Skocz do zawartości

Znalezione SKARBY w Kościele...


PiterSupe

Rekomendowane odpowiedzi

Witam serdecznie,
chciałbym wam opowiedzieć historię jaką przeżyłem w dość młodych dla mnie latach, a dokładniej w 2-3 listopada1991 roku. W miejscowości BRUNÓW (wioska w okolicy Lubina) jeszcze jako młody chłopak służyłem jako ministrant w miejscowym kościele i jak to bywało na owe czasy (z resztą do dziś tak jest) co tydzień w soboty po dwie, trzy rodziny zgodnie z kolejnością numeracji domów chodziło się sprzątać Kościół. Pewnej soboty kolej wypadła na moją mamę oraz naszą sąsiadkę i korzystając z okazji gdy moja mama musiała posprzątać w kościele, wybrałem się z moim kolegą (również ministrantem) oraz moją mamą (i sąsiadką) do kościoła aby w trakcie prac mamy móc wejść na strych kościoła połapać gołębie, które wówczas dla młodych chłopaków było to pewnego rodzaju hobby.
Gdy tylko wzięliśmy się z kolegą do realizacji naszego planu, mój kolega wszedł na belkę na strychu kościoła, gdzie było gniazdo z gołębiami i strącił młodego gołębia, który jeszcze nie umiał dobrze latać. Ten właśnie gołąb zleciał z belki pod sam skos dachu i wpadł w dość sporą szparę w podłodze ciągnącą się po całej długości spadku dachu. W tym właśnie momencie podbiegłem szybko, aby móc go złapać i wkładając rękę w niniejszą szczelinę w podłodze namacałem coś dziwnego pod deskami. Gdy tylko to wyciągnąłem oczy moje zabłysnęły mi z wrażenia. Była to duża piękna pozłacana księga obita skórą i metalowymi ozdobami, w środku znajdowały się ręczne bardzo stare zapisy. Mój kolega w tym momencie zszedł z belki i zaczęliśmy przyglądać się tej pięknej księdze. Nie wiem do dziś co tam było zapisane, ale były to bardzo stare zapisy (po łacinie lub po niemiecku teraz nie jestem w stanie tego stwierdzić). Księga była przepiękna i bardzo duża. Po jej oględzinach schowaliśmy ją pod podłogę i uciekliśmy do swoich domów. I w tym momencie przygoda dopiero się zaczęła. Po wieczornych naradach ustaliliśmy że, w dniu jutrzejszym powtórnie zajmiemy się jej dokładnym oględzinom i wówczas zadecydujemy co dalej. W dniu następnym a była to niedziela, odbywały się zawsze dwie msze w moim kościele, jedna o godz. 8:00 a druga o godz. 10:00, ksiądz wówczas po odprawieniu tej drugiej właśnie mszy zawsze jechał odprawiać kolejne do innej parafii (do wioski Ogrodzisko oraz Górzyca), wówczas w owym dniu wraz z moim kompanem udaliśmy się na tą drugą mszę i po mszy powiedzieliśmy księdzu Edwardowi że, my zostaniemy aby posprzątać zakrystię (to było wówczas normalne, ksiądz zostawiał nam klucze, które potem my z kolei chowaliśmy mu powrotem do umówionej skrytki) , lecz doczepił się do nas kolejny „kolega” Tomasz , któremu opowiedzieliśmy o naszym znalezisku oraz zacnych zamiarach. Gdy już ksiądz pojechał do innej parafii udaliśmy się we trzech na strych kościoła w celu oględzin wczorajszego znaleziska i tu się dopiero zaczyna: zaczęliśmy wyciągać z pod podłogi przeróżne cuda: kilka innych przepięknych ksiąg, piękne duże i okazałe figurki ze złota i srebra, były to takie np. duże lwy ze złota siedzące jak sfinksy w Egipcie, taki wielki Budda ze srebra który siedział po turecku i miał osiem skrzyżowanych rąk, taka duża czapla ze srebra, porcelana figurki, figurki i wiele innych przedmiotów – skarbów. Gdy tylko zaczęliśmy to wszystko wyciągać padło pytanie co dalej? Wówczas najstarszy z nas, czyli ten koleś który z nami poszedł na przyczepnego stwierdził że, ma najbliżej do domu pobiegnie po tatę. Po jakiejś chwili przyjechał dużym niebieski Fiatem wraz ze swoim tatą, który gdy tylko zobaczył co znaleźliśmy dostał takich ruchów jakby mu się w dupie zapaliło !!! Kazał nam wszystko wnosić do jego samochodu i obiecał nam że, wszystko odda księdzu jak tylko ksiądz wróci z odprawiania mszy w innych parafiach. Tego było tak dużo, że nie pomieściło się to w dużym Fiacie w bagażniku i ładowaliśmy wszystko gdzie się dało, na siedzenia z tyłu, pod nogi pasażera, na tylne podszybie itd. Chciałbym nadmienić dość istotny element, a mianowicie: my wyciągaliśmy z pod podłogi tylko to, co udało nam się sięgnąć rękami i na tym sprawa się skończyła jeśli chodzi o rzeczy jakie mieliśmy w swoich rękach z moim przyjacielem. Oddaliśmy klucz od kościoła Panu Zbyszkowi , który zapewnił nas o oddaniu skarbów księdzu i rozeszliśmy się wszyscy do swoich domów.
Po kilku dniach w naszej wiosce było huczno o skarbach jakie znaleźliśmy i ksiądz wezwał mnie oraz mojego kolegę (tego z którym znaleźliśmy na początku księgę), w celu wytłumaczenia się dlaczego zdewastowaliśmy podłogę na strychu kościoła. !? My i owszem byliśmy tam, ale żadnej podłogi nie ruszaliśmy – wniosek? Pan Z. musiał tam wrócić i kto to wie, co on tam jeszcze wyciągnął oraz ile razy musiał robić kurs aby to wszystko zabrać.
W sobotę rano (a było to 09.11.1991 roku) poszedłem do kościoła na godz. 8:00 na mszę aby móc się księdzu wytłumaczyć, iż ja i mój kolega tej podłogi nie ruszaliśmy i chcąc powiedzieć księdzu o znalezisku, ale tego nieszczęsnego dnia, a raczej ubiegłej nocy ksiądz został zamordowany. Sprawa była dość poważna, ale nigdy nie ujrzała światła dziennego jeśli chodzi o znalezione skarby. Pan Zbyszek zeznał na policji że, skarby znalezione kilka dni wcześniej oddał księdzu. Ksiądz nie już nie żył i sprawa była zamknięta.
Pan Z. dziś żyje sobie jak Lord, nigdzie ani on ani jego rodzina nie pracowali, żyją rzekomo ze sklepu spożywczego i knajpy, a pobudowali nową chałupę, dzieci mają mieszkania które sobie wynajmują, kasy jak lodu i podejrzewam że jeszcze długo nie będą musieli pracować.

Dla uwiarygodnienia mojej historii podaję numery oraz tytuły niektórych artykułów z gazet, które opisały cząstkowo tą sprawę, ale bardziej skupiły się na morderstwie księdza.

1.) Gazeta Wyborcza nr 759, wydanie z dnia 13/12/1991, str. 2. Tytuł: „Szukali skarbu? Zabili księdza”.
2.) Gazeta Wyborcza nr 52, wydanie z dnia 03/03/1993, str. 2. Tytuł: „Przyszli po skarb”.
3.) Gazeta Wyborcza nr 261, wydanie z dnia 05/11/1992, str. 5. Tytuł: „Plebanie wysokiego ryzyka”.
4.) Gazeta Wyborcza nr 52, wydanie z dnia 03/03/1993, str. 1. Tytuł: „Kary dla zabójców księdza z Brunowa”.

I podejrzewam że wiele innych lokalnych gazet opisywało ogólnikowo tę historię, lecz nie skupiałem się na poszukiwaniu tych materiałów.
P.S.Wiem że niniejszy wątek bardziej nadał by sie w dziale opowiadań aniżeli tutaj, ale może kogoś zaciekawi ta prawdziwa historia ;-)))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Policja wszystko wiedziała o skarbie, ale ten człowiek, który to zabrał powiedział że, oddał wszystko księdzu, ksiądz nie żył i nic mu nie udowodniono. Sam się dziwie dlaczego chociażby Urząd Skarbowy się nie przyjżał niniejszej osobie...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie