rob Napisano 16 Listopad 2004 Autor Napisano 16 Listopad 2004 Żabin Żeńsko Żabinek. Trzy miejscowości jakiś złosliwy urzędnik nazwał poczynając od najdalszej litery alfabetu wygladają dokładnie tak jakby i Pan Bóg też myślał o nich na samym końcu. Jadę szosą w kierunku Żeńska, dawnego Borujska o którym wiedziałem że być może gdzieś tu, w końcowej fazie walk o przełamanie Wału Pomorskiego zginał brat mego dziadka. Piękna okolica. Po lewej równiny gdzieniegdzie zarosnięte śródpolnymi lasami po prawej ciemne jary i jezioro którego z szosy nie sposób zobaczyć. Zerkajac na mapę dojechałem do rozwidlenia dróg. Prosto wiodła szosa na Mirosławiec w prawo Borujsko. Wzrok przykuwa głaz z mosiężną tablicą - to miejsce ostatniej szarży polskiej kawalerii. Obok potężnego drzewa głaz otaczają niewysokie chojaki. Sztuczne kwiaty, kilka chorągiewek, jakiś znicz. Smutny ten pomnik - pomyślaem - przejeżdżajac przez kilka wiosek widziałem podobne pamiątki które odwiedzali miejscowi złomarze. Pstrykam parę fotek i spoglądam na okolicę. jeśli wierzyć mapom to stoję dokładnie w lini niemieckich jednostek . Patrzę na szosę w kierunku Mirosławca - to właśnie ta droga o której wspominał Flisowski opsując walki o jej zajęcie. Wokół masa dołków. Najwięcej w rowach po bokach szosy. To pamiątki po miłośnikach - starożytnikach. Widać tam w tych płytkich zagłębieniach padali żołnierze którzy zdołali przejść przez pole. Od jarów dzieliło ich jeszcze jakieś 200 m zupełnej równiny. Tu ponoszono największe straty. Dołki niewielkie i płytkie. Ot takie na krótki sztych saperki. Pewnie to łuski.Wchodzę do jaru. Nie wiem jak wyglądały zimą 45, ale czy to świadomosć tego co się tu wydarzyło, czy też sam widok tego miejsca napawa strachem. Stopy grzęzną w podmokłym gruncie. Z każdej strony 5 - 6 metrowa stromizna utrudnia wydostanie się na równinę nawet bez rusznicy na plecach. Ciemno, a burzowa pogoda dodawała jeszcze upiornego efektu. Szukam śladów walki, stanowisk ogniowych. Nic nie widać. Cały ten jar jest zresztą jednym wielkim okopem. Poza tym w lutym 45 ściągnieta tu w trybie awaryjnym niemiecka 5 dywizja nie miała czasu na budowanie wiekszych fortyfikacji oprócz tych ziemnych wnęków i okopów zasypywanych po wojnie.Ogarnia za to człowieka przygnębienie i pytam sam siebie: Jak człowieka można stłamsić i upodlić żeby kazać mu ginąć w tych bagiennych czeluściach i ile trzeba znaleźć w sobie odwagi i nie bójmy się tego słowa bohaterstwa żeby nie strzelić sobie przedtem w łeb? Człowiek który przeszedł to wszystko nie może być normalnym człowiekiem tak jak nienormalne było później państwo rządzone przez Generała który pod Mirosławcem i Borujskiem dowodził zwiadem w randze bodaj pułkownika. Jary były w okolicy jedynym miejscem ewentualnego schronienia dla broniącego się wojska. Gdzie chronili się ci którzy atakowali? Przed jarami rozciągała się kilku kilometrowa równina w której trudno znaleźć jakiekolwiek zagłębienie. Tędy przebiegała kampania - słabo przygotowana i słabo dowodzona. Gdzieś ci żołnierze musieli nocować. Wyłączajac lasy położone z lewej strony pola walki, jedynym schronieniem było to płaskie jak stół pole. Kiedyś zapytałem się stryja jak żołnierze radzili sobie na wojnie w czasie zimy. Odpowiedzial mnie więcej tak. Przeżyłem kilka lat w Tajdze to i noc na kilkunaststopniowym mrozie nie straszna. Zbijaliśmy się razem do kupy i jakoś się spało. Makabra. A wszystko to ze świadomoscią ze mogła to być ostatnia noc. W mrozie, w deszczu albo w grząskim błocie. Z rozmyslań wyrywa mnie nagle przeraźliwy ni to skowyt, ni to płacz. Aż ciarki przechodzą po plecach. Coś czarnego szeleści w krzakach. Widzę rogi i ciemne ślepia. To koza. Uff w tym anturażu to i rzeczywiści coś się zwidziec może.Preszedłem jeszcze kilkadziesiąt metrów i wyszedłem zdołowany. Myślę co i kogo można znaleźć pod cienką warstwą listowia i podmokłej gleby, ale napotykam zaraz tabliczkę: Wyrzucanie śmieci surowo wzbronione. No tak, nieźle naród dbał o miejsce pamięci. A po tych polach szedł żołnierz i ginął" winno być napisane. Wracam do samochodu i wjeżdżam do wioski przez groblę przecinającą jary. Zastanawiam się dlaczego pomnik postawili akurat w tym miejscu? Faktem jest że tak eprezentacyjne" miejsce wykorzystywane jest przez człowieka od dawna co udowadniają liczne krzyże, ale pomyślałem też że ten jedyny wjazd od strony jarów musiał być wyjątkowo silnie obsadzony i może to nie przypadek ze głaz stoi właśnie tutaj. Słusznie pisał Flisowski o mieszkańcach co na widok samochodu wybiegają z domów. Mnie co prawda nikt o koniec świata i o to czy aby wuojny zara nie bedzie" nie pytał, ale nowy pojazd we wsi w której kończy się wszelka droga wzbudzał nieskrywaną ciekawość. Miałem wrażenie że droga skończyła się już przed wsią bo auto co rusz wpadło w to coś co było kiedyś asfaltem. Wieś jest w opłakanym stanie. Nieliczne budynki ocalałe z wojny sąsiadują z pegeerowskimi blokami. Widać że zniszczenia musiały być ogromne. Na niektórych drzewach widać zarośnięte blizny. Mnóstwo takich drzew rozplatanych pociskami , z wypalonymi wnętrznościami rośnie na Pomorzu. Tu jest ich niewiele. Z to liczne puste place a nawet pozarastane trawą fundamenty spalonych jak mi mówiono w wojnie budynków. Nie chce naruszać niczyjej prywatności i wchodzić w zabudowania od strony jarów, ale głowę bym dał że ściany po tamtej stronie noszą jeszcze ślady strzelaniny. Smutne świadectwo tego co tu się działo stoi w srodku wsi - zrujnowany kościół o którym wspominał Flisowski - zostawiono samemu sobie - tak jak wygladał w marcu 45. Gdzieś w zaroślach zagubiony w czasie dawny ewangelicki cmentarz otoczony niedawno postawionym płotkiem. Czyżby Niemcy i tu zajeżdżali? Zatrzymuję się i oglądam te zgliszcza. Zagaduje mnie jakiś miejscowy. Na oko może ze 50 lat z okładem - za butelkę Juranda opowiada mi o wiosce. Opowiada jak to za młodego bali się chodzić po jarach bo podobnież straszy, a żelaziwa to jeszcze i dziś nawyciągać można". Kiedyś, opowiadał, przyjechali jacyś z wojska i zaczęli kopać. Jak kopali to wyciagnęli kilka końskich szkieletów i resztki kawalerzystów. Zabrali i pojechali z tym bodaj do Drawska ku cmentarzowi" mówi. (to znaczy nie z końmi) Przedtem kościska walali się po wiosce". Niemcy to pewnie i do dziś gdzieś leżą, ale to po drugiej stronie - pokazuje za siebie. Kosciół po części rozebrali miejscowi, ale po cóż? Nie wiadomo skoro z grubych głazów nie zbudowano tu po wojnie dokładnie nic.Przychodzi właściciel czarnej kozy, a właściwie jak się okazało kozła, którego wcześniej spotkałem w jarach. Maszerował teraz grzecznie na postronku przeżuwając resztki trawy. Zgubił sie kocmołuch, mówi właściciel. Koziołek miał wdzięczne imie - Rogatek. Zawsze wlezie w te brzeziny a tam o tej porze jeszcze dobra trawa - mówi. Panowie dzielą się Jurandem. Ten od kozy zdradził w końcu że kiedyś na polu znalazł podkowę i szablę. Gdzie? W jarach. Ale dziś trudno coś znaleźć bo miejscowi zaczęli sypać tam śmieci a i PGR jak istniał to swoje dorzucił. Szablę sprzedał jeszcze za młodego. Podkowa wisi w domu na scianie. Dziś nikt już nie chce tu niczego kopać. Odnoszę wrazenie że gdyby nie pomnik przed wsią mało kto by wiedzial co tu się kiedyś działo. Wioska żyje innymi problemami. Z pobliskiej megatuczarni świń na pola wylewane są tysiące litrów świńskiej gnojowicy. Śmierdzi nie do wytrzymania. Wyjeżdżam z wioski żeby obejrzeć pola po których sunęły kiedyś tanki. Smutno się robi gdy ma świadomość iż ziemia na którą wylewała się ludzka krew dziś traktowana jest gnojowicą. Pole na których sterczy zmarźnięta kukurydza to miejsce dawnej szarży kawalerzystów i rajdu czołgów podczas której w ziemię gąsienice wgniatały ciała rannej i martwej piechoty. Dziś zrasza sie okolice świńską gnojowicą. Ludzie opowiadają że kiedyś w lecie się pobudzili a tu las biały jaby śniegiem przysypany. To firma pole tak wapnowała że większość wapna z wiatrem poleciało do lasu. To degradacja ekologiczna całej okolicy. Nikt się tym zająć nie chce, nie mówiąc o tym żeby historyczne miejsca otoczyć jakąś konserwatorską opieką. Kto by o tym zresztą myślał skoro wojna przeteoczyła się przez kraj z równą siłą.W Wierzchowie spotkam starego człowieka. Okazało się że to weteran walk spod pobliskiego Żabina. Powie mi później: Panie - Tu poległo ponad tysiąc żołnierzy. Ziemia bagnista to i niektórzy tak zostali gdzie padli. Do dziś tam leżą, a oni to gnojem... Nie ma Panie ta ziemia szczęścia do ludzi... Nie ma...
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.