kindzal Napisano 19 Październik 2010 Autor Napisano 19 Październik 2010 Na miejscu czeskiego obozu koncentracyjnego dla Romów pozostanie chlewnia - zdecydował właśnie rząd w Pradze. Wyobraźcie sobie, że po wojnie w miejscu obozu w Auschwitz staje wielka chlewnia, tuczarnia świń. Tak właśnie stało się w czeskich Letach niedaleko Pisku, w miejscu, gdzie w czasie wojny stał jeden z dwóch obozów koncentracyjnych dla czeskich Romów. I choć wszystkie czeskie rządy w ciągu ostatnich piętnastu lat obiecywały, że odkupią i zlikwidują chlewnię, to nigdy tego nie zrobiły. Kilka dni temu rząd premiera Petra Neczasa przestał obiecywać i ogłosił, że chlewnia zostanie tam gdzie jest i nikt nie będzie jej ani kupował, ani burzył. - Cieszę się, że obecny sposób upamiętnienia cierpień Romów w Letach jest godny. A w związku z oszczędnościami rozważanie kolejnych zmian nie jest proste - powiedział Neczas dziennikowi Lidove Noviny". Jego gabinet odrzucił pomysł utworzeniu funduszu na odkupienie chlewni. Mówiąc, że sposób upamiętnienia jest godny, premier miał na myśli znajdującą się w Letach tablicę ku czci więźniów. Ta decyzja jest tym bardziej wstydliwa, że obóz w Letach założyli nie Niemcy, lecz Czesi. Drugi taki czeski obóz był pod Hodoninem. Rozporządzenie o ich powołaniu rząd czechosłowacki kilkanaście dni przed rozpoczęciem nazistowskiej okupacji na początku marca 1939 r. Oba obozy aż do likwidacji w 1944 r., kiedy osadzeni zostali przekazani hitlerowcom i wysłani do Auschwitz, były zarządzane przez Czechów, miały czeskich strażników i czeskich komendantów.Do obozów oficjalnie przeznaczonych dla osób uchylających się od pracy" wsadzano głównie czeskich Romów. W Letach i pod Hodoninem panowały okropne warunki higieniczne i żywieniowe, często gorsze niż w obozach niemieckich. Na krótko przed przekazaniem Romów Niemcom urzędnicy Protektoratu postanowili nawet nieco dokarmić więźniów, by nie oddawać ich w tak okropnym stanie. Spośród 30 dzieci, które przyszły na świat w ciągu pięciu lat istnienia obozu w Letach, nie przeżyło ani jedno. Z prawie 3 tys. więźniów obu obozów zginęło prawie 700. Większość pozostałych została zamordowana w komorach gazowych Auschwitz. Niewielu czeskich Romów przeżyło wojnę. Ci, którym się to udało, przekupili strażników i wydostali się na wolność przed odjazdem transportów do Auschwitz.Nikt spośród czeskich strażników i komendantów nie został po wojnie ukarany. Przeciwnie - dalej służyli w policji i służbie więziennej. Niektórzy otrzymali jedynie naganę za zbyt ostre obchodzenie się z więźniami. Po wojnie wzmianki o czeskich obozach koncentracyjnych zniknęły z podręczników historii. Pojawiły się w nich dopiero za sprawą amerykańskich historyków, którzy po upadku komunizmu przeprowadzili w Czechach drobiazgowe badania. Dzięki pierwszemu prezydentowi Czech Vaclavowi Havlowi, w Letach i pod Hodoninem stanęły pomniki romskiego Holocaustu, zaś żyjącym ofiarom zostały wypłacone odszkodowania. Następca Havla Vaclav Klaus starał się poddać w wątpliwość fakt istnienia czeskich obozów koncentracyjnych. W 2005 r., kiedy Parlament Europejski wezwał Pragę by wreszcie rozwiązała jakoś kwestię chlewni na miejscu obozu, prezydent ogłosił, że po pierwsze nie jest to sprawa Brukseli, a po drugie żadnych obozów koncentracyjnych w Czechach nie było. - Obóz w Letach nie był pierwotnie przeznaczony dla Romów, ale dla tych, którzy nie chcieli pracować. Nie można go porównywać z obozem koncentracyjnym w Auschwitz - stwierdził wówczas Klaus wywołując wzburzenie wśród czeskich Romów. Pomimo takiego stanowiska prezydenta poprzedni rząd premiera Jana Fischera, głównie dzięki pełnomocnikowi rządu ds. praw człowieka Michaelowi Kocabowi, zdecydował o powstaniu fundacji, poprzez którą państwo za kilkadziesiąt milionów euro miało odkupić chlewnię od firmy Agpi. Kocab porozumiał się także z właścicielką ośrodka rekreacyjnego niedaleko Hodonina, który został postawiony na miejscu drugiego obozu. Po kupieniu ośrodka przez państwo miało tam powstać romskie centrum informacyjne. Nowy rząd zdecydował jednak, że chlewni nie kupi. Kocab stracił pracę, a urząd ds. praw człowieka ma być zlikwidowany. Protestował już minister spraw zagranicznych Karel Schwarzenberg, ale został przegłosowany przez kolegów ministrów. - Nie mamy żadnego pomnika, bo nas nie zabijali Niemcy. Nas zabijali Czesi - powiedział kiedyś Eduard Czermak, potomek czeskich Romów, którym udało się przeżyć obóz w Letach. To stwierdzenie jest wciąż aktualne.Więcej... http://wyborcza.pl/1,76842,8530153,Chlew_zamiast_pomnika_zamordowanych_czeskich_Romow.html#ixzz12pByRd00
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.