Skocz do zawartości

To nie była wojna domowa


grzeb

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
W latach wojny komuniści donosili na polskie podziemie do gestapo tak gorliwie, że przez pomyłkę zadenuncjowali nawet własną drukarnię. Czy likwidację tych ludzi należałoby uznać za mord bratobójczy?

Jest rzeczą powszechnie znaną, że żołnierze Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych w odpowiedzi na zbrojną działalność PPR niszczyli jej oddziały spod znaku GL-AL, a także likwidowali komunistycznych działaczy uznanych za szczególnie groźnych. Profesor Andrzej Friszke w tekście „Status Finlandii czy wojna domowa?” („Plus Minus” 20 – 21 grudnia) działania te nazywa zbrodnią. Potępia też historyków i publicystów, którzy przypadki zwalczania komunistów przez polskie podziemie niepodległościowe uznali za uzasadnione.

Wojna domowa toczy się wewnątrz jednego państwa (społeczeństwa). Co ma ona jednak wspólnego ze zwalczaniem komunistów w czasie okupacji? PPR powstała na polecenie Stalina i była narzędziem sowieckiego aparatu partyjno-państwowego (Komintern, GRU i NKWD). Kierowali nią obywatele sowieccy, którzy działali na szkodę Polski. „Biuletyn Informacyjny”, oficjalny organ AK, pisał, że PPR nie jest polskim stronnictwem politycznym: „Dlaczego zwalczamy PPR? Nie ze względu na jej program społeczny, ale dlatego, że jest to w Polsce agentura obcego i nieprzyjaznego mocarstwa. Nie polskich, lecz sowieckich broni ona interesów” (grudzień 1943 r.).

Podobne opinie zgodnie zgłaszały wszystkie liczące się nurty polskiego życia politycznego, od syndykalistów i socjalistów do ONR. Komuniści nie należeli do polskiego życia politycznego, tak samo jak nie należeli do niego mocodawcy z Kominternu i NKWD. Profesor Friszke uważa jednak, że zwalczanie komunistów to „wojna bratobójcza” rozpętana przez należące do „rodziny faszystowskiej” NSZ. Taki pogląd nie znajduje podstaw w dostępnych źródłach ani w podstawowej literaturze przedmiotu.

Kto jest zbrodniarzem?

Profesor Friszke pisze: „W latach okupacji jedynie Narodowe Siły Zbrojne uważały za dopuszczalne mordowanie rodaków, których podejrzewano o sprzyjanie komunistom”. To nieprawda. W 1943 r. konspiracyjne pisemko „Czyn” domagało się likwidowania komunistycznej agentury: „odpowiednie czynniki, reprezentujące społeczeństwo, winny wywrzeć swój wpływ tam, gdzie należy, aby nasze władze państwowe (…) nie ograniczały się wyłącznie do zwalczania okupanta niemieckiego, lecz przystąpiły również do stopniowego i planowego likwidowania sowieckich ośrodków dyspozycyjnych”. Tytuł ten trudno zaliczyć do „faszystowskiej rodziny NSZ”, bowiem był organem centrowego raczej Stronnictwa Pracy. Podobnie komunistyczny problem przedstawiają dokumenty wytworzone przez wyspecjalizowane struktury Polskiego Państwa Podziemnego. Jedna z analiz opisywała metody i cele działalności komunistycznej konspiracji. W konkluzjach stawiano znak równości pomiędzy PPR/NKWD i gestapo, stwierdzając, że dla polskich aspiracji niepodległościowych ci pierwsi są znacznie groźniejsi. W zakończeniu pisano o konieczności eliminowania komunistycznych agentów: „usunięcie macek nieprzyjaciela z naszych szeregów jest zadaniem trudnym, ale bezwzględnie koniecznym. W wykonaniu tego zadania zastosować należy metody chirurgiczne, czułostkowość i chwiejność w przeprowadzaniu akcji oczyszczającej spowodować mogą w wyniku zmarnowanie tego olbrzymiego wysiłku społeczeństwa, jaki został włożony w organizację wojska i władz cywilnych” (AAN, AK 203/III-137).

Tak więc nie tylko w NSZ padały pomysły likwidacji komunistów dla obrony własnych szeregów przed infiltracją i rozbiciem. A wróg ten rozpracowywał niepodległościową konspirację na rzecz NKWD, dopuszczał się morderstw polskich działaczy i denuncjowania ich do gestapo.

Ale to nie koniec sprawy. Komuniści spod znaku PPR powinni byli być niszczeni w taki sam sposób, w jaki polskie podziemie rozprawiało się z pospolitą przestępczością kryminalną, bowiem PPR żyła z pospolitego bandytyzmu. Nawet członkowie kierownictwa partii w dzień działali „politycznie”, a w nocy, by użyć ich własnego języka, „robili sklepy na Pradze”. Wystarczy zajrzeć do dokumentów PPR lub opublikowanych pamiętników Władysława Gomułki.

W obronie ludności

To właśnie pospolity bandytyzm był najczęstszym powodem akcji zbrojnych podejmowanych przez NSZ i AK przeciwko komunistom. Andrzej Friszke myli się, twierdząc, że prym wiedli tu NSZ-owcy. Nawet historiografia PRL w latach 80. przyznawała, że większe zasługi w tej mierze mają akowcy. Przyczyny wydają się oczywiste. Oddziały GL i AL nie były zdolne do walki z Niemcami, a ich ofiarą padali głównie polscy chłopi oraz ziemianie stanowiący bazę zaopatrzeniową podziemia. Komuniści rabowali młyny, sklepy, mleczarnie. Niepodległościowe podziemie musiało brać polską ludność w obronę, a w terenie znacznie silniejsze od NSZ były przecież struktury AK.

Profesor Friszke uważa, że na likwidowanie komunistycznych działaczy nie pozwalał w czasie wojny dekalog. Mam odmienną opinię. To byli ludzie stanowiący zagrożenie dla aspiracji niepodległościowych Polaków, niekiedy wręcz agenci NKWD. Na polskie podziemie donosili do gestapo tak gorliwie, że przez pomyłkę zadenuncjowali w Warszawie nawet własną drukarnię przy ulicy Grzybowskiej. Czy likwidację tych ludzi profesor Friszke uznałby za mord bratobójczy? Jeśli tak, to na jakiej podstawie?

Andrzej Friszke myli się też, twierdząc, że opinia o konieczności podjęcia zdecydowanej zbrojnej akcji przeciwko komunistom pojawiła się „parę miesięcy temu w jednym ze skrajnie prawicowych pism”, którego nazwy („Glaukopis”) na wszelki wypadek nie wymienia. Tymczasem taka teza pada wprost w mojej książce „Polska Partia Robotnicza. Droga do władzy (1941 – 1941)” opublikowanej kilka lat temu. Krytykowałem w niej czynniki kierownicze Polski podziemnej: „Mimo rozległej wiedzy na temat istoty i metod działalności PPR kierownictwo polskiego podziemia nie zastosowało wobec komunistów żadnych poważniejszych środków odwetowych czy zaradczych. Wydaje się, że (…) dominowało lekceważenie problemu i powszechne przekonanie o tym, że z komunistycznym nowotworem niepodległe państwo rozprawi się po wojnie. Raczej nie dopuszczano myśli, że może być odwrotnie”.

Niszczyć bandy

Profesor Friszke przekonuje, że skierowanie broni przeciwko komunistom było niepożądane ze względu na to, że Polska była w antyhitlerowskiej koalicji. Nie wiem, czy w swych rozważaniach uwzględnił rozkaz komendanta głównego AK gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” ze stycznia 1945 r. Okulicki zabraniał podejmowania wszelkich działań zaczepnych przeciwko Niemcom (!) i nakazał całość wysiłku skierować przeciwko rozmaitym luźnym grupom, w tym także i tym spod znaku PPR: „wszelkie bandy, oddziały partyzanckie i osoby pojedyncze bez względu na ich przynależność w wypadku stwierdzenia bandytyzmu winny być bezwzględnie niszczone” (AK w dokumentach, t VI). Prof. Friszke zapewne uznałby ów dokument za nawoływanie do zbrodni przez „skrajnie prawicowe grupy”. Mam inną opinię w tej sprawie: szkoda że rozkaz komendanta głównego AK nie został wydany wcześniej.

Friszke twierdzi też, że rozkaz likwidowania komunistów doprowadziłby do rozpadu Państwa Podziemnego. Miało ono jednak dużo poważniejszy problem, jakim było zagrożenie ze strony totalizmu sowiecko-komunistycznego. Scementowało ono wspólnotę rozmaitych partii politycznych i doprowadziło do scalenia w 1944 r. „zbrodniczych” Narodowych Sił Zbrojnych z AK.Wizja przedstawiona przez Andrzeja Friszke przez lata obowiązywała jako oficjalna wersja propagandowej genezy Polski Ludowej. Pewnie dawno by o niej zapomniano, gdyby jej głównych tez do historiografii nie wprowadziła książka „Narodziny systemu władzy” prof. Krystyny Kersten. Dziś podobne nonsensy znajdują się także w książkach wielu historyków. Ale przecież książka prof. Kersten ukazała się jakieś ćwierć wieku temu. Od tego czasu w wolnej Polsce napisano setki artykułów i monografii, które demistyfikują propagandowe kłamstwa z czasów PRL. Bez ich uwzględnienia rzeczowe spojrzenie na poruszone tematy wydaje się co najmniej utrudnione.

Dyskusja czy wykluczanie?

Podzielam opinię Andrzeja Friszke, że masowa akcja zbrojna przeciwko komunistom nie wpłynęłaby korzystnie na dalszy los najważniejszych spraw dotyczących przyszłości Polski. Ale miałaby ona, być może, inne pozytywne skutki. Na przykład taki, że likwidacja struktur komunistycznych, a w szczególności agentury w organizacjach polskich, pozbawiłaby NKWD i UB ważnego źródła danych na temat niepodległościowej konspiracji. Los niepodległościowego podziemia był oczywiście z góry przesądzony. Ale może więcej ludzi miałoby szansę na uniknięcie represji. Mogłoby na przykład zmienić tożsamość, w spokoju przeczekać najgorsze albo zgubić ślad na ziemiach zachodnich.

Prof. Andrzej Friszke jest jednym z najbardziej znanych i cenionych historyków polskich. Tym bardziej smuci, że niektóre fragmenty jego opisu przeszłości (na przykład w kwestii NSZ) mają charakter zgoła karykaturalny. Powielają one propagandowe schematy z czasów PRL. Mój opór budzi też traktowanie dekalogu jako jednoznacznego punktu odniesienia dla oceny politycznych wyborów i motywacji ludzi uwikłanych w brutalną rzeczywistość XX wieku. Należą do nich i żołnierze polskiego podziemia niepodległościowego zmagający się z obydwoma zbrodniczymi totalitaryzmami. Takie banalne i ahistoryczne ujęcie ich losów – przestrzegali dekalogu albo nie – wydaje mi się nieuzasadnione. W każdym razie dla mnie pozostanie ono dalece niewystarczające.

Piotr Gontarczyk jest pracownikiem IPN i zastępcą redaktora naczelnego pisma „Glaukopis”

Rzeczpospolita

http://www.rp.pl/artykul/61991,239804_To_nie_byla_wojna_domowa.html

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie