Skocz do zawartości

Na tropie archiwum Franka


Korowiow

Rekomendowane odpowiedzi

Wojciech Czuchnowski

W aktach PRL-owskiej Służby Bezpieczeństwa odnalazł się list ze wskazówkami, gdzie żołnierze AK ukryli część przejętego w 1945 r. archiwum dygnitarza III Rzeszy. IPN sprawdził już, że skrzynie z dokumentami mogą wciąż tam być

List to sześć stron drobnego odręcznego pisma. Był w dokumentach krakowskiej SB i pochodzi z 1986 r. - Nie wiadomo dokładnie, kto jest jego autorem ani jak trafił do SB. Można tylko przypuszczać, że autor znał adresata, który był funkcjonariuszem bezpieki - mówi nam szef krakowskiego IPN Marek Lasota.

Autor tytułuje adresata pułkownikiem" i wyjaśnia, że chodzi o fakty z przeszłości mające związek z dokumentami najwyższej wagi". List zaczyna się od opisu wydarzeń ze stycznia 1945 r. Oddział AK atakuje w południowej Polsce kolumnę niemieckich samochodów (pisownia oryginalna): Podczas ewakuacji obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, na osobiste polecenie Gauleitera Franka, specjalny oddział SS-Waffen wywoził do Berlina archiwum krakowskiego gestapo, które przez całą okupację przechowywało kartoteki personalne na terenie obozu. Archiwum skomasowane było w 10-ciu skrzyniach, które ewakuowano sukcesywnie, rozdzielając do poszczególnych taborów".

Gauleiter Frank" to generalny gubernator Hans Frank, czyli człowiek zarządzający przez całą wojnę okupowaną Polską. Za zbrodnie został stracony w 1946 r. w Norymberdze.

W zdobytym przez AK taborze „jedna ze skrzyń nosiła napis » Geheime Staatspolizei «i zawierała kartoteki personalne: a) konfidentów gestapo, b) kolaborantów mających działać na zapleczu frontu pod nazwą Wehrwolf, c) ludzi pochodzenia niemieckiego nie ewakuujących się wraz z armią niemiecką, pozostawionych w charakterze informatorów (...) były także materiały dotyczące pracy przedwojennej tzw. dwójki [wywiadu wojskowego II RP]. Ponadto w rozbitym taborze były [nieczytelne] oraz inne przedmioty zrabowane ofiarom w obozie”.

AK-owcy postanowili zdobycz schować. Nie chcieli jej przekazywać Rosjanom, którzy zajęli już Kraków. Według autora listu liczyli na zmianę sytuacji politycznej - planowali dokonanie czystki na podstawie tych kartotek", gdyby Polsce udało się wyjść z sowieckiej strefy wpływów.

Trudno powiedzieć, na ile dokładny jest opis zawartości zdobytych skrzyń. - Część dokumentów z Auschwitz, m.in. listy więźniów i personelu, przewieziono do Krakowa. Nie zostały odnalezione - mówi Lasota.

W liście znajduje się też opis kryjówki niedaleko Krakowa (na prośbę IPN nie podajemy dokładnej lokalizacji): Dysponowano w tym miejscu skrytkami usytuowanymi w pobliżu trasy. W czasie okupacji została wydrążona w skałce wapiennej tzw. studnia denna, do której opuszczono zawartość zdobytą w taborze niemieckim - przede wszystkim dokumenty. Małe skałki wapienne nadawały się do tego rodzaju przechowalni. Otwór studni przykryto grubymi [nieczytelne], a następnie podcięto materiałem wybuchowym całą konstrukcję skałki w ten sposób, że eksplozja spowodowała jedynie miękkie osadzenie jej na otworze".

Dalej czytamy:  dokonaniem tych czynności nastąpiło zaprzysiężenie ludzi biorących w tej operacji udział, a cały oddział został rozwiązany".

Plan i zdjęcia zdobytych przedmiotów miał zabrać dowódca oddziału o nazwisku Migocki. Gdy umierał w latach 70., przekazał tajemnicę synowi. A ten razem z przyjacielem pojechał na miejsce wskazane w liście. Znaleźli je, ale nie mieli sprzętu do usunięcia skały. Ostatecznie to właśnie ów przyjaciel syna Migockiego (nie znamy jego nazwiska, bo list nie jest podpisany) przekazał sprawę SB, bo ta dzisiaj dysponuje takim sprzętem, że nie trzeba wysadzać w powietrze skałki, by dowiedzieć się, co jest w środku".

Według Marka Lasoty z dokumentów wynika, że informacjami o archiwum Franka" zajął się kontrwywiad SB, mimo upływu lat zainteresowany konfidentami Gestapo. Na przeszkodzie stanął jednak upadek PRL.

W aktach SB list znaleziono dopiero w tym roku. 3 sierpnia ekipa IPN z policją i robotnikami dokonała wstępnych oględzin kryjówki. - Znaleźliśmy rodzaj kanału odpływowego i inne ślady wskazujące, że ten układ skał nie powstał naturalnie. Niestety, nie ma tam miejsca, żeby wprowadzić sprzęt, który mógłby usunąć skałę przywalającą wejście, a wysadzenie jej mogłoby uszkodzić zawartość skrytki - tłumaczy Lasota.

Do wnętrza można się dostać tylko za pomocą urządzeń do specjalistycznych robót górniczych. W przyszłym tygodniu krakowski IPN ma podjąć decyzję, kiedy przystąpi do pracy.

Źródło: Gazeta Wyborcza
http://wyborcza.pl/1,75248,10210021,Na_tropie_archiwum_Franka.html
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Treść listu na temat ukrytego archiwum wywiezionego przez Niemców z Auschwitz:

godnie z prośba Pana Pułkownika, krótko opiszę fakty z przeszłości mające ścisły związek z dokumentami znacznej wagi.

Podczas ewakuacji obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, na osobiste polecenie Gauleitera Franka, specjalny oddział SS-Waffen wywoził do Berlina archiwum krakowskiego gestapo, które przez całą okupację przechowywało kartoteki personalne na terenie obozu. Jak później ustalono archiwum skomasowane było w 10-ciu skrzyniach, które ewakuowano sukcesywnie, rozdzielając do poszczególnych taborów (...) Jeden z takich taborów wpadł w zasadzkę oddziału AK, którym dowodził jeden z oficerów Obwodu Krakowskiego AK ds. wywiadu. Tabor rozbito. Archiwum dostało się w ręce oddziału AK (nieczytelne) Jedna ze skrzyń nosiła napis Geheime Staatspolizei i zawierała kartoteki personalne a)konfidentów gestapo b)kolaborantów mających działać na zapleczu frontu pod nazwą Wehrwolf C) ludzi pochodzenia niemieckiego nie ewakuujących się wraz z armią niemiecką, pozostawionych w charakterze informatorów- coś w rodzaju V kolumny bez broni- którzy mieli starać się o pozyskanie zaufania władzy i zajęcie możliwie intratnych stanowisk przy tworzeniu nowej władzy ludowej (...)Wśród dokumentów wywożonych do Rzeszy były także materiały dotyczące pracy przedwojennej tzw. dwójki. Ponadto w rozbitym taborze były [nieczytelne] oraz inne przedmioty zrabowane ofiarom w obozie, które miały trafić do niektórych funkcjonariuszy SS i gestapo zamiast do skarbu Rzeszy. Zdobyto sporo broni a część zrabowanego złota została podzielona członków oddziału AK, biorących udział w akcji". Resztę zdobytego taboru postanowiono ukryć, uprzednio dokonując zdjęć fotograficznych każdego opakowania osobno (w Krakowie byli już Rosjanie i przekazać tego im nie chciano- względy polityczne) Dokładny szkic z miejsca zdeponowania tych dokumentów wykonano na skrawku lotniczego spadochronu, co miało służyć w przyszłości do zidentyfikowania miejsca w przypadku rządów londyńskich i dokonania czystki na podstawie tych kartotek, które gestapo prowadziło bardzo skrupulatnie. Cała akcja miała miejsce w okolicach Krakowa, na terenie (...) Na tym terenie zostało to ukryte. Dysponowano w tym miejscu skrytkami usytuowanymi w pobliżu trasy. W czasie okupacji została wydrążona w skałce wapiennej tzw. studnia denna" do której opuszczono zawartość zdobytą w taborze niemieckim- przede wszystkim dokumenty. Małe skałki wapienne, których tam jest dokładnie 5 sztuk nadawały się do tego rodzaju przechowalni uwzględniając sposób (nieczytelne) do niej dostępu . Otwór studni dennej przykryto grubymi (nieczytelne) a następnie a następnie podcięto materiałem wybuchowym całą konstrukcję wapiennej skałki w ten sposób, że eksplozja spowodowała jedynie miękkie osadzenie jej na otworze.(nieczytelne) Równocześnie z dokonaniem tych czynności nastąpiło zaprzysiężenie ludzi biorących w tej operacji udział - około 4-ech osób a cały oddział został rozwiązany. Nie wszyscy wówczas złożyli broń. Część poszła do tzw. [nieczytelne] część wróciła w rodzinne strony, w miejsca z których pochodzili. Z ludzi będących bezpośrednio przy ukrywaniu dokumentów do chwili obecnej nie pozostał już nikt. Różne były koleje ich losów, ale to jest w tej chwili mało istotne.

Zdjęcia fotograficzne oraz szkic spadochronowy zabrała jedna osoba- dowódca oddziału. Umarł on w drugiej połowie lat 70.

Przed śmiercią przekazał on zdjęcia fotograficzne, dokumenty i pistolet typu Walther, z którym nie rozstawał się aż do śmierci swojemu synowi mieszkającemu w Krakowie, Andrzejowi upoważniając go do wydobycia tych dokumentów gdy będzie możliwość ujawnienia tych dokumentów tzn. gdy zmienią się czasy. Był to rodzaj testamentu ojca pozostawiony synowi.

Brat Andrzeja Migockiego opuścił Polskę przez Jugosławię do Włoch by w konsekwencji wylądować w Kanadzie, gdzie jest do dziś.

Migocki był przesłuchiwany przez służbę bezpieczeństwa w siedzibie przy ul. 18 Stycznia w Krakowie. Miało to miejsce po śmierci jego ojca. Chciano uzyskać od niego informacje co ma, i gdzie ma to co mówił mu jego ojciec. Znano pobieżnie sprawę, lecz nie wiedziano gdzie, dlatego było to syzyfową pracą. Migocki nic nie oddał, niczego nie powiedział.

Był taki okres, że chciał wydobyć to z ukrycia i przekazać bratu w Kanadzie. Pojechał na miejsce, lecz zadanie przekraczało jego możliwości, a nie chciał dokonać tego bez zwrócenia czyjejkolwiek uwagi. Podejmował jedną próbę zakończoną niepowodzeniem. Późniejsze jego losy życiowe nie pozwoliły mu na ponowienie przedsięwzięcia.

Zdjęcia fotograficzne i skrawek płótna przezornie zdeponował u rodziny, bo obawiał się trzymać ich u siebie w domu. Zdjęcia i szkic na spadochronie pokazywał mi, gdy próbowaliśmy wspólnie wydobyć te dokumenty. Lecz nie doszło do tego z różnych powodów.

Opisałem to dość obszernie, by dać obraz w jaki sposób dysponuje tego typu informacjami i skąd znam zawartość owej studni dennej.

Archiwum interesowała się również Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, z siedzibą w Warszawie, która ustaliła swoimi drogami losy gestapowskiego archiwum, które zostało przejęte przez stronę polską. Według mnie jednak zabezpieczono jedynie dziewięć dziesiątych tego archiwum, brak jest jednej dziesiątej.

W tej chwili nie mam żadnych zobowiązań, które zmuszałyby mnie do milczenia, chcę stwierdzić jednak, że nikt inny nie podejmował prób dostania się do przechowalni archiwalnych kartotek. Nie uległy one również samoistnemu zniszczeniu, gdyż zostały odpowiednio zabezpieczone, więc dojście do nich i wydobycie ich jest możliwe i realne. Obecnie podam dokładne miejsce ukrycia tych dokumentów.

[ tu następuje opis trasy dojazdu i skałek]

To co napisałem jest jedynie dla pana pułkownika, to znaczy kto pisał, itd.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie