Skocz do zawartości

Bracia Masinowie


grba

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
NYT, Dan Bilefsky

Bohaterowie czy mordercy?

Dla wielu Czechów była to największa ucieczka czasów zimnej wojny
W 1953 roku pięciu młodych ludzi przez 28 dni wodziło za nos 24 tysiące radzieckich żołnierzy i enerdowską milicję, dążąc do Berlina Zachodniego i wolności.
W Europie Środkowej, gdzie historia często bywa pisana na nowo, wielu sądzi że uciekinierzy ci byli po prostu brutalnymi mordercami…

W październiku 1953 r. pięciu mężczyzn usiłowało wywalczyć sobie przejście przez żelazną kurtynę do amerykańskiego sektora w okupowanym Berlinie. Chcieli dołączyć do żołnierzy US Army i walczyć w nieuchronnie zbliżającej się – jak sądzili – wojnie światowej między zachodnimi demokracjami a radzieckim komunizmem. W tym celu bracia Josef i Ctirad Masin oraz ich przyjaciele z dzieciństwa Milan Paumer, Zbynek Janata i Vaclav Sveda porywali samochody, kradli pistolety maszynowe, usypiali przeciwników chloroformem, włamali się na posterunek milicji i zabili sześciu ludzi, między innymi funkcjonariusza, któremu poderżnęli gardło harcerską finką.

Myśleli, że dotrą do celu w pięć dni. W rzeczywistości wyprawa trwała cztery tygodnie, w czasie których uciekinierzy doświadczyli głodu, odmrożeń i ran postrzałowych. Trzech z nich dotarło w końcu do Berlina Zachodniego, gdzie przesłuchiwali ich pracownicy amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej. Później rzeczywiście wstąpili do armii amerykańskiej mając nadzieję, że będą mogli brać udział w wyzwalaniu Czechosłowacji. Pozostałych dwóch – Janatę i Svedę złapała enerdowska milicja. Zostali straceni.

Obecny premier Czech, liberał Mirek Topolanek podjął w marcu decyzję o uhonorowaniu trzech uciekinierów i uznaniu ich za bohaterów. Musiał zdawać sobie sprawę, że wywoła to kontrowersje w kraju wciąż jeszcze zmagającym się z komunistyczną przeszłością – nikt jednak nie był przygotowany na aż tak ostrą debatę, w której dały o sobie znać wszystkie mieszane uczucia związane z najnowszą historią Czechosłowacji i Czech.

Część rodaków poparła decyzję premiera uznając ją za wyraz hołdu złożonego bojownikom o wolność mającym odwagę przeciwstawić się komunistycznym władzom. Okazało się jednak, że większa grupa – niemal połowa osób biorących udział w badaniach przeprowadzonych na zlecenie czeskiej telewizji – uważa odznaczonych za przestępców.

Topolanek bronił swojej decyzji mówiąc, że chciał w ten sposób pokazać, iż zbrojna walka przeciwko komunizmowi była takim samym imperatywem moralnym, jak walka z nazizmem. Ale członkowie Czeskiej Partii Komunistycznej – odbudowanej partii marksistowskiej, która w ostatnich wyborach parlamentarnych w 2006 r. zdobyła 13 proc. głosów – twierdzą, iż trzej ocaleni powinni zostać pozbawieni wszelkich godności i traktowani jak pospolici przestępcy.

– W czasach, kiedy świat walczy z terroryzmem, ci ludzie nie wydają się dobrym przykładem do naśladowania – ocenia Lubomir Zaoralek z opozycyjnej Partii Socjaldemokratycznej. – Nagradzanie ich to krok w niebezpiecznym kierunku.

Dla 76-letniego dziś Milana Paumera, energicznego i pełnego życia starszego pana, lubiącego czteroliterowe słowa i czarne skórzane kurtki, cała dyskusja jest tylko dowodem na to, że Czechy wciąż jeszcze pozostają pod wpływem komunizmu. Nie odczuwa skruchy. Zabójstwo traktuje jako usprawiedliwioną reakcję na działania totalitarnego reżimu. Do lat 50., przypomina, komuniści osadzili w więzieniach i obozach dziesiątki tysięcy przeciwników politycznych, konfiskowali własność prywatną, zdusili wolność słowa. Od czasu przyznania mu odznaczenia zdarza się, że ktoś krzyknie za nim na ulicy: „morderca!”.

– Walczyliśmy o wyzwolenie tego kraju spod władzy komunistów, a wypomina się nam sześciu martwych ludzi! – mówi Paumer. – To były ofiary wojny, nie żałuję ich. My, prawdziwi demokraci, płaczemy raczej nad tymi, których przez czterdzieści lat terroryzowali komuniści.

Historycy i socjologowie twierdzą, że decyzja o uhonorowaniu trójki uciekinierów dotknęła czułej struny Czechów: głęboko zakorzenionych narodowych kompleksów z powodu bierności w czasach komunistycznych.

– Ludzie nie mogą dziś wybaczyć Paumerowi i braciom Masin, bo pokazali im, że z komunizmem można było walczyć i wygrywać – mówi Petr Placak, liberalny komentator polityczny. – Tymczasem większość Czechów uważała, że wszystko, co można było robić, to cierpieć w milczeniu i czekać na lepsze czasy. Dlatego łatwiej dziś nazwać tamtych mordercami, niż przyznać się do własnej bezsilności.

Historyk i dziennikarz Erik Tabery przypomina, że w 1938 r. Czechosłowacja została podzielona przez nazistów za zgodą Zachodu, a Czesi w ogóle nie podjęli walki w swojej obronie. Potem, po komunistycznym przewrocie w 1948 roku, tamtejsi demokraci też w zasadzie nie stawiali oporu. – Nasi przywódcy gratulują nam dziś walki z komunizmem, która polegała na tym, że siedzieliśmy w domu i nic nie robiliśmy – mówi.

Siedzenie w domu nie interesowało Paumera i czwórki jego przyjaciół z dzieciństwa. Kiedy komuniści przejęli władzę, wspomina, cała grupa zaczęła organizować drobne akty sabotażu w swoim rodzinnym mieście Podebradach: palili pola, zrywali portrety Stalina. Bardzo chcieli zdobyć broń, by czynnie walczyć z komunistami. W tym celu włamali się do miejscowego muzeum i ukradli kilka starych karabinów z ekspozycji. Niestety, okazało się, że były one pozbawione iglic…Wtedy postanowili zdobyć broń napadając na posterunek milicji. Kiedy funkcjonariusz odmówił otworzenia sejfu z bronią, opowiada Paumer, Ctirad Masin uśpił go chloroformem, a potem poderżnął mu gardło. Napastnicy uciekli z sześcioma pistoletami maszynowymi i ośmioma sztukami krótkiej broni.

– Zostawiliśmy tego milicjanta na podłodze, całego we krwi – mówi Paumer, który miał wówczas 21 lat. – Chcieliśmy pokazać komunistom, co im grozi, udowodnić, że potrafimy zabijać, a oni nie są bezkarni.

Później stwierdzili, że potrzebują pieniędzy na łapówki, motocykle i bilety kolejowe, aby uciec na Zachód. Obrabowali zatem furgonetkę wiozącą wypłatę dla robotników z pobliskiej fabryki, w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze było tego około 140 tysięcy dolarów (ponad 300 tysięcy złotych). Bracia Masin przebrali się za milicjantów i zatrzymali auto. Kiedy odmówiono im wydania pieniędzy, a jeden z pracowników wyciągnął broń, Josef Masin rzucił się na niego, przycisnął mu jego własny pistolet do ramienia i zmusił go do dwukrotnego naciśnięcia spustu.

W październiku 1953 r. piątka przyjaciół ruszyła w stronę granicy z NRD. Udało im się niezauważenie ją przekroczyć, ale wkrótce potem wdali się w strzelaninę z milicją na stacji kolejowej. Zginęło kilku funkcjonariuszy, a czescy uciekinierzy stali się najbardziej poszukiwanymi ludźmi w całych Niemczech Wschodnich.

– Wciąż myśleliśmy, że wkrótce wybuchnie konflikt między Wschodem a Zachodem – wspomina Paumer. – Że zacznie się III wojna światowa, między Rosją a Stanami Zjednoczonymi. Za wszelką cenę chcieliśmy przedostać się do Amerykanów, żeby pomóc w walce z komunizmem.

Wspomina, że najgorsze chwile przeżył na kilka dni przed dotarciem do Berlina Zachodniego, gdy w lesie został postrzelony przez enerdowskiego milicjanta. – Niewiele brakowało, a poddałbym się – wspomina. – I to na kilka kilometrów przed celem. Byłem zmęczony i bardzo słaby.

Ale jego przyjaciel Josef Masin nie pozwolił mu na to. – Wymierzył we mnie broń. „Albo ja cię zabiję, albo oni – powiedział. – Wybieraj”.

Trzej uciekinierzy dotarli w końcu do Berlina Zachodniego i rzeczywiście wstąpili do armii amerykańskiej. Paumer walczył w Korei, a później zamieszkał w Miami i przez 30 lat był kierowcą taksówki. Josef Masin osiadł w Santa Barbara w Kalifornii. Zbił tam milionową fortunę na handlu częściami do samolotów. Jego brat Citrad osiedlił się w Cleveland , gdzie założył firmę montującą ogrzewanie w budynkach.

Josef Masin powiedział nam przez telefon, że on i jego brat odmówili powrotu do Czech dlatego, że partia komunistyczna nie została zdelegalizowana. – Ci sami ludzie, z którymi walczyliśmy, dziś rządzą w naszej ojczyźnie – mówił.

Paumer wrócił do Czechosłowacji w 1991 roku, dwa lata po aksamitnej rewolucji kładącej kres rządom komunistów. Do dziś mieszka w rodzinnych Podebradach. W maleńkim mieszkanku jedynymi ozdobami wiszącymi na ścianach są plakat z reklamą piwa i jego medal w szklanej gablocie. Opowiada o swojej historii w szkołach, żyje z bardzo skromnej wojskowej emerytury. W Hollywood planuje się nakręcenie filmu opowiadającego historię jego i jego towarzyszy.

Choć Amerykanie nigdy nie weszli do Czechosłowacji, aby walczyć z komunistami, Paumer i Josef Masin mówią, że nie chowają do nikogo urazy. – Jestem dumny z tego, że jestem Amerykaninem – podkreśla Masin. – Amerykanie nie robią niczego dla siebie. Czesi powinni się wstydzić, że współpracowali z komunistami. Zawsze mieli jakieś wytłumaczenia.
Napisano

Ojciec braci Mašín był:
Josef Mašín (1896-1942) zawodowy oficer armii czechosłowackiej, jeden z przywódców podziemnej organizacji walczącej z Niemcami Trzej Królowie", inni to: ppłk. Josef Balabán i kpt. Václav Morávek. Organizacja zajmowała się wywiadem, prowadziła łącznośc radiową z Londynem, gromadziła broń, prowadziła akcje sabotażowe i wydawała nielegalne pismo V boj".
Mašín zaaresztowany przez Gestapo, męczony w jej praskiej siedzibie nazywanej przez Prażan peczkarną" (od pałacu rodziny Petschek - żydowskich potentatów zajmujących się węglem brunatnym gdzei się ulokowali), po nieudanej próbie samobójczej został rozstrzelany. Pośmietnie awansowany na generała brygady.

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie