Skocz do zawartości

Raport Macierewicza (TW Pelikan") :)


Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
Witam!
Nieubłaganie zbliza się termin ujawnienia raportu Antoniego Macierewicza (raport Pelikana :D ) z likwidacji WSI.

Oto kilka, jakże celnych, spostrzeżeń felietonisty Pawła Zarzecznego na temat raportu:

Stirlitz kontra Macierewicz
Czwartek, 15 lutego (09:34)

Stirlitz wylądował w centrum Warszawy na spadochronie. Miał już 113 lat, ale nikt z Centrali dotąd go nie odwoływał. Służył więc dalej Związkowi Radzieckiemu. Na ogół dla zmylenia wroga udawał starego dziada - i przez te wszystkie lata nikt go nie rozpoznał.

Raz tylko bliski był wpadki - gdy przypadkowo napotkany polski prezydent, wytrawny polityk z Wybrzeża spojrzał mu wnikliwie w oczy i rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu: spieprzaj dziadu! Stirlitz spieprzył w podskokach.

Ale ostatnio do domu starców przyszedł list z Paragwaju. Nadawcą był stary druh Bormann, znany agent sowiecko-niemiecki. Treść była krótka: Standarterfuehrer Stirlitz! Wielka wsypa w Warszawie. Macierewicz rozbija całą naszą siatkę, wyłapuje agentów, a raport z ich nazwiskami wysłał już do premiera. Raport przechwycić, Macierewicza skompromitować!" - kończył pismo człowiek, który od 62 lat już nie żył.

Stirlitz miał nosa, więc szybko odgadnął, gdzie może cuchnąć najbardziej. Zaczął od przeglądania śmietników. Nie pomylił się. Z kosza na śmiecie tuż obok kancelarii premiera wygrzebał opasły tom. Na pierwszej stronie był napis: Raport o likwidacji WSI. Ściśle tajne. Chronić przed hitlerowskimi i sowieckimi agentami, szczególnie przed Klossem i Stirlitzem!". Poznał ten charakter pisma. To znów ten Macierewicz! Tak, ten sam Antoni Antonowicz, który zlikwidował Związek Radziecki nie wychodząc nawet z domu - pomyślał z trwogą Stirlitz, kurczowo ściskając szelki od spadochronu. Ktoś do niego strzelał. Pewnie dlatego, że wciąż chodził w mundurze standartenfuehrera. Ale to właśnie to przebranie zawsze zapewniało mu w Berlinie bezpieczeństwo, nawet w czasach hitlerowskiej okupacji. Więc niezrażony czytał dalej. Zawsze mogę powiedzieć, że czekam na Leppera, on przecież ma różnych kumpli - uśmiechnął się Stirlitz pod nieistniejącym wąsem.

Już pierwsza strona lektury była porażająca. Stwierdzam, że najgroźniejszymi wykrytymi przeze mnie sowieckimi agentami działającymi w Polsce są Stirlitz i Hans Kloss. Działają ulubioną metodą tamtejszej razwiedki, mianowicie przez telewizję, co obiecałem udowodnić. Na ślady ich istnienia natrafiamy co kilka lat. Ponieważ do tej pory nie mieliśmy sygnałów o ich śmierci - należy przypuszczać, że wciąż żyją. Prawdopodobnie w jednym z domów starców na terenie byłej NRD. Stuprocentowo nie zarzucili agenturalnej działalności, o czym świadczą bardzo liczne ślady szkodnictwa w polskim życiu". Przebiegły ten Antoni Antonowicz, warto by i jego zwerbować, pomyślał Stirlitz, i czytał dalej...

Te ślady szkodnictwa to na przykład branie łapówek przez lekarzy czy dolewanie wody do paliwa, klasyczny sowiecki sabotaż, oraz rozwiązłość obyczajowa i pijaństwo, znane sowieckie wzory. Ale najgorsze jest infiltrowanie polskiego wojska. Odkryłem że ministerstwo obrony na Klonowej sąsiadowało przez płot z radziecką ambasadą przy Belwederskiej przez dziesiątki lat. Do tej pory nie odkryłem wprawdzie podziemnych przejść, ale sympatie kadry dowódczej są oczywiste. Porusza się ona po mieście wyłącznie czerwonymi autobusami...".

No nie, to jakiś szajs jednak, ocenił Stirlitz, przewracając kartki byle jak, zwłaszcza że wartownicy strzelali już do niego ogniem ciągłym: oto wykryte przeze mnie zbrodnicze działania: posłanie polskiej dywizji pod Lenino pod ogień karabinów maszynowych i jej zdziesiątkowanie... powstrzymanie się od udzielenia pomocy powstańczej Warszawie... odebranie polskiego obywatelstwa generałowi Andersowi, dowódcy polskich wojsk na Zachodzie... sądowe mordy generałów i przywódców antyhitlerowskiego podziemia... mianowanie na stopień marszałka jawnych sowietów agentów lub złodziei..." - grubo, ale to wszystko przecież nasza Centrala wie, sama decydowała - mruczał Stirlitz, klepiąc się po przestrzelonych kolanach.

I raz tylko się uśmiechnął. Trafił bowiem na opis zakonspirowanej komórki, o której nigdy jeszcze nie słyszał i która wyraźnie wykraczała poza swoje zadania i jawnie działała na szkodę nie tylko swego kraju, ale całej Europy, co Macierewicz podkreślił czarnym ołówkiem: kaperowała piłkarzy z całej Polski do Legii Warszawa korzystając z przymusowych wcieleń do armii, także jedynych żywicieli rodzin...".

Stirlitz miał już przynajmniej sześć razy przestrzeloną głowę, czemu nie przeszkodziła nawet czapka-uszanka, a walonki pełne były bohaterskiej krwi. Ale bardziej martwiły go coraz brudniejsze ręce. Brało się to z tego, że każda strona raportu, dobrym sowieckim wzorem była przewiązana sznurkiem konopnym trzeciego gatunku, którego koniec zalepiony był plasteliną, a ta z kolei wypełniała kapsel po piwie przybity do okładki gwoździem i nosiła ślad jakiejś ściśle tajnej i zupełnie nieczytelnej pieczęci. Cóż to za szajs! - powtórzył w myślach Stirlitz, przewracając ostatnią stronę raportu.

I trafił nagle na dopisek zrobiony ręcznie. Zadrżał. Poznał charakter tego pisma. Bali się go agenci wszystkich służb. Był to charakter pisma Jarosława. Treść lapidarna i mocna:

Ale to szajs!" - pisał Jarosław. Natychmiast wyrzucić na śmietnik!"

Stirlitz natychmiast wyrzucił. Pomaszerował na dworzec. Spieszył się do Berlina. W domu starców na kolację miała być owsianka.

Paweł Zarzeczny

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie