Skocz do zawartości

Józef Beck i jego polityka zagraniczna. Namaścił go Marszałek


Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
http://wyborcza.pl/1,97737,7056499,Jozef_Beck_i_jego_polityka_zagraniczna__Namascil_go.html

Józef Beck i jego polityka zagraniczna. Namaścił go Marszałek

Jako pierwszy polityk powiedział Hitlerowi "nie. W ten sposób uratował honor Polski - i Europy. Uratował też zapewne Związek Radziecki, odmawiając wspólnej z Niemcami wyprawy na Moskwę

Umierał opuszczony, w glinianej lepiance bez wody i prądu, w St ne ti niedaleko Bukaresztu. Był maj 1944 r. Lotnictwo alianckie bombardowało rumuńskie pola naftowe, alianci wkraczali do Rzymu. Jadwiga Beck do trumny męża włożyła wizerunek Matki Boskiej Ostrobramskiej, ampułkę ziemi polskiej z Gdyni, małą flagę polską z samochodu dyplomatycznego, na sercu położyła fotografię syna i Komendanta. I chyba te przedmioty przypominały w obliczu wieczności o sprawach dla ministra najważniejszych.

Było coś jeszcze: zdjęcie jednego z modeli żaglowców, które Beck składał pracowicie w samotności - misternych niczym polityka zagraniczna, którą przez siedem lat w II RP usiłował prowadzić.

Po tragedii 1939 r. pozostawił po sobie czarną legendę przegranego. Dla otoczenia gen. Władysława Sikorskiego był "sprawcą katastrofy wrześniowej. Piłsudczyk Stanisław Cat-Mackiewicz pisał, że polityka Piłsudskiego to "skrzydła zrywające się do lotu, a Beck to "płaz czołgający się po ziemi, który w polityce widział tylko cynizm. Hitlerowski gubernator Hans Frank prowadził badania genealogiczne, aby wykryć pierwiastek krwi żydowskiej w żyłach Becka (rodzina miała pochodzenie flamandzkie), co miało wytłumaczyć jego perfidię wobec Niemiec. Propaganda stalinowska miała dla niego powtarzany jak mantra epitet: "sługus faszyzmu.

Uwielbienie od tłumów odbierał tylko raz - po słynnej mowie 5 maja 1939 r. odrzucającej żądanie Hitlera. Kończyła się słowami: "Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja skrwawiona w wojnach na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor.

Beck mówił o pokoju, ale tak naprawdę o wojnie. I nie była to wojna o "prowincjonalne miasto, które nigdy nie będzie przedmiotem sporu między Polską a Niemcami, bo tak mówił Hitler, ale o niezależność Polski.

Czy Beck zdawał sobie sprawę, że zmienia dzieje świata i wiedzie wprost do największej wojny w historii? Zapewne nie. Nie przypuszczał także, że przyjęte przez Polskę w końcu marca gwarancje brytyjskie, z powodu których Hitler wypowiedział układ o nieagresji z Polską, okażą się "dymem na wodzie. Ani że tchórzliwe dowództwo armii francuskiej w 1939 r. zakończy ofensywę po 15 dniach, wchodząc na teren Niemiec na 8 km.

Tyle że inną możliwość miał jedną - udział w wojnie po stronie Hitlera. Nie była nieprawdopodobna - o konieczności "pójścia z Niemcami na Rosję wiceszef MSZ Jan Szembek pisał w październiku 1938 r. zaraz po niemieckim ultimatum. Wsparcie przez polską armię niemieckiego marszu na Moskwę czyniłyby klęskę Sowietów niemal pewną. Dzisiejsza Rosja ma więc Beckowi coś do zawdzięczenia.

Dopiero dziś można stwierdzić, że Beck, mówiąc "nie, wybrał najlepsze rozwiązanie dla współczesnego świata. Trudno sobie wyobrazić gorszą perspektywę niż zwycięstwo faszyzmu w II wojnie światowej.

Czarny charakter II RP

Za sprawą ataków rosyjskiej prasy i pseudohistorycznych dociekań rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego postać Becka w przededniu 70. rocznicy wybuchu II wojny znowu stała się przedmiotem debat. Co ciekawe, większość z formułowanych w Rosji oskarżeń ma źródło nie w konfabulacjach stalinowskiej propagandy, ale w plotkach i wypowiedziach ludzi Beckowi współczesnych. On sam ich nie dementował, bo pochlebiał mu przydomek Mefistofelesa nadany mu przez prasę.

Sugestię, że Beck mógł być niemieckim agentem, formułował w prywatnych rozmowach gen. Sikorski. W lipcu 1936 r. w czasie negocjacji w sprawie francuskiej pożyczki wojskowej mówił: "Jeśli Francuzi dadzą pieniądze reżimowi, Beck obróci je przeciwko Francji albo na podtrzymanie reżimu (według relacji czeskiego posła Juraja Slavika). O tym, że Beck "jest kupiony (w domyśle: przez Niemców), mówił na emigracji były premier Wincenty Witos. Wrogi szefowi polskiego MSZ ambasador Francji Léon Noël w wywiadzie dla "Polityki w 1968 r. stwierdził, że "Francuzi skłaniali się ku wierze, iż był Beck agentem Niemiec. Sądzę, że był raczej hitlerofilem niż germanofilem. Zaraz jednak zastrzegł: "Jednak jestem pewien, że nie zdradził Polski, tak jak się mu to imputuje.

Nawet piramidalna bzdura o próbie wysłania polskich Żydów na Madagaskar (Beck był daleki od antysemityzmu) znajduje odbicie w pamiętnikach ministra. Pisał o sukcesie, jakim była "polsko-żydowska mieszana komisja studiów, która mogła (...) przeprowadzić poważne badania na Madagaskarze jako rejonie przewidzianym dla poważnej emigracji żydowskiej z Polski (takie porozumienie Beck zawarł w 1937 r. z szefem francuskiego MSZ Yvonem Delbos).

O "tajnym protokole jakoby dołączonym do układu o "niestosowaniu przemocy z Niemcami mówiła głośno prasa francuska i sowiecka (francuskie doniesienia były inspirowane przez sowiecki wywiad). Zapewnień rządu, że takiego protokołu nie ma, domagał się od Becka w Warszawie w 1934 r. szef francuskiego MSZ Louis Barthou, a w ZSRR w tym samym roku komisarz ludowy ds. zagranicznych Litwinow.

Z punktu widzenia francuskiej dyplomacji to Beck miał sterować krokami prezydenta Ignacego Mościckiego i marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, a swoim antyfrankońskim nastawieniem doprowadzał dyplomatów z Paryża do białej gorączki. Zdesperowany ambasador Francji w Polsce Jules Laroche po kilku latach współpracy z Beckiem poprosił o dymisję i wysłanie go gdziekolwiek, byle daleko od Warszawy.

Francuzi rozpuszczali plotki o skandalach seksualnych, których Beck miał się dopuścić w 1923 r. w Paryżu, gdy był szefem misji wojskowej, czy próbach szpiegowania. W 1936 i 1937 r. ambasador Noël, wykorzystując tarcia w obozie sanacyjnym, usiłował swoimi intrygami doprowadzić do dymisji szefa MSZ. Mościcki i Rydz jednak tego ryzyka nie podjęli. Za Beckiem stał autorytet ważniejszy w ówczesnej Polsce niż cała Republika Francuska - pamięć zmarłego niedawno Komendanta.

Powiernik myśli Komendanta

To Beck był ostatnim politykiem, z którym rozmawiał umierający Piłsudski. 10 maja, gdy czuł, że traci przytomność, wezwał go do swego łoża. Beck uczestniczył właśnie w przyjęciu dyplomatycznym z okazji wizyty francuskiego premiera Pierre'a Lavala i pojawił się we fraku. - Ale jesteś szykowny, mój chłopcze - rzucił na powitanie Marszałek. Mówili o stosunkach polsko-francuskich, polityce zagranicznej. Na koniec Piłsudski przy świadkach powiedział: "Dziękuję ci, zatem wszystko w porządku. Nie sądzę, bym sam coś mógł jeszcze zrobić - w ten sposób namaścił go na sternika polityki zagranicznej i depozytariusza swej myśli.

Złośliwy pamiętnikarz ks. Bronisław Żongołłowicz, bliski ekipie sanacyjnej, twierdził, że w otoczeniu Marszałka awansowali ci, którzy "w lot chwytają już nie myśl, lecz skinienie Piłsudskiego - Beck tej sztuki się nauczył.

Beck z Piłsudskim zetknął się już w 1913 r. w Zakopanem. W Limanowej, gdzie się wychowywał, tworzył Drużyny Strzeleckie. Służył w artylerii I Brygady Legionów (był studentem Politechniki), zaczynając od zwykłego kanoniera. Za bitwę pod Kostiuchnówką dostał Virtuti Militari. Po kryzysie przysięgowym znalazł się we Lwowie, gdzie działał w Polskiej Organizacji Wojskowej. W czasie wojny polsko-bolszewickiej trafił do II Oddziału Sztabu Generalnego (wywiadu) i, jak twierdzili złośliwi, to doświadczenie zaciążyło na jego życiu, bo w służbie dyplomatycznej miał zaufanie głównie do byłych oficerów wywiadu.

O tym, jakie ma znaczenie u boku Komendanta, przekonali się jego współpracownicy w 1930 r., gdy Piłsudski stanął na czele rządu. Obwieścił wówczas, że nie chce być "człowiekiem od wszystkiego i bierze sobie do pomocy jako ministra bez teki i wicepremiera płk. Becka; miał on koordynować pracę ministrów. Marszałek uprzedził, że "w razie sprzeciwu kogokolwiek wobec Becka wybierze na pewno Becka, a nie któregokolwiek z ministrów.

W 1930 r. Beck został wiceszefem MSZ. Ministrem był August Zaleski, ale od razu było wiadomo, kto tu rządzi. W 1932 r. Zaleski, dyplomata starej szkoły, nie wytrzymał ciśnienia.

Chodzio wizytę w Polsce eskadry brytyjskiej marynarki wojennej. Piłsudski i Beck postanowili załatwić sprawę po swojemu. Gdy senat Gdańska nie zgodził się na jej powitanie przez Polaków w Gdańsku, wysłali ORP "Wicher, by ten przywitał Brytyjczyków, a w razie protestów ostrzelał najbliższy urzędowy budynek w Gdańsku. Od takiej polityki zagranicznej Zaleski wolał pracę w banku.

Od tego momentu Piłsudski i Beck formowali wspólnie nową politykę zagraniczną - jej istotą było "utrzymanie równej odległości między Niemcami a Rosją.

Punktem zwrotnym "nowej polityki było najpierw zawarcie paktu o nieagresji z Rosją w 1932 r., ale prawdziwym szokiem dla Europy stała się dwustronna polsko-niemiecka deklaracja o wyrzeczeniu się przemocy z 1934 r.

Motywacja Piłsudskiego wydawała się prosta. Zbliżenie z Niemcami było polską odpowiedzią na traktat z Locarno z 1925 r., w którym Niemcy na dziesięć lat gwarantowały granicę Francji i Belgii, ale nie Polski i Czechosłowacji. Locarno pogłębiło nieufność Piłsudskiego wobec pierwszej sojuszniczki - Francji. Dostrzegał jej bojaźliwość i chęć skierowania agresji niemieckiej na wschód. Zamiast niepewnych gwarancji francuskich pokój miały gwarantować dwustronne układy z ZSRR i Niemcami. Zamiast wielostronnych uzgodnień na forum tracącej znaczenie Ligi Narodów - relacje dwustronne.

Układ z Niemcami z 29 stycznia 1934 r. był od początku pomysłem Marszałka. Beck jedynie pomysł realizował. Przygotowaniem były rozpowszechniane rok wcześniej pogłoski o koncepcji wojny prewencyjnej z Niemcami, którą Polska miała proponować Francji - zapewne jedynie dyplomatyczny blef. Piłsudski chciał wykazać po raz kolejny strachliwość Francji, zmiękczyć stanowisko Niemiec, a także usprawiedliwić układ z Hitlerem.

Charakterystyczna była rozmowa Becka z ambasadorem Francji Laroche'em. "Ci, którzy oskarżają rząd polski o chęć wywołania wojny prewencyjnej, co nigdy nie było jego intencją, będą równie dobrze oskarżać go teraz o rzucenie się w ramiona Niemiec - mówił mu niby proroczo w maju 1933 r.

Polityka równego dystansu

Beck w swoich pamiętnikach starał się udowodnić, że po śmierci Marszałka jedynie on pieczołowicie realizował jego politykę - równego dystansu między Moskwą a Berlinem. Zaraz po podpisaniu porozumienia z Niemcami pojechał do Moskwy, by zawarty na trzy lata układ o nieagresji przedłużyć tak jak porozumienie z Niemcami na przeszło lat dziesięć (formalnie miał obowiązywać do 1945 roku). Tej polityce towarzyszyła nieufność do francuskich prób tworzenia aliansów w Europie Środkowo-Wschodniej oraz do pierwszego sojusznika Paryża w rejonie - Czechosłowacji.

Beck pisał, że "Marszałek nigdy w żywotność państwa czechosłowackiego nie wierzył i już w 1921 r. twierdził, że są dwa państwa w Europie, które nie mają szans na utrzymanie się, tj. Austria i Czechosłowacja. Toteż Piłsudski układał swą politykę w opozycji wobec Pragi (w 1934 r., przebywając w Moszczenicy k. Żywca, zastanawiał się nad atakiem na Zaolzie). Beck przypominał też, że zdaniem Marszałka miernikiem relacji polsko-niemieckich jest sprawa Gdańska i utrzymania jego statusu jako Wolnego Miasta.

Francja już po śmierci Piłsudskiego potwierdzała jego tezę, że "jest do niczego. W 1936 r. do zdemilitaryzowanej Nadrenii wkroczyły wojska niemieckie. I choć przerażeni niemieccy generałowie domagali się, by je natychmiast wycofać, nie napotkały francuskiego kontrnatarcia. Armia francuska pozostała bierna, choć jakakolwiek demonstracja siły spowodowałaby, że Hitler uciekłby z podkulonym ogonem, a jego władza w Niemczech stanęłaby pod znakiem zapytania.

Beck doszedł wtedy do wniosku, że "Adolf Hitler to człowiek, z którym można robić interesy. Mówił zupełnie innym językiem niż przywódcy Republiki Weimarskiej, dla których np. przyznanie Polsce części Górnego Śląska i Pomorza było największym skandalem traktatu wersalskiego. Sam Hitler krytykował twórcę Locarno kanclerza Stresemanna za antypolskość; przypominał, że gen. Kurt von Schleicher, ostatni kanclerz republiki, przygotowywał atak na Polskę - tak jakby tym chciał usprawiedliwić zamordowanie go podczas nocy długich noży.

Beck pisał o Hitlerze, że pozytywnie do niego nastawiało to, iż "był raczej Austriakiem, a nie Prusakiem. Uderzające było, że między jego najbliższymi współpracownikami nie było żadnego Prusaka. A w "furii antypolskiej największą rolę grała tradycja Prus.

Ekscesy reżimu tłumaczył faktem, że ruch nazistowski "ma charakter rewolucyjny. Był również przekonany o jego początkowo pokojowych zamiarach, bo "każdy reformator potrzebuje spokoju z zewnątrz.

Zbliżenie owocowało aktami przyjaźni, które dostrzegała prasa całego świata. Manifestacją szacunku Niemiec był pogrzeb Józefa Piłsudskiego (na czele delegacji stał Göring, a Reichstag uczcił pamięć Marszałka). Göring przyjeżdżał do Polski na polowania, a Frank - uważany za polonofila - przedstawiał założenia "nazistowskiego rozumienia prawa. Goebbels mówił, że Polacy w odróżnieniu od innych narodów zrozumieli niebezpieczeństwo komunizmu, a Hitler chwalił sąsiada ze wschodu jako forpocztę cywilizacji wobec Azji.

Mocarstwo na manowcach

Polityce równej odległości między Berlinem a Moskwą towarzyszyło pojęcie "mocarstwowości, którym Beck posługiwał się co chwila. Było dla niego jasne, że Polska może prowadzić politykę równej odległości, tylko będąc mocarstwem, a jest mocarstwem, bo prowadzi politykę równej odległości. Z jego przywiązania do słowa "mocarstwo i podkreślania "mocarstwowości Polski pokpiwał sobie w pamiętnikach sir Anthony Eden, ale wszystko wskazuje, że Beck traktował to określenie śmiertelnie poważnie.

Szef polskiego MSZ lubił też mówić o "równaniu kroku z największymi. Problem w tym, że równał krok w niewłaściwym szeregu - z Niemcami i Włochami. W opinii niemal całej zachodniej prasy i w dyplomatycznych raportach nasz kraj szybko zaczął być postrzegany jako sojusznik Hitlera i Mussoliniego.

Gdy w 1936 r. Niemcy remilitaryzowały Nadrenię, Polska potwierdziła sojusznicze zobowiązania wobec Francji. Ale w rządowej agencji Iskra ukazała się informacja pochodząca z MSZ, że zajęcie Nadrenii nie będzie traktowane jako powód wojny. Beck chciał w ten sposób przekazać sygnał do Niemiec. Oczywiście oficjalnym zaprzeczeniom Francuzi nie uwierzyli.

Gdy Liga Narodów nałożyła sankcje na Niemcy w związku ze sprawą Nadrenii, Polska się do nich przyłączyła, ale wcześniej najgoręcej się im sprzeciwiała. Gdy Liga potępiła w 1935 r. sankcje nałożone na Włochy za atak na Abisynię (Włosi użyli gazów bojowych), Polska była pierwszym krajem, który od sankcji odstąpił (w 1936 r.).

W 1938 r. Niemcy przeprowadzają Anschluss Austrii (Becka poinformował wcześniej o tym zamiarze Göring). Niemal równocześnie w strzelaninie na granicy z Litwą ginie polski strażnik. W kraju odbywają się pochody pod hasłem: "Wodzu, prowadź nas na Kowno - a Beck przedstawia rządowi litewskiemu ultimatum, domaga się nawiązania stosunków. Cały świat zastanawia się, czy Polska - idąc śladami Hitlera - nie doprowadzi do Anschlussu Litwy - Beck uważał to jedynie za "unormowanie stosunków.

30 września 1938 r. Edouard Daladier i Neville Chamberlain podczas konferencji w Monachium oddają Niemcom Sudety, część niepodległej Czechosłowacji, której granice Francja gwarantowała. Dla Becka problemem jest nie rozpad tego kraju, który on i Marszałek przewidzieli, ale to, że Polska i Węgry nie zostały na konferencję zaproszone: "Rozważywszy tę sytuację nabrałem głębokiego przekonania, że powinniśmy zareagować i że nasza reakcja powinna być natychmiastowa. Podczas konferencji na Zamku oświadczyłem, że na znak protestu przeciw monachijskim metodom postępowania generał Bortnowski ruszył w kierunku Śląska Zaolziańskiego.

Tak więc zdaniem Becka Polska odebrała Zaolzie bez porozumienia Hitlerem i "na znak protestu, lecz cała Europa postrzegała to jako współdziałanie z Hitlerem w rozbiorze bezbronnego już sąsiada. Przy tym przedstawiciel polskiej mniejszości w Czechach dr Ludwik Wolf mówił to samo co Konrad Henlein, przedstawiciel sudeckich Niemców.

Jaki był cel strategiczny tego przedsięwzięcia? Beck tłumaczył, że chodziło mu o wspólną polsko-węgierską granicę - ale do jego inicjatywy Węgry się nie włączyły. Z terytorium Słowacji Polska przyłączyła część Orawy i Spisza. Miarą absurdu ówczesnej polskiej polityki było wyrażone przez MSZ "zdziwienie negatywną reakcją Słowaków. Polska tłumaczyła, że roszczenia były umiarkowane, gwarantowała niepodległość Słowacji, a zajęte tereny "są przeważnie bezludne. Brzmiało to podobnie jak złożone niemal równocześnie ultimatum Hitlera.

Końcem mocarstwowej polityki było przedstawienie 24 października 1938 r. przez Niemcy projektu całościowego uregulowania relacji: przyłączenie Gdańska do Rzeszy (z prawem do eksterytorialnego portu), eksterytorialne autostrada i linia kolejowa przez Pomorze (i taka sama autostrada dla Polski w Gdańsku), przyłączenie do paktu antykominternowskiego. W zamian proponowały uznanie granic.

Wielka klęska

Te żądania, które Joachim von Ribbentrop przedstawił ambasadorowi polskiemu w Berlinie Józefowi Lipskiemu, były dla Becka szokiem. Od razu było wiadomo, że nie chodzi tylko o Gdańsk. Historyk Włodzimierz Borodziej stwierdza, że propozycja niemiecka była po prostu pokerowym "sprawdzam wobec polskiej polityki. Wódz Rzeszy chciał ostatecznie sprawdzić, po czyjej Polska jest stronie. Miał nadzieję, że w czasie przygotowywanego ataku na Francję będzie przynajmniej krajem neutralnym, a w przyszłości ruszy z Niemcami na Moskwę.

Kalkulacja niemiecka była prosta - i całkowicie zrozumiała dla strony polskiej. Wiceminister Jan Szembek wprost pisał, że "Hitler marzy, by Polska była w straży przedniej jego marszu na Moskwę. Pojawiały się koncepcje "przesunięcia miejsca, w którym nasz kraj miałby zagwarantowany dostęp do morza. Raz była to Litwa (bez Kłajpedy), innym razem, już w styczniu 1939 r., Ribbentrop mówił Beckowi: "Pan jest taki uparty w sprawach morskich. Morze Czarne jest przecież także morzem. Wtedy w odpowiedzi usłyszał, że Polska "pakt z Rosją o nieagresji traktuje serio.

Przyjęcie w marcu i kwietniu 1939 r. gwarancji brytyjskich oraz odnowienie sojuszu z Francją były dla Hitlera jasnym sygnałem - w czasie wojny Polska opowie się przeciw Niemcom po stronie Zachodu.

Działania Becka w ostatnich miesiącach istnienia II RP wyglądają jak gorączkowe próby ratowania sytuacji. Montowanie, głównie przez Francję, porozumienia z ZSRR Polska traktowała słusznie jako zagrożenie. Zgoda na przemarsz radzieckich jednostek przez nasze terytorium była zaproszeniem do oderwania jego części. Z punktu widzenia wojennych i powojennych doświadczeń "bratnich pomocy ta myśl dziś jest oczywista. Zresztą ZSRR w sierpniu negocjował z Francuzami i Brytyjczykami, a równocześnie prowadził negocjacje z Hitlerem.

Wrzesień 1939 r. był nie tylko klęską militarną, ale klęską Becka jako ministra spraw zagranicznych. Polska dyplomacja okazała się ślepa i głucha. Fałszywie oceniała możliwości i chęć walki sojuszników - Wielkiej Brytanii i Francji - oraz zamiary wrogów. Wygląda np. na to, że Beck poważnie traktował bajdurzenia brytyjskiego generała Williama Ironside'a, że imperium przerzuci swe wojska do Polski z Egiptu przez Morze Czarne.

Szef polskiego MSZ nie miał też pojęcia, co się kryje za paktem Ribbentrop-Mołotow (o tajnym protokole wiedzieli Włosi i Amerykanie, którzy poinformowali oo nim Brytyjczyków). Raporty polskiego ambasadora w Moskwie mówiły, że nie stwarza on zagrożenia dla Polski. Już po niemieckim ataku Beck spodziewał się dostaw materiałów pędnych i uzbrojenia od ZSRR. Nie przewidział nawet, że przejście przez polski rząd rumuńskiej granicy skończy się internowaniem. Rząd znalazł się w pułapce, a znienawidzony przez Becka francuski ambasador decydował o tym, kto z polskich polityków przedostanie się do Francji.

Ostatnimi słowami, jakie wypowiedział już w Rumunii do Becka marszałek Rydz-Śmigły, brzmiały: "Pan mnie, panie ministrze, oszukał. I nie wiadomo, czy odnosiły się one tylko do sytuacji rządu w Rumunii, czy sytuacji politycznej Polski we wrześniu 1939 r.

W Rumunii polityczna rola Becka była skończona. Usiłował uciekać, ale szybko został złapany. Otoczony był rumuńskimi i niemieckimi agentami, których o kolejnych zamiarach jego ucieczki informowali jego rodacy. W 1940 r. była szansa wydobycia go z Rumunii, ale sprzeciwił się temu polski rząd (z wyjątkiem byłego szefa Becka Augusta Zaleskiego)

Pisał "Ostatni raport, który miał wyjaśnić potomnym motywy jego postępowania.

W 1942 r. lekarze stwierdzili u Becka otwartą gruźlicę, która postępowała błyskawicznie. Po dwóch latach nie był w stanie podnieść do ust widelca.

Słabnący Beck tym, którzy go pytali, dlaczego nie poszliśmy w 1939 r. z Niemcami, odpowiadał: - Niemcy by wygrali, ale my byśmy im na Uralu krowy pasali.

Dla wielu zachodnich polityków jego decyzja, by sprzeciwić się Hitlerowi "w imię honoru, była nieracjonalna i dziwaczna. Abp Cesare Orsenigo, który oferował w imieniu papieża Piusa XII jedną z ostatnich misji mediacyjnych, stwierdził, że to niemożliwe, by Polacy chcieli chcą toczyć wojnę o jedno miasto, w którym i tak mieszkają Niemcy. Były francuski premier Pierre-Étienne Flandrin oskarżył Becka, że z powodu tak drobnej sprawy jak Gdańsk pchnął Francję i cały świat do wojny. Ale sam wtedy, gdy Niemcy zajmowali Nadrenię, nie uczynił nic.

Paweł Wroński "
Napisano
http://wyborcza.pl/1,76498,7056498,Ostatnia_wilia_ministra_Becka.html

Ostatnia wilia ministra Becka

Grudzień, rok 1943. Bukareszt. Wilia w domu Józefa Becka, ministra spraw zagranicznych II Rzeczypospolitej, internowanego przez władze rumuńskie po opuszczeniu Polski na fali klęski wrześniowej. To będzie jego ostatnia wilia.

Byłem w przyjaźni z Bubą Burchard-Bukacką, córką pani Jadwigi, żony ministra. Kiedy nad nielicznymi polskimi Żydami, uchodźcami w Rumunii, zaciągnęła się chmura prześladowań, a niedwuznaczne gesty ze strony niektórych polskich kolegów pozwalały sądzić, że nie tylko ze strony Niemców, ale także z ich strony może mi coś grozić, Buba poprosiła Becka o zgodę na "przechowanie mnie. Mieszkałem u nich przez kilka miesięcy, właściwie aż do przyjścia armii sowieckiej.

Nie było żadnego porównania z sytuacją Żydów w okupowanej Polsce, ale byłem na żydowskich papierach i przejście do willi Becka oznaczało nie tylko, do pewnego stopnia, koniec strachu, ale i powrót do utraconej, wydawało się na zawsze, ludzkiej więzi, ludzkiego ciepła.

Wilia przeszła źle. Trzech studentów, kolegów Buby nie chciało zasiąść do stołu z Żydem, odmówiło w ostatniej chwili przyjścia, sprawiło, że było nas przy stole trzynaścioro, a Beck wierzył, każdy ma swoje przesady, że 13 w wigilię oznacza śmierć jednej z osób w następnym roku.

Jozef Beck umarł kilka miesięcy później zniszczony gruźlicą i polityką. Umarł w strasznych warunkach, na zapadłej rumuńskiej wsi, zesłany tam po rozpoczęciu bombardowania Bukaresztu przez aliantów. Pochowany został z honorami, ale w skromnym gronie wypędzonych 8 czerwca 1944 r. na cmentarzu Belu w Bukareszcie.

Byłem na tej wilii i na tym pogrzebie.

W 1966 r. pani Jadwiga opublikowała w Londynie szczegóły feralnej willi, wspomniała o jakimś Polu, ale bez ujawnienia mojego nazwiska. Mądra, wrażliwa pani Jadwiga rozumiała bowiem, że ujawnienie jakiekolwiek związku w Beckiem nie ułatwiłoby mi życia w PRL-u. W swoim liście Pani Jadwiga mówiła z goryczą o "kolegach, którzy, jak pisała, "celowali w Pola. Dopiero kiedy byłem już na Zachodzie i zacząłem publikować w "Kulturze, jej list dotarł do Jerzego Giedroycia, który go potem wydrukował z moim długim wyjaśnieniem w "Zeszytach historycznych nr 78 z 1986 r. Panią Jadwigę spotkałem tylko raz przed jej śmiercią w 1971 r., Bubę spotkałem kilkakrotnie w Londynie, poznałem też Andrzeja Becka, syna ministra. "Celowali w Pola, pisała pani Jadwiga. "Celowali, ale nie trafili, napisałem w odpowiedzi. Nie trafili dzięki niej właśnie. "Kolegów dawno zapomniałem, gestu Becków nie zapomnę nigdy.

Jozef Beck miał dwa pogrzeby. Drugi odbył się 21 maja 1991 r. w Warszawie, z pełnymi honorami wojskowymi, tak aby prochy Becka, tak jak chciał, mogły spocząć w jego ziemi. Jestem jedynym uczestnikiem obu pogrzebów. I niech to będzie takie moje epitafium do smutnej, małej historii w cieniu wielkiej, tej przez wielkie H.

Leopold Unger"

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie