Skocz do zawartości

Król Warneńczyk żył jeszcze długo na ciepłej Maderze


Rekomendowane odpowiedzi

http://www.polskatimes.pl/magazyn/206788,krol-warnenczyk-zyl-jeszcze-dlugo-na-cieplej-maderze,id,t.html

Król Warneńczyk żył jeszcze długo na ciepłej Maderze

Władysław III, król Polski i Węgier, miał zginąć w 1444 r. w bitwie z Turkami pod Warną. Jednak nigdy nie odnaleziono jego ciała i zbroi. Według portugalskiej legendy Warneńczyk przeżył i przez 20 lat mieszkał na atlantyckiej wyspie - pisze Anna Gwozdowska

Madera to miejsce, które Europejczykowi przybywającemu z dalekiej północy może się wydać rajem. Jest przez cały rok słoneczna, ale nie sucha. Bogactwo wody zawdzięcza wysokim, dochodzącym do 2000 m n.p.m. górom, które zatrzymują wędrujące nad oceanem chmury. Kaskady strumieni opadające po wulkanicznych skałach wprost do oceanu to jeden z najbardziej charakterystycznych widoków na wyspie.

Maderę dzieli od wybrzeży Portugalii 1000 km. Jeszcze do lat 40. XX w. na tę atlantycką wyspę docierały, tak jak za czasów jej portugalskich odkrywców, wyłącznie okręty.

Wyspa zachwyca połączeniem linii gigantycznych wulkanicznych klifów z intensywną zielenią lasów. Taką widział ją być może król Polski i Węgier Władysław III, który według legendy podawanej z pokolenia na pokolenie przez wyspiarzy, nie zginął w bitwie pod War-ną z 1444 r., którą chrześcijanie stoczyli z Turkami, i po latach wędrówek osiadł na Maderze.

Miał trafić do Madalena do Mar, nadmorskiej posiadłości darowanej mu przez portugalskiego króla, położonej kilkanaście kilometrów na zachód od Funchal, dzisiejszej stolicy wyspy. Materialnym śladem jego pobytu jest być może obraz "Spotkanie św. Joachima ze św. Anną pod złotą bramą, na którym, jak do dziś wierzą mieszkańcy Madery, został przedstawiony wraz ze swoją portugalską żoną Anną.

Władysław nie przyznawał się do swojego pochodzenia. Na wyspie był znany jako Henrique Alemao, rycerz św. Katarzyny na górze Synaj. Po wzniesionym przez niego domostwie i ufundowanej przez niego kaplicy nie zostało już nic. Wszelkie ślady zniszczyły zdarzające się na wyspie lawiny kamieni spadające z gór.

O czasach Warneńczyka przypomina jedynie wielokrotnie przebudowywany dwór stojący obok obecnego kościoła w Madalena do Mar. Kiedyś należał do ostatniej dziedziczki posiadłości, dziś już miasteczka, spadkobierczyni rodu de Freitas. Zbudował go Joao Rodrigues de Freitas, który przybył na wyspę wraz z Henrykiem Alemao. Dom rodu de Freitas z zatartym już herbem, otoczony zdziczałym gajem bananowym, chyli się ku upadkowi. Warneńczyk, na spółkę z nieubłaganie płynącym czasem, stopniowo zaciera po sobie wszystkie ślady.

Jaka była Madera za czasów Władysława? Zobaczył pewnie to, co niewiele wcześniej, bo w 1420 r., ujrzał odkrywca wyspy Joao Gonçalves, znany jako Zarco, czyli krzywooki, dawny krzyżowiec, który pod murami Ceuty stracił oko. Polski król poznał więc smak egzotycznych owoców, których nie spotyka się nawet w najcieplejszych zakątkach południowej Europy, i soczystość mieczników (peixe espada preto), które łowi się tu do dziś. Widział dziewicze lasy laurowe i wawrzynowe, którymi porośnięta była wyspa i którym zawdzięcza swoją nazwę (madeira, czyli po portugalsku drewno).

Przybywający wtedy na Maderę goście nie widzieli jeszcze uprawianych dziś bananowych gajów, pól orchidei i strelicji, tarasów porośniętych winoroślą czy upraw trzciny cukrowej, dzięki którym wyspa wzbogaciła się już w XVI w. Warneńczyk był też świadkiem tworzenia się portugalskiego osadnictwa na wyspie. Historia wyspy dopiero się wtedy zaczynała.

Jak pisał jedyny chyba dotąd polski tropiciel portugalskiej legendy Warneńczyka Leopold Kielanowski, Madera była wówczas odpowiednikiem "dzikich pól Rzeczypospolitej, przystankiem dla wielkich żeglarzy, podróżników, czasem awanturników, gdzie można było nabrać sił i zaopatrzyć się w słodką wodę przed nowymi podróżami. To był dla Europejczyków koniec świata. I właśnie to mogło się podobać podróżującemu anonimowo, załamanemu klęską Władysławowi.

Warneńczyk urodził się w 1424 r. Jego ojciec, król Władysław Jagiełło, miał wtedy 73 lata, ale - jak pisał Paweł Jasienica - był nadal dziarski. Warneńczyk wstąpił na tron, mając zaledwie 10 lat. W wieku 16 lat został też królem Węgier, co najbardziej chyba zaważyło na historii jego życia. Jako węgierski król toczył ciągłe boje z Turkami. Bitwa pod Warną była zwieńczeniem wieloletniej kampanii bałkańskiej.

Do dziś mediewiści toczą spory, czy Władysław III złamał, z namowy legata papieskiego, 10-letni pokój zawarty z Turkami w zaledwie trzy dni po jego podpisaniu. W każdym razie doszło do bitwy. Historyczne starcie z wojskami sułtana Murada miało miejsce 10 listopada 1444 r. W praktyce dowodził nie Władysław, ale niezwykle doświadczony Węgier Jan Hunyady. Może dlatego winą za klęskę obarcza się 20-letniego polskiego króla, jak pisze Jasienica, "wynikłą z krwi zbyt gorącej. Król, dowodzący centrum wojsk chrześcijańskich, pchnął jazdę zbyt wcześnie. A po tym manewrze nikt go już więcej nie zobaczył.

W grudniu 1444 r. do kraju zaczęli powracać ocaleni z rzezi spod Warny polscy rycerze, ale brakowało jednego choćby świadka zgonu króla Władysława III. Turcy pokazali wprawdzie wysłannikowi weneckiej floty w Gallipoli głowę króla, ale miała długie jasne włosy, a było wiadomo, że Warneńczyk, jak pisał Jan Długosz, miał "włosy czarne, brwi gęste. Ciała, ani nawet zbroi Warneńczyka, nigdy nie odnaleziono. Z Krakowa rozsyłano poselstwa, które miały sprawdzić, co naprawdę stało się z Warneńczykiem. Po Polsce krążyły plotki o tym, że król przeżył bitwę i odprawia gdzieś na Zachodzie pokutę.

Wincenty Swoboda w swojej pracy "Warna 1444 próbuje na podstawie zachowanych kronikarskich relacji z tamtych czasów opisać charakter króla. Miał być młodzieńcem odważnym, ale skromnym, o miłym obejściu i niezwykle wysoko ceniącym honor i dane słowo. Być może więc król nie potrafił pogodzić się z klęską spod Warny i dlatego już nigdy nie wrócił do kraju. W Europie nie brakowało wrogów Jagiellonów, którzy okrzyknęli go krzywoprzysięzcą, który złamał zawarty wcześniej pokój. Dla wielu Władysław był jednak królem krzyżowcem walczącym z niewiernymi.

A to misja bliska wówczas także Portugalczykom, którzy w XV w. nadal prowadzili wojny z Maurami, m.in. w Maroku. Królowie Portugalii zdobywali tam i tracili bastiony mające ułatwić im handel. W roku bitwy pod Warną w Portugalii świeża była jeszcze pamięć o ofierze Dom Fernanda, brata króla, który w 1437 r. poprowadził na Tanger wyprawę krzyżową, poniósł klęskę i dobrowolnie oddał się w niewolę muzułmanów, by ratować portugalskie rycerstwo.

Legenda Warneńczyka przypomina też trochę późniejszą historię związaną z królem portugalskim Dom Sebastiao, który podobnie jak Władysław miał bardzo młodo zginąć w czasie bitwy z niewiernymi pod Alcácer--Quibir w 1578 r. Militarna klęska króla dała początek ludowemu podaniu, według którego Dom Sebastiao nie zginął i wróci, żeby uratować Portugalię przed dziejową katastrofą.

Jeszcze w XVII w. pojawiali się w Portugalii pretendenci do tronu podający się za Dom Sebastiao.
Warneńczyk także miał swoich sobowtórów. W 1452 r. za króla podawał się zdemaskowany w Międzyrzeczu Jan z Wilczyny. Władysława rozpoznano też podobno w pustelniku z Santiago de Compostela. Na najciekawszy ślad Władysława natrafiamy jednak w liście z 1472 r. Mikołaja Florisa, który przedstawiał się jako towarzysz podróży króla, napisanym z Lizbony do wielkiego mistrza krzyżackiego w Królewcu. Informował o pobycie polskiego króla na wyspach portugalskich. Pismo przechowywane w Królewcu przetrwało ostatnią wojnę, bo całe archiwum zdążono przewieźć do Getyngi. Według Leopolda Kielanowskiego to najważniejszy istniejący dokument, który daje właściwie pewność, że Władysław mieszkał na Maderze. Ale jak tam dotarł?

W dziesięć lat po bitwie pod Warną, które mógł np. spędzić na pokucie w Ziemi Świętej, Władysław miał się pojawić na dworze Henryka Żeglarza, brata portugalskiego króla w Sagres, w Algarve. Król nadał mu ziemię na Maderze, co potwierdza dokument opatrzony datą 8 maja 1452 r., na którym widnieje już przydomek Alemao.

Jak pisze w swojej monografii na temat Warneńczyka Leopold Kielanowski, przydomek Alemao (po portugalsku Niemiec), który tajemniczemu obcokrajowcowi nadał podobno sam Henryk Żeglarz, nie musiał koniecznie oznaczać przybysza z Niemiec. W ten sposób określano w średniowiecznej Portugalii każdego mieszkańca Europy przybywającego spoza Renu i Alp, także Polaków i Węgrów. W każdym razie, nie ma wątpliwości, że Henrique Alemao istniał naprawdę. Potwierdzają to także dokumenty przechowywane przez franciszkanów z Ponta Delgada na Azorach. Franciszkanie już w 1427 r. mieli swój klasztor na Maderze.

Z Algarve, jak głosi legenda, Warneńczyk ruszył na wyspę. Dla ówczesnych mieszkańców Madery to postać niezwykle tajemnicza, bo ciesząca się przychylnością samego Henryka Żeglarza i kapitana Zarco. Henryk, albo domniemany Władysław, ożenił się z portugalską szlachcianką i miał z nią syna oraz córkę. Małżonkowie zostali sportretowani na przywoływanym już wcześniej obrazie autorstwa flamandzkiego malarza Herrimenta de Bles, który przez kilka lat mieszkał na Maderze. Mężczyzna z obrazu ma siwe, długie włosy, orli nos i mocny zarys czarnych brwi. Według ekspertyz historyków sztuki to nie są rysy portugalskie, ale twarz spotykana raczej w Europie Środkowej.

Henrique Alemao spędził na Maderze 20 lat. Po latach na wyspę przybyli podobno polscy franciszkanie i rozpoznali w nim swojego władcę. Namawiali go do powrotu. Wezwał go nawet w tej sprawie Henryk Żeglarz. W czasie drogi powrotnej z Algarve żaglowiec, którym płynął Władysław-Alemao, rozbił się u stóp potężnego klifu Cabo Girao. Roztrzaskała go w czasie burzy spadająca skała. Przed śmiercią miał wyjawić żonie, że jest polskim królem, a ona powiedziała o tym ich synowi Zygmuntowi, który chciał nawet wybrać się do Polski. Pod naciskiem portugalskiego dworu zrezygnował jednak ze swoich zamiarów i - tak jak ojciec - zginął w czasie burzy na morzu.

Szczątki Warneńczyka mogły spocząć w kruchcie kościoła w Madalena do Mar, choć nie ma na to dziś żadnych dowodów. Ze średniowiecznych nagrobków z Madalena do Mar zachowała się tylko jedna płyta nagrobna. Na jej powierzchni pozostały ślady gotyckiego liternictwa i trudnych do wyjaśnienia symboli heraldycznych. Niektórym historykom przypominają lilie andegaweńskiej korony."
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Ta hipoteza, to próba dowodzenia tego typu co istnienie króla Bolesława Zapomnianego. Czytając to wszystko wygląda prawdopodobnie, opowieść wciąga i już można się stać zwolennikiem tej tezy. Ale jeżeli rozłożymy te czyjeś wypociny na czynniki pierwsze, korzystając z warsztatu historyka to nagle zaczynamy widzieć w jaki sposób autor tekstu podszedł do swojej pracy.
Średniowiecze to fajna epoka w której często natrafiamy na próżnię, co niektórzy wykorzystują z szansą że wniosą coś nowego do podręczników i zabłysną swoim odkryciem.
Dlatego tego typu teksty jako ciekawą powieść można przeczytać, ale zanim dokładnie tego nie zbadacie, radzę podchodzić do tego z dużym dystansem.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie