Skocz do zawartości

Skarby czekają na lepsze czasy


MariO66

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
Za Expressem Bydgoskim:
Skarby czekają na lepsze czasy




Oblicza się, że w Polsce poszukiwaniami wartościowych przedmiotów zajmuje się około 30 tysięcy osób. To prawdziwa armia. Z powodu kuriozalnych przepisów działa głównie w podziemiu.


Wykrywacz metalu i łopata - popularny sprzęt poszukiwacza
Najbardziej znany branżowy periodyk - miesięcznik „Odkrywca” - sprzedaje się doskonale w nakładzie ponad 10 tys. egzemplarzy. Wykrywacze metali cieszą się ciągle rosnącym powodzeniem. W prywatnych rękach znajduje się coraz więcej profesjonalnego, drogiego sprzętu - radarów geofizycznych i magnetometrów.

Przygoda intelektualna

- W środowisku zwykło się mówić, że skarbów poszukuje się z 3 powodów: dla przygody, sławy mołojeckiej i łupu - mówi Włodzimierz Antkowiak, autor 4 książek na temat skarbów ukrytych w Polsce, zajmujący się poszukiwaniami od kilkunastu lat. - Najważniejsza, moim zdaniem, wydaje się być przygoda. I nie chodzi tylko o docieranie do trudno dostępnych miejsc, ale także o ekscytujące, choć mozolne, poszukiwania materiałów w bibliotekach, poznawanie ludzi, którzy coś wiedzą o danym terenie, gromadzenie wycinków prasowych, a potem zestawianie faktów, kojarzenie ich, wyciąganie wniosków. To po prostu wartościowa przygoda intelektualna, a nie ślepe miotanie się z łopatami.

Zeszli do podziemia

Gdy w 1994 r. Antkowiak zakładał MAP (Międzynarodową Agencję Poszukiwawczą) nie przeczuwał, że w Polsce dojdzie aż do takiego wysypu zespołów eksploracyjnych. Poznawały się one najczęściej w mekce polskich poszukiwaczy, czyli schronisku w Srebrnej Górze na Dolnym Śląsku. W tamtejszych fortach mają być ukryte dzieła sztuki, pochodzące z wrocławskich muzeów oraz fabrycznie nowe wyposażenie kompanii niemieckiego wojska. - Dzięki użyciu radaru geofizycznego udało nam się namierzyć tam kilka nieznanych podziemnych hal. W obecności ekipy telewizji Pro7 próbowaliśmy dotrzeć 30-metrowym korytarzykiem do jednej z nich. Niestety, w ostatniej chwili prace wstrzymało Ministerstwo Kultury i Sztuki - wspomina Antkowiak, który od lat prowadzi bogatą korespondencją z zajmującymi się zabytkami instytucjami. - Dziennikarze niemieccy nie rozumieli, dlaczego cofa się wcześniej wydane pozwolenie. Przecież znalezione dzieła sztuki pozostałyby w Polsce!



Według Antkowiaka, który poszukuje skarbów tylko zgodnie z prawem, właśnie w tamtym czasie - w połowie lat 90. - większość poszukiwaczy zeszła do podziemia. Zrozumieli, że w Polsce legalnie tego robić nie można. Pomarzyć tylko mogli o zasadach obowiązujących np. w Anglii, gdzie poszukiwania prowadzi się swobodnie. Znalezione przedmioty należy jednak bezwzględnie zgłosić, ponieważ państwo ma prawo ich pierwokupu po cenach aukcyjnych. Jeśli odpowiednie instytucje z tego zrezygnują, brytyjski znalazca może zrobić ze swoim skarbem co chce. - Szczytem wszystkiego jest obowiązująca w Polsce od 2003 r. ustawa regulująca, m.in., zasady poszukiwań - dodaje związany z Toruniem eksplorator. - Dziś nie wolno bez zezwolenia prowadzić nawet badań bezinwazyjnych, czyli np. z pomocą radaru geofizycznego, który nie dotyka trawy! By uzyskać zezwolenie, poszukiwacz musi ujawnić swoją wiedzę na temat rokującego nadzieję miejsca, a także zagwarantować obecność archeologa w trakcie badań. Ma też wskazać muzeum, które zgodzi się przyjąć znalezione przedmioty! O umowie, która poszukiwaczowi gwarantowałaby choć nikłą część skarbu, nie ma mowy.

Podpisanie takiej umowy nie jest prawnie możliwe - orzekli prawnicy generalnego konserwatora zabytków, którzy rozpatrywali propozycje składane przez eksploratora. A chodziło o znajdujące się na Dolnym Śląsku miejsce wskazywane przez mieszkającego w Polsce Niemca, gdzie mają być ukryte ciężarówki z dziełami sztuki. Informator chce 30 proc. (z tego 10 dla Antkowiaka) wartości znalezionych przedmiotów, reszta przypadłaby państwu polskiemu. - Jestem pewien, że te poszukiwania warte są prowadzenia, wiem gdzie kopać - podkreśla poszukiwacz. - Także bardzo poważna jest propozycja pewnej Niemki, córki gospodyni dyrektora muzeów wrocławskich, która zna szczegóły ukrycia innych dzieł sztuki i, co zrozumiałe, chciałaby uzyskać od władz polskich gwarancję, że otrzyma część wartości znalezionych przedmiotów. Powierzyła mi tajemnicę ukrycia i prowadzenie negocjacji z ministerstwem. Ono jednak jest nieustępliwe.

Pasywność urzędników w takich sprawach wynikać może z wpadki w 1997 r. Podpisano wtedy umowę z informatorem, który obiecywał wskazać miejsce ukrycia wrocławskiego złota, do którego z rozpędu zaliczał nawet... bursztynową komnatę. W przypadku znalezienia skarbu, mężczyzna miał otrzymać procent jego wartości, ale nie więcej niż 10 mln zł. Prace prowadzone w Piechowicach nie przyniosły rezultatów. Prezydent A. Kwaśniewski jako pierwszy poznał się na istocie problemu i spytał o lekarza zajmującego się informatorem. - Co nie znaczy, że skarbów w Polsce się nie znajduje - zastrzega Antkowiak. - Chociażby ostatnio w Wojcieszowie podczas kopania grobu znaleziono kankę pełną monet. Był to klasyczny skarbczyk, czyli zwykle pospiesznie ukryty majątek rodziny uciekającej przez przetaczającym się frontem lub przed wysiedleniem. Znam szczegóły ujawnienia dziesiątków tego typu mniejszych znalezisk. Nie da się ukryć, że w myśl obowiązującego prawa - wszystkie, poza przypadkowymi, uznać należy za nielegalne. Dlatego nie wspominała o nich prasa i telewizja.




W naszym regionie

Czego w naszym województwie szukać warto? Zdaniem poszukiwacza, dość łatwo można by znaleźć sztandar XVIII Pułku Ułanów Pomorskich, który po bitwie pod Krojantami został ukryty w Górnej Grupie. - Ponad stu wykrywaczy w akcji i mogłoby się udać - mówi Antkowiak - Jednak grudziądzka Fundacja na rzecz Tradycji Jazdy Polskiej nie była tym zainteresowana.

W Górnej Grupie mają się też znajdować wywiezione z grudziądzkiej cytadeli skrzynie. Przebadanie dość precyzyjnie określonego terenu magnetometrami mogłoby przynieść powodzenie. - Należałoby także przebadać wraki statków pojawiające się przy niskiej wodzie na dnie Wisły w okolicach Bobrowników, o czym pisaliście na waszych łamach. Ciągle na przebadanie czeka miejsce w górę od mostu w Chełmnie, gdzie była przeprawa promowa i we wrześniu 1939 r. zatonęło wiele sprzętu - podaje Antkowiak. W swoich książkach opisuje blisko 300 miejsc przypuszczalnego ukrycia różnej wartości skarbów. Z tego kilkadziesiąt znajduje się w naszym regionie. - Jeśli prawo się nie zmieni i nie odejdą marni urzędnicy, nie ma co liczyć na poważne, ujawnione publicznie odkrycia - twierdzi poszukiwacz. - Bo jeśli już do nich dojdzie, znalazcy staną na głowie, by się nie zdradzić. Głośno będzie tylko o przypadkowych odkryciach pomniejszych skarbczyków. Prawdziwe skarby muszą poczekać na lepsze czasy.
Napisano
Włodek
Pierdu Pierdu a krat nie ma !!!!

Z okazji zbliżających ferii zdjęto WSZYSTKIE kraty z wejść do systemu MRU. Kraty zaginęły w bliżej nie określonych okolicznościach. Dlatego kto nie był w tych fortyfikacjach niech korzysta z wakacyjnej promocji.
Niech drżą miłośnicy latających myszy.
Napisano
A ja myślałem że o tak staromodnym podejściu do eksploracji już zapomniano. Że w durnowate opowieści o skarbach i ciężarówkach już nikt nie wierzy i nie opowiada. Że stara generacja poszukiwaczy odeszła do lamusa. A tu niespodzianka, dinozaury poszukiwań przetrwały i kultywują oldschoolowy styl legend. Co gorsza rozbraja metodologia oparta m.in. o wycinki prasowe. Nie dziwota, że do dziś w tym kraju się niewiele znajduje.

pozdrawiam

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie