Nigdy nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Listy Von Schrecka to kit. Tekst napisano bardzo poprawnym językiem jak na, co by nie było, staruszka. Listy czczegółowe w kwestiach nieistotnych (powieściowych) i cudownie enigmatyczne w istotniejszych dla rewizjonistów sprawach. Psia natura podsuwa mi myśl, że odniesienie korzyści może stanowić motyw. Jako dziennikarz, mógłbym rozważać wysłanie takich listów do własnej redakcji. Nie można wykluczyć też żartu jednego z dowcipniejszych kolegów. Wszystkich tak wpuścić w maliny... to musi być wspaniałe uczucie.
Wiem że mój pesymizm dla wielu będzie nie do przyjęcia. Czekam na grad pomidorów