Skocz do zawartości

Jak żołnierze NSZ-etu szli przez opolszczyznę


Rekomendowane odpowiedzi

http://opole.gazeta.pl/opole/1,35114,9510882,Jak_zolnierze_NSZ_etu_z_hitlerowcami_szli_przez_Opolszczyzne.html


W styczniu 1945 r. przeszła przez opolskie ziemie licząca blisko tysiąc żołnierzy zwarta i uzbrojona formacja w polskich mundurach, z orzełkami na czapkach, wywołując niemałe zdziwienie uciekających Niemców

W numerze 5/1962 Neustädter Heimatbrief" ukazała się zagadkowa prośba o pomoc:

„Kto może podać dokładne informacje, w których wsiach powiatu prudnickiego przebywały w końcu stycznia 1945 na odpoczynku pozostałości pochodzącej z Kongresówki dywizji ochotniczej » Najświętsza Matka Boża Częstochowska” oraz » Trójca Święta «, które po 12 stycznia 1945 walczyły po stronie niemieckiej i uczestniczyły w walkach obronnych na przyczółku gogolińsko-krapkowickim? Jaką siłę reprezentowały w owym czasie poszczególne polskie formacje, jak również bataliony kobiece?

U kogo zakwaterowany był podczas wymarszu z Krapkowic polski oficer łącznikowy Mikołajczyk? U kogo zakwaterowany był polski oficer Sztabu Generalnego i publicysta Remy von Grocholski? Kto miał na kwaterze polską radczynię ministerialną w mundurze oficerskim, von Wierzbicki-Wierzbnow, dawniej nauczycielkę w Berlinie, odznaczoną Krzyżem Żelaznym za lata 1914-1918? Informacje - potrzebne dla celów badawczych - uprasza się przesyłać do redakcji.

W następnych zeszytach "NHB już do tego tematu nie wracał. Nie pojawiły się również żadne dodatkowe informacje.

Niemcy: Własow i Polacy z nami

Podjęte przeze mnie próby zweryfikowania tej intrygującej prośby nie przynosiły rezultatów. Wreszcie w kwartalniku „Wiedza i Życie - Inne oblicza historii” nr 7 z 2005 r. natrafiłem na tekst zatytułowany „Polacy po stronie Niemców". Poniżej fragment dotyczący interesującej nas sprawy: „Wykorzystując wcześniejsze kontakty (głównie ze Służbą Bezpieczeństwa - SD), dowództwo Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych zawarło z niemieckimi władzami wojskowymi » układ o nieagresji «, gdyż uważało, że skoro Niemcy i tak przegrywają wojnę, to nie ma sensu prowadzić z nimi walk. I chociaż dochodziło do starć pomiędzy pododdziałami brygady a Niemcami, to dzięki tej umowie żołnierze Brygady Świętokrzyskiej mogli rozpocząć 13 stycznia 1945 r. wycofywanie się wraz z wojskiem niemieckim na zachód. 21 stycznia trzy kompanie Brygady Świętokrzyskiej i jedna kompania niemiecka ochraniały most na Odrze w Krapkowicach, by mogły się przez niego przedostać odpływające za rzekę jednostki wojskowe i uchodźcy. Oczywiście Niemcy starali się wykorzystać fakt wspólnego odwrotu. W niemieckiej prasie pojawiły się artykuły o specyficznej wymowie. W jednym z nich, zatytułowanym » Polski Legion Ochotniczy do walki z bolszewikami «czytamy: » (...) armia gen. Własowa zatrzymała ofensywę sowiecką nad Odrą i Nysą (...), a teraz 35-tysięczna polska jednostka weźmie udział w walce z bolszewikami «”.

Kwestia zakresu współdziałania Brygady Świętokrzyskiej z Niemcami jest przedstawiana różnie, zależnie od zapatrywań autorów. Faktem pozostaje, że w styczniu 1945 r. przeszła przez północne ziemie ówczesnego powiatu prudnickiego licząca blisko 1000 ludzi zwarta i uzbrojona formacja w mundurach polskich, z orzełkami na czapkach, wywołując tym zresztą nieraz niemałe zdziwienie przypadkowych świadków. Było to na dwa miesiące przed wkroczeniem Rosjan. Administracja niemiecka oraz władze policyjne sprawowały jeszcze na tych terenach pełną kontrolę. Z pewnością za możliwość przemarszu oraz korzystania z zaplecza niemieckiego trzeba było zapłacić jakąś cenę. Jaką?

Wspomnienie oficera brygady

Fundacja Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego udostępniła na swoich stronach internetowych zapiski por. Stefana Władyki, oficera Brygady Świętokrzyskiej, który tak opisuje okoliczności pobytu nad Odrą w styczniu 1945 r.:

„Zdajemy sobie sprawę z tego, że chcąc się uratować [przed dostaniem się w ręce rosyjskie - przyp. autora], musimy forsownie maszerować. Wreszcie o zmroku dochodzimy do Odmęty - zwanej teraz Ottmuth, gdzie wprowadzają nas do baraków po jeńcach angielskich. Jest niemożliwie ciasno - wypada trzech ludzi na jedno łóżko, ale to » fraszka «, byle odpocząć. Spotyka nas tu miła niespodzianka, gdyż zastajemy w barakach naszych kolegów z Akcji Specjalnej. Między innymi są kpt. » Białynia «, ppor. » Zygmunt «, ppor. » Jacek «i moi chłopcy jeszcze z kieleckiej konspiracji. Zapominamy o zmęczeniu - radość jest ogromna. Dzielimy się nawzajem chlebem - wyciągamy gdzieś z kieszeni jeszcze trochę masła i w ten sposób wyrażamy swoją radość. Wreszcie jednak ponad to uczucie wyrasta zapomniane zmęczenie. Wędrujemy spać gdzieś na piętrze barakowej pryczy. Jest niemożliwie duszno. Wreszcie zasypiamy, ale i to nie trwa długo, bo podrywa nas wkrótce na nogi alarm. Podobno bolszewicy są niedaleko.

Tabory jadą naprzód, a piechota pozostaje na miejscu. Przed zimnem, który osrebrzył zupełnie nasze konie, chowamy się do baraków, wystawiając jedynie patrole. Tymczasem nikt nie kładzie się spać, ale za to z braku zajęcia bractwo zabrało się do » kombinowania «. Przede wszystkim kocy. Każdy żołnierz zaopatrzył się przynajmniej w jeden, a niektórzy po dwa i trzy. A potem swym partyzanckim nosem wywąchali magazyn żywnościowy. Marmolada, cukier, ryż i makaron znikają w mgnieniu oka. Dotychczas brakowało chleba - teraz prawie każdy rusza » jadaczką «. Tą biesiadę przerywa nam nad ranem zbiórka i o świcie wymarsz za taborami. Przechodzimy Odrę w mieście Krappitz [Krapkowice] i dość szybkim marszem - zresztą po dobrej drodze - doganiamy tabory w mieście Komorniki - zwanym teraz Kammersfeld. Jest rozkoszą nie do opisania położyć się spać pod pierzyną, nawet w tak zimnym pokoju jak ten, który obecnie zajęliśmy. Wpadamy w błogie rozmarzenie, zapominając o bożym świecie i... o dziwo, tej siesty nie przerywa nam nikt do samego rana 22 stycznia, następnego dnia po przekroczeniu Odry. Widocznie poza Odrą czujemy się dostatecznie bezpieczni, gdyż mamy nareszcie tak upragniony przez wszystkich odpoczynek. Dobrze nam tutaj, bo ludzie odnoszą się do nas bardzo życzliwie, a co najważniejsze mówią jeszcze po polsku. Przekonuję się, że zupełnie słusznie żądamy oparcia naszych granic na Odrze i Nysie Łużyckiej - jeżeli po tylu latach niewoli i walki z polszczyzną potrafiły tu przetrwać takie wyraźne ślady przynależności do narodu polskiego. Odpoczynek pozostawia wyraźne ślady, ludzie jakby się odradzali. Po dwóch dniach takiego odpoczynku, otrzymujemy zadanie pójść z powrotem nad Odrę i tam w mieście Odertahl [Zdzieszowice - przyp. autora] wesprzeć tamtejszy garnizon niemiecki. Droga jest dość uciążliwa, gdyż złapał bardzo silny mróz, a poza tym żołnierze są wyraźnie niechętni i przeciwni walce wraz z Niemcami przeciwko regularnej armii bolszewickiej. My oficerowie wiemy, że to tylko tak » na lipę «tam idziemy i przy najmniejszej okazji mamy się wycofać, tak żeby nie ponieść strat. Idzie tam nasza Filia i Filia I » Stepa «- dowodzi całością mjr » Rusin «. Najgorsze jest to, że idzie z nami podoficer łącznikowy z gestapo Flor, który strasznie po piętach depcze i wszędzie nos wściubi. Jeszcze zanim doszliśmy do Odry, już pod wieczór, spotykamy uciekających pojedynczych żołnierzy niemieckich, którzy twierdzą, że bolszewicy już sforsowali rzekę. W pewnym miejscu przekraczamy stanowiska artylerii niemieckiej. Na ostatnim odcinku marszu, kiedy jesteśmy jakieś 2 czy 3 kilometry przed Oderthalem, ta właśnie artyleria daje ognia. Między naszymi żołnierzami powstaje popłoch, który na szczęście udaje się opanować. Widać, że nasz żołnierz tak waleczny w boju, nie jest jeszcze zaprawiony i przyzwyczajony do ognia artyleryjskiego. Wobec tego zamieszania wycofujemy się do poprzedniej wsi. Flor idzie z nami. Po drodze spotykamy żołnierzy niemieckich wracających z patrolowania. Twierdzą, że na przedpolu jest spokój. Całą drogę zastanawiam się, jak wybrnąć z tej nieprzyjemnej sytuacji. Już niedaleko Odry - idąc przez las - schodzimy na dół do rowów, po otrzymaniu instrukcji, że na tym odcinku droga jest pod ostrzałem granatników bolszewickich. Posuwamy się jednak, aż do skraju lasu nad lewym brzegiem Odry. Na stanowiskach stoi kilkunastu ludzi z Volkssturmu, uzbrojonych tylko w karabiny - żadnej broni maszynowej. Mamy objąć odcinek po lewej stronie drogi, a poza tym oficer dowodzący tą grupą Niemców prosi o przydzielenie mu jakiejś broni maszynowej. Jak tu wybrnąć z sytuacji? Jakieś 50 metrów przed nami palą się domy, między którymi kręcą się podobno patrole bolszewickie. Musimy przekroczyć drogę. Niemcy chcą, abym to zrobił na miejscu.

Stawiam sprawę w ten sposób: zgadzam się na chwilowe pozostawienie jednego rkm-u, ale drogę postanawiam przejść po wycofaniu się w bezpieczne miejsce. Karabin maszynowy stawiam istotnie na stanowisku, ale kiedy w chwilę potem wycofujemy się do tego bezpiecznego miejsca na drodze, rozkazuję i rkm-owi dołączyć do kompanii. Po przyjściu w to » bezpieczne miejsce «, Flor i pchor. » Hel «z 10 żołnierzami idzie na patrol na naszym lewym skrzydle, gdzie ma być jakieś wojsko. Reszta oddziału w tym czasie ma zająć stanowiska na lewo od drogi, na dużym odcinku. Jest nas niespełna 100 ludzi. Toteż po odejściu Flora wcale nie kwapię się z zajmowaniem stanowisk. Stoimy wszyscy na drodze, a raczej spacerujemy na rozgrzewkę, gdyż mróz jest niebywały.

W tym czasie spostrzegam, że spacer naszych żołnierzy wydłuża się w kierunku tyłów, a niektórzy wcale nie zawracają z powrotem. Takich jest coraz więcej. Udaję, że tego nie spostrzegam. Flora ponosi złość, tym bardziej, że snuł plany zrobienia o świcie szturmu, sforsowania Odry i odbicia Oderthalu. Wiem, że żołnierzom nic nie zrobi, więc jestem spokojny. Awanturę przerwał na szczęście rozkaz wycofania się do oddziału, który otrzymałem i skwapliwie wykonałem. Zły jestem, że tak paskudnie musieliśmy wymarznąć, ale w samej rzeczy cieszę się, że udało się nam wybrnąć z tej całej sytuacji.

Mjr » Rusin «wysłał jeszcze kilka patroli, aż wreszcie po północy zarządził zbiórkę całości i pomaszerowaliśmy ku swoim. Rano wróciliśmy do Komornik, gdzie czekał na nas płk » Bohun «z resztą piechoty, wysławszy już uprzednio tabory na następne miejsce postoju. Odpoczynku mamy zaledwie 2 godziny i zaraz ruszamy dalej. Droga zupełnie dobra, tylko mróz bardzo dokucza. W pewnym momencie słyszymy kilka detonacji artyleryjskich bardzo blisko, a zaraz potem widzimy łunę na wschodniej połaci nieba. Dalej maszerujemy spokojnie. O świcie przekroczyliśmy Nissę Śląską i po paru godzinach dotarliśmy do miasta Reinschdorf, gdzie zatrzymaliśmy się na kilka godzin odpoczynku”.

Czytając tę relację oficera Brygady Świętokrzyskiej, należy mieć na uwadze, że została spisana mniej więcej trzy tygodnie po opisywanych wydarzeniach. Jest nader prawdopodobne, że autor poddał ją swego rodzaju filtracji, minimalizując zakres współpracy ze stroną niemiecką. Zarzut kolaboracji z Niemcami i walki z bronią w ręku przeciwko Rosjanom mógł przynieść za sobą fatalne konsekwencje. Z tych względów relację powyższą należy traktować ostrożnie. Faktycznie udział żołnierzy NSZ-etu w walkach nad Odrą wydaje się obecnie trudny do ustalenia.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie