chwili wybuchu II w. ś. Władzio Ossowski, podobno dokonujący w trakcie górskich przepraw cudów waleczności i pomysłowości. Jego losy potoczyły się jednak dosyć dramatycznie. Został wydany Sowietom, przesłuchiwany, a następnie wywieziony do łagru. Podczas samej podróży do obozu pracy ze stłoczonych stu osób w każdym wagonie przeżyło od kilku do kilkunastu. Ossowski przeżył – tak jak przeżył wiele lat ciężkich robót. Później aż do 1989 roku był wielokrotnie więziony i szykanowany, aż w końcu – dopiero w roku 1992 – wrócił do Polski.

Praca kurierów zakończyła się znacznie szybciej niż działalność konspiracyjna ich rodaków z Szarych Szeregów. Część została aresztowana, część przed aresztowaniami uciekła. W rezultacie brakowało przewodników, ale zaczęło też brakować chętnych do ucieczki. Inwigilacja wszystkich podejrzanych była wówczas przez władze radzieckie szczególnie wzmożona. Przede wszystkim jednak druga deportacja, z kwietnia 1940 roku, dotknęła głównie inteligencję, czyli tych, którzy ucieczkę planowali, ale nie zdążyli tych planów wcielić w życie. Niebezpiecznie zaczęło się robić również w sterroryzowanych przez hitlerowskie Niemcy Węgrzech, których władze także wydawały grupy polskich uciekinierów. Ostatnią przyczyną zakończenia działalności „białych kurierów” była kapitulacja Francji, kraju docelowego. Przedostanie się do Anglii lub na Bliski Wschód z terenów ZSRR stało się praktycznie niemożliwie.

Ewa Frączek/mnd, WP.PL

http://odkrywcy.pl/kat,122994,title,Biali-kurierzy-ktorzy-dostarczali-wolnosc,wid,15232074,wiadomosc.html?smg4sticaid=6fdb9

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie