Szanowny Panie.
Według relacji mojego dziadka - Antoni Siudziński, który był w tamtym czasie w służbie czynnej jako mechanik pokładowy (Gawlik był jego dowódcą): bosman (sierżant) Gawlik miał udać się na urlop (jego żona czekała już na nabrzeżu), ale do wylatania zostało mu około 2 godziny. W tym celu przygotowano samolot (wodnopłatowiec), a pilot Gawlik usiadł za sterami. W nieszczęsnej katastrofie jego nogi uwięzły w rozbitym dziobie maszyny i poniósł śmierć przez utonięcie na oczach rodziny.
Jest to relacja jednego z naocznych świadków i proszę nie traktować tego jako pewnik.
Jestem w posiadaniu trzech zdjęć z uroczystości pogrzebowych bosmana (sierżanta) Gawlika
Pozdrawiam,
Marek Zieliński