Mam jeszcze jedną, co prawda bez duchów, ale też z kotem. W gajówce pojawił się zdziczały kot podjadał na śmietniku i łapał popielice(pod ochroną) decyzja była złapać kota i wywieźć, a jak się nie uda zlikwidować w inny sposób. Mimo bardzo wymyślnych pułapek, kotek ciągle miewał się dobrze. Pewnego wieczoru, kiedy to przygotowywaliśmy się do snu oczywiście zakrapiając, jeden z kolegów wyszedł przed gajówkę i cóż zobaczył, tak to był kot i siedział na schodach z braku czegokolwiek w rękach, niewiele myśląc (trzeba działać szybko) wymierzył porządnego kopniaka, na co kot wykrztusił z siebie: o ku...wa, o ku...wa.