bodziu000000 Napisano 12 Styczeń 2009 Autor Napisano 12 Styczeń 2009 Ciekawy wywiad na temat bitwy pod Samosierrą . Duży Format w Gazecie WyborczejNapórzd, psiakrew, cesarz patrzy!Heros musi na koniec zginąć. A oni pod Somosierrą zwyciężyli. I mieli nieszczęście się zestarzeć. Rozmowa z Moniką Milewską, historykiem, bonapartystką, Zapytam po gombrowiczowsku: za co kochamy szwoleżerów? - Za to, że byli piękni i dzielni. I za to, że dokonali czegoś zupełnie nieprawdopodobnego, bo Somosierra była przecież nie do zdobycia. "Dla moich Polaków nie ma nic niemożliwego - miał powiedzieć Napoleon jeszcze przed bitwą.Kochamy ich za brawurę i szczyptę szaleństwa. Podczas koszmarnego odwrotu spod Moskwy w 1812 roku lekkokonni Jerzmanowskiego kilkakrotnie szarżowali na Kozaków, by odzyskać utraconą w boju rogatywkę! I okazali się wierni do końca. Najwierniejsi z wiernych poszli za Napoleonem nawet na Elbę i pod Waterloo. To wszystko składa się na rycerski etos Polaka, w który bardzo chcielibyśmy wierzyć.Szwoleżerowie - nasi herosi? - Tu jest problem. Heros powinien na koniec zginąć. A szwoleżerowie pod Somosierrą zwyciężyli i jak w piosence Jacka Kaczmarskiego ("ci, co przeżyli, muszą walczyć dalej) musieli żyć i walczyć dalej. W końcu dowódcę 3. szwadronu, który ruszył do szarży pod Somosierrą, nie zabiła kula, szabla czy pika podczas epopei napoleońskiej, ale zapaść - depresja, gdy w 1821 roku okazało się, że ma manko w kasie pułkowej. Wartość "Końca świata szwoleżerów Mariana Brandysa polega na tym, że jest to opowieść o bohaterach, którzy mieli nieszczęście się zestarzeć.A więc kim byli szwoleżerowie? - Entuzjastami. Młodymi ludźmi z najświetniejszych rodów Rzeczypospolitej, którzy witali Napoleona w 1806 roku w Wielkopolsce i Warszawie. A potem ogarnięci entuzjazmem postanowili stworzyć towarzyszącą mu gwardię honorową. Polski pułk szwoleżerów, czyli lekkiej kawalerii, powstał w kwietniu 1807 roku. Oficerowie tego pułku początkowo służyli za własne pieniądze. A przecież wyposażenie szwoleżera - strojny mundur, koń - kosztowało krocie.Czyli to była elita.- Nawet elita elity. Dowódcą był Wincenty Krasiński, ojciec poety. Wśród szwoleżerów byli Radziwiłłowie, Łubieńscy, Potoccy. To była arystokracja lub bogate ziemiaństwo. Świetnie jeździli konno, zazwyczaj byli dobrymi szermierzami i chyba przeceniali swoje możliwości, bo wielu z nich straciło życie nie na polu bitwy, ale w pojedynkach.Szwoleżerowie w Księstwie Warszawskim nie byli jednak szczególnie kochani. W Warszawie nazywano ich pogardliwie "pańskim wojskiem. Oni zwracali się do siebie "waćpan, choć w demokratycznym wojsku Księstwa żołnierze i oficerowie równi rangą mówili sobie na ty.Nie lubili ich zwłaszcza starzy oficerowie, ci, którzy walczyli w Legionach Dąbrowskiego i pod Kościuszką. Uważali, że szwoleżerowie z racji pochodzenia i bliskości cesarza odbierają im nagrody i awanse. I to była prawda, szwoleżerowie szybko awansowali, stawali się hrabiami, baronami cesarstwa. Także ks. Józef Poniatowski za nimi nie przepadał.Dlaczego? - Był skłócony z większością oficerów pułku, a i dlatego, że do szwoleżerów trafiała część potrzebnej mu kadry oficerskiej.Szwoleżerowie byli armią polską czy francuską? - Drażliwy problem. Polscy lekkokonni byli na etacie armii francuskiej. Stacjonowali w Chantilly pod Paryżem. Tam do dziś zachowały się przepiękne stajnie, okazalsze niż niejeden pałac. Boleśnie odczuwali oskarżenia, że byli "najemnikami cesarza. W rzeczywistości byli to patrioci, którzy uważali, że szansą odbudowy Polski jest powodzenie Napoleona.Powiedziała pani, że to było piękne wojsko. - Epoka napoleońska to bardzo strojny okres historii, a mundur szwoleżera jest jednym z najpiękniejszych polskich mundurów. Tak pięknym, że trafił na znaczek wydany przez pocztę Omanu. Mam taki w kolekcji.W piosence pojawiają się "amaranty zapięte pod szyją. To był element ówczesnych barw narodowych. Amarantowa była czapka, kołnierz, wyłogi, lampasy. Na czapce zwieńczonej półmetrową kitą orzeł napoleoński i litera "N. Mundur bojowy był koloru granatowego, do tego srebrne ozdoby.Na obrazach z epoki szwoleżerowie bardzo często występują w białych mundurach z amarantowymi wyłogami - to były mundury paradne, używane podczas rewii, defilad. Tak ich przedstawił np. Piotr Michałowski. Dla niego Somosierra była malarskim tematem życia. Dopiero po konsultacji z uczestnikiem szarży płk. Andrzejem Niegolewskim na kolejnych płótnach mundury malował już na granatowo.Zresztą na paradach szwoleżerowie nie sprawiali się szczególnie dobrze. Po jednej z wpadek wściekły Napoleon rzucił: "Oni tylko bić się potrafią.Na początku nie był o tym przekonany. - Aż do Somosierry. To była właściwie pierwsza bitwa, jaką stoczyli. I od razu trafiła do podręczników jako jedna z najświetniejszych szarż w dziejach kawalerii. Przyznają to i Francuzi, i Brytyjczycy, którzy w Hiszpanii byli w końcu przeciwnikami cesarza.No właśnie. Somosierra to był przypadek czy genialny plan Napoleona?- Nie wiemy, jak brzmiał rozkaz Napoleona. W ocenie francuskich sztabowców rozkaz ataku pod górę na przełęcz obsadzoną przez artylerię był niewykonalny, wręcz absurdalny. Istnieją relacje o dyskusji w sztabie i sprzeciwie oficerów cesarza. Robert Bielecki, jeden z najlepszych badaczy bitwy pod Somosierrą, jest zdania, że Napoleon kazał zdobyć Polakom tylko pierwszą baterię, która uniemożliwiała atak francuskiej piechocie. Niekorzystny dla historyka jest fakt, że Napoleon był obecny na polu bitwy.Dlaczego? - Gdyby go nie było, sporządzono by szczegółowy raport; gdyby znajdował się daleko od pozycji, wysłałby adiutanta z pisemnym rozkazem jej zdobycia. A tak wszystkie komendy padały ustnie. Jedynym pisemnym wkładem cesarza do bitwy jest wydany przez niego 13. Biuletyn Wielkiej Armii, który - jak to z biuletynami cesarskimi bywało - nie jest najbardziej wiarygodnym ze źródeł. Biuletyny pisane były ku chwale cesarstwa, nie zaś z myślą o przyszłych historykach.Ci dysponują na szczęście wieloma świadectwami uczestników szarży. A i tak w zasadzie niczego nie są pewni. Od lat na przykład toczy się spór o to, jak ustawione były hiszpańskie armaty.Z jakim skutkiem?- Wiadomo, że armat było 16. Są historycy, którzy uważają, że stawiano je po cztery w czterech bateriach; inni - że droga była zbyt wąska, więc trzy razy po dwie i na samym szczycie dziesięć. Są też tacy, którzy twierdzą, że część armat była bez kół, dzięki czemu mieściły się po cztery na drodze. Wiadomo, że artylerzyści, którzy je obsługiwali, należeli do elity hiszpańskiej armii. Można mieć zastrzeżenia co do andaluzyjskiego pospolitego ruszenia, które obsadziło wzniesienia wokół przełęczy, ale artylerzyści byli zawodowcami, którzy mieli obowiązek bronić dział do śmierci. Ich wódz don Benito San Juan uznawany był za jednego z najlepszych hiszpańskich generałów.Chyba nie był najlepszy, bo uważał, że przełęcz jest nie do zdobycia. - Z punktu widzenia sztuki wojskowej miał rację. Z oddali góry Guadarrama wyglądają jak nasze Beskidy, ale ich szczyty sięgają przeszło 2 tysiące metrów. Przełęcz jest na wysokości 1444 metrów, różnica wzniesień około 300 metrów. Droga była ograniczona murkami i porośnięta topolami. Jak na tamte czasy był to świetnie utrzymany odcinek autostrady Burgos - Madryt. Na okolicznych stokach rozmieszczono około 8 tysięcy piechurów z muszkietami. Przed pozycją hiszpańską był rów. Obsadzoną armatami dolinę od pozycji francuskich do szczytu dzieliło 2,5 kilometra. Szarża trwała około 8-10 minut. Tego dnia była gęsta mgła, co z pewnością pomagało szwoleżerom. Hiszpanie nie zdawali sobie sprawy, z jak maleńkim oddziałem mają do czynienia.I szwoleżerowie nie byli pijani? - Raczej nie, choć według jednej z wersji francuskie powiedzenie "Pijany jak Polak wzięło się właśnie od Somosierry. Ponoć Napoleon na stwierdzenie jednego ze swoich generałów: "Trzeba być pijanym, by taki rozkaz wydać, i pijanym, by go wykonać, odpowiedział: "Chciałbym, aby wszyscy moi żołnierze byli tak pijani jak Polacy.Jest 30 listopada 1808 roku. Napoleon wydaje rozkaz, przekazuje go generał Montbrun. Ale komu? - Dowódca pułku szwoleżerów Wincenty Krasiński jest chory, Jan Hipolit Kozietulski dowodzi 3. szwadronem, zastępując kolegę, który nie dojechał jeszcze z Francji. Gdzieś znika jeden z jego oficerów, ppor. Andrzej Niegolewski, późniejszy bohater bitwy. Dostał wcześniej rozkaz wzięcia jeńca, udało mu się to, ale stracił swojego kawalerzystę. Postarał się zejść z oczu przełożonym. Jeńca wysłał do Napoleona przez pośrednika, a sam "poprawia popręg, który mu pękł.W końcu prawdą jest, że "skoczył Kozietulski, jazdę w czwórki zwinął. - Podobno z okrzykiem: "Naprzód, psiakrew, cesarz patrzy!. Potem dopadł pierwszej baterii, zdobył ją i spadł z konia trafionego kulą wystrzeloną z kolejnej baterii. Spokojnie zszedł w dół, podpierając się pałaszem. U podnóża doliny bohater spotyka Napoleona, który pyta go, dokąd idzie. On mówi, że dwie armaty zdobył, swoje zrobił. Niewiele to ma wspólnego z "kozietulszczyzną, czyli bezrozumną brawurą. Ale to też pośredni dowód, że cesarz nie planował zdobycia wszystkich czterech baterii. I że armaty nie były rozstawione równomiernie.Tymczasem szwoleżerowie znajdują się przed kolejną baterią i zdają sobie sprawę, że jeśli zawrócą, dostaną w plecy. Ruszają więc naprzód pod dowództwem kpt. Jana Dziewanowskiego. To jest największy bohater szarży, bo zdobywa drugą i trzecią baterię i zostaje śmiertelnie ranny. I na koniec pojawia się ppor. Andrzej Niegolewski, ten, który wcześniej gdzieś się zapodział. Goni szwadron, mija kolejne, już zdobyte baterie. W końcu z resztką wyczerpanych szwoleżerów zdobywa ostatnią. Pada przywalony koniem, hiszpańscy strzelcy podchodzą do niego, przystawiają mu karabiny do głowy i strzelają.Ginie? - Nie, w połowie wieku XIX w świetnym zdrowiu spisuje swoje wspomnienia.Jak tłumaczył ten cud? - Nie tłumaczył. Być może przytknięto mu lufy zbyt blisko głowy, a to osłabia siłę wystrzału. Może w emocji Hiszpanie nabili broń tylko prochem, a zapomnieli wsadzić kulę? Nie wiadomo. A może ta scena tylko przyśniła się rannemu, tak jak chyba i następna. Andrzej Niegolewski opisuje, jak to na szczycie przełęczy Napoleon podchodzi do niego i wręcza mu zdjętą z własnej piersi Legię Honorową. Nic jednak nie potwierdza tego faktu. No i oczywiście Niegolewski uważa, że to on zdobył Somosierrę.Są inni kandydaci do sławy? - Tomasz Łubieński, którego szwadron Napoleon przytomnie wysłał w momencie, gdy resztki 3. szwadronu dotarły do szczytu. Łubieńskiego wsparli francuscy szaserzy (strzelcy konni) i piechota. Łubieński twierdzi, że to on utrzymał szczyt przełęczy i pognał za nieprzyjacielem. Najgorzej na tym wyszedł biedny, śmiertelnie ranny Jan Dziewanowski, który zmarł parę dni później w Madrycie. Jego koledzy nawet nie upomnieli się dla niego o Legię Honorową, uznając, że bardziej przyda się żywym.W miarę upływu lat rosła liczba zdobywców Somosierry. Generał Wincenty Krasiński zamówił u Horacego Verneta, jednego z najdroższych i najsławniejszych paryskich malarzy, portret konny na przełęczy Somosierra, choć go tam w ogóle nie było. Wobec oburzenia pozostałych szwoleżerów twierdził, że obraz przedstawia tylko inspekcję oddziałów po bitwie, której zresztą też nie dokonał.Adiutant Napoleona i przyjaciel Polaków Filip Paweł de Ségur twierdził, że przyłączył się do szarży na ochotnika. Wiele wskazuje jednak na to, że został ranny, zanim szarża ruszyła. Ségur miał jednak w ręku mocny atut - o jego udziale w zwycięstwie wspominał napoleoński biuletyn.Napoleon dowódcą szarży uczynił gen. Montbruna. Sprawdziłem, w wielu publikacjach, np. brytyjskich, Montbrun jest wymieniany jako dowodzący szarżą. - Napoleon chciał uczynić z tej bitwy wspólne polsko-francuskie zwycięstwo. Na pocieszenie można dodać, że generał Montbrun, bohater spod Austerlitz, był człowiekiem o dużym poczuciu humoru. Ze swoich "laurów spod Somosierry się śmiał. Niestety, gdy po wojnach napoleońskich zaczęła się dyskusja o Somosierze, nie mógł zaświadczyć, że to nie on.Bo? - Zginął pod Borodino w 1812. Historia zapamiętała jego ostatnie słowa skierowane w rosyjską stronę: "Dobry strzał.A może to lepiej, że Napoleon umiędzynarodowił szarżę pod Somosierrą? Jako wyłącznie polskie dzieło pewnie popadłaby w zapomnienie.- Jest się czym chwalić, bo było to jedno z najbardziej efektywnych zwycięstw w historii. Za cenę 57 zabitych i rannych została otwarta droga na Madryt i rozbity hiszpański korpus liczący 9 tysięcy żołnierzy. Wątpliwości budzi liczba szwoleżerów. W legendzie mówiono o 125, ale najprawdopodobniej było ich około 220. Jeśli doliczyć wspierający ich 1. szwadron, to będzie przeszło 400 lekkokonnych.Skąd bierze się tyle niejasności wokół bitwy? - Jest oficjalny przekaz Napoleona zawarty w biuletynie i wspomnienia, które spisywano często kilkadziesiąt lat po Somosierze. Po tylu latach każdy pamiętał ten dzień trochę inaczej. Ale dobrze, że mamy aż tyle polskich relacji. Zawdzięczamy to, paradoksalnie, stronniczości francuskiej historiografii.We Francji powstało w latach 1845-1862 wielkie dzieło Louisa A. Thiersa "Historia konsulatu i cesarstwa, które stało się biblią historyków i bonapartystów. Thiers, zresztą późniejszy francuski premier i prezydent, jeden z tomów zatytułował "Somosierra - bo ta bitwa była dla niego przykładem strategicznego geniuszu Napoleona. Przedstawił szwoleżerów jako najemników, napisał, że najpierw uciekli, a potem za-atakowali ponownie. Wizję bitwy przedstawił zgodnie z tym, co pisał Napoleon, czyniąc z niej zwycięstwo francusko-polskie.Polscy żyjący świadkowie epoki zaczęli protestować i pisać wspomnienia. Część z nich ukazała się po francusku. Thiers obiecał sprostowanie, ale słowa nie dotrzymał. Ale równocześnie Thiers, czyniąc z tej bitwy zdarzenie wyjątkowe, wprowadził nas na salony historii. Sami żyjący jeszcze szwoleżerowie uświadomili sobie, w jak wielkim wydarzeniu uczestniczyli.Pamięć o Somosierze powróciła wówczas także dlatego, że Brytyjczycy wskutek błędu dowódców ponieśli w 1854 roku katastrofalną klęskę w bitwie pod Bałakławą podczas wojny krymskiej. Tam rzucili swoją lekką brygadę (czyli ówczesnych szwoleżerów) wprost na rosyjskie armaty. Skończyło się to słynną masakrą. Francuzi wtedy przypominali: a pod Somosierrą "naszym - czyli Polakom - się udało.A jak Napoleon wspominał bitwę pod Somosierrą? - On niechętnie wspominał Hiszpanię. Wojnę hiszpańską i kampanię rosyjską uważał za swoje dwa największe błędy.Ale polskich szwoleżerów pokochał. - Najlepszy dowód, że po bitwie włączył ich do tak zwanej Starej Gwardii, choć jednostki ją tworzące musiały legitymować się co najmniej dziesięcioletnim stażem bojowym. Somosierra warta była całej dekady zwycięstw. My pamiętamy ich z jednej bitwy - tej pod Somosierrą - ale szwoleżerowie okazywali swoją waleczność w Rosji nad Berezyną w 1812, wcześniej pod Wagram w 1809. Tam zresztą w ataku na lekką jazdę austriacką odebrali jej lance, którymi od tego czasu nader zręcznie się posługiwali. Część tych ułanów austriackich wywodziła się z Polski, więc zanim zaczęło się starcie, szwoleżerowie i austriaccy ułani obrzucali się po polsku najbardziej wyszukanymi obelgami.Arystokracja i taki brak manier? - W tym też dał nam przykład Bonaparte, on języka nie powstrzymywał.Mit szwoleżerów jest nadal żywy? - Mam wątpliwości. Niedawno marszałek Bronisław Komorowski, komentując zachowanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Gruzji, powiedział, że prezydent wykonał "szwoleżerską szarżę, która miała mu przynieść chwałę, a przyniosła pudło. Jeden z internautów skomentował to: "Zgadzam się z marszałkiem Komorowskim, który nazwał prezydenta szwoleżerem, choć do końca nie wiem, co to znaczy. Dla niego pewnie słowo "szwoleżer zabrzmiało jak inwektywa. Monika Milewska, dr historii, eseistka, poetka, dramaturg. Autorka nominowanej do nagrody Nike książki "Ocet i łzy. Terror Wielkiej Rewolucji Francuskiej jako doświadczenie traumatyczne oraz opublikowanego w "Zeszytach Literackich cyklu "Na tropach religii napoleońskiej."
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.