Skocz do zawartości

Szpital w schronie pod luksusową kamienicą


bodziu000000

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
http://wyborcza.pl/1,94900,6854392,Szpital_w_schronie_pod_luksusowa_kamienica.html

Szpital w schronie pod luksusową kamienicą

Trzy piętra w dół pod luksusową kamienicą zbudowano żelbetowy schron. Przetrwał do dziś. W 1944 r. ulokował się w nim powstańczy szpital.

Przed domem przy ul. Konopczyńskiego 5/7 umawiamy się z Moniką Matlak, Dariuszem Osińskim i Piotrem Antonowiczem ze wspólnoty mieszkańców. Z holu klatki schodowej obłożonej kawowym marmurem "barwinek schodzimy do podziemi, które tworzą labirynt. Gubię się w nim.

Schron pod piwnicą

Trzy kondygnacje pod ziemią witają nas metalowe, pancerne drzwi do schronu. Mają masywne zamki, wizjery i stalowe blokady. - Tutaj 3 września 1944 r. przeniesiono z góry szpital powstańczy. Niestety, schron nie miał zbyt dobrej wentylacji i toalet. Żeby zapewnić dostęp powietrza, w bocznej, ceglanej ścianie schronu wybito otwór. Wychodziła ona na podwórko sąsiedniego domu przy Tamce 44 stojącego znacznie niżej na skarpie - opowiada Piotr Antonowicz. Na ścianie wspólnie szukamy miejsca po tym otworze. Nie jest to łatwe. Po wojnie zamurowano go, a ściana została pomalowana na biało.

- Skąd o tym wiemy? Spisaną relację z naszej kamienicy i ze szpitala pozostawiła po sobie Maria Baranowska "Adela, łączniczka i sanitariuszka ze Zgrupowania AK "Krybar - mówi Piotr Antonowicz i podaje mi maszynopis.

W czasie Powstania Warszawskiego "Adela miała 34 lata. W 1943 r. jako łączniczka została przydzielona do Zgrupowania AK "Baszta. Szkoliła się też na tajnym kursie sanitariuszek Armii Krajowej. 1 sierpnia nie udało się jej dotrzeć na punkt zborny "Baszty. Zgłosiła się do Zgrupowania "Krybar na Powiślu. Przydzielono ją do szpitala polowego w kamienicy przy Konopczyńskiego.

„Rannych mieliśmy 180 mężczyzn, kobiet i dzieci, a wśród nich zarówno cywilów, jak i żołnierzy AK i AL. W schronie ustawiono drewniane, piętrowe prycze, na których kładziono bez podziału mężczyzn i kobiety w jednych pomieszczeniach. Tworzyły je trzy większe sale, kilka komórek i bocznych korytarzy. W jednej z komórek urządzono prowizoryczną salę operacyjną, w drugiej mieściła się prowizoryczna ubikacja, z której trzeba było wynosić wiadra z nieczystościami na górę i wylewać gdzieś na gruzy. Prawie połowa naszych rannych była chora na czerwonkę. Do tej ciężkiej i odrażającej pracy zgłosiła się jakaś stara kobieta. Na nasze zdziwienie zareagowała słowami. »Ja też chcę się przysłużyć powstańcom! «” - wspominała „Adela”.

Luksus w stylu Paradistala

Kamienica przy Konopczyńskiego 5/7 była luksusowa. Powstała w końcu lat 30. W piwnicy zachowały się przeniesione z innego miejsca drzwi przedwojennej windy z tabliczką firmy Bracia Jenike i wybitym rokiem jej zamontowania - 1938. To bodaj właśnie wtedy zakończono budowę. Projektantem gmachu wzniesionego na zlecenie funduszu emerytalnego Banku Gospodarstwa Krajowego był architekt Ludwik Paradistal. Ten sam, który kilkadziesiąt metrów dalej zaprojektował równie luksusowy wieżowiec mieszkalny przy ul. Bartoszewicza 2 na skarpie. W tamtym wieżowcu hol wyłożony został marmurami, a schody czarnym lastrykiem. Drzwi do mieszkań wykończono z poczernianego politurą dębu. W kamienicy przy ul. Konopczyńskiego na ścianach klatek schodowych (zaprojektowano ich trzy) oglądamy ten sam "barwinek, a na posadzkach i schodach czarne lastryko. Z czernią posadzek kontrastowały elementy z chromowanego metalu. Uchwyty drzwi wejściowych, poziome okrętowe balustrady schodów. Te ostatnie dziś zamalowane są farbą. - Mam nadzieję, że w trakcie remontu klatki uda się nam ten metal odczyścić - mówi Piotr Antonowicz.

Architektura zewnętrzna budynku jest modernistyczna, choć nieco zachowawcza, delikatnie klasycyzująca. Ma też żelbetowy szkielet konstrukcyjny wypełniony cegłą. Parter obłożono płytami z piaskowca, wyżej elewacje były tynkowane i pierwotnie dekorowała je imitacja płyt kamiennych wykonanych z tynku szlachetnego. Dziś to, co najciekawsze, kryje się od strony podwórka. Przejazd bramny wsparty na filarach wiedzie na dziedziniec wewnętrzny, pod którym kryje się garaż. Podwórko powiększone jest o podcienie czy rodzaj krużganka.

Wchodzimy do garażu podziemnego, nadal używanego. Wjazd do niego wiedzie przez lekko zagięty podjazd z drugiej bramy. W jego posadzce zachował się właz, przez który wrzucano węgiel do magazynu sąsiadującego z kotłownią. Sam garaż, choć zaniedbany przez powojenną gospodarkę komunalną, zachował się bez większych zmian. Każde miejsce postojowe zamykane było przesuwaną kratą. Dariusz Osiński przyciska przedwojenny przycisk. Zapala się lampka i uruchamia wentylacja garażu. Ta sama od ponad 70 lat. Garaż miał też własną stróżówkę z szybką i zaplecze z ubikacją i umywalką.

W trakcie podziemnej wędrówki odkrywamy też inne pomieszczenia. Najciekawsze wnętrze mieści magiel. Maszyneria z łódzkiej fabryki Junion prezentuje się archaicznie w podziemnym wnętrzu ze szklanym plafonem.

Żydzi wśród powstańców

W czasie Powstania ul. Konopczyńskiego osłonięta ze wszystkich stron zabudową wydawała się stosunkowo bezpieczna. Nic dziwnego, że ulokował się tu na parterze szpital powstańczy. Tutaj też w jednym z mieszkań zakwaterowana została Maria Baranowska.

"Pokój jest duży. Oprócz nas kwateruje jeszcze jedna rodzina robotnicza: matka z 18-letnią córką Kazią i jej narzeczonym Stasiem Zielińskim. Był to 20-letni śliczny chłopiec, który przyjechał ze wsi odwiedzić swoją dziewczynę. Został potem ciężko ranny przy obronie elektrowni i stracił wzrok. W tej wspólnej kwaterze czuliśmy się jak rodzina, żyliśmy w prawdziwej komunie. Gdy otrzymywaliśmy żywność lub odzież, dzieliliśmy się w zależności od naszych potrzeb. Nie było tam moje-twoje. Wszystko było nasze. Sypiałam na kwaterze tylko wtedy, kiedy nie miałam dyżuru w szpitalu - wspominała.

Na podwórku kamienicy przy Konopczyńskiego 5/7 urządzony był teatrzyk kukiełkowy dla dzieci, w którym dawano przedstawienia, jak to powstańcy zdobywają niemieckie czołgi tygrysy. W każdą niedzielę odprawiano też na podwórzu po dwie, trzy msze święte. "Wśród ludności schodzącej tu z różnych stron Warszawy znalazła się ocalała rodzina żydowska. Było to młode małżeństwo z siedmioletnią dziewczynką Danusią, która zaprzyjaźniła się z moją córeczką i stale przebywały razem. (...) On blondyn o niebieskich oczach, gdy był w czapce (której prawie nigdy nie zdejmował), wyglądał na Aryjczyka. Ona piękna kobieta o czarnych włosach, ciemnych migdałowych oczach i bladej cerze - odznaczała się wschodnią urodą - pisała "Adela. Co stało się z rodziną żydowską po upadku Powiśla 6 września, nie wiemy.

Schron się unosi

- W tym miejscu aż do początku 1945 r. leżały zamarznięte zwłoki powstańca - wskazuje Piotr Antonowicz, gdy przechodzimy przez klatkę schodową. Z parteru do schronu szpital przeniósł się 3 września. Decydujący atak Niemców na Powiśle nastąpił 6 września. "O 7.30 przybiegła sanitariuszka Zosia Celtówna z wiadomością, że nasi chłopcy wycofali się już ze Smulikowskiego i są na Tamce lub ulicy Topiel. Zrozumiałam. Nasze oddziały wkrótce opuszczą Powiśle, a my wpadniemy w ręce niemieckie - wspominała Maria Baranowska.

Tego dnia w szpitalu z każdą minutą przybywało coraz więcej rannych. "W pierwszej sali leży jakaś kobieta wydobyta spod gruzów. (...) Nieustannie woła o wodę i każdą wypitą kroplę zwraca natychmiast. Ma jakieś wewnętrzne obrażenia. Jest nie do uratowania. Jej monotonny jęk i krzyk wypełnia całą salę - czytamy. Zaczęły się naloty. "Nagle przenikliwy gwizd pikowania, głuchy szum lecącej bomby i wszyscy mimo woli pochylają głowy. Trzask walących się murów i straszliwy pył. Schron jak gdyby uniósł się z nami w górę i opadł. Ciemność zupełna. Zgasły wszystkie lampy karbidowe i świece.

Na kamienicę spadła pierwsza bomba lotnicza. Ale budynek ocalał dzięki żelbetowej konstrukcji. "W schronie dusimy się od pyłu. Mimo to nie pada żaden okrzyk. Czekamy, co będzie dalej. Jedna eskadra samolotów odleciała. Zapalam lampy, jeszcze nie zapłonęły wszystkie, gdy znów huk motorów, znów gwizd, szum i nowy wstrząs - tym razem jeszcze silniejsze. Trzask łamiących się wiązań i na nowo ciemność. Niemcy byli coraz bliżej. Do budynku dotarli kilka godzin później. Z uszytą z prześcieradła białą flaga z czerwonym krzyżem ruszył w ich kierunku dr Żegliński. Mieszkańców domu i rannych zgromadzono w piwnicy. Niemcy na postrach rzucali granaty i strzelali w sufit schronu. Ludzie byli zastraszeni. Jakiś powstaniec wpadł w histerię, śmiał się obłąkańczo, krzyczał do żony: "Idź precz!. O ewakuacji szpitala i cywilów pertraktowali dr Żegliński i dr Szymańska. Niemcy dali wszystkim czas do następnego dnia, ale wycofując się, podpalili kamienicę. Zdrowi opuścili budynek, ranni byli wynoszeni. Trwało to do godz. 2 w nocy 7 września. W schronie zostały trzy martwe osoby. Trup powstańca tarasował wąską klatkę schodową na półpiętrze. Dom miał zwalone cztery piętra. Parter i pierwsze piętro płonęły. Różnobarwny ogień buchał z okien pomieszczenia mieszczącego aptekę. Paliły się domy w sąsiedztwie. Gdy Niemcy nadeszli ponownie, wyprowadzili kolumnę mieszkańców do stajni na terenie Uniwersytetu Warszawskiego. Przenosiny rannych trwały 12 godzin.

Kamienica przy ul. Konopczyńskiego została odbudowana po wojnie, jednak już w nieco uproszczonej wersji. Na fasadę nie wróciły efektowne płyty ze szlachetnego kamienia. Dom otynkowano, choć w wielu miejscach widać jeszcze fragmenty starannie opracowanych przedwojennych tynków. Zachowało się też wiele innych detali. Teraz wspólnota marzy o przywróceniu dawnych podziałów elewacji podczas planowanego remontu kamienicy. Po wojnie w budynku zamieszkał m.in. Wacław Sierpiński, jeden z twórców warszawskiej szkoły matematycznej.

PS. Za pomoc w napisaniu artykułu dziękuję wspólnocie domu przy Konopczyńskiego 5/7"

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie