Skocz do zawartości

Skarby i inne artykuły z Polityki"


sigis3

Rekomendowane odpowiedzi

Witam! Nie wiem, czy były tu już kiedyś przywoływane artykuły z Polityki dotyczące archeologii. W przedostatnim numerze był ciekawy o odkryciach różnych skarbów. Wiem, że wszystko już było, ale zebrane fakty i ciekawie opisane warte przejrzenia, jak myślę:

http://www.polityka.pl/historia/1516094,1,skarby-odnalezione.read

Mów mi skarbie!
Na filmach widzimy je w skrzyniach wydobytych z dna oceanu lub spiętrzone w złote góry w trudno dostępnych jaskiniach. W rzeczywistości skarby znajdowane są zazwyczaj w ziemi i nie wyglądają tak efektownie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
...
Podziemne banki

Uważa się, że skarby trafiały do ziemi w wyniku zagrożenia – wojny lub najazdu, ale nie musiało tak być. Tak samo jak nie zawsze skarbami muszą być mieszki ze złotymi monetami czy worki biżuterii. Dla archeologów skarby to znaleziska gromadne niepowiązane z żadną osadą ani pochówkiem, jednorazowo zdeponowane. Przedmioty te najczęściej wykonane są z kruszcu, ale niekoniecznie, bo wszystko zależy od tego, co dla deponującego stanowiło największą wartość.

– Przyczyn wyłączenia z obiegu, czyli tezauryzacji, mogło być wiele – zagrożenie, chęć ukrycia majątku przed bliskimi, ale był to też sposób na przechowywanie nadwyżek dóbr – mówi archeolog i numizmatyk dr Mateusz Bogucki z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN. – Skarbami są też znaleziska o charakterze kultowym, np. ofiary dla bogów lub ofiary zakładzinowe. W kościele w Roskilde, w Danii, w końcu XI w. wmurowano w fundamenty kościoła zestaw monet. Wiadomo było, że nikt do nich nie dotrze, dopóki kościół się nie zawali. Bo skarby kultowe tym różnią się od innych, że z założenia były bezzwrotne.

Chowanie w ziemi wartościowych przedmiotów, jak narzędzia czy broń, zdarzało się już w pradziejach. Tezauryzacja zyskała popularność w okresie wpływów rzymskich na terenie Barbaricum. W Polsce znaleziono kilka skarbów rzymskich (np. w Zagórzynie, koło Kalisza, w 1927 r. 3 tys. srebrnych denarów i złotych monet z V w.), ale najwięcej takich odkryć miało miejsce w Wielkiej Brytanii.

W zeszłym roku na polu w Somerset poszukiwacz Dave Crips znalazł dzban z 52 tys. rzymskich monet z III w., których wartość odpowiadała wysokości czteroletniego żołdu legionisty. Szczęście spotkało Davida Bootha, który na pierwszej wyprawie z wykrywaczem metali w 2009 r. natrafił na cztery złote torkwesy – obręcze do noszenia na szyi z II/I w. p.n.e. Znalezione przez niego w szkockim hrabstwie Stirlingshire torkwesy były ulubionymi ozdobami barbarzyńców, doskonale nadającymi się na lokatę kapitału.

Europę ogarnęło prawdziwe szaleństwo chowania skarbów w ziemi między IX a XII w. – W samej Gotlandii zarejestrowano ponad 700 takich znalezisk z tego czasu. Nie do końca rozumiemy przyczyny tego zjawiska, ale łączy się to ze specyficznym modelem gospodarki – tłumaczy dr Bogucki. – Ponieważ w Polsce do początku XI w. monety były warte tyle co kruszec, często zakopywano srebrny złom, czyli pokruszone i połamane monety i ozdoby zwane siekańcami.

Zdaje się, że z czasem, w późnym średniowieczu i nowożytności, rzeczywiście coraz częściej przyczyną, dla której człowiek wolał oddać swoje mienie na przechowanie ziemi niż innemu człowiekowi, było zagrożenie lub związana z nim trauma. Potwierdza to chociażby wydarzenie sprzed kilku miesięcy z Bytomia, gdzie dwaj robotnicy wymieniający okna natrafili pod parapetem jednego z mieszkań na ukryte ruble, dolary i biżuterię z początku XX w. Sprzedali je za 20 tys. zł, ale ich nagłe wzbogacenie się wzbudziło podejrzenia. Śledztwo wykazało, że monety schowało małżeństwo repatriantów ze Wschodu, którzy zmarli nie wyjawiając wnukowi – jedynemu spadkobiercy – miejsca ukrycia skarbu. Podobnie mogło być ze srebrem z Wiener Neustadt. Ci, którzy go zakopali, nie powiedzieli nikomu o skrytce.
Opłacalny przypadek

W historii odkrycia skarbu w Wiener Neustadt niektórym zabraknąć może mocnego zakończenia, bo oddanie skarbu badaczom jest szlachetne, ale nie podnosi adrenaliny. Wielu osobom trudno zrozumieć, dlaczego Andreas K. nie wziął nagrody (wartość skarbu wyceniana jest na kilkaset tysięcy euro).

Tymczasem sprawa nie jest taka prosta, gdyż, po pierwsze – mógł jej po prostu nie chcieć, po drugie – w Austrii wcale nie jest to takie proste jak w Wielkiej Brytanii, gdzie znalazca – niezależnie od tego czy przypadkowy, czy nie – ma prawo do nagrody, którą dzieli się z właścicielem pola. Tak było w przypadku anglosaskiego skarbu w Staffordshire, odkrytego w 2009 r. przez żyjącego z renty poszukiwacza zabytków Terry’ego Herberta. 3490 przedmiotów ze złota (5,1 kg), srebra (1,4 kg) i drogich kamieni datowanych od VI do VIII w. wyceniono na 3 mln 285 tys. funtów. Muzeum w Staffordshire, które chce przejąć te zabytki, musi wypłacić tę sumę Herbertowi i właścicielowi pola.

U nas nagroda należy się tylko przypadkowym znalazcom, takim jak Marcin Ziętal ze Skib, który dwa lata temu zgłosił odkrycie brązowej biżuterii sprzed 2,7 tys. lat, za co Ministerstwo Kultury przyznało mu 15 tys. zł. Na nagrodę w żadnym wypadku nie mogą liczyć szperacze posługujący się wykrywaczami metali.

Kiedyś skarby znajdowano przypadkowo. Pierwszy ich wysyp miał miejsce w XIX w., co wiązało się z głębszą orką, która wydłubywała z ziemi garnki pełne pieniędzy, oraz z narodzinami archeologii i pojawieniem się ludzi, którzy zajęli się rejestracją takich odkryć. Dobrym przykładem jest znaleziony w 1882 r. w Witaszkowie koło Gubina scytyjski skarb z VI w. p.n.e., składający się z 20 najwyższej klasy artystycznej przedmiotów ze złota (część zaginęła w czasie wojny, część można zobaczyć w Berlinie).

Z czasem jednak zorientowano się, że zabytki archeologiczne można dobrze sprzedać, więc liczba zgłoszeń przypadkowych odkryć spadła. Teraz, kiedy każdy może kupić wykrywacz metali, jest jeszcze gorzej. – Większość skarbów odkrywanych w Polsce przez poszukiwaczy nie trafia do badaczy, tylko są spieniężane. Z szacunków wynika, że co roku znajdowanych jest u nas od kilku do kilkunastu skarbów, ale informacje o nich są szczątkowe – mówi dr Bogucki. Wynika to przede wszystkim ze złego prawa, dogmatycznej postawy części środowiska archeologicznego i złego funkcjonowania służb konserwatorskich. Na szczęście takie znaleziska zdarzają się też archeologom prowadzącym badania na terenach przeznaczonych pod inwestycje.

W 2006 r. archeolodzy natrafili w Łosieniu (dzielnica Dąbrowy Górniczej) na garnek z tysiącem srebrnych monet z XII w. W tym samym roku w Małogoszczy koło Kielc, w trakcie robót ziemnych przy podłączaniu kanalizacji do domku jednorodzinnego, znaleziono naczynie z ponad 400 monetami z XI w. Właściciel zgłosił znalezisko, podobnie jak w zeszłym roku zrobiły to trzy panie z Bonina (okolice Koszalina), które sadząc kwiatki natrafiły na dwa dzbany z 4300 monetami z tego samego okresu.
..."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wart podkreślenia jest wyważony punkt widzenia na kwestie użycia wykrywaczy metali autorki, pani Agnieszki Krzemińskiej, z tego co wiem z wykształcenia archeolog:

 szacunków wynika, że co roku znajdowanych jest u nas od kilku do kilkunastu skarbów, ale informacje o nich są szczątkowe – mówi dr Bogucki. Wynika to przede wszystkim ze złego prawa, dogmatycznej postawy części środowiska archeologicznego i złego funkcjonowania służb konserwatorskich."

Dla zainteresowanych taki właśnie wyważony sposób patrzenia na kwestie poszukiwań (jakże rzadki wśród archeologów!), był widoczny w jednym z wcześniejszych artykułów tejże autorki:

 wykrywaczem po skarby
Wysyp skarbów
Właśnie ruszają w Polskę tabuny poszukiwaczy. Celowo lub z niewiedzy niszczą stanowiska archeologiczne.Nie ma zgody, jak sobie z nimi radzić – tępić czy obłaskawiać,wciągając do współpracy.
...
Ale ci, którzy chcą działać legalnie, powinni mieć taką możliwość. W polskim prawie są instrumenty nagradzania znalazcy i karania złodzieja. Tymczasem urzędnicy chętniej chwalą się ściganiem złoczyńców niż wypłaconymi nagrodami w obawie, że stanie się to zachętą do poszukiwań. Z nagradzaniem często też nie bardzo się im spieszy. W listopadzie „Gazeta Wyborcza” opisała przypadek Marcina Ziętala ze Skib, który ponad rok czekał na dyplom i nagrodę za zgłoszenie przypadkowego odkrycia brązowej biżuterii sprzed 2,7 tys. lat. W efekcie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznało mu dyplom i 15 tys. zł., a na stronie internetowej zamieszczono listę innych nagrodzonych w tym roku osób."

http://www.polityka.pl/historia/archeologia/1505360,1,z-wykrywaczem-po-skarby.read
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie