EMPAI Napisano 11 Wrzesień 2010 Autor Napisano 11 Wrzesień 2010 Krótki wywiad w kontrowersyjnej gazecie , ale myślę że warto dowiedzieć się o kolejnej polskiej i oczywiście niedocenionej przez aliantów grupie wywiadowczej.... http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100911&typ=my&id=my61.txtZ kapitanem Stanisławem Łuckim, współtwórcą sieci wywiadowczej F-2" we Francji podczas II wojny światowej, rozmawia Franciszek L. ĆwikJuż jako student prawa na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie związał się Pan ze Stronnictwem Narodowym. Studia przerwała wojna i przejście przez zieloną granicę do Rumunii...- Pozostanie w Kutach, w mojej rodzinnej miejscowości, po 17 września 1939 r. oznaczało dla mnie śmierć. Chciałem też kontynuować działalność polityczną i walczyć o wolność Polski.Dostał się Pan do Francji, do polskiego obozu szkoleniowo-organizacyjnego w CoĎtquidan w Bretanii. Jak wspomina Pan ten pobyt?- Kiedy 8 grudnia 1939 r. dotarłem do CoĎtquidan, byli tam już pierwsi polscy ochotnicy z terenu Francji. Obóz zrobił na mnie ponure wrażenie, tym bardziej że dokuczało nam przenikliwe zimno. Dostaliśmy drelichowe mundury. Tylko nielicznym udało się otrzymać prawdziwe, błękitne uniformy jeszcze z pierwszej wojny światowej. Jako strzelec z cenzusem" zostałem skierowany do 4. pułku piechoty zakwaterowanego 10 km od obozu, w Pléban Le Grand. Zgodnie z francuskimi przepisami nie można było rekwirować domów dla szeregowców. Dlatego spaliśmy w stodołach, garażach, na strychach itp. Mnie przypadł strych. Każdy z nas dostał po pół koca na przykrycie. W nocy często można było słyszeć, jak szczękamy zębami z zimna. Lekarz stwierdził, że nie nadaję się do piechoty, więc odesłano mnie do innego pułku stacjonującego w CoĎtquidan, gdzie spaliśmy w brudnych i zawszonych barakach.Jaka atmosfera panowała w CoĎtquidan?- Dawało się odczuć przygnębienie, mimo dobrego ducha żołnierzy i zaangażowania oficerów, którzy ciągle walczyli o zdobycie sprzętu dla swoich oddziałów. Nie wiem, z czego to się brało, być może Francuzi sami tego sprzętu nie mieli albo nie chcieli go dawać Polakom. Kiedy pewnego dnia zobaczyłem dwukołową wielką kibitkę zaprzęgniętą w konia, która była transportem intendentury, wolałem nie myśleć o wyniku wojny niemiecko-francuskiej. Muszę też wspomnieć o wyżywieniu. Mimo znanej w świecie znakomitej kuchni francuskiej naszymi skromnymi ilościowo posiłkami były konserwy i suchary.Co było głównym zadaniem ośrodka w CoĎtquidan?- W obozie organizowano stale szkolenie nowo przybywających poborowych z dawnej polskiej emigracji we Francji. W pobliskim Guer była czynna szkoła podchorążych.Jak układała się współpraca z Francuzami?- Na początku nasi oficerowie, głównie wyżsi rangą, mieli pewne trudności z łącznikowymi oficerami francuskimi, którzy uważali, że są u siebie i mogą odgrywać rolę dowódców. Po pewnym czasie docierania się współpraca zaczęła się dobrze układać. Na każdym kroku można było zauważyć, że armia francuska nie była priorytetem rządu, co wyrażało się niskimi wydatkami na nią. Na początku 1940 r., w czasie trwającej wojny sowiecko-fińskiej, generał Władysław Sikorski postanowił utworzyć polską jednostkę przeznaczoną do udziału w interwencji sprzymierzonych po stronie Finlandii. W ten sposób 14 lutego narodziła się Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich, a ja znalazłem się w niej z oddziałem wydzielonym z 3. pułku piechoty. Dowódcą brygady został gen. Zygmunt Bohusz-Szyszko. Miała ona pierwszeństwo w umundurowaniu i uzbrojeniu.Jakie były jej losy?- Na początku marca brygada opuściła obóz i została rozlokowana w małych miasteczkach położonych na południe od CoĎtquidan. W kwietniu przerzucono ją pod Narwik w Norwegii, gdzie walczyła z Niemcami. Po bitwie, jedynej wygranej przez aliantów w tym czasie, wróciliśmy do Francji.W nowej sytuacji, po przegranej Francji, przedostaje się Pan do tzw. wolnej strefy, organizując w latach 1940-1941 koła Stronnictwa Narodowego w Voiron i Villard de Lans, a od 1942 r. angażuje się w akcję wywiadowczą...- W 1940 r. londyńska grupa gen. Charles'a de Gaulle'a nie stanowiła dla większości Francuzów legalnej władzy. Zgodnie zresztą z decyzją deputowanych za kontynuację III Republiki uważano rząd w Vichy. Francuzi stali się więc dla Anglików stroną co najmniej niepewną. Londyn niepokoił się możliwością wykorzystania bardzo silnej floty francuskiej do inwazji na Wyspy Brytyjskie. Nic dziwnego, że uwaga angielskiego wywiadu skupiła się na francuskich portach. Na prośbę Anglików polski wywiad zaczął montować własną siatkę we Francji. Historia F-2" zaczęła się we wrześniu 1940 r. wraz z przyjazdem do Francji kpt. Marynarki Wojennej Tadeusza Jekiela. Dużą pomoc w budowaniu organizacji okazał Leon Śliwiński, skierowany do tej służby z Londynu. Pomimo instrukcji o wprowadzaniu do siatki tylko Francuzów, głównie dzięki Śliwińskiemu zaangażowano również wielu Polaków, w tym mnie.Czym głównie zajmowała się sieć F-2"?- Sieć F-2" zaczęła rozwijać się stosunkowo szybko. Po obsadzeniu" portów śródziemnomorskich wprowadzono informatorów sieci do portów atlantyckich, arsenałów i stoczni. Obserwowano również pilnie ruchy okrętów niemieckich.Jakimi kanałami przesyłano informacje dla Anglików?- Początkowo wysyłano raporty przez Hiszpanię, a do chwili przystąpienia Stanów Zjednoczonych do wojny także przez ambasadę amerykańską w Vichy, co trzy miesiące. Wiadomości ważne i pilne przekazywano depeszami przez własne radio w Nicei. Później raporty były dwutygodniowe. Niezależnie od przerzutów raportów przez Hiszpanię sieć korzystała z usług" małego statku, pod dowództwem kapitana korwety Buchowskiego, pływającego do Gibraltaru, Cannes i St. RaphaĎl. Statek przewoził sprzęt, głównie radiowy, zabierał raporty i spalonych" agentów. Sieć pomogła też w zainstalowaniu radia w ChČtel-Guyon dla delegata rządu Stanisława Zabiełły. Niestety, stosunkowo szybko Niemcy ją zlikwidowali. W Lyonie osobiście miałem dodatkowo stały kontakt z komórką Oddziału VI Sztabu Naczelnego Wodza, zajmującą się łącznością z krajem. Korzystałem z tego kontaktu w przekazywaniu depesz. Jeden z jej przedstawicieli, Wojciech Górski, został rozstrzelany w Lyonie na kilka dni przed uwolnieniem miasta, a rotmistrz Stanisław Sokołowski, aresztowany w Paryżu, deportowany, zaginął bez śladu.Napływ Francuzów do sieci nie stwarzał problemów?- Do sieci angażowano coraz więcej chętnych do pracy przeciw niemieckiemu okupantowi. Wśród Polaków przeważali ludzie młodzi, wychowani w wolnej Polsce, ideowi, zaprawieni w organizacjach studenckich, bez kompleksów w stosunku do sprzymierzonych z Zachodu. Wraz z napływem Francuzów powstał problem wytłumaczenia im, dlaczego na terenie Francji szefami sieci są Polacy. Informowaliśmy, że jest to sieć aliancka i zgodnie z obietnicą daną nam przez Sztab Naczelnego Wodza zapewnialiśmy ich o zaliczeniu pracy w sieci jako pracy dla Force Fran?aise Libre (Wolnych Sił Francuskich). Niektórzy prosili jednak o potwierdzenie tych zapewnień przez zakodowaną depeszę w emisji francuskiego radia z Londynu. Anglicy to potwierdzali. Mimo naszych zapewnień wykazywali w dobrej wierze pewne zdziwienie, że nie mają kontaktu z organizacjami generała de Gaulle'a. Sieć F-2" przetrwała do wyzwolenia Francji, podczas gdy organizacje wywiadowcze kierowane przez zawodowych oficerów znikły już w roku 1942. W czym upatruje Pan sukces F-2"?- Członkowie sieci, zarówno Francuzi, jak i Polacy, byli amatorami bez żadnej zaprawy w wywiadzie. Stopnie wojskowe nie odgrywały w niej żadnej roli w przeciwieństwie do wywiadu zawodowego. Dzięki temu sieć przetrwała.Zdarzały się tragiczne straty?- Wraz z rozrostem personalnym organizacji coraz trudniej było ukryć działalność sieci. Jesienią 1941 r. nastąpiły pierwsze aresztowania. W listopadzie 1941 r. w Algierii wpadł Tadeusz Jekiel. Po sprowadzeniu do Francji został zwolniony z powodu choroby. Sieć ewakuowała go do Gibraltaru. Grudzień 1942 r. był przełomowym momentem w historii sieci. Przygotowana przez Śliwińskiego reorganizacja i przeniesienie Centrali do Grenoble zostały zakłócone aresztowaniami. 26 grudnia Abwehra zatrzymała w Nicei Śliwińskiego, Gołogórskiego, Koryckiego, Pietraszewskiego i Chrzanowskiego. Pomimo tortur nie zdradzili żadnej tajemnicy organizacji. Pozwoliło to na wznowienie jej pracy w lutym 1943 roku. Szefem sieci został major rezerwy Zdzisław Piętkiewicz, a szefem wywiadu Wincenty Rozwadowski. Centrala przeniosła się w okolice Chambery, komórka wywiadu od lipca do Lyonu. Na czym polegało przeorganizowanie sieci?- W nowej organizacji pozostała tylko mała grupa Polaków mogących uchodzić za Francuzów. W związku z tym dwie podsieci przeszły pod kierownictwo francuskie: na południu Anne" z szefem wiceadmirałem Jacques'em Trolley de Prevaux i w Paryżu Cecile" z szefem, wyjątkowo zasłużonym i oddanym sieci, Gilbertem Foury. Pozostałe dwie podsieci: Marie" w centralnej Francji była kierowana przez Stanisława Lasockiego, a Madeleine" w okręgu Grenoble - przez Zbigniewa Morawskiego. Od tej chwili praktycznie za wszystkie sektory odpowiedzialni byli Francuzi.Załamanie się niemieckiego frontu wschodniego nie wpłynęło na rozwój sieci?- Przegrana Niemców pod Stalingradem, zapowiadająca prawdopodobne zwycięstwo aliantów, ułatwiła rekrutację nowych członków do sieci i stworzyła lepszą atmosferę dla całego francuskiego ruchu oporu. F-2" miała wyraźny charakter struktury powstańczej dostosowanej do terenu Francji, a nie klasycznej organizacji wywiadu. Jej coraz szybszy rozwój pozwalał na pokrycie sektorami i komórkami całej Francji. Mogę stwierdzić, że większość ruchów wojsk niemieckich była kontrolowana. Śledzono prace dla okupanta w przemyśle i stoczniach. Przekazywano raporty o fortyfikacjach i ruchach okrętów. W Auxerre przygotowano teren dla zrzutów. Raporty przesyłane co 15 dni do centrali w Lyonie liczyły od 400 do 800 stron maszynopisu. Mogę to potwierdzić, bo wszystkie przechodziły przez moje ręce. Po sfotografowaniu wysyłano jeden do Hiszpanii, drugi do Szwajcarii, a trzeci szedł do Biura Studiów. Była to żmudna robota. Centrala wywiadu w Lyonie posiadała własną pracownię fałszywych dokumentów, które były coraz bardziej potrzebne. Kartki na żywność otrzymywaliśmy z innego źródła.Nastąpiła niestety ponowna seria aresztowań...- Tak, wpadli ludzie w Tuluzie, rozstrzelani w więzieniu we Frenes. Były aresztowania w Lyonie. W ręce gestapo dostał się niemal cały schemat sieci, charakterystyki pracowników, łącznie z moją, ale nie udało się zniszczyć sieci.Jak to się stało, że nie aresztowano Pana?- Cudem uniknąłem uwięzienia. Kiedy przyszli po mnie w Lyonie, byłem już w Paryżu, gdzie centrala przeniosła się na początku maja 1944 roku. Po wojnie w niemieckich archiwach znaleziono listę pytań, jakie zamierzano mi postawić po aresztowaniu.To był koniec aresztowań i wpadek?- Przeniesienie centrali do Paryża nie chroniło od aresztowań. 6 lipca, a więc już po lądowaniu aliantów w Normandii, zatrzymano 26 łączniczek i agentów. Pomimo to poszczególne sektory na trasie posuwającej się armii sprzymierzonych informowały o sytuacji wojsk niemieckich i ich punktach obronnych. Sieć wzmocniła swoją organizację na wschodzie, głównie w rejonie Nancy. We wszystkich francuskich organizacjach patriotycznych, również w naszej, panowała bezgraniczna radość z wyzwolenia Francji.2 lipca 1944 r. był Pan w Paryżu. Jak wyglądały przygotowania do powstania?- Chęć wcześniejszego wywołania powstania przez organizacje komunistyczne, w celu opanowania przez nich miasta, została umiejętnie zatrzymana przez kierownictwo francuskiego ruchu oporu. Powstanie wybuchło, gdy Niemcy nie mieli już sił na reakcję. Pozwoliło to generałowi de Gaulle'owi 26 sierpnia na przejście w otoczeniu swojej świty i przywódców partyzanckich, w niezniszczonym Paryżu, od Łuku Triumfalnego, przez Pola Elizejskie do katedry Notre Dame na nabożeństwo dziękczynne. Gdy patrzyłem na to, ze smutkiem myślałem o krwawiącej w tym czasie Warszawie.Wojna się skończyła, wykonaliście piękną robotę i co dalej?- Entuzjazm polskich pracowników sieci skończył się z przyjazdem we wrześniu 1944 r. Komisji Likwidacyjnej wyznaczonej przez Oddział II Sztabu Naczelnego Wodza. Umowa zawarta między polskim sztabem i reprezentantami generała de Gaulle'a regulowała sytuację francuskich członków sieci. Polacy zaś musieli dołączyć do swoich jednostek w Wielkiej Brytanii. Jako amatorzy z terenu Francji nie mogliśmy mieć takiego przydziału w Anglii. Pojechaliśmy jednak na Wyspy Brytyjskie.Jak zostaliście tam przyjęci?- Gdy 15 stycznia 1945 r. znaleźliśmy się w Londynie, odczuliśmy od razu, że jesteśmy dla II Oddziału Sztabu niewygodni. Jedyną ulgą było zwolnienie nas z uczęszczania do tzw. szkoły patriotycznej (Patriotic School), obowiązkowej dla wszystkich cudzoziemców. Zapewniono nam minimum środków do życia i od razu przygaszono nasz entuzjazm z dobrze i z sukcesem wykonanej pracy w okupowanej Francji.Skąd to się brało?- Powody tego stanowiska zrozumieliśmy dopiero w 1946 r., kiedy poprosiliśmy o archiwalia w celu napisania historii sieci F-2" potrzebnej do uznania jej przez Państwową Komisję Weryfikacyjną Francuskich Sił Kombatanckich. Okazało się, że archiwum czteroletniej pracy sieci F-2" nie istnieje. Co gorsza, nikt nie chciał poinformować nas, co z nim się stało: czy zniszczyli je sami Polacy, czy też oddali je Anglikom. Nie wyjaśniło się to do dziś i chyba się już nie dowiemy o ich losie, bo wszyscy odpowiedzialni za materiały dokumentalne pożegnali się z tym światem. Tak w skandaliczny sposób stracono dowody pięknego polskiego wkładu w zwycięstwo w wojnie w roku 1945. Po usilnych staraniach udało się przynajmniej uzyskać dla Polaków z sieci prawa kombatanckie we Francji. Pozwoliło to na uregulowanie naszej sytuacji i przyznanie rent deportowanym i wdowom po zmarłych i zaginionych członkach sieci.Ile osób pracowało w sieci F-2"?- W ciągu czterech lat przewinęło się przez sieć około 2800 ludzi, w tym 10 proc. Polaków. Jednak głównymi szefami byli zawsze wyłącznie Polacy. Na polskim cmentarzu w Montmorency, wśród tablic poświęconych wielkim Polakom walczącym na Zachodzie, znajduje się również tablica poświęcona sieci F-2", jako dowód uznania dla jej pracy.Po wojnie we Francji, obok pracy zawodowej, był Pan aktywnym działaczem Stronnictwa Narodowego, niestety, ponownie doznając prześladowań. Jak do tego doszło?- W 1960 r., przed wizytą w Paryżu pierwszego sekretarza KC KPZR Nikity Chruszczowa, na jego prośbę internowano na Korsyce najbardziej aktywnych działaczy niepodległościowych z różnych krajów, około tysiąca osób. Najwięcej było Węgrów. Nas, Polaków, 20 osób. Ponieważ przyjazd Chruszczowa przeciągał się, siedziałem na Korsyce przez miesiąc. Co prawda Korsyka to nie Sybir, a na koniec naszego pobytu mer zaprosił nas wraz z pilnującymi nas żandarmami na kolację, to jednak fakt arbitralnego aresztowania uchodźców politycznych był skandalem, który odbił się szerokim echem w świecie. Tym bardziej było to oburzające, że otrzymałem od Francji stopień kapitana, a w 1957 r. najwyższe odznaczenie - Legię Honorową. Potem, przez siedem lat, za każdym razem musiałem się meldować na policji przy okazji wizyty komunistycznych dostojników we Francji. Dziękuję za rozmowę.
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.